[133]
Z ARABESEK.
PRELUDIUM.
Na listku róży dzieje zwykłej treści
Opiszę, praca ręki mej nie znuży;
Miłości naszej poemat nie duży
Wraz z epilogiem, ręczę, że się zmieści
Na listku róży.
Dwie łzy, półuśmiech, i kaprys niewieści…
Ten utwór, pani, niechaj tobie służy!
[134]
Wspomnij, gdy krótkość jego cię oburzy.
Że dzieje szczęścia mego w tej powieści
Na listku róży...
II.
Wiem już, czemu ty wciąż pytasz mnie:
W co ja wierzę, a w co ja nie wierzę?
Pan Bóg, dziewczę, tyle rzeczy wie —
Nuż go spytam, czy kochasz mnie szczerze?...
Wierzym w Boga, dziewczę, ja i ty
I jednakie mówimy pacierze.
Lecz ja, wybacz, w szczęścia wieczne sny
Nawet wtedy, gdy kocham — nie wierzę.
III.
Rośnie kwiat polny nocą w lesie
Ukryty w cień i w ciszę.
Perełkę rosy, skarb jedyny.
Na listkach swych kołysze.
O świcie jasny słońca promień
Wpadł w leśny cień i ciszę.
Perełkę rosy zabrał z sobą —
A kwiat się wciąż kołysze...
[135]
IV.
Wyszedł z mody już romantyzm
I klasyczny spokój grecki.
Wyszedł z mody styl roccoco
I styl empire staroświecki.
Kwiat niebieski romantyzmu
Zwiądł, i wskrzesim go nie rychło;
Zaś o wdzięku form klasycznych
Dziwnie jakoś w krąg przycichło.
W przyszłość — nam już za daleko.
Nad poziomy — za wysoko;
Choćbyż został na pociechę
Styl empire lub styl roccoco!
Trudno stąpać wśród tej matni
Śladów, ścieżek i dróg tylu...
Gdy ci mówię: »Kocham!» powiedz,
W jakim ja to mówię stylu?
Gdy ci mówię: »Kocham« powiedz,
Czy klasycznie brzmi choć trocha?
Lub przeciwnie mówisz sobie:
Romantycznie on mnie kocha?
Pani — miłość jak świat stara,
Starsza, jeśli się nie mylę,
Niż klasycyzm i romantyzm
I najlepsze wszystkie style.
[136]
V.
Pamiętasz? — dnia tego o zmierzchu
W salonie nie było nikogo.
Tyś grała preludyum Szopena...
Ach! wszyscy preludya grać mogą.
Lecz nikt mnie tej chwilki nie wróci.
Tej chwilki jak jasny sen krótkiej.
Gdy z pierwszym naszym uściskiem
Preludya urwały się zwrotki...
Wiesz, czemu na twarzy mej dzisiaj
Łzę cichą znienacka ujrzano?
O zmierzchu mój sąsiad za ścianą
Dziś zagrał preludyum Szopena.
VI.
Gdy ranek majowy mgłą srebrną, mgłą lekką
Kwiateczki zroszone otuli.
Wyjdź, dziewczę, ze świtem na łąkę nad rzeką.
Tam ciebie pożegnam najczulej.
Gdy w lesie drzew czoła zapłonią się lekko
I świergot się zbudzi ptaszęcy.
Pożegnam cię, dziewczę, — i pójdę daleko
I nigdy nie wrócę już więcej!
[137]
A dokąd? — zapytasz, uśmiechniesz się lekko
I rzucisz dokoła spojrzeniem.
Dzieweczko, kraj, dokąd ja idę — daleko...
A zwie się ów kraj Zapomnieniem.