Przechadzka po za Rzymem

PRZECHAZKA PO ZA RZYMEM.[1]
DO HAMILKARA N.




I.
Zadumana, senliwa Rzymska okolica,
Niby ksieni Janusa — po bożku dwulica,
Głosząca mir: — powonna, o! godowa szata;
A w czole mglą się insze, przeminione lata;
Coś wdowiego w pojrzeniu, a uśmiech wesoły!

Naszeż stepy? Po trawach nurkują bawoły,
Rżą, pohasują konie; a niech liść gdzie spadnie,
Pierzchliwe różne ptastwo zrywa się gromadnie;
Jak mogiły się piętrzą gruzy mszyste, stare.

Idźmy stąd, idźmy dalej — tam za Solfatarę.
Góra, w bladą zieloność oliwków odziana.
O, villa Mecenasa, villa Hadryana,
Augustowskie cienniki. — Cyt, wietrzyk swawoli,
«Solvitur acris hiems»[2] podzwania z Tiwoli;
Pieściwy, szepce może lubieżne niewstydy,
Które śpiewał kądzielnym Kwirytom Owidy.

Hamilkarze, nie dla nas Owidy, Horacy!
My wnuki Skitów, Daków, od Pontu Polacy.
Ni się im śniły dźwięki co piastujem w duszy,
To surmy Alaryka na latyńskie uszy.

Wciąż — na piersiach mnie dusi wczorajsza ta zmora:
Bystro w Konającego twarz Gladiatora
Patrzałem, aż mi żyła w skroń nabiegła sina,
I w krwi całej zagrało hura! Słowianina.
Zamierzchłych gdzieś stuleci brat, ożył w posągu,
Jęknął — co czuł i cierpiał w żałośnych dni ciągu;
I gdziem się potém ruszył, — w przeświętych pieczarach,
W krużgankach kapitolskich — odtąd wciąż na marach
Sunął się Gladjator; — a noc straszna taka,
Jakbym w tarcze pogrzmiewał na godach Spartaka....[3]
Kiedyśindziej wam jego przygody opowiem,
Niesłychane, że zimném przenikną wskróś mrowiem,
Dzisiaj nie czas pamiątkę obudzać złowieszczą:
Oto nowe widoki rzeźwią mnie i pieszczą.

II.
Tiwoli. — Lube, śliczne, zielone pogórza.
Rzym daleko — już rąbek cieniuchny przychmurza,
A pyszni się Piotrowej bazyliki bania.
Tybr, za wiatrem jak wstęga przełyska się, słania.
Odurzający jakiś szum głuszy na prawo:
Kaskatelle, śnieżystą buchają kurzawą,
Tęczują się, migocą ku słońcu wysoko.
Na dłutowane słupki otrąca się oko.
Sybillińska świątyńka tak wdzięczy się z grecka.
Drogie cacko jakiegoś pańskiego to dziecka,
Nie tu, nawet pogańskie sprawować objaty,
To skład dla niewieściucha na maście a szaty.

Idźcie wy Hamilkarze, używajcie przecie!
Ścielą się wam pod nogi murawa i kwiecie.
Ja wypocznę w dumaniu. Dusza moja w ciele
Żyje twardo, na siodle, o! znojna lat wiele.
Pan ją wysłał od siebie po świecie jak gońca,
Koń zaledwie już stąpa, a droga bez końca!
Dumanie jako popas, — i koń potém świeży,
Za godzinkę ochoczo wiele mil ubieży.

III.
Okolica olśniona — a cicha — a pusta!
Jakby na niej nie postał cień wieku Augusta,
Ni się kiedy rozpostarł ów rozdźwięk ograny,
Czarodziejski, co jednał Cezarom Rzymiany.
Ustronie, dla mnie właśnie polskiego pątnika.

Grajże o! nuto moja stepowa i dzika,
Jako wiatr ukraiński w jesiennym poświście,
Graj pustyni roznośnie — strojno — posuwiście!
Nawołuj Złotą Dumę, — niechaj brzęk po brzęku
Tulę tu, swoją dziatwę, przy sercu, na ręku!
Pierwsza mara, lub postać ojczysta, rodzima,[4]
Co przed memi dusznemi przemknie się oczyma,
Niech przyoblecze żywot, — i ziemsko, cieleśnie,
Przybliży się, i stanie — chocia jako we śnie:
Radbym ten naustronny, roskoszny zakątek,
Niby zaludnić milszych orszakiem pamiątek.

IV.
Gość dawnych wieków — śpieszy. Urodny, młodziutki,
Poświstuje piosenkę na nutę sobótki[5].
Oblicze jasne, dobre, pogoda gra z oka,
Znać, że ojczyzna jego wolna i szeroka,
I Bogu zasłużona, i zacna u ludzi,
W sercu oto ni cienia zrzędnych trosk nie budzi,
Jeno widać podnieca synowskie zapały,
Zarzucić ją wieńcami niepożytej chwały!

Wieszczek. Co tu porabia? Chęć nauki trocha,
A niekarny niepokój, a ciekawość płocha,
Bieżąca bowiem woda ranne jego chwile,
W nadziejach tęczowane promienią się mile.
Zielono się tej głowie, o! zielono marzy,
Jakiś myśliwy uśmiech poluje na twarzy,
Oczarowany w mirtów, wawrzynów szeleście,
Kłamie coś, — może śluby kochanej niewieście?

Bieżąca woda! Znów się twarz mieni ruchoma:
Coś inszego na falach. Może stara Roma,
Wilczyca Awentyńska, kły ku niemu skali,
Bo plemiennik tych mężów, co płód jej zdeptali.
Srożeje wyraz w licu. Może Roma nowa
Chrystusowej owczarni stolica i głowa,
Rodowitą pobożność w duszy wiernej wzmaga?
Marszczkami występuje na czoło powaga,
Wyglądają oczyma sny jakieś jaskrawe:
Hetman Wielki koronny, — daj tylko buławę!
Pierś po chwili rozbrzmiewa, westchnieniem się miota:
Sobótka — porodzinna za domem tęsknota!


V.
Gościu mój ukochany Janie, Janie młody!
Wracaj do Czarnolesia na weselsze gody.
Serdeczniejszy tam żywot, jak zieleńsze drzewa:
Brzoza w bieli warkocze do ziemi rozwiewa,
Rozkosznica sielańska wabi ku dąbrowie.
Dorota Janie, śpieszy na twoje pustkowie![6]
Żyjże błogo z dziatkami w rodzicielów domu,
Żak oni bogobojny, nie dłużny nikomu.
Dumnego kasztelana nie puszczaj w swe progi,
Bo strwoni co oszczędzisz ziemianin ubogi.[7]
Nie czepiaj się u dworu, co masz przestań na tém,
Miłuj Boga i Polskę, a służ im za światem.
Różne smutne koleje na ludzi czas niesie,
Ale ulży połowę twoje Czarnolesie.
Porzucaj cudze kraje, leć do Polski Janie!
Twoi — Mikołaj, Jędrzej, biegną na spotkanie,[8]
Piotr zakonnik mieczowy, z Torkwatem na Malcie:[9]
Służcież poczciwej sławie, — a woń nam zapalcie.

Gościu mój, tyś na jawie. O! nie, z krain cieni:
Chrystus rozerwał pęta czasu i przestrzeni,
Niebo nas obejmuje miłośnie łaskawsze,
Możemy w swej wieczności rozmawiać się zawsze;
Każda chwila po chwili ku sobie nas zbliża,
Aż dłoń w dłoni się w łasce uściśniemy krzyża.
Polaku Czarnoleski, nasz Pański lutnisto!
Tyś tu jeno rozpoczął Pieśń, pięknie i czysto,
W około spółziemianie — bliższy, to daleki,
Rozciąglej ją podają dalej, — i przez wieki
Huczy silniej, roznośniej: głosy w głosach sprzężne,
Niesiemy na stolicę słowiańską swą księżnę.

Janie, jako na ziemskiej, ciężkiej tu żałobie,
Matka twoja z Urszulą jawiła się tobie,[10]
Takoś ty mnie nawiedzał. Pamiętasz pachole,
Jako ongi przez bujne szalało gdzieś pole,
Sierotka — o! zaledwie świecący się proszek,
Prosił cię o dźwięk polski — u kolan pieszczoszek.
Tyś mnie nauczał mistrzu, po ojcowsku, czule;
Bom sercem dziecka kochał ciebie i Urszulę.
Piastunka moja — duma, płaczka z mogilniku,
Powtarzała za tobą piosenek bez liku;
Nieutulony, rzewny wychowańca smutek,

Koiliście powieścią bojów, to sobótek:
I stepowy wasz strumień odbija przestworza, —
Niesie swoje zwierciadła do Lackiego Morza.

VI.
Nawiedzasz ze mną Janie cudze dzisiaj strony.
Co porabiam tu rzymskim prochem opylony?
Co porabiam? — Wygnaniec, cieszę moją nędzę,
By się jakoś rozruchać, za wiatrami pędzę —
Po morzach — i po lądach; zbiegam kraj za krajem,
Doczekuję się miłej burzy za Dunajem.
W Rzeczpospolitej naszej — co się tam nie dzieje?
Opustoszyli Pańską winnicę złodzieje!
Mordujem się — i na śmierć — a żaden rozjemca,
Nie przedzierzgnie Polaka w Moskala lub Niemca;
Bo w grobie go poruszy ojczysta wieść stara,
Źe prowadził na stryczku kurfyrszta i cara!

VII.
Obiegłem kawał świata, Janie. O! świat broi:
I tropem owczym broim spółziemianie twoi.
W rozbrzmieniu o! serc naszych, darmo głos Anioła
«Kajcie się, korzcie w prochu!» nieustannie woła.
Zamierzchła jasność w duszach. I pycha złośnica
Ku wszelakim krewkościom upał w nas podsyca.
Rokoszanom w zakonie Pan nie błogosławi;
Bowiem na śmieciach wieku stoimy plugawi,
Nieumyte bluźnierstwy napuszamy twarze,
Pogwizdujem jak trzciny na stęchłej moczarze.

Więc jak trzciny pod nogi pójdziem, na rogoże;
A na popiół i pognój rodzajne, pod zboże.
Zdawien dawna odłożna, jałowa już ziemia,
Dla sprośnych gadów zielska mierziwe rozplemia;
Ogień też pustoszący na długo osiędzie,
Będą miecz i siekierą przechadzać się wszędzie.
Po widomu niełaska na zdrożne. Gniew Boży,
Jak powódź niewstrzymana w około się sroży.

VIII.
Nie na wieki, o Janie! stan dla nas sierocy:
Z dopuszczenia Pańskiego ojczyzna w niemocy
Chorobliwej. Lecz wstanie — wstaje dzień zwycięzki!
O! wnukom na powiastki pójdą nasze klęski.

Chrześcijańsko już w domach. Młódź rzeska i żywa,
Nowi żeńcy, modlitwą krzepią się na żniwa.
Błogosławieni wierni! Pan, Ojcem w dobroci,
Nawiedza miłościwiej kogo posieroci;
Obietnicę Baranka dla nich on uiści,
Otrząśnie świat z pod białej, zamroźnej okiści,
Aż się im rozzieleni, rozkwieci, rozwiośni!

Rozesłańcy zamorscy, ptaszkowie radośni,
Uweselą nam pola w niewolącej nucie.
A bohatérskie, wielkie narodu uczucie,
Natchnie nowego wieszcza pokoleniom nowym,
Który dźwiękiem przeczystym, strojnym, Bojanowym,
Uczci pamięć, o! Janie i twoją, i Reja.
Treść pieśni jego: wiara, miłość, i nadzieja;
A jako święty zasiew, tak będzie plon żyzny,
Dla Polszczy, królującej pośród Słowiańszczyzny.

IX.
Tak daleko!..... O! nigdyż spokojnego sioła,
Mojego Czarnolesia nie ujrzę?
Ktoś woła!....
Tyśto, ty, Hamilkarze czarny i brodaty,
Spłoszyłeś mi och! gościa. I orszak skrzydlaty,
Myśli moje — me ptaszki. Bądźcież, bądźcie zdrowe!
Prawda, zakłopotałem na długo coś głowę.
Gdzież pójdziem? Po swojemu uderzmy w krok skory,
Spieszmy do Coloseum[11]. Dziś piątek, nieszpory.
Lubię młodego mnicha zakonu Bernarda:
Mowa jak nieitalska, chropawa i twarda,
Promienie słupkowane nieruchomych oczu,
Migocą jak wieczorne świetliki w omroczu,
Czepiają się powojów co z rozpadlin wiszą.

A milczenież tam? Kto się nie przerazi ciszą
W pustkowiu wielkoludów. Z góry, z boków gwiazdki,
Zazierają jak dzieci ciekawe powiastki
O czarnoksięzkich wiekach, co się — jak prześniły!.....
Ogromny gmach — a słupy, jak step — a mogiły!
Senatorów, retorów, westalek, w krąg klatki:
Szczwalnia na chrześcijany! wielkich panów jatki!
Wojują z wiarą świętą. Pokonaliż ducha?
Spytamy wiatru — o czém w przysionkach tam dmucha.
Oto krzyż ubożuchny, niepyszny, drewniany,

Króluje w Coloseum: a sprośne pogany,
Ich cezary, tygrysy, lwy i źwierzęcarnie,
Jak plewy po wymłocie, rozwiały się marnie.
Po nocy idź tam dumać: rozjęki tysięcy
Słychać; — słychać oklasków grzmot i ryk zwierzęcy.
Pomimo zgrozy, lubość jakaś igra w łonie:
O! ludożerców naszych takaż Noc pochłonie,

X.
Błądzimy. Co tu poczniesz sobie — barbarzyńca?
Najkrótsza sprawa — spytaj o drogę Latyńca.
Pewnieto via sacra — we dwa rzędy gruzy;
Swięta droga po której uciekały Muzy:
Uczcijmy pamięć. Nuże, jak domową dumę
Pocznij «Eheu fugaces Posthume! Posthume!»
Czarodziejkę stepową ożenim z Horacym,
A hukniem uroczyście «Justum ac tenacem.»
W maju 1837.





  1. Przypis własny Wikiźródeł błąd w druku, powinno być Przechadzka po za Rzymem — poprawione za B. Zaleski, Poezija, Paryż 1841, s. 89.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Solvitur acris hiems (łac.) — cytat z ks. I, 4. Pieśni (łac. Carmina) Horacego; w przekładzie: Sroga zima przechodzi.
  3. Spartakus, rodem z Tracji, wódz w powstaniu gladjatorów, między którymi niewątpliwie było wielu Słowian.
  4. Przypis własny Wikiźródeł koniec tego i dwóch kolejnych wersów na skanie nieczytelne — uzupełnione za B. Zaleski, Poezija, Paryż 1841, s. 92.
  5. Sobótki, piosenki dziewczęce, tak zwane od znanego po całej Polszcze obrządku między ludem. Jan Kochanowski (o którym tu mowa) napisał takich sobótek dwanaście, zdaje się że jeszcze przed podróżą do Francji, Włoch i Rzymu.
  6. Dorota Podlodowska, którą poeta pojął w małżeństwo za powrotem do Czarnolesia.
  7. Własne słowa Kochanowskiego, któremi odpowiedział Janowi Zamoyskiemu, kiedy ten wręczał mu patent królewski na kasztelaństwo Połanieckie.
  8. Mikołaj i Jędrzej rodzeni bracia Jana, także poeci.
  9. Piotr Kochanowski Kawaler Maltański, tłumacz Jerozolimy, dalszy krewny Jana, ale najbliższy genjuszem.
  10. patrz Treny.
  11. Coloseum,albo Coliseum, największy amfiteatr rzymski, w którym szczwano dzikeimi (Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; winno być — dzikiemi) zwierzętami pierwszych męczenników Chrześcijan.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Bohdan Zaleski.