Pollyanna dorasta/Rozdział XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eleanor H. Porter
Tytuł Pollyanna dorasta
Podtytuł Powieść dla dziewcząt
Wydawca Nowe Wydawnictwo
Data wyd. 1936
Druk F. Wyszyński i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Janina Zawisza-Krasucka
Tytuł orygin. Pollyanna grows up
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XV.
Ciotka Polly wszczyna alarm.

Pollyanna przebywała w domu już prawie tydzień, gdy pani Chilton otrzymała list od Delli Wetherby.

Chciałabym donieść Pani, ile dobrego mała Pani siostrzenica uczyniła dla mojej siostry,“ pisała panna Wetherby „lecz obawiam się, że to będzie niemożliwe. Nie orientuje się Pani przecież, co było dawniej. Widziała ją Pani wprawdzie, lecz proszę sobie wyobrazić, że ta jej rezygnacja trwała już od bardzo wielu lat. Stale przepojona była goryczą, nic jej nie interesowało i zdecydowała się aż do śmierci nosić żałobę.
„Potem przyjechała Pollyanna. Nie wspominałam Pani, że siostra moja żałowała, iż zgodziła się przyjąć do siebie dziecko i zaczęła robić mi poważne trudności, grożąc, że gdy tylko dziewczynka zacznie jej prawić kazania, natychmiast odeśle ją do domu. Pollyanna jednak kazań nie prawiła, przynajmniej, tak twierdzi moja siostra, a ona chyba wie o tym najlepiej. Pozwoli Pani, że Jej opiszę, co zastałam, gdy odwiedziłam siostrę wczoraj. Może to właśnie da Pani choć nikłe pojęcie o tej cudownej zmianie, jaka zaszła dzięki Pollyannie.
„Gdy weszłam tylko do domu, zauważyłam, że wszystkie okna są odsłonięte, dawniej zaś po całych dniach zasłony były opuszczone. Po wejściu do hallu usłyszałam melodię z Parsifala. Obydwa salony były otwarte i wszędzie unosił się zapach róż.
„ — Pani Carew i panicz Jamie są w salonie muzycznym, — oświadczyła mi pokojówka. Istotnie zastałam ich tam — siostrę moją i chłopca, którego wzięła do swego domu — zasłuchanych w tej cudownej melodii, którą wykonywała radiowa orkiestra.
„Chłopiec siedział w fotelu na kółkach, był blady, lecz najwidoczniej szczęśliwy. Siostra moja wyglądała o dziesięć lat młodziej. Blade zazwyczaj policzki miała zarumienione, a oczy jej błyszczały radością. Później trochę, gdy chwilę porozmawiałam z chłopcem, poszłyśmy wraz z siostrą na górę do jej pokoju i tam opowiadała mi o Jamie, ale nie o tym dawnym Jamie, za którym wypłakiwała oczy i przez tyle lat tak beznadziejnie tęskniła, lecz o tym nowym, którego miała przy sobie i który nie przyniósł jej ani łez, ani smutku, przeciwnie, wskazał jej nowy cel w życiu i nowe zainteresowania.
„ — Dello, on jest nadzwyczajny, — zaczęła. — Wszystko co najpiękniejsze w muzyce, sztuce i literaturze, przemawia do niego z niebywałą siłą, tylko oczywiście brakuje mu tego rozwoju duchowego i wykształcenia. Właśnie tego ja mu muszę dostarczyć. Od jutra będzie miał nauczyciela. Oczywiście język też ma okropny, ale jednocześnie czyta mnóstwo książek i powinnaś usłyszeć, jakie piękne historie potrafi opowiadać! Oczywiście w ogólnym wykształceniu jest bardzo cofnięty, ale wykazuje taką chęć do nauki, że wkrótce z pewnością przegoni swych rówieśników. Prawdziwie kocha muzykę, więc i pod tym względem muszę go kształcić. Kupiłam już jeden z najlepszych aparatów radiowych i szkoda, żeś nie widziała jego twarzy, gdy po raz pierwszy usłyszał koncert orkiestry. Wie wszystko o Królu Arturze i o jego Okrągłym Stole, mówi o rycerzach, lordach i damach dworu, jak my mówimy o członkach naszej rodziny, czasami tylko zastanawiam się nad tym, czy mówiąc o Sir Lancelocie, ma na myśli rycerza średniowiecznego, czy też wiewiórkę z publicznego parku. A wiesz, Dello, wierzę w to, że on jeszcze będzie chodził. Mam zamiar wezwać w tych dniach dr. Amesa i...
„I tak przez cały czas opowiadała, gdy ja siedziałam oniemiała, z zamkniętymi ustami, lecz bardzo, bardzo, szczęśliwa! Piszę Pani o tym wszystkim, droga pani Chilton, aby się Pani zorientowała, jak wielka zmiana zaszła w mojej siostrze, jak serdecznie zaopiekowała się ona życiem i rozwojem tego chłopca i jak całkiem bezwiednie zmieniła swój stosunek do własnego życia. Stała się teraz czynna dla niego, dla Jamie, bowiem raz na zawsze przestała myśleć wyłącznie o sobie. Mam nadzieję, że już nigdy nie będzie tą znękaną, bezradną kobietą, jaką była dawniej, a to wszystko tylko dzięki Pollyannie.
„Pollyanna! Najmilsze dziecko, najcudowniejsza istota, która zupełnie jest nieświadoma tego, co czyni. Przypuszczam, że nawet moja siostra nie zdaje sobie sprawy z tego, co wypełniło lukę w jej sercu i w życiu całym, a tymbardziej Pollyanna nie może wiedzieć, że to ona jest sprawczynią tej szczęśliwej zmiany.
„Jak mam Pani dziękować, droga pani Chilton? Wiem, że to jest niemożliwe i dlatego wcale próbować nie będę. Odczuwa Pani jednak z pewnością, jak bardzo wdzięczna jestem zarówno Pani, jak i Pollyannie.
„Della Wetherby“.

— Sądząc z tego, kuracja udała się jak najlepiej, — uśmiechnął się dr. Chilton, gdy żona skończyła czytanie listu.
Ku jego wielkiemu zdziwieniu pani Polly niechętnym i ostrzegawczym ruchem podniosła w górę rękę.
— Tomaszu, proszę cię, daj spokój! — wyszeptała.
— Jakto, Polly, co się stało? Czy jesteś niezadowolona, że lekarstwo poskutkowało?
Pani Chilton opadła bezradnie na krzesło.
— Znowu to samo, Tomaszu, — westchnęła. — Naturalnie, że jestem zadowolona, iż ta nieszczęśliwa kobieta znalazła wreszcie jakiś cel w życiu, a poza tym cieszę się, że jest to dzieło Pollyanny. Nie chcę jednak, aby o dziecku mówiło się ciągle, jak... jak o butelce lekarstwa, czy o „kuracji“. Nie rozumiesz tego?
— Głupstwo! Przecież to jej nie wyrządza żadnej krzywdy. Nazywam Pollyannę balsamem od czasu, jak ją poznałem.
— Krzywdy! Tomaszu Chilton, nie zdajesz sobie sprawy, że dziecko jest starsze z dnia na dzień. Czy chcesz ją zupełnie zepsuć? Do tej pory jest zupełnie nieświadoma swojej niezwykłej mocy i w tym właśnie tkwi tajemnica jej wielkiego czaru. W chwili, gdy świadomie będzie chciała ludziom pomagać, stanie się zupełnie niemożliwa i zdemoralizowana. Broń Boże, żeby jej kiedykolwiek miało przyjść do głowy, że jest balsamem dla biednych, chorych i cierpiących ludzi.
— Głupstwo! Ja bym się o to nie martwił, — zaśmiał się doktór.
— Ale ja się martwię, Tomaszu.
— Pomyśl tylko, Polly, ile już ona zdziałała, — argumentował doktór. — Pomyśl o pani Snow, Johnie Pendletonie i o tych wszystkich innych, którzy są nie tacy, jak dawniej i w których zaszła jeszcze większa zmiana, niż w pani Carew. I to wszystko zdziałała Pollyanna, niech jej Bóg błogosławi!
— Wiem, że to wszystko ona, — skinęła poważnie głową pani Polly Chilton. — Ale nie chcę, żeby zdawała sobie z tego sprawę! Wystarczy, że wie o tym, że nauczyła tych wszystkich ludzi swojej „gry w zadowolenie“ i że odtąd czują się oni szczęśliwsi. Istnieje gra — ta jej gra, w którą zabawiają się wszyscy. Mówiąc między nami, Pollyanna i nam samym przyniosła wiele dobra, lecz nie wolno dopuścić do tego, żeby to sobie uświadomiła. Chodzi mi tylko o to. A teraz muszę ci zakomunikować, że postanowiłam tej jesieni pojechać z tobą do Niemiec. Z początku myślałam że nie pojadę, nie chciałam zostawiać Pollyanny samej, a i teraz nie mam zamiaru jej zostawiać. Zdecydowałam, że pojedzie z nami.
— Pojedzie z nami? Doskonale! Czemużby nie?
— Właśnie tak pomyślałam. Uważam, że tak będzie dobrze. Poza tym miałabym wielką ochotę pozostać tam na kilka lat, o czym sam marzyłeś. Chciałabym, aby Pollyanna była trochę z daleka od Beldingsville. Pragnę, aby na zawsze pozostała tak naiwna i nie zepsuta. Będę się starać nie dopuszczać do jej główki głupich myśli. Czyż obydwoje nie pragniemy, Tomaszu, aby to dziecko pozostało nadal czystą i niewinną istotką?
— Masz słuszność, oczywiście, — zaśmiał się doktór. — Ale wątpię czy będąc tutaj, musiałaby się zepsuć. Ten pomysł z pozostaniem na dłuższy czas za granicą bardzo mi odpowiada. Wiesz, że nie wybrałbym się nigdy na dłużej, gdyby Pollyanna miała sama pozostać, ale wobec takiego stanu rzeczy, im prędzej wyjedziemy tym lepiej. Chętnie tam zostanę zarówno dla studiów, jak i dla praktyki.
— A zatem sprawa załatwiona, — szepnęła ciotka Polly, wzdychając z zadowoleniem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eleanor H. Porter i tłumacza: Janina Zawisza-Krasucka.