Powstańce z 1831 w puszczy Białowiezkiej

<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Gorecki
Tytuł Powstańce z 1831 w puszczy Białowiezkiej
Pochodzenie Lutnia. Piosennik polski. Zbiór pierwszy
Wydawca F. A. Brockhaus
Data wyd. 1864
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
POWSTAŃCE Z 1831 W PUSZCZY
BIAŁOWIEZKIEJ.

Wpław przebyli nurt Narewki,
Otrzęśli się rzeźko z wód,
Podsypali proch w panewki,
Idą — pieśń ich leci wprzód:

Gdzież ochota strzelce wiedzie?
Białowiezki pyta las;
Idą, mówi, na niedźwiedzie,
Każdy ma z kulami pas.

Oj! nie wiesz ty stary lesie,
Jaki w tobie gości zwierz!
Wszystkich jemu połknąć chce się,
Że czerwony ma kołnierz.

Lecz jak puścim grad z rusznicy,
Wybacz wrogu, musisz ledz!
Narodowi my strażnicy:
Trzeba lasu swego strzedz.

I pan Ronko nadleśniczy,
I pan Szretter mówi: bić —

Bo za łupieztwem tej dziczy,
Nie ma ludziom jak i żyć.

Wtem wódz krzyknął: «Cicho już!
Dosyć śpiewać, gaście lulki,
W pogotowiu proch, grankulki,
Wszak to ostęp Hwozno tuż.»

Jak rzekł: — cicho — tak cyt strzelce.
Słuchają go choć młodzik;
Szepcą z sobą: «Umny wielce.» —
«At dziwo, Akademik!»

Na gościniec wyszli wielki.
Kazał im się wódz wstrzymać,
Po jednemu wzdłuż grobelki,
Skryć się, i wroga czekać.

Stoją — — Szumi las ponury,
Słychać słodkiej wody ciek;
Coś czerknęło — strzelec który
Widać skałkę swą nasiekł.

Jak dzień piękny, ranek wiosny
Wita miły ptaszek głos;
Lecz co wszystko, na wierzch sosny
Podskakując, krzyczy kos? —


Piesek jakiś drogą bieży,
Oj! nie piesek tylko sam!
Co czerwonych tych kołnierzy,
I bagnetów błyszczy tam!

Szczeknął piesek, w tył uciekł —
«Stój!» kapitan wstrzymał szyki;
«Tu być muszą buntowniki!
Idźcie czterech, w las ten —» rzekł.

Weszli grożąc w las żelazem.
W tem poczwórny huknął strzał:
Jak szli tak i padli razem —
Żaden dotąd i nie wstał.

«Ognia rota!» słucha rota,
Lecz z przestrachu czy przez gniew;
Choć plutonem kule miota,
Zrywa tylko wierzchy drzew.

Strzelców oko lepiej mierzy,
Co błysk z lasu, Moskal bach!
Już połowa trupem leży,
Reszta krzyczy: «Pardon Lach!»


«Nie, nie wchodźcie w traktat z niemi!»
Hryszko, strzelec wziął wołać,
«Póki na Polskiej są ziemi,
Wszystkich trzeba trupem słać!»

I znów z lasu grzmią wystrzały —
Rzuca broń zlękły żołnierz,
Ucieka, lecz z roty całej,
Jeden zbiegł do Biało-wież.

Uderzyli w trąbki wodze,
Dają znak: «Wstrzymać pogoń!»
Wracają strzelce, po drodze,
Zbierają po trupach broń.

Patrzą — Moskal jeden żyje,
Tarza w piasku siwy włos,
Krew z pragnienia własną pije,
I zawołał: «Ot mój los!»

Po polsku do nich zawołał.
Biega: «Czyżbyś Polak był?»
Ten dalej mówić nie zdołał,
Lecz zebrawszy resztę sił:


«Polak, rzecze, lat dwadzieście,
Jak w rekruty mnie pan zdał;
Gdziem nie był — wróciłem wreszcie,
Bym z rąk swoich umrzeć miał —

Jak-siem cieszył — wieś o milę,
Myślę: żyje siostra, brat,
Zajdę do nich, wytchnę chwilę —
Aż tu trzeba rzucać świat —!

Gdybyż jeszcze —!» tu w te słowo
Trysł mu z piersi krwi potok;
Dusza poszła w podróż nową,
Oczy zamknął śmierci mrok.

Antoni Górecki.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Gorecki.