Potworna matka/Część druga/XLVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Julia nie spała, ale nie myślała o przeszkodzeniu córce.
Domyśliła się rzeczywiście, iż Helena nie oprze się pokusie i rozpieczętuje podczas nocy list, który schowała przy niej do kieszeni.
Pragnęła nawet, ażeby odczytała ten list bezzwłocznie.
— Jutro — rzekła do siebie — znajdę miejsce, gdzie schowa ten liścik miłosny, bo go z pewnością nie spali, i dowiem się w ten sposób o ich projektach.
Po czym Garbuska usnęła, z uśmiechem na ustach, myśląc o pięknym Prosperze Rivet.
Helena, jak wiemy, rozpieczętowała list Lucjana.
Serce jej biło gwałtownie, ręce jej drżały.
Kiedy wyjęła papier z koperty, raz jeszcze nadstawiła ucha na chwilę, po tym, nie słysząc żadnego szmeru, nachyliła się ku świecy, i odczytała następujące wyrazy:
„Kochana Helenko! Helenko ukochana! Ty, którą jedynie kocham, i cierpię przez twe cierpienia tak, jak i ty, a może nawet więcej...
„Chcą wydać cię za mąż, to jest wznieść między nami nieprzebytą, przeszkodę...
„Na samą tę myśl szaleję!
„Ty, Helenko moja, o ty narzeczono moja... moje szczęście... moje życie... masz zostać żoną innego... Ależ to niepodobna. Niepodobna... Niepodobna... Powiedziałem to sobie... powtarzam... a jednak... jednak drżę... Krew uderza mi do serca i duszę się... gorączka mnie pożera.
„Ty żoną innego!...
„Nie, tego nie zechcesz, nieprawdaż?
„Nie, ty odmówisz połączenia swego życia z człowiekiem, który jest nikczemnym nędznikiem, którym pogardzam, jak na to zasługuje...
„Ja znieważyłem tego człowieka! chciałem doprowadzić go do honorowego pojedynku. On zaś miał śmiałość zagrozić mi policją!
„I ty byś miała nosić nazwisko takiego człowieka!
„O, ja bym prędzej zabił tego, nędznika, już nie w pojedynku, bo gardzę nim. Ugodziłbym go nożem lub kulką w głowę.
„Byłbym zgubiony, to prawda... ale ty byłabyś wybawioną od tego człowieka.
„Helenko! w tej chwili przyszłość nas dwojga zależy wyłącznie od ciebie.
„Jeżeli tyle mnie kochasz, że zdołasz powziąć niezłomne postanowienie, możemy uniknąć grożącego nam nieszczęścia!
„Możemy zdobyć szczęście!
„Ten dom, gdzie płaczesz, gdzie cierpisz, gdzie matka tak cię tyranizuje i męczy, opuścić trzeba bez wahania.
„Trzeba uciec ze mną, przyjść do mnie, do mnie, którego ojciec twój dał ci za narzeczonego!
„Kiedy już będziesz przy mnie, któremu przysięgłaś, że będziesz należała doń na zawsze, skoro już będziesz pod moją bezpośrednią opieką, będziesz mogła nie dbać o wszelkie nienawiści i gniewy!
„Ja potrafię cię obronić!
„Serca twego tylko posłuchaj, moja ukochana!
„Zapomnij o teraźniejszości tak ponurej, spójrz w przyszłość.
„Przyszłość ta będzie dla ciebie radością, przysięgam ci.
„Heleno, żądam od ciebie życia!
„Jeżeli nie przyjdziesz do mnie, ja już nie będę miał ani odwagi, ani woli żyć...
„Matka moja gotowa jest przyjąć cię w swe objęcia...
„Przyjdź... a dowiesz się wreszcie, co to jest matka... dobra matka.
„Jutro o godzinie ósmej wieczorem, czekać będę na odpowiedź, to jest na mój wyrok, na skwerze Niewiniątek. Dałby Bóg, ażebyś tę odpowiedź sama mi przyniosła! Dałby Bóg, ażebym usłyszał szepnięcie do mego ucha:
„Jestem! Twoja zawsze i na zawsze!...
„Heleno, kocham cię i kochać będę aż do śmierci!
„Dlatego raczej umrę, niżbym miał się doczekać, abyś była żoną innego!
„Heleno, droga Heleno! ubóstwiam cię...
„Przyjdź!“
Młoda dziewczyna pochłonęła ten list ognisty, pełen nieładu w myślach i namiętności.
Każde zdanie, każdy wyraz, paliły jej serce i sprawiały jej uczucie zarazem pełne bólu, jak i rozpaczy.
Blada była i łzy płynęły jej po licach, chociaż wcale o tym nie wiedziała.
Myśl o ucieczce z domu rodzicielskiego jeszcze nie powstała w jej głowie, to postanowienie straszne, stanowcze, które jej Lucjan doradzał, a raczej nakazywał ponieważ, gdyby go nie słuchała, umarłby; myśl ta przejmowała ją przestrachem nieokreślonym, instynktownym, łatwiejszym do zrozumienia niż do wyrażenia.
Zdawało jej się, że widzi Lucjana leżącego u jej nóg bladego i zakrwawionego, z przedziurawioną skronią od kuli rewolweru.
Zmrożona trwogą, myślała:
— To ja go zabiłabym! Nie, nie mogę dopuścić do jego śmierci!
W ciągu całych godzin, biedne dziecko szlochało w przystępie prawdziwego przygnębienia.
Świeca w pokoju, wypaliwszy się zupełnie, zgasła.
Znalazła się pogrążona w najgłębszych ciemnościach, a myśli jej jeszcze bardziej sposępniały.
Nareszcie, poddając się znużeniu, zasnęła snem gorączkowym.
Obudziła się złamana, ściskając konwulsyjnie w ręce list Lucjana.
Zegar, na kominku stojący, wskazywał wpół do siódmej.
Helena wyskoczyła z łóżka, ubrała się szybko i, włożywszy list do koperty, schowała go do kieszeni sukni.
Wzbudzona była, zdenerwowana.
Bezustannie powtarzała sobie:
— Co robić?... co robić?...
Wtem Julia Tordier, po cichu, bez żadnego szmeru, otworzyła drzwi od pokoju.
— Mleko — rzekła do córki, patrząc na jej twarz zmienioną.
— Pójdę po nie — wyjąkała Helena.
— Już powinno tu być!... Spiesz się... Ja przygotuję kawę... a ty pójdziesz po sprawunki... Powiem, co masz kupić. Pan Prosper będzie u nas na śniadaniu... Ja, wracając od krawcowej, kupię resztę.
Helena, nic nie odpowiedziawszy, wzięła dzbanek do mleka, klucz od mieszkania i wyszła.
W pięć minut była z powrotem.
Garbuska dała jej wiele różnych rzeczy do kupienia w sklepach.
— A nie bałamuć w drodze! — dodała — musimy z domu wyjść o godzinie wpół do dziesiątej najpóźniej.
Młoda dziewczyna, wciąż milcząca, wykonała polecenie.
Na ulicy podniosła oczy ku oknu Joanny.
Ale to okno było jeszcze zamknięte.
— A jednak muszę się z nią zobaczyć — szepnęła — to ona mi doradzi... powie mi, co mam czynić.
Garbuska, zaledwie została sama w mieszkaniu, zaraz wpadła do pokoju córki.
— Gdzie ona włożyła ten list? — rzekła głosem syczącym, rzucając spojrzenie badawcze dokoła. — Muszę mieć ten list... muszę.
I zaczęła przetrząsać łóżko, ubranie i sprzęty.
Naturalnie poszukiwania te nie dały żadnego rezultatu.
— Nic! — zawołała ze złością. — Nic! Ta hultajka zabrała list ze sobą i może go podarła na ulicy! A, łotrzyca!... Powinnam ją zbić na kwaśne jabłko!
Julia Tordier nagle się uspokoiła.
— Zresztą! cóż to szkodzi — rzekła do siebie. — Im prędzej działać będę, tym będzie lepiej, ponieważ tego pragnę.
Uporządkowała meble, położyła ubranie na miejscu i wróciła do kuchni.
Helena prędko przyszła ze sprawunkami.
Matka i córka wypiły kawę, nie rzekłszy do siebie ani słowa.
— Ubierz się! rozkazała Garbuska — idziemy!