Prowincjałki/Ośmnasty list do Wielebnego O. Annat, Jezuity
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Prowincjałki |
Wydawca | Instytut Wydawniczy »Bibljoteka Polska« |
Data wyd. | 1921 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
DO WIELEBNEGO O. ANNAT, JEZUITY.
(Autor wykazuje jeszcze dowodniej, z samej odpowiedzi O. Annat, iż niema w Kościele żadnej herezyi, że wszyscy potępiają naukę, którą jezuici chcą przypisać Janseniuszowi, że tedy wszyscy wierni są tego samego zdania w kwestyi Pięciu Twierdzeń. Autor określa różnicę między kwestyami wiary a kwestyami faktycznemi, i wykazuje, iż, w kwestyach faktycznych raczej należy poddawać się temu co się widzi niż jakiejkolwiek ludzkiej powadze.)
Wielebny Ojcze!
Oddawna już silisz się znaleźć jakiś błąd u swoich przeciwników, ale — pewien tego jestem — przyznasz w końcu, że niema nic trudniejszego niż uczynić heretykami tych którzy nimi nie są i którzy niczem się tak nie brzydzą jak herezyą. Wykazałem w ostatnim liście, ile herezyi wmawiałeś w nich, jedna po drugiej, nie mogąc znaleźć żadnej którąby się dało podtrzymać przez czas dłuższy: tak iż nie zostało ci w końcu nic, jak tylko oskarżyć ich iż wzdragają się potępić sens Janseniusza, który chcecie aby potępili bez wyjaśnienia. Musiało snać być bardzo trudno znaleźć w nich herezyę, skoro uciekliście się do tej. Kto bowiem słyszał kiedy o herezyi, której nie można wyrazić? To też odpowiedziano ci bez trudu, iż, jeżeli Janseniusz nie zawiera błędów, nie byłoby słusznie go potępiać; jeżeli zaś zawiera, powinniście je wskazać, iżby się wiedziało bodaj co się potępia. Nie uczyniliście tego wszelako nigdy; próbowaliście jedynie umocnić wasze uroszczenia zapomocą dekretów, które na nic się wam nie zdały, ponieważ nie tłómaczą w żadnej mierze myśli Janseniusza, którą rzekomo potępiają w tych Pięciu Twierdzeniach. Nie była to więc droga do zakończenia sporów. Gdybyście się zgodzili z obu stron na prawdziwą naukę Janseniusza, i gdybyście się różnili jedynie w tem czy ta nauka jest herezyą czy nie, wówczas sąd któryby oświadczył że jest herezyą, trafiłby w sedno kwestyi. Ale, skoro wielki spór był o to, jaki jest sens nauki Janseniusza, przyczem jedni mówili, że widzą w nim jedynie naukę św. Augustyna i św. Tomasza, inni zaś że widzą herezyę, której wszelako nie określają, jasnem jest, że wyrok papieski który nie dotyka tego punktu i który potępia jedynie myśl Janseniusza w ogólności, nie wyjaśniając jej, nie rozstrzyga w niczem sporu.
Dlatego to powtórzyłem wam sto razy, iż wobec tego ze spór wasz toczy się koło tego faktu, nie zakończycie go nigdy inaczej, jak tylko oświadczając jaką jest ta myśl Janseniusza. Ale, ponieważ wciąż odmawiacie tego uparcie, przycisnąłem was wreszcie w ostatnim moim liście, wykazując, iż ta chęć potępienia owej rzekomej myśli bez wyjaśnienia jej ma swoje tajemne przyczyny, i że zamiarem waszym jest przerzucić z czasem to nieokreślone potępienie na naukę o łasce skutecznej, wykazując że jest nie czem innem niż nauką Janseniusza: co wam przyjdzie bez trudu. To zmusiło was do odpowiedzi. Gdybyście bowiem potem jeszcze wzdragali się objaśnić tę myśl, najmniej bystrzy ludzie zrozumieliby że w istocie godziliście jeno w łaskę skuteczną, co, wobec czci Kościoła dla tak świętej nauki, byłoby dla was sromotną hańbą.
Trzeba wam tedy było się oświadczyć; i to właśnie uczyniłeś, mój Ojcze, odpowiadając na mój list, gdzie ci przedstawiłem: iż, jeżeli Janseniusz miał, co do tych Pięciu Twierdzeń, inne jakieś rozumienie niż odnoszące się do łaski skutecznej, wówczas nie ma obrońców; jeżeli zaś nie miał innego rozumienia poza łaską skuteczną, niema błędu. Nie mogłeś temu zaprzeczyć, mój Ojcze; ale czynisz tego rodzaju rozróżnienie, str. 21: Aby usprawiedliwić Janseniusza, powiadasz, nie wystarczy powiedzieć iż głosi on jedynie łaskę skuteczną; ponieważ można ją głosić w dwa sposoby: jeden heretycki, w duchu Kalwina, polegający na twierdzeniu iż wola pobudzana łaską nie ma mocy się jej oprzeć; drugi prawomyślny, w duchu Tomistów i Sorbony, mianowicie iż łaska skuteczna, sama z siebie, włada wolą w ten sposób iż zawsze wola ma władzę oprzeć się jej. Zgoda na to wszystko, mój Ojcze; poczem kończysz w ten sposób: Iż Janseniusz byłby katolikiem, gdyby bronił łaski skutecznej w duchu Tomistów; ale że jest heretykiem, ponieważ jest sprzeczny z Tomistami a zgodny z Kalwinem, który przeczy władzy opierania się łasce.
Nie rozpatruję tu, mój Ojcze, tego punktu faktycznego, mianowicie czy Janseniusz zgodny jest z Kalwinem. Wystarczy mi że to utrzymujesz, i że nam oświadczasz, iż pod nauką Janseniusza rozumiałeś nie co innego jak naukę Kalwina. Czy nie to chciałeś powiedzieć, mój Ojcze? Czy nie błąd Kalwina chciałeś potępić pod mianem nauki Janseniusza? Czemuż tego nie powiedziałeś wcześniej? Oszczędziłbyś sobie wiele trudu: bez bull i listów papieskich, wszyscy byliby potępili ten błąd z tobą. Jakże to objaśnienie było potrzebne i ile ono usuwa trudności! Nie wiedzieliśmy, mój Ojcze, jaki błąd papież i biskupi chcieli potępić pod mianem nauki Janseniusza. Cały Kościół był w wielkim kłopocie, a nikt nie chciał nam tego wyjaśnić. Czynisz to teraz, mój Ojcze; ty, którego całe stronnictwo uważa za swoją głowę i za główną sprężynę wszystkich obrad, i który znasz całą tajemnicę tej sprawy. Powiedziałeś nam tedy, że ta nauka Janseniusza jest nie czem innem, niż nauką Kalwina potępioną przez sobór. To rozprasza wiele wątpliwości. Wiemy obecnie, iż błąd który zamierzali potępić pod nazwą nauki Janseniusza, jest nie czem innem jak nauką Kalwina, i że, w ten sposób, jesteśmy posłuszni ich wyrokowi, potępiając wraz z nimi to co oni chcieli potępić. Nie dziwi nas już, że papieże i część biskupów tak się zaciekła przeciw Janseniuszowi. Jakże mogłoby być inaczej, mój Ojcze, skoro wierzyli tym, którzy głoszą publicznie, że ta nauka jest tożsama z nauką Kalwina?
Oświadczam tedy, mój Ojcze, że nie masz już o co gromić swoich przeciwników, ponieważ oni brzydzą się tem samem czem ty się brzydzisz. Dziwi mnie tylko, żeś tego nie wiedział, i że tak licho znałeś ich poglądy w tej kwestyi, które tylekroć wyrażali w swoich dziełach. Pewien jestem, iż, gdybyś się do nich zbliżył, żałowałbyś że się nie zapoznałeś, spokojnie i życzliwie, z tak czystą i chrześcijańską nauką, którą zaciekłość kazała ci zwalczać na nieznane. Ujrzałbyś, mój Ojcze, iż nietylko uważają oni, że można się w istocie oprzeć owej wątłej łasce noszącej miano pobudzającej albo nieskutecznej, nie pełniąc dobra do którego ona zachęca, ale utrzymują też niezłomnie, wbrew Kalwinowi, iż wola może się opierać nawet łasce skutecznej i zwycięskiej; jak również bronią, wbrew Molinie, mocy tej łaski nad wolą: równie żarliwie wojując o jedną z tych prawd co o drugą. Wiedzą aż nadto, że człowiek, z własnej swej natury, zawsze ma moc grzeszenia i oparcia się łasce, i że, od swego skażenia, nosi w sobie nieszczęsny zaczyn pożądliwości, która pomnaża w nim nieskończenie tę moc, ale że wszelako, kiedy się Bogu spodoba natchnąć go swem miłosierdziem, czyni z nim co chce i jak chce: przyczem to nieomylne działanie Boga nie niweczy w żadnej mierze naturalnej wolności człowieka, dzięki tajemnemu i cudownemu sposobowi w jaki Bóg dokonuje tej przemiany. Sposoby te cudownie wyłożył św. Augustyn; a rozpraszają one wszelkie możliwe sprzeczności, które przeciwnicy łaski skutecznej chcą widzieć między najwyższą władzą łaski nad wolną wolą, a siłą jaką wolna wola posiada aby się opierać łasce. Wedle tego wielkiego świętego, z którego papieże i Kościół uczynili prawidło w tym przedmiocie, Bóg odmienia serce człowieka rozlewając w niem niebiańską słodycz, która przemaga pożądliwości ciała. Człowiek, czując z jednej strony swoją śmiertelność i nicość, z drugiej zaś odkrywając wielkość i wieczność Boga, uczuwa wstręt do rozkoszy grzechu, które go dzielą od nieskazitelnego dobra. Znajdując swą najwyższą rozkosz w Bogu który go upaja, zwraca się doń niemylnie sam z siebie, popędem zupełnie swobodnym, zupełnie dobrowolnym, miłosnym, tak iż byłoby dlań męką i karą oderwać się odeń. Nie znaczy to aby nie mógł się odeń oderwać w każdej chwili i aby w istocie nie oddalał się odeń kiedy zechce; ale w jaki sposób miałby chcieć, skoro wola zmierza zawsze jedynie ku temu co ją najbardziej zachwyca, a nic jej wówczas tak bardzo nie zachwyca, jak to jedyne dobro, obejmujące w sobie wszystkie inne dobra. Quid enim amplius nos delectat, secundum id operemur necesse est, jak powiada św. Augustyn.
W ten sposób Bóg rozrządza wolną wolą człowieka, nie narzucając mu przymusu; wolna wola, która zawsze może opierać się łasce, ale nie zawsze chce się opierać, zwraca się równie swobodnie jak niechybnie do Boga, kiedy ów chce ją przyciągnąć słodyczą swego skutecznego natchnienia.
Oto są, mój Ojcze, boskie zasady św. Augustyna i św. Tomasza, wedle których prawdą jest iż możemy opierać się łasce, wbrew mniemaniu Kalwina; ale że, mimo to, jak powiada papież Klemens w swojem piśmie zwróconem do Kongregacyi de Auxiliis: Bóg rodzi w nas drgnienie naszej woli, i rozrządza skutecznie naszem sercem, mocą władzy jaką Jego najwyższy Majestat ma nad wolą ludzi, zarówno jak nad resztą istot żyjących pod niebem, wedle św. Augustyna.
Wedle tych również zasad, działamy sami z siebie, co sprawia, iż zasługa nasza jest istotnie naszą, nawspak błędowi Kalwina; zarazem zaś, jako że Bóg jest pierwszą zasadą naszych czynności, i czyni w nas to co mu jest miłe, jak mówi św. Paweł, nasze zasługi są darami Boga, jak mówi Sobór trydencki.
Ta nauka obala owe bluźnierstwo Lutra, potępione przez tenże sam sobór: Iż nie współdziałamy w żadnej mierze w dziele naszego zbawienia, nie więcej niż jakaś rzecz martwa. Niweczy ona również bezbożny pogląd szkoły Moliny, która nie chce uznać, iż to właśnie siła samej łaski sprawia iż współdziałamy z nią w dziele naszego zbawienia: czem podkopuje tę zasadę wiary, ustaloną przez św. Pawła: Iż Bóg tworzy w nas i wolę i działanie.
Zapomocą tego-to sposobu można pogodzić wszystkie te ustępy z Pisma, które zdają się najbardziej sprzeczne: Nawróćcie się do Boga[1], nawróć nas do siebie, Panie[2] — Odrzućcie precz od siebie wasze nieprawości.[3] — Bóg to zdejmuje nieprawości ze swego ludu.[4] Czyńcie dzieła godne pokuty[5]. — Panie, sprawiłeś w nas wszystkie swoje dzieła[6], — Wzbudźcie w sobie nowe serce i nowego ducha. — Dam wam nowego ducha, i stworzę w was nowe serce[7], ect.
Aby pogodzić te pozorne sprzeczności, przypisujące nasze dobre uczynki to Bogu, to nam, trzeba uznać, iż, jak powiada św. Augustyn, nasze uczynki są naszymi z przyczyny wolnej woli, która je poczyna, a również są i bożymi, z przyczyny jego łaski, która sprawia iż nasza wolna wola je poczyna. W ten sposób, jak powiada w innem miejscu, Bóg daje nam czynić to co się jemu podoba, dając nam chcieć to czego moglibyśmy nie chcieć: A Deo factum est ut vellent, quod et nolle potuissent.
Tak więc, mój Ojcze, przeciwnicy wasi są w doskonałej zgodzie nawet z Nowymi Tomistami, skoro Tomiści wyznają, jak oni, i możność oparcia się łasce, i nieomylne działanie łaski. To ostatnie głoszą Tomiści bardzo wyraźnie, w myśl tej podstawowej zasady ich nauki, którą Alvarez, jeden z ich świeczników, powtarza tak często w swojej książce, wyrażając ją tak, disp. 72, n. 4: Kiedy łaska skuteczna pobudza wolną wolę, wola ustępuje niechybnie: działanie bowiem łaski sprawia to, iż, mimo że mogłaby się nie zgodzić, godzi się. A jako argument, podaje określenie św. Tomasza, swego mistrza: Iż wola boża nie może się nie spełnić; tak iż, kiedy Bóg chce aby człowiek poddał się jego łasce, poddaje się niechybnie, a nawet koniecznie, nie z konieczności bezwzględnej, ale z konieczności niechybnej. W czem łaska nie niweczy możliwości oparcia się jej w razie chęci: sprawia jedynie iż człowiek nie chce się opierać, jak to wasz O. Petau uznaje w tych słowach, t. 1, str. 602: Łaska Chrystusa sprawia iż człowiek trwa niechybnie w pobożności, mimo że nie z musu. Może bowiem nie poddać się temu, jeżeli chce, jak mówi sobór; ale właśnie ta łaska sprawia, że nie chce się nie poddać.
Oto, mój Ojcze, stała nauka św. Augustyna, św. Prospera, św. Tomasza, innych Ojców i Soborów; oto także nauka waszych przeciwników, mimo żeście tego nie myśleli; oto wreszcie ta, którą potwierdziłeś sam w tych słowach: Nauka o łasce skutecznej uznająca że można się jej oprzeć, jest prawomyślna, wsparta na Soborach i podtrzymywana przez Tomistów i Sorbonistów. Powiedz prawdę, mój Ojcze, gdybyś był wiedział, że twoi przeciwnicy wyznają w istocie tę naukę, interes twego Towarzystwa nie pozwoliłby ci może dać jej tej publicznej aprobaty; ale ponieważ wyobrażałeś sobie że oni są jej przeciwni, ten że sam interes skłonił cię do pochwalenia mniemań, które uważałeś za przeciwne ich mniemaniom; i, dzięki tej omyłce, chcąc obalić ich zasady, umocniłeś je sam niezłomnie. Tak iż widzimy dzisiaj, jakoby cudem, obrońców łaski skutecznej usprawiedliwionych przez obrońców Moliny: tak cudowne są drogi Boga w tem aby sprowadzić wszystkie rzeczy ku chwale Jego prawdy!
Niechże tedy cały świat się dowie, z własnego waszego oświadczenia, iż ta prawda łaski skutecznej, nieodzowna do wszelkiego nabożnego uczynku, tak droga Kościołowi i kupiona ceną krwi Zbawiciela, jest tak niezłomnie katolicka, iż niema ani jednego katolika, nawet zgoła wśród jezuitów, któryby jej nie uznawał za prawowierną. I okaże się równocześnie, z twego własnego wyznania, iż niema najmniejszego podejrzenia o błąd u tych, których tyleście obwiniali; kiedyście bowiem wpierali im ukryte błędy nie chcąc ich odsłonić, równie trudno im było bronić się od nich, jak wam łatwo było oskarżać ich w ten sposób; ale obecnie, kiedyście oświadczyli, iż ten błąd, który każe wam ich zwalczać, to jest błąd Kalwina, o którym myśleliście że oni go podtrzymują, niema człowieka, któryby nie widział jasno że są wolni od wszelkiego błędu. Temu jedynemu który im zarzucacie są tak dalece przeciwni, iż świadczą się swą mową, swemi książkami i wszystkiem czem mogą jawnie stwierdzić swoje wierzenia, że potępiają te herezyę z całego serca, i w ten sam sposób jak czynią Tomiści, których wy uznajecie bez trudności za katolików, i których katolicyzm nigdy nie był podejrzewany.
Cóż teraz wydobędziesz przeciw nim, mój Ojcze? Iż, mimo że nie trzymają się nauki Kalwina, są wszelako heretykami, ponieważ nie chcą uznać że nauka Janseniusza jest tożsamą z nauką Kalwina? Czy śmiesz powiedzieć, że to jest podstawa do herezyi? Czy to nie jest, przeciwnie, prosta kwestya faktyczna, która nie może stanowić herezyi? Byłoby herezyą twierdzić że człowiek nie ma mocy opierania się łasce skutecznej; ale czy jest herezyą wątpić że Janseniusz to mówi? Czy to jest objawiona prawda? Czy to jest artykuł wiary, w który trzeba wierzyć pod karą potępienia? I czy to nie jest, nawspak wam, kwestya faktyczna, dla której śmiesznem byłoby doszukiwać się herezyi w kościele?
Nie dawajże im już tego miana, mój Ojcze, ale jakieś inne, bardziej zgodne z naturą waszego sporu. Powiedz, że są nieucy i głupcy i że źle rozumieją myśli Janseniusza; będą to zarzuty w charakterze waszej dysputy; ale nazywać ich heretykami, to, doprawdy, niema żadnego związku. Że zaś to jest jedyna zniewaga od której chcę ich bronić, nie będę sobie zadawał wiele trudu aby wykazać że dobrze rozumieją Janseniusza. Tyle ci powiem, mój Ojcze, iż, sądząc go wedle twoich własnych prawideł, trudno nie uznać go za katolika, oto bowiem kryterya które podajecie. Aby osądzić, powiadasz, czy Janseniusz jest w porządku, trzeba wiedzieć czy broni łaski skutecznej na sposób Kalwina, który przeczy aby można się jej oprzeć, wówczas bowiem byłby heretykiem; lub też na sposób Tomistów, którzy przyjmują tę możność; wówczas bowiem byłby katolikiem. Widzisz tedy, mój Ojcze, czy on twierdzi że możemy się oprzeć łasce, kiedy powiada, w całych traktatach, między innymi w tomie III, l. 8, c. 20: Iż mamy zawsze władzę opierać się łasce, wedle soboru; IŻ WOLNA WOLA MOŻE ZAWSZE DZIAŁAĆ I NIE DZIAŁAĆ, chcieć i nie chcieć, przyzwolić i nie przyzwolić, robić dobre i złe; iż człowiek, w tem życiu, ma zawsze te dwie wolności, które nazywacie sprzecznemi. Spojrz tak samo, czy nie jest przeciwny błędom Kalwina, tak jak ty je sam malujesz: on, wykazujący w całym rozdziale 21, iż Kościół potępił tego heretyka, który utrzymuje iż łaska nie działa na wolną wolę w ten sposób jak to zawsze Kościół uznawał, tak iż w mocy wolnej woli jest poddać się albo nie poddać: podczas gdy, wedle św. Augustyna i soborów, człowiek ma zawsze władzę nie poddania się jeśli chce; zaś, wedle św. Prospera, Bóg udziela nawet swoim wybranym władzę wytrwania w ten sposób, iż nie odejmuje im możności chcenia czegoś przeciwnego. A wreszcie osądź, czy nie jest w zgodzie z Tomistami, kiedy oświadcza, rozdz. 4: Iż wszystko co pisali Tomiści aby zgodzić skuteczność łaski z możnością oparcia się jej jest tak zgodne z jego nauką, iż wystarczy zajrzeć do ich ksiąg, aby poznać jego poglądy. QUOD IPSI DIXERUNT, DICTUM PUTA.
Oto jak wyraża się co do wszystkich tych punktów; i stąd wyobrażam sobie iż wierzy w możność oparcia się łasce; że jest sprzeczny z Kalwinem a zgodny z Tomistami, ponieważ tak mówi: jest zatem katolikiem wedle was. Jeżeli ty, Ojcze, masz jaką drogę poznania nauki danego autora inaczej niż z jego wyrażeń, i jeżeli, nie cytując żadnego ustępu, chcesz, wbrew wszystkim jego słowom, twierdzić że on przeczy możności oparcia się łasce, i że jest za Kalwinem przeciw Tomistom, nie lękaj się, mój Ojcze, że cię dlatego oskarżę o herezyę: powiem tylko, iż widocznie źle rozumiesz Janseniusza, ale niemniej pozostaniemy obaj dziećmi jednego Kościoła.
Czem tedy się dzieje, mój Ojcze, iż ty występujesz w tym sporze tak namiętnie i że traktujesz jak swoich najstraszliwszych wrogów i najniebezpieczniejszych heretyków, ludzi, których nie możesz obwinić o żaden błąd, ani o nic innego, jeno iż rozumieją Janseniusza inaczej od ciebie? O cóż bowiem spieracie się, jeżeli nie o myśl tego autora? Wy chcieliście aby ją potępili; na co oni pytają was jak ją rozumiecie. Wy powiadacie, że rozumiecie ją w sensie herezyi Kalwina; oni odpowiadają że ją potępiają; tak więc, jeżeli wam chodzi nie o wyrazy, ale o rzecz którą oznaczają, powinieneś się tem zadowolić. Jeżeli nie chcą powiedzieć że potępiają myśl Janseniusza, to dlatego, iż uważają ją za tożsamą z nauką św. Tomasza. Tak więc, słowo to jest w tym sporze bardzo dwuznaczne: w waszych ustach znaczy ono naukę Kalwina, w ich ustach św. Tomasza. Skoro tedy przyczyną waszych sporów są różne pojęcia które wiążecie z tem samem słowem, gdybym był sędzią w waszej dyspucie, zabroniłbym obu stronom posługiwać się imieniem JANSENIUSZ. I tak, gdybyście wyrażali jedynie to co pod niem rozumiecie, okazałoby się iż wy żądacie jeno potępienia nauki Kalwina, na co oni się godzą; oni zaś nie chcą niczego więcej, jak tylko bronić nauki św. Augustyna i św. Tomasza, w czem godzicie się wszyscy.
Oświadczam ci tedy, mój Ojcze, iż, co do mnie, zawsze ich będę uważał za katolików, czy potępią Janseniusza znajdując w nim błędy, czy nie potępią znajdując w nim jedynie to co wy sami uważacie za katolickie. Będę do nich mówił jak św. Hieronim do Jana, biskupa Jerozolimskiego, oskarżonego o wyznawanie ośmiu twierdzeń Origenesa: Albo potęp Origenesa, rzekł ów święty, jeżeli głosił te błędy, albo zaprzecz aby je głosił: AUT NEGA HOC DIXISSE EUM QUI ARGUITUR; AUT SI LOCUTUS EST TALIA, EUM DAMNA QUI DIXERIT.
Oto, mój Ojcze, jak postępują ci którzy zwalczają jedynie błędy a nie osoby; podczas gdy wy, którzy ścigacie bardziej osoby niż błędy, uważacie że to nic nie jest potępić błędy, jeżeli nie potępi się osób, którym chcecie je wmówić.
Cóż to za brutalne postępowanie, mój Ojcze! ale jak małe ma widoki powodzenia! Powiedziałem wam to na innem miejscu i powtarzam jeszcze: gwałt i prawda nie mają nad sobą żadnej mocy. Nigdy wasze oskarżenia nie były zelżywsze, i nigdy bardziej nie jaśniała niewinność waszych przeciwników; nigdy podstępniej nie zaczepiono łaski skutecznej, i nigdy nie stała ona silniej. Czynicie ostatnie wysiłki aby wmówić światu że wasze spory dotyczą artykułów wiary; i nigdy lepiej nie było wiadome, że cały wasz spór kręci się jedynie koło punktu faktycznego. Wreszcie, poruszacie wszystko możliwe aby wmówić że ten punkt faktyczny jest prawdziwy, i nigdy świat nie był bardziej skłonny wątpić o tem. A przyczyna tego jest jasna. Jest nią to, mój Ojcze, iż nie obieracie naturalnych dróg do przekonania o punkcie faktycznym, które to drogi są: przekonać zmysły, i pokazać w książce słowa które rzekomo mają się w niej znajdować. Wy natomiast szukacie sposobów tak odległych od tej prostoty, iż musi to uderzyć nawet najbardziej naiwnych. Czemu nie obraliście tej samej drogi, której ja się trzymałem w swoich Listach aby ujawnić tyle niegodziwych maksym u waszych autorów, a to cytując wiernie miejsca z których je zaczerpnąłem? W ten sposób postąpili proboszczowie paryzcy, i to zawsze trafia światu do przekonania. Ale cobyście powiedzieli i coby świat o tem pomyślał, gdyby oni wam zarzucili, naprzykład, to twierdzenie O. l’Amy: Iż zakonnik może zabić tego kto mu grozi ogłoszeniem potwarzy na niego samego albo na jego Zakon, jeżeli nie może obronić się inaczej, nie przytaczając miejsca, gdzie ta zasada znajduje się dosłownie; gdyby, mimo próśb i wzywań, wzbraniali się uparcie tego uczynić; i gdyby, zamiast tego, uzyskali w Rzymie bullę nakazującą uznać to całemu światu? Czy świat nie osądziłby, bezwątpienia, że oni oszukali papieża i że uciekli się do tego nadzwyczajnego środka jedynie w braku środków naturalnych, które prawda faktyczna daje w rękę każdemu kto jej broni? Toteż, wskazali poprostu, że O. l’Amy głosi tę naukę w tomie V. disp. 36, n. 118, str. 554, wydania z Douay; w ten sposób wszyscy ci którzy chcieli to sprawdzić, znaleźli ją tam, i nikt nie mógł powątpiewać. Oto bardzo łatwy i szybki sposób załatwienia kwestyi faktycznych, w których się ma słuszność.
Czem się tedy dzieje, mój Ojcze, że ty nie postępujesz w ten sposób? Powiedziałeś, w swoich Cavilli: Iż Pięć Twierdzeń znajduje się u Janseniusza dosłownie, w tych samych wyrażeniach, IISDEM VERBIS. Odpowiedziano ci że nie. Cóż było na to czynić, jeśli nie przytoczyć stronicę, jeżeli je tam w istocie widziałeś, lub też wyznać żeś się omylił? Ale ty nie robisz ani jednego ani drugiego; zamiast tego, widząc dobrze że wszystkie ustępy z Janseniusza które przytaczasz niekiedy aby olśnić świat, nie są owemi potępionemi poszczególnemi Twierdzeniami, które zobowiązałeś się ukazać w jego książce, przedstawiasz nam bulle papieskie, orzekając iż te Twierdzenia wyjęto z pism Janseniusza, bez wskazania miejsca.
Znam, mój Ojcze, szacunek jaki chrześcijanie winni są Stolicy Apostolskiej; i wasi przeciwnicy dostatecznie okazali iż mają zamiar nie zapominać o nim nigdy. Ale nie sądź aby było uchybieniem tej czci, jeśli się przedstawi paieżowi, z całą uległością jaką dzieci winne są ojcu a członki swojej głowie, iż mógł go ktoś omamić w tej kwestyi faktycznej; iż nie kazał jej zbadać za czasu swego pontyfikatu; że jego poprzednik Inocenty X zbadał jedynie czy te Twierdzenia są kacerskie, ale nie czy pochodzą od Janseniusza: co sprawiło, iż pewien Komisarz Apostolski, jeden z głównych egzaminatorów, powiedział: Iż nie mogą być cenzurowane w rozumieniu żadnego autora: NON SUNT QUALIFICABILES IN SENSO PROFERENTIS, ponieważ przedłożono im je jedynie dla rozpatrzenia ich samych w sobie, bez wglądania w to kto może być ich autorem: IN ABSTRACTO ET UT PRAESCINDUNT AB OMNI PROFERENTE, jak to widzimy w ich świeżo ogłoszonych naradach; iż więcej niż sześćdziesięciu doktorów, i wielka ilość innych osób pobożnych i bystrych, odczytało bacznie tę książkę nie znajdując w nich owych Twierdzeń a znajdując wręcz przeciwne; iż ci, którzy wpłynęli na papieża w tym duchu, mogli snadnie nadużyć zaufania które w nich pokłada, mając (jak jest w istocie) interes w tem aby zohydzić tego autora, który dowiódł Molinie przeszło sześćdziesięciu błędów; iż rzecz jest tem prawdopodobniejsza dzięki tej ich zasadzie, jednej z najbardziej uświęconych w ich teologii: że wolno im spotwarzać z czystem sumieniem tych, którzy, w ich mniemaniu, niesprawiedliwie ich zaczepiają. Skoro tedy ich świadectwo jest tak podejrzane, a zaś świadectwo innych tak poważne, jest niejaka przyczyna aby błagać Jego Świątobliwość, z całą możebną pokorą, aby kazała zbadać ten fakt w obecności doktorów jednego i drugiego stronnictwa, i powzięła w tej mierze uroczystą i prawną rezolucyę. Niechaj zgromadzą zdatnych sędziów, powiadał św. Bazyli w podobnym sporze, Ep. 75, niech każdy ma tam swobodę; niech zbadają moje księgi i niech sprawdzą czy są tam błędy przeciw wierze; niech przeczytają zarzuty i odpowiedzi, iżby to był sąd wydany ze znajomością rzeczy i po formie, a nie zniesławienie bez zbadania.
Nie wyobrażaj sobie, mój Ojcze, iż zdołasz pomówić o brak uszanowania wobec Stolicy Apostolskiej tych którzy postąpią w ten sposób. Papieże nie zwykli poczynać sobie z wiernymi z tą tyranią, jaką wybyście chcieli uprawiać pod ich imieniem. Kościół, powiada papież św. Grzegorz, in Job., lib. 8, c. 1, który wzrósł w szkole pokory, nie rozkazuje z surową powagą, ale przekonuje rozumem to o czem uczy swoje dzieci, jeśli uważa że się zbłąkały: RECTA QUAE ERRANTIBUS DICIT, NON QUASI EX AUCTORITATE PRAECIPIT, SED EX RATIONE PERSUADET. I nietylko nie ma sobie za wstyd zmienić sąd który mu wyłudzono, ale, przeciwnie, czyni sobie z tego chlubę, jak o tem świadczy św. Bernard, Ep. 180: Stolica Apostolska, powiada, w tem jest godna uznania, iż nie zacieka się w abmicyi, i chętnie skłonna jest, odwołać to co jej wydarto podstępem; jakoż bardzo słusznem jest, aby nikt nie miał owocu z niesprawiedliwości, a zwłaszcza wobec Stolicy Apostolskiej.
Oto, mój Ojcze, godne uczucia, które trzeba budzić w papieżach; ile że wszyscy teologowie godzą się, że mogą oni być wprowadzeni w błąd, i że ich godność nietylko nie chroni ich od tego, ale przeciwnie tem więcej na to naraża, z przyczyny wielkiej mnogości spraw, które rozrywają ich uwagę. Powiadał to ten sam św. Grzegorz, osobom które dziwiły się, że inny papież dał się oszukać: Czemu się dziwicie, mówi, l. 1, Dial., że można nas oszukać, nas, którzy jesteśmy ludźmi? Czyście nie czytali, iż Dawid, ów król mający ducha proroczego, dawszy wiarę szalbierstwom Siby, wydał fałszywy wyrok na syna Jonatana? Któż będzie się tedy dziwił, iż szalbierze wprowadzają nas niekiedy w błąd, nas którzy nie jesteśmy prorokami? Mnogość spraw nas przytłacza, i umysł nasz, który, dzieląc się między tyle rzeczy, mniej przykłada się do każdej z osobna, tem łatwiej może się omylić w jednej z nich.
W istocie, mój Ojcze, sądzę, że papieże wiedzą lepiej od ciebie, czy mogą być wprowadzeni w błąd czy nie. Oznajmiają nam sami, iż papieże i najwięksi królowie bardziej są narażeni na to, niż osoby mające mniej ważnych spraw i należy im wierzyć. I łatwo jest wyobrazić osbie, jaką drogą postępują ci którzy chcą ich podejść. Św. Bernard tak opisuje to w liście do Inocentego II: Nie jest to rzecz dziwna ani nowa, iż umysł ludzki może oszukiwać i być oszukanym. Przybyli do nas zakonnicy w duchu kłamstwa i omamu. Podburzali cię przeciw biskupowi którego nienawidzą a którego życie jest przykładne. Ci ludzie kąsają jak psy i chcą podać dobre za złe. Mimo to, bardzo Święty Ojcze, unosisz się gniewem przeciw swemu synowi. Czemu dałeś przedmiot do radości jego przeciwnikom? Nie wierz każdemu słowu, ale zbadaj czy ono jest z Bogu. Mam nadzieję, iż, kiedy poznasz prawdę, wszystko co było zbudowane na fałszywem zeznaniu rozpadnie się. Modlę się do ducha prawdy, aby ci dał łaskę oddzielenia światła od ciemności, i potępienia złego na pożytek dobrego.
Widzisz tedy, mój Ojcze, iż wysokie stanowisko papieży nie zabezpiecza ich od omyłki; czyni jeno iż omyłki ich są bardziej niebezpieczne i doniosłe. To właśnie przedstawia św. Bernard papieżowi Eugeniuszowi, de Confid., lib. 2, cap. ultimo. Jest inny błąd, tak powszechny, iż nie widziałem wśród wielkich ani jednego ktoby go uniknął. Jest nim, Ojcze Święty, zbytnia łatwowierność, z której rodzi się tyle nadużyć. Z tego bowiem pochodzą gwałtowne prześladowania niewinnych, niesprawiedliwe uprzedzenia wobec nieobecnych, i straszliwe gniewy o nic, PRO NIHILO. Oto, święty Ojcze, powszechne zło, od którego jeśli będziesz wolny, powiem że ty jeden masz tę zaletę wśród wszystkich swoich współtowarzyszy.
Mam nadzieję, mój Ojcze, iż to zaczyna cię przekonywać, że papieże są wystawieni na wprowadzenie w błąd. Ale, aby ci tego dowieść zupełnie, przypomnę ci tylko przykłady które sam przytaczasz w swojej książce, mianowicie papieży i cesarzy, których w istocie kacerzom udało się podejść. Mówisz bowiem, iż Apolinary podszedł papieża Damazego, tak samo jak Celestyusz Zosima. Powiadasz tedy, iż niejaki Atanazy oszukał Herakliusza i skłonił go do prześladowania katolików; że wreszcie Sergiusz uzyskał od Honoryusza ów dekret który spalono na szóstym soborze: płaszcząc się, powiadasz, przed papieżem jak lokaj.
Sam zatem stwierdziłeś, mój Ojcze, iż ci, którzy tak postępują wobec królów i papieży, skłaniają ich niekiedy podstępnie do prześladowania obrońców prawd wiary, w rozumieniu iż ścigają herezye. I stąd pochodzi, że papieże, którzy niczem się tak nie brzydzą jak takiem podejściem, uczynili z listu Aleksandra III prawo kościelne, zamieszczone w Prawie kanonicznem, pozwalające zawiesić wykonanie ich bull i dekretów, kiedy zachodzi przypuszczenie że ich oszukano. Jeżeli czasem, powiada ów papież do arcybiskupa Rawenny (c. 5, extr. de Rescrip.) przesyłamy Waszej Wielebności dekrety które cię rażą, nie troskaj się o to. Albo wypełnisz je ze czcią, albo prześlesz nam racye, dla których, wedle swego sądu, nie uczyniłeś tego; nie weźmiemy ci bowiem za złe, jeżeli nie wykonasz dekretu wydartego nam podstępem albo sztuką.
Tak postępują papieże, starający się jeno rozświetlić spory chrześcijaństwa, a nie iść na rękę namiętnościom tych, którzy pragną wnieść w nie zamęt. Nie posługują się władztwem, jak powiadają św. Piotr i św. Paweł za Jezusem Chrystusem; duch który ujawnia się w całem ich postępowaniu, to duch pokoju i prawdy. Z tej przyczyny listy ich zawierają zwyczajnie tę klauzulę, która domyślna jest we wszystkich: Si ita est, si preces veritate nitantur: Jeżeli rzecz jest tak jak ją nam przedstawiono i jeżeli fakty są prawdziwe. Z czego okazuje się, iż, skoro papieże dają moc swoim bullom jedynie o tyle, o ile wspierają się na prawdziwych faktach, nie same bulle dowodzą prawdy faktów, ale, przeciwnie, prawdziwość faktów nadaje wagę bullom.
Czem tedy poznajemy prawdziwość faktów? Naszemi oczami, mój Ojcze, które są ich prawemi sędziami, jak rozum jest sędzią rzeczy naturalnych i zrozumiałych, a wiara rzeczy nadnaturalnych i objawionych. Skoro bowiem mnie zmuszasz, mój Ojcze, powiem ci, iż, wedle mniemania największych dwóch doktorów Kościoła, św. Augustyna i św. Tomasza, te trzy zasady naszego poznania, zmysły, rozum i wiara, mają każda oddzielny przedmiot i swoją pewność w jego zakresie. I jak Bóg raczył się posłużyć pośrednictwem zmysłów aby stworzyć wejście dla wiary: Fides ex auditu, tak wiara nietylko nie niweczy pewności zmysłów, ale, przeciwnie, znaczyłoby to podkopywać wiarę, chcieć podawać w wątpliwość wierne świadectwo zmysłów! Dlatego to św. Tomasz powiada wyraźnie: iż Bóg chciał aby w Eucharystyi istniały cechy zmysłowe, iżby zmysły, które sądzą jedynie z tych cech, nie były zwiedzione: Ut sensus a deceptione reddantur immunes.
Możemy stąd wyciągnąć wniosek, iż, kiedy nam dają jakieś twierdzenie do zbadania, trzeba najpierw rozpoznać jego naturę, aby zbadać, do której z tych trzech zasad mamy je odnieść. Jeżeli chodzi o rzecz nadnaturalną, nie będziemy jej sądzić ani zmysłami ani rozumem, ale Pismem św. i orzeczeniami Kościoła. Jeżeli chodzi o twierdzenie nie objawione i na miarę naturalnego rozumu, on sam będzie tu właściwym sędzią. A jeżeli chodzi o kwestyę faktyczną, będziemy wierzyli zmysłom, którym, z natury rzeczy, przychodzi o tem wyrokować.
To prawo jest tak powszechne, iż, wedle św. Augustyna i św. Tomasza, kiedy nawet Pismo św. nastręcza nam jakiś ustęp, którego najbliższe literalne znaczenie wydaje się w sprzeczności z tem co zmysły albo rozum rozpoznają z łatwością, nie trzeba próbować im przeczyć i poddawać ich tej jawnej myśli Pisma; ale trzeba wykładać Pismo i szukać w niem innego znaczenia, któreby się godziło z tą dotykalną prawdą. Ponieważ słowo boże jest nieomylne nawet w faktach, świadectwo zaś zmysłów i rozumu, działających w swoim zakresie, jest również pewne, trzeba aby te dwie prawdy zgadzały się; że zaś Pismo można wykładać w rozmaite sposoby, podczas gdy świadectwo zmysłów jest jedno, należy, w tych przedmiotach, przyjąć jako prawdziwy wykład Pisma św. ten, który zgodny jest z wiernem świadectwem zmysłów. Trzeba, powiada św. Tomasz, I p. q. 68, a. 1, zważać, wedle św. Augustyna, dwie rzeczy: po pierwsze, iż Pismo św. ma zawsze jakieś znaczenie prawdziwe; powtóre, iż — ponieważ może mieć różne znaczenia — kiedy się znajdzie takie, które w świetle rozumu jest oczywiście fałszywe, — nie trzeba się upierać że to jest jego znaczenie istotne, ale szukać innego, któreby się zgadzało z rozumem.
Wyjaśnia to na przykładzie ustępu z Genesis, gdzie jest napisane: Iż Bóg stworzył dwa wielkie świeczniki, słońce i księżyc, i także gwiazdy; przez co zdawałoby się iż Pismo św. mówi, że księżyc jest większy niż wszystkie gwiazdy. Ale, ponieważ pewnem jest, z nieomylnych demonstracyi, że to jest fałsz, nie należy (powiada ów. święty) upierać się przy tem dosłownem znaczeniu, ale trzeba szukać innego, zgodnego z tą prawdą faktyczną, a to mówiąc: Iż słowo „wielki świecznik“ określa wielkość światła księżyca jedynie w stosunku do nas, a nie wielkość jego masy samej w sobie.
Gdyby ktoś chciał poczynać sobie inaczej, (mówi) nie pomnażałby czci Pisma św., ale, przeciwnie, wystawiałby je na wzgardę niewiernych: Ponieważ, jak powiada św. Augustyn, gdyby poznali iż wierzymy w Piśmie św. w rzeczy o których fałszu są przeświadczeni, śmieliby się z naszej łatwowierności odnośnie do rzeczy bardziej ukrytych, jak zmartwychwstanie umarłych i żywot wieczny. Tak więc, dodaje św. Tomasz, znaczyłoby to podać naszą religię na wzgardę, a nawet zgoła zamknąć im do niej przystęp.
I byłby to w istocie, mój Ojcze, sposób zamknięcia wstępu heretykom i podania w ich oczach na wzgardę powagi papieża, gdyby się odsądziło od katolicyzmu tych, którzy nie wierzą iż jakieś słowa znajdują się w książce gdzie ich istotnie niema, dlatego że tak oświadczył papież wprowadzony w błąd. Jedynie bowiem zbadanie książki może pouczyć czy jakieś słowa w niej są. Rzeczy faktycznych można dowieść jedynie przez zmysły. Jeżeli to, co twierdzicie, jest prawdą, pokażcie; jeżeli nie, nie żądajcie od nikogo aby uwierzył: to byłoby daremne. Wszystkie potęgi świata nie mogą, powagą swoją, przekonać o punkcie faktycznym, ani też go zmienić, nic bowiem nie może sprawić aby to co jest, nie było.
Daremnie, naprzykład, mnichy ratysbońskie uzyskały u papieża św. Leona IX uroczysty dekret, w którym oświadcza, iż ciało św. Dyonizego, pierwszego biskupa miasta Paryża, uważanego powszechnie za Aeropagitę, uniesiono z Francyi i przeniesiono do ich klasztoru. To nie przeszkadza, iż ciało tego świętego zawsze było i jest jeszcze w słynnem opactwie noszącem jego miano, gdzie niełacno skłonilibyście kogo do uznania tej bulli, mimo że papież ów oświadcza iż zbadał rzecz z całą możliwą bacznością, diligentissime, i z udziałem wielu biskupów i prałatów; tak iż zobowiązuje ściśle Francuzów, districte praecipientes, aby to przyjęli i wyznali że nie posiadają już tych świętych relikwij. A mimo to, Francuzi którzy znali fałsz tego faktu własnemi oczyma, i którzy, otwarłszy puzdro, znaleźli wszystkie te relikwie w całości, jak o tem świadczą ówcześni historycy, uwierzyli wówczas, jak też zawsze wierzono później, w rzecz przeciwną temu co papież im zalecił do wierzenia, wiedząc dobrze że nawet i święci i prorocy mogą być wprowadzeni w błąd.
Napróżno też uzyskaliście przeciw Galileuszowi ów dekret Rzymu, potępiający jego naukę o obrocie ziemi. Nie sprawicie przez to aby stanęła w miejscu, i gdyby się miało niezłomne spostrzeżenia iż to ona się obraca, wszyscy ludzie razem nie przeszkodziliby jej się kręcić i sobie samym kręcić się wraz z nią. Nie wyobrażajcie sobie tak samo, iż listy papieża wyklinające św. Wirgila za to że wierzył w antypody, unicestwiły ten nowy świat; mimo iż papież oświadczył że to mniemanie jest bardzo niebezpiecznym błędem, król hiszpański dobrze na tem wyszedł iż uwierzył raczej Krzysztofowi Kolumbowi który stamtąd wracał, niż sądowi tego papieża który nigdy tam nie był; a Kościół odniósł stąd wiele korzyści, ponieważ odkrycie to dało znajomość Ewangelii tylu ludom, które byłyby żyły w niewierze.
Widzisz tedy, mój Ojcze, jaka jest przyroda kwestyi faktycznych, i wedle jakich zasad należy o nich sądzić: z czego łatwo wywnioskować w naszym przedmiocie, że, jeżeli Pięć Twierdzeń nie znajduje się w Janseniuszu, niepodobna jest aby je stamtąd zaczerpnięto; i że jedyny sposób dobrego sądzenia o tem, oraz przekonania świata, jest rozpatrzyć tę książkę na statecznej konferencyi, jak tego żądają od was od tak dawna. Aż do tej pory, nie macie żadnego prawa pomawiać swoich przeciwników o upór, są bowiem bez zarzutu w tej kwestyi faktycznej, tak jak są wolni od błędu w kwestyi wiary: katolicy w kwestyi wiary, rozsądni ludzie wobec faktu, niewinni i w jednem i w drugiem.
Któż się tedy nie zdumieje, mój Ojcze, widząc z jednej strony tak pełne usprawiedliwienie, a z drugiej tak gwałtowne oskarżenia? Ktoby pomyślał, że w sprawie tej idzie jedynie o fakt małej wagi, który chcecie narzucić nie pokazawszy go? I ktoby śmiał wyobrazić sobie, iż uczyniono w całym Kościele tyle hałasu o nic, pro nihilo, mój Ojcze, jak powiada św. Bernard? Ale to właśnie cała zręczność waszego postępowania, obudzić przeświadczenie że chodzi o wszystko w sprawie gdzie nie chodzi o nic, i wmówić w potężne osoby które wam dają ucha, iż w sporze tym chodzi o najzgubniejsze błędy Kalwina i o najważniejsze zasady wiary; iżby, w tem przeświadczeniu, obróciły cały swój zapał i powagę przeciw tym których zwalczacie, jakgdyby ocalenie religii katolickiej od tego zależało; podczas gdy, gdyby poznali iż chodzi jedynie o ten punkt faktyczny, zgołaby ich to nie obeszło; przeciwnie, żałowaliby że dołożyli tylu wysiłków aby wspierać wasze osobiste namiętności w sprawie bez znaczenia dla Kościoła.
Ostatecznie bowiem — aby przyjąć najgorsze — gdyby nawet było prawdą że Janseniusz głosił te Twierdzenia, cóż za nieszczęście że kilka osób wątpi o tem, byleby potępiły same Twierdzenia, jak też to czynią publicznie? Czy to nie dość, że potępił je cały świat bez wyjątku w tem właśnie znaczeniu w jakiem wy chcecie aby je potępić? I czyż wyrok ten byłby ostrzejszy, gdyby powiedziano że Janseniusz je głosił? Naco zdałoby się tedy wymagać tego oświadczenia, jeżeli nie na to aby zniesławić doktora i biskupa który umarł na łonie Kościoła? Jaka stąd korzyść państwu, papieżowi, biskupom, doktorom i całemu Kościołowi? Nie dotyczy to ich w najlżejszej mierze, mój Ojcze; jedynie tylko wasze Towarzystwo znalazłoby w istocie niejaką przyjemność w zohydzeniu autora który wam trochę dokuczył. Mimo to, wszystko jest w poruszeniu, ponieważ wy wmawiacie że wszystko jest zagrożone. Oto tajemna przyczyna, będąca sprężyną tego wstrząśnienia, które ustałoby natychmiast, z chwilą gdyby świat poznał istotną treść waszych sporów. I dlatego to, ponieważ spokój Kościoła zależy od tego światła, niezmiernie było ważnem dać je, aby, zdzierając z was maskę, pokazać całemu światu, że wasze oskarżenia są bez podstaw, wasi przeciwnicy bez błędu, a Kościół bez herezyi.
Oto, mój Ojcze, korzyść jaką chciałem zapewnić; wydaje mi się ona tak doniosła dla całej religii, iż trudno mi pojąć, w jaki sposób ci, którym dajecie tyle przyczyn do mówienia, mogą trwać w milczeniu. Gdyby nawet krzywdy jakie im czynicie nie dotykały ich, te które ponosi Kościół powinnyby, jak sądzę, skłonić ich do podniesienia krzyku: wątpię przytem aby Duchowni mieli prawo wydać swoją dobrą cześć na łup potwarzy, zwłaszcza w materyach wiary. Mimo to, pozwalają wam mówić co się wam podoba; tak iż, gdyby nie sposobność jakąście mi dali do odezwania się, nicby może nieprzeciwstawiło się oszczerczym wpływom, które siejecie dokoła. Toteż cierpliwość ich zdumiewa mnie, tem bardziej że nie mogę jej posądzać ani o lękliwość ani o niemoc, wiedząc dobrze że nie brak im ani argumentów, ani zapału w służbie prawdy. Milczą oto wszelako z taką chrześcijańską pokorą, iż lękam się że ona jest nadmierna. Co do mnie, mój Ojcze, nie sądzę, abym mógł to uczynić. Zostawcie Kościół w spokoju, a ja was poniecham z całego serca. Ale, póki będziecie się silili niecić w niem zamęt, bądźcie pewni iż znajdą się dzieci pokoju, które będą się czuły w obowiązku dołożyć wszelkich wysiłków aby w nim utrzymać ten pokój.