Potworna matka/Część pierwsza/XXX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Potworna matka
Podtytuł Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki
Wydawca "Prasa Powieściowa"
Data wyd. 1938
Druk "Monolit"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Bossue
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXX.

Od trzech dni śledztwo, wytoczone w przedmiocie zbrodni, której ofiarą padł doktór Reynier, prowadzone było z gorączkową sprężystością.
Prefektura wyprawiła w dzielnicę Sainte-Croix-de-la-Bretonerie całą brygadę agentów, którzy szperali po ulicach, domach, najmniejszych zakątkach, spodziewając się wydobyć jakąkolwiekbądź wskazówkę.
Nadzieja ta nie spełniła się jednak.
Nie znajdowano zgoła nic.
W nocy zbrodni komisarz policji, zawiadomiony przez policjanta, przybiegł, nie tracąc ani minuty, do kupca win, który przyjął do pokoju za sklepem ciało doktora.
Gdy pierwsze oględziny zostały dokonane, ciało zostało przeniesione do mieszkania ofiary.
Stara służąca doktora o mało co nie zemdlała, ze zdumienia, przerażenia i zmartwienia, widząc swego pana nie żywego, gdy przed kilku godzinami był jeszcze pełen życia i zdrowia.
Musiała jednak odpowiedzieć na zapytania komisarza, ale nie mogła nic więcej oznajmić nadto, że doktór wyszedł wieczorem o wpół do ósmej, wezwany przez jakiegoś człowieka, którego żona spodziewała się potomka.
Wyszukała adresu, zapisanego w wykazie chorych, i podała go komisarzowi.
Adres opiewał:
Castagnol, posługacz starszy w halach miejskich, ulica Deux-Écu Nr. 3.
Komisarz zapisał sobie ten adres i zaczekał na naczelnika policji, który przybył jednak dopiero o godzinie 7-ej zrana, wespół z podprokuratorem i sędzią śledczym.
Prokurator wysłuchał opowiadań komisarza i kazał wezwać lekarza, dla obejrzenia ran.
Doktora który przybył, znamy.
Widzieliśmy go już w domu przy ulicy Anbry, stwierdzającego zgon Jakuba Tordier.
Obejrzał ranę na ciele doktora Reynier i wywnioskował, że cios zadany został nożem kuchennym o klindze szerokiej i wyostrzonej.
Koniec noża przeszył serce, i śmierć nastąpiła raptowna, piorunująca.
Następnie sędzia śledczy przystąpił do badania.
Wysłuchał służącą Mariannę, obu tragarzy, którzy pierwsi zobaczyli trupa i agenta, który pierwszy zobaczył ich, nachylonych nad trupem.
Z zeznań tych stwierdzić zdołał tylko tę okoliczność, że skoro patrol policyjny przechodził przez ulicę Sainte-Croix-de-la-Bretonnerie po raz pierwszy o godzinie wpół do pierwszej, a ostatnim razem przed trzecią zrana, to doktór musiał być zabity między godziną wpół do pierwszej a drugą zrana, gdyż o trzeciej ciało znaleziono już sztywne.
— Tak, to naturalne — potwierdził naczelnik policji.
— Trzeba nam teraz dowiedzieć się, o której godzinie doktór opuścił ulicę Deux-Écu?
— O, to Castagnol będzie nam mógł powiedzieć...
— Któż to ten Castagnol.
— To posłaniec z hali miejskiej — odezwał się komisarz policji — człowiek bardzo uczciwy i szanowany...
Można na nim polegać.
— Gdy podniesiono trupa, czy nie znaleziono przy nim jakiego przedmiotu, mogącego dostarczyć wskazówek?
— Nic złego, panie sędzio śledczy.
— Nawet noża nie znaleziono, którego użyto do spełnienia morderstwa?
— Nie, panie... Szukano na tej ulicy i na sąsiednich... nigdzie...
— Proszę nakazać zrewidowanie kanałów ulicznych. Może tam morderca wrzucił narzędzie zbrodni...
— To się zrobi.
Jak widzą czytelnicy, przezorność sędziego nie była zbyteczną.
Garbuska, uderzywszy swą ofiarę, chciała pozbyć się noża zakrwawionego i w tej chwili nie wiedziała nawet, co się z tym nożem dzieje.
Oznajmiono przybycie Castagnola, sprowadzonego przez ajenta.
Castagnol wszedł blady i bardzo wzruszony.
— O, — zawołał, rzucając się z wyciągniętymi rękoma ku trupowi, leżącemu na łóżku — zamordowano przyjaciela ubogich w całej dzielnicy... zabito dzielnego człowieka, znakomitego uczonego, który uratował moją biedną żonę!... Pomścijcie go, panowie!... Pomścijcie go!
— To oburzenie przynosi ci zaszczyt, mój przyjacielu — wyrzekł sędzia śledczy — ale uspokój się i dopomóż nam sam do śledztwa...
— O, gdybym miał jego mordercę w ręku...
— O której godzinie doktór Reynier przyszedł do pana na ulicę Deux-Ecu?
— O godzinie ósmej punktualnie.
— A o której godzinie wyszedł?
— O wpół do dwunastej.
— Zbierz swoje wspomnienia, Castagnolu. Bardzo ważnym jest dla nas wiedzieć, czy doktór opuścił pańskie mieszkanie o wpół do dwunastej...
— Tak, panie sędzio, punktualnie... Poczciwy doktór, w chwili gdy brał kapelusz, spojrzał na zegarek i rzekł: teraz wpół do dwunastej, mój chłopcze... przyjdę jutro...
— Czy przypuszczasz, że mógł jeszcze odwiedzić jakiego chorego?
— Nic nie przypuszczam, ale nie sądzę...
Stara Marianna, która płakała w milczeniu, stojąc w kącie, nagle podniosła głowę i przemówiła:
— Panie sędzio, mój biedny pan zabrał z sobą z domu pudełko z instrumentami chirurgicznymi.
— Pudełko jest u nas — odparł Castagnol — doktór miał je wziąć z sobą nazajutrz, po odwiedzeniu mej chorej żony.
Sędzia śledczy zamyślił się.
— Ile czasu mógł potrzebować doktór, ażeby przyjść wprost z ulicy Deux-Ecu tutaj? — zapytał.
— Wyszedłszy od siebie dwadzieścia minut do ósmej, przybył do Castagnola punktualnie o ósmej — zauważył naczelnik policji.
— Za tym potrzebował dwadzieścia minut czasu??
— Tak.
— Jeżeli tak, to doktór musiał po drodze zatrzymać się w jakimś domu, ponieważ strażnicy, przechodząc o wpół do pierwszej przez ulicę Sante-Croix-de-la-Bretonneri nie znaleźli jego trupa.
— Może schował się do jakiej bramy przed burzą — wtrącił komisarz.
Badanie, prowadzone w ten sposób nie dało rezultatu.
Sędzia śledczy nie tracił jednak nadziei? postanowił zbadać wszystkich możliwych świadków.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.