Potworna matka/Część trzecia/XXXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Radość Joanny objawiła się potokiem łez rzęsistych. Gdyby nie one, serce jej pękłoby chyba, wezbrane zbytkiem szczęścia.
— Czym ja się panu odwdzięczę? — wyjąkało młode dziewczę przez łzy.
— Jestem dostatecznie wynagrodzony widokiem radości pani — rzekł, wpatrując się z lubością w wyrazistą twarzyczkę Joanny.
— Więc ułaskawienie jest pewne, nie można liczyć na żaden zawód?
— Pewne najzupełniej... potwierdzono mi je w ministerium, gdzie mam przyjaciół... Przeglądałem papiery urzędowe. Ojciec pani także musi o tym wiedzieć, napisałem bowiem do naczelnika więzienia w Nimes, by go o tym zawiadomił, co z pewnością uskutecznił.
— Radość jego będzie wielką, lecz z pewnością niedorówna mojej!... A! ja mego ojca tak kocham!
Włosko, słuchając tych słów, zrozumiał tę istotę, pełną poświęcenia, i pojąć nie mógł aby takie dziecko anielskie mogła matka rodzona skazywać na śmierć! Oh! potwór nie kobieta? — zawołał w duchu.
Następnie mówił głośno:
— A także, dzięki wzorowemu postępowaniu jego, dozwolono mu zamieszkać w Paryżu. Złożyłem za niego kaucję i zobowiązałem się dać mu u siebie zajęcie, które ułatwi mu życie... na co uzyskałem przyzwolenie.
— A! panie, jaki pan dobry — składając ręce, zawołała Joanna.
— Przy wyjeździe z Nimes ojciec pani dostanie paszport, zawizowany do Paryża, i uda się wprost do mnie dla objęcia posady, którą dla niego zatrzymałem.
— Na drugim piętrze tego domu kazałem umeblować mieszkanie dla niego... i dla pani... gdybyś sobie życzyła pozostać z nim razem...
Skoro tylko tu będzie, ułatwię mu wszystkie formalności, dzięki moim licznym stosunkom. Widzi pani, że wszystko przewidziałem...
Nagle Joanna zamyśliła się.
Ostatnie słowa Włoska przywiodły jej na pamięć powód, który sprowadził ją tutaj i rady pani Gevignot.
— Panie — rzekła nareszcie — czy wolno mi zadać jedno pytanie?
— Niezawodnie...
— Jakim sposobem dowiedziałeś się o nieszczęściach mego ojca i co jest powodem, aby pan się zainteresował nim tak żywo i tak szlachetnie?
Jakkolwiek pytanie to było jasno i szczerze postawione, niemniej zmieszało byłego dependenta.
Nie mógł objaśnić, w jaki sposób został wtajemniczony w rodzinne jej sprawy. Należałoby opowiedzieć zbrodnię Julii Tordier i przyznać się niejako do jej wspólnictwa, wynikającego z jego milczenia.
Włosko nie życzył sobie tego, przynajmniej obecnie. Musiał zatem wymyśleć na poczekaniu coś prawdopodobnego, by nie rzucić do umysłu Joanny ziarna podejrzenia.
— Opowiem pani wszystko, skoro pragniesz wiedzieć... Ojciec pani urodzony w Gex... Tamże wszedł do służby osoby możnej i bogatej...
Dziewczę na wspomnienie zbrodni schyliło głowę.
Włosko mówił dalej:
— Jako pokojowiec hrabiego de Barrail... i tam, za podżeganiem niecnej kobiety, popełnił zbrodnię... Czy ojciec pani nie mówił jej nazwiska?
— Nigdy.
— Dobrze zrobił... Lepiej by pani nigdy nie dowiedziała się o nim.
Bujna wyobraźnia Włoska stworzyła całą historię, mówił więc dalej bez zająknienia:
— Mój ojciec dzierżawił jeden z folwarków hrabiego de Barrail i był przyjacielem ojca pani. Znając jego uczciwość i będąc przekonanym, iż uległ popędowi, graniczącemu z obłędem, jako świadek, stawał w jego obronie i udało mu się uchronić go od kary śmierci... Był czas, gdy te szczegóły zatarły mi się w pamięci... Mając lat piętnaście, przybyłem na studia do Paryża... Wkrótce umarła mi matka, ojciec zwinął gospodarstwo i osiadł w Paryżu, utrzymując się ze szczupłej renty... Dzięki usilnej pracy, stworzyłem sobie stanowisko, i szybkim krokiem szedłem do majątku... Ojciec mój, pomimo opieki doktorów, z dniem każdym upadał na zdrowiu... Kilka miesięcy temu, czując bliski swój koniec, rzekł mi:
„Kochany synu, mam do ciebie prośbę... przyrzeknij mi, że ją spełnisz... Przypominam sobie Piotra Bertinot, mego przyjaciela, serce złote, pomimo winy, którą popełnił; otóż proszę cię w imię tej naszej przyjaźni, staraj się dowiedzieć, czy on żyje, odnaleźć go i jego córkę i uczynić dla nich wszystko, co będzie w twojej możności“.
— Przyrzekłem i zaraz po śmierci ojca zabrałem się do spełnienia danego przyrzeczenia. Odnalezienie śladów ojca pani i jej samej, łatwo mi nie poszło; nareszcie usiłowania moje uwieńczyły się skutkiem, i dowiedziała się pani, dlaczego tyle mi na tym zależało.
Joanna, nie wątpiąc ani na chwilę w prawdę słów jego, cała wzruszona wyciągnęła do niego rękę, mówiąc:
— Dzięki ci, panie, za dobroć twoją, z całej duszy wdzięczna ci jestem.
Po chwili milczenia, dodała:
— Gdy pan odwiedzał mojego ojca, czy... czy mówił co o mojej matce?
— Nic, zupełnie.
— Więc pan nie zna jej nazwiska?
— Nie, pani.
— Jakaż to niepojęta tajemnica osłania moje urodzenie!...
— Nie staraj się przeniknąć jej, jeżeli ojciec zataił to imię, może dlatego, że znając je, przeklinać by pani je musiała.
— Wie pan, co mi przychodzi do głowy? Oto że ona musiała być złą istotą, która popchnęła go do zbrodni i że przez nią został skazany.
— Za to zaręczyć nie mogę.
— O! panie, jeżeli ja się nie mylę, a podobna kobieta jest rzeczywiście moją matką, być może, iż powinnam ją kochać, lecz, niech mi Bóg przebaczy, jeżeli tak jest! mogę ją tylko nienawidzieć, gardzić nią...