Potworna matka/Część druga/XXVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Kiedy wdowa po Jakubie Tordier tak mówiła, dawny dependent notariusza uczynił gwałtowny wysiłek, ażeby się powściągnąć, i zdołał to uczynić.
— Cóż to! — odparł. — Ma mnie pani za dziecko? Czyż spodziewa się pani, że uwierzę, ażeby pani to uczyniła?
— Uczynię to, przysięgam panu — podchwyciła Garbuska — jeżeli mi nie dopomożesz do dopięcia wiadomego ci celu, bez którego życie stałoby się dla mnie męczarnią.
— Nie chcę zostać mordercą, stanowczo odmawiam! Nic na świecie nie skłoniłoby mnie do zabicia Lucjana Gobert!
Julia Tordier wzruszyła ramionami.
— A któż tu mówi o zabójstwie? Ileż to w Paryżu co dzień spełnia się zbrodni nieznanych i nieściganych przez prawo, bo uważane są za wypadki... Czyż przy pewnej zręczności nie sposób spowodować jednego z takich wypadków?
Włosko zaczął chodzić zamyślony. Nagle zatrzymał się przed Julią Tordier.
— Czekam na pańskie postanowienie — rzekła — i będę wdzięczną, gdy się o nim dowiem jak najprędzej.
Zamiast odpowiedzi, Włosko zagadnął:
— Czy pewną jest pani, że córka pani wcale nie ustąpi? Że trwać będzie w uporze?
— Naturalnie, gotowa na wszelkie skandale, gotowa na wszystkie szaleństwa z miłości dla Lucjana Gobert.
— I sądzi pani, że tylko śmierć Lucjana mogłaby sprowadzić pożądany rezultat?
— Tak...
— To się pani myli, a ja oświadczam, że dość byłoby zabić go moralnie.
— Nie rozumiem pana.
— Zrozumie pani, zrozumie...
Józef Włosko wziął z biurka gruby tom, przerzucał w nim karty, wreszcie podał go Garbusce mówiąc:
— Paragraf 354, 355 i 356. Czytaj pani...
Julia Tordier przeczytała trzy wskazane jej paragrafy.
Dziwna radość zabłysła na jej twarzy.
— Zrozumiała pani teraz? — spytał dawny dependent.
— Tak.
— Sądzi pani, że to wystarczy dla zmiażdżenia naszego nieprzyjaciela?
— Tak.
— Że wola pani nie napotka oporu?
— Niezawodnie, lecz postępek musi być dokonany...
— I będzie, kochana pani, zanadto dobrze znam serca ludzkie, ażeby o tym wątpić — odparł Włosko, zamykając kodeks — chodzi tylko, aby pozornie obojgu zakochanym pozostawić zupełną swobodę działania... udać, że nikt się nie domyśla, iż pisują do siebie potajemnie. Jednocześnie pozostanie pani dla swej córki surową, nieubłaganą... To jest, proszę pani, jedyne wspólnictwo, jakie sumienie moje pozwala pani ofiarować? Czy to panią zadowoli?
— Zadowoli!...
Garbuska poruszyła się, chcąc widocznie wyjść, i wkrótce opuściła kantor Józefa Włoska, chłodno uścisnąwszy mu rękę.