Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy/Część pierwsza/V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Miguel de Cervantes y Saavedra
Tytuł Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1937
Druk Drukarnia Naukowa Tow. Wydawn.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Tytuł orygin. El ingenioso hidalgo Don Quijote de la Mancha
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


KAPITULUM V
DALSZY CIĄG NIEFORTUNNEJ PRZYGODY NASZEGO RYCERZA

Widząc, iż w samej rzeczy, ruszyć ani ręką ani nogą nie może, uciekł się Don Kichot do zwykłego sobie remedium, to jest do przywołania sobie na pamięć jakiegoś ustępu z ksiąg, które czytał. Szaleństwo podsunęło mu nieszczęśliwy przypadek Balduina i markiza Mantui, gdy Karol pierwszego z nich, srodze poranionego, w górach ostawił; historja to znana jest dzieciom, młodym ludziom nieobca, przez starców wysławiana, a nie mniej prawdziwa, niż historja o cudach Mahometa. Owóż wydało mu się, że historja ta ulana jest w formie na kształt jego przygody, zaczął się tedy po ziemi, niby w wielkiej boleści tarzać, mówiąc słabiutkim głosem, jako i ów ranny rycerz z lasu:

— Gdzie jesteś o moja pani,
Czy cię ma boleść nie wzrusza?
Czy nie wiesz, co duszę mą rani,
Czy fałszu jest pełna twa dusza?[1]

Gdy wyrecytował tak całą romancę i doszedł wreszcie do wiersza:

O ty, szlachetny Mantui Markizie,
Potężny panie i wuju mój!

...traf chciał, że właśnie przechodził tamtędy wieśniak i jego sąsiad z tej samej wioski, niosąc do młyna worek żyta. Ujrzawszy człeka, rozciągnionego na ziemi, zbliżył się doń i zapytał, kim jest i co mu tak kaducznie dolega, że w głos żałośnie lamentuje. Don Kichot pomyślał, że ani chybi jest to jego wuj, markiz z Mantui, nie odpowiedział więc ani słówka, jeno dalej swoją romancę ciągnął, zdając sprawę z swego nieszczęścia i z miłości syna cesarzowego do żony, tą samą modłą, jak o tem romanca powiada.

Chłop zgłupiał z kretesem, słuchając tych fanaberyj, później uniósł mu przyłbicy, całkiem popękanej od uderzeń kijem i, obtarłszy mu twarz, pokrytą kurzem, poznał go dopiero i rzekł:
— Panie Quijana (gdyż tak się zwał, póki mu się rozum nie pomieszał i póki ze statecznego hidalga w błędnego rycerza się nie przedzierzgnął), któż to was do tak żałosnego stanu doprowadził? — Ale Don Kichot, jako jedyny swój respons, dalej romancę recytował.
Poczciwina chłop, widząc, że z nim do ładu nie dojdzie, zdjął mu kirys i naramienniki, aby wymacać, czy jakiej ukrytej rany nie ma, jednakoż nie znalazł ani śladu krwi. Podźwignął go z ziemi i z wielkim trudem na swego osła wsadził, bowiem zdało mu się, że jest to bydlę od Rossynantea spokojniejsze. Pozbierał skrzętnie wszystką broń, nawet odłamki kopji i wszystko to do łęku przytwierdził, później wziął Rossynanta za cugle, osła za uzdeczkę i skierował się w stronę swej wioski, głowiąc się przez cały czas niepomiernie nad głupstwami, które plótł Don Kichot. Rycerz nasz, zbity na kwaśne jabłko, ledwo się na ośle utrzymać mógł, a od czasu do czasu tak żałosne wzdychania do nieba posyłał, że wieśniak zapytywał znów, co mu dolega. Zdawaćby się mogło, że sam czart nasuwał mu na pamięć opowieści, mające niejakie podobieństwo z jego nieszczęśliwym przypadkiem. Poniechawszy Balduina, uczepił się Maura, Abindarraeza, którego wielkorządca Antesuery, Rodryg de Narvaez, pojmał i, skutego w dyby, jako jeńca, do swego zamku przywiódł. A kiedy się go chłop zapytał, jak się teraz czuje i co go boli, odpowiedział mu temi samemi słowami i wywodami, co jeniec Abindarraez do Rodryga de Narvaez — jak o tem czytał w romansie „Djana“, napisanym przez Jerzego de Montemayor[2]. Wątek tej opowieści tak kształtownie pod swój obecny stan podkładał, że chłop, słysząc siła tych bzdur, klął na czem świat stoi. Poznawszy, że jego sąsiad niebardzo jest zdrów na umyśle, pospieszał, jak mógł, aby jaknajprędzej do domu przybyć i uniknąć nudy, więcej z długich oracyj Don Kichota. Rycerz nasz przy końcu rzekł:
— Wiedzcie, Dostojny Panie, Rodrygu de Narvaez, że ową piękną Xarifą, o której wam mówiłem, jest teraz piękna Dulcynea z Toboso. Dla niej to dokonałem, dokonywam i dokonywać będę najbardziej zawołanych czynów rycerskich, które kiedykolwiek na świecie widziano, które można zobaczyć, albo które w przyszłości widziane będą.
Na to odparł chłop: — Zważcie dobrze, panie, że ja, grzesznik niegodny, nie jestem wcale Rodrygiem de Narvaez, ani markizem Mantui, jeno Piotrem Alonso, waszym sąsiadem o miedzę, Wy zasię, panie; nie jesteście Balduinem, ani Abindarraezem, lecz czcigodnym szlachcicem, panem Quijana.
— Sam wiem dobrze, kim jestem — odparł Don Kichot — a mogę być nietylko jednym z tych rycerzy, o których wspomniałem, lecz także znaczyć więcej, niż dwunastu parów Francji i dziewięciu Walecznych[3], gdyż to, czego każdy z nich w pojedynkę dokonał i czego wszyscy razem dokonali, wcale w paragon iść nie może z wielkiemi i osobnemi czynami, memi.
Taką bawiąc się rozmową, dotarli wreszcie do swojej siedziby w porze, kiedy już zmrok zapadać poczynał. Jednak chłop wołał poczekać kęs czasu, aż się zupełnie ściemni, nie chciał bowiem wystawiać na pośmiewisko tego biednego, szpetnie obitego szlachcica.
Gdy więc już godzina sposobna nastała, udał się z Don Kichotem do wsi i podjechał pod jego dom, który pełen był tumultu i zamieszania; proboszcz i balwierz miejscowy, wielcy przyjaciele Don Kichota, bawili tam właśnie.
Gospodyni mówiła do nich gromkim głosem: — Jakże się Wam zdaje, dobrodziejiu Fero Ferez (tak się ksiądz zwał), co się stać mogło z moim panem? Od sześciu dni, jak kamień w wędę — on, jego rumak, lanca, tarcza i zbroja! O, ja nieszczęśliwa! Mówię Wam, że, jak Bóg na niebie, to, ani chybi, te przeklęte księgi rycerskie, które miał zwyczaj czytywać tak często, rozum mu odjęły. Teraz przypominam sobie, że słyszałam, jak niejednokrotnie mówił do samego siebie, że chciałby się stać błędnym rycerzem i wyruszyć w świat na spotkanie przygód. A bodajby wam czart świecił, bodajby was kaduk porwał za to, żeście popsowały i zgubiły najsubtelniejszy w całej Manczy rozum!
Siostrzenica nie pozostała wtyle, dodając od siebie:
— Wiedzcie, mistrzu Mikołaju (gdyż tak się zwał balwierz), że często zdarzało się, iż mój wuj czytał w tych przeklętych księgach przez dwa dni i dwie noce bez przerwy, wkońcu zaś, grzmotnąwszy księgą o ziemię, chwytał za rękojeść szpady, by szermować nią zapamiętale i po wszystkich ścianach rąbać. A gdy się już zmęczył okrutnie, mówił, że zabił czterech olbrzymów, tak wielkich, jak cztery wieże, i że pot, który mu strumieniem z powodu tej fatygi po czole spływał, jest krwią z ran, w tej rozprawie odniesionych. Później wypijał wielki dzban zimnej wody (co go zaraz uzdrawiało i uspakajało), mówiąc, iż ta woda jest bardzo cennym nektarem, który wielki mędrzec i czarnoksiężnik, Sgifo[4], w podarunku mu przysłał; Całą winę ja tutaj ponoszę, gdyż nie ostrzegłam Was wczas o szaleństwie wuja, abyście mogli byli znaleźć jakiś stosowny środek, zanim jeszcze całkiem nie oszalał, i abyście spalili wszystkie te przeklęte księgi, które podobnie, jak kacerze, na stos zasługują.
— Owóż i ja tak mniemam — rzekł ksiądz — i dalipan, zanim dzień jutrzejszy upłynie, trzeba te księgi na stos skazać, tak, aby kogoś, kto je czytać będzie, do zguby nie przywiodły, jak się to stało z Waszym panem.
Wieśniak i Don Kichot wszystko to słyszeli; chłop poznał wówczas przyczynę choroby swego sąsiada, który teraz jął mówić donośnym głosem:
— Otwórzcie, panowie, otwórzcie Jego Miłości, panu Balduinowi, srodze poranionemu, panu markizowi Mantui i panu Maurowi Abindarraezowi, którego waleczny Rodryg de Narvaez, wielkorządca Antegurary, jako jeńca tutaj prowadzi.
Na ów krzyk wszyscy przed dom wybiegli, a gdy ksiądz i balwierz swego przyjaciela, siostrzenica swego wuja, a gospodyni pana swego poznali, ten jeszcze nie zsiadł z osła, ponieważ zsiąść nie mógł; rzucili się więc ku niemu, chcąc go powitać, on zaś rzekł:
— Wstrzymajcie się, ciężko poranion jestem. Wina w tem mego konia. Niech mnie zaniosą do łożnicy i zawołają, jeśli to tylko jest możliwe, czarodziejkę Urgandę, aby mnie opatrzyła i staranie o moje rany miała.
— Masz djable kaftan! — wrzasnęła gospodyni. — Czyż mnie serce nie mówiło, na którą to nogę mój pan chroma? Na miłosierdzie boskie, zaklinam Was, panie, pójdźcie do domu, a opatrzymy wasze rany i bez pomocy tej Urgandy. A bodaj was siarczyste pioruny, wy, przeklęte księgi, rycerskie, coście mego pana tak oporządziły.
Nie mieszkając, zaprowadzili go do łóżka a potem szukali ran na ciele, ale ani jednej znaleźć nie mogli. Don Kichot rzekł im, iż jest tylko srodze potłuczony, jako że wraz z koniem na ziemię się obalił, gdy się potykał z dziesięcioma olbrzymami, najzuchwalszymi i największymi, jacy tylko na ziemi są.
— Ho, ho, — rzekł proboszcz — olbrzymy się po wsi włóczą, lecz na ów święty krzyż, który tu wisi, przysięgam, że jutro, zanim noc zapadnie, wszystkich co do jednego wytracę!
Tysiące pytań zadawali jeszcze Don Kichotowi, ale na wszystko odpowiadał jeno, żeby mu jeść dali i wyspać się pozwolili, gdyż tego mu przedewszystkiem potrzeba. Tak też uczynili; ksiądz wypytywał długo wieśniaka, w jaki sposób go znalazł. Chłop opowiedział o wszystkiem, powtarzając one brednie, które nasz rycerz plótł, gdy go do domu wiedziono. Proboszcz, wysłuchawszy tej opowieści, jeszcze większą chęcią zapłonął, aby uczynić to, co jutro uczynić zamierzał. Zawołał tedy swego przyjaciela, balwierza Mikołaja, i wespołek udali się do mieszkania Don Kichota.




  1. Przy końcu swojej satyry na księgi rycerskie Cervantes każe Don Kichotowi odwoływać się napół żartem a napół serjo do czynów różnych rycerzy i popularnych „romances“. Słowa niniejsze są wyjęte z jednego z takich „romances“, zaczynającego się: „De Mantua salió el Marqués Danes Urgel el leal“ (Duran 355).
  2. Historia zaczyna się od słów: „En tiempo del valoroso infante don Fernando“. Maur Abindarráez pochodził z rodziny Abencerrajés z Grenady. Zakochawszy się w Jarifie, córce kasztelana z Cartama, w dniu, gdy się miał z nią spotkać, był wzięty do niewoli przez Rodryga Narvaez, który, wzruszony miłością dwojga młodych, dopomógł im do połączenia się. W roku 1593 w Medjolanie ukazała się książka Francesco Balbi z Correggio: „Historia de los amores del valoroso moro Abinde-Arrdez y de la hermosa Xarifa Abencerrases“.
    Romantyczne tradycje rycerskiej Hiszpanji i Grenady natchnęły Wiktora Hugo do napisania: „Aventures du dernier des Abencerages“, której akcja toczy się w czasach Karola V i księcia Lautrec.
  3. W dziele „Crónica llamada el triunfo de los nueve de la fama“, opublikowanem w Lizbonie w r. 1530, a później przerobionem przez mistrza Cervantesa, Juana Lopez de Hoyos, tych dziewięciu są: Jozue, Dawid, Judasz Machabejczyk, Aleksander, Hektor, Cezar, Król Artur, Karol Wielki i Godfryd de Bouillon.
  4. Siostrzenica Don Kichota kaleczy w ten sposób imię Alquifa, męża Urgandy, wielkiego czarnoksiężnika, wspominanego nieraz w księgach rycerskich.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Miguel de Cervantes y Saavedra i tłumacza: Edward Boyé.