Przygody Zosi/Elżunia
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody Zosi |
Wydawca | „Nowe Wydawnictwo” |
Data wyd. | 1937 |
Druk | „Grafia“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jerzy Orwicz |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe Przygody Zosi |
Indeks stron |
Zosia siedziała pewnego dnia w swym małym foteliku głęboko zadumana.
— O czem tak myślisz? zapytała ją mama.
— Myślę o Elżuni, mamusiu. Zauważyłam wczoraj, że ma podrapaną do krwi rękę, a gdy ją zapytałam w jaki sposób jej się to przytrafiło, poczerwieniała, chowając rączkę za siebie i szepnęła: „Cicho bądź! Zrobiłam to sama, żeby siebie ukarać“. Nie rozumiem zupełnie co to mogło być takiego?
— Zaraz ci wytłómaczę — odrzekła pani Irena, bo też byłam zaciekawioną i zapytałam mamusię Elżuni o wyjaśnienie tego podrapania. Dowiedziałam się przyczyny. Posłuchaj, bo to jest bardzo ładny rys charakteru Elżuni.
Zosia zadowolona, że mamusia opowie zajmującą historyjkę, przysunęła się z fotelikiem do matki, aby lepiej słyszeć. Pani Irena rozpoczęła w te słowa:
— Wiesz o tem, że Elżunia jest bardzo dobra, ale na nieszczęście ma charakter porywczy i łatwo się gniewa. (Tu Zosia spuściła oczy, jakgdyby o niej samej była mowa.) Otóż zdarzało się nawet, że uderzyła służącą Ludwikę, która jest bardzo do Elżuni przywiązana. Zwykle po takim napadzie złości Elżunia żałuje swej porywczości, ale zastanowienie przychodzi zapóźno, zamiast przyjść w porę. Tak samo się zdarzyło przedwczoraj. Prasowała właśnie sukienki i bieliznę swojej lalki. Ludwika kładła i wyjmowała sama żelazko z ognia, w obawie, żeby się Elżunia nie sparzyła. Niecierpliwiło to Elżunię, której chciało się koniecznie udawać dorosłą i prasować swem małem żelazkiem bez niczyjej pomocy. Ludwika śledziła zdaleka każdy ruch Elżuni i schwyciła ją za rączkę, gdy chciała włożyć żelazko do kominka. „Ponieważ jesteś nieposłuszną — zawołała, odbierając jej żelazko — schowam je do szafy“. Służąca natychmiast groźbę swą wypełniła. Elżunia poczęła krzyczeć z całych sił: „Oddaj mi w tej chwili żelazko!“ Ale krzyki i wołania na nic się nie przydały, Ludwika najspokojniej zamknęła szafę na klucz. Elżunia starała się wyrwać go, lecz nie mogła poradzić, wobec tego taka ją złość porwała, że do krwi podrapała obnażoną do łokcia rękę Ludwiki. Dopiero widok krwi uspokoił nieco Elżunię, zrozumiała, że zadała ból wielki, przepraszała, zmywała wodą ranę i bardzo była przejęta tym wypadkiem, pomimo że poczciwa Ludwika zapewniała, iż nie cierpi wcale. „To nie może być!.. wołała Elżunia ze łzami w oczach, zasługuję na to, żebyś mnie tak samo podrapała do krwi, proszę ciebie zrób to zaraz, bo inaczej nie będę miała chwili spokoju“. Domyślasz się naturalnie, że Ludwika nie zgodziła się na to. Elżunia resztę dnia bawiła się spokojnie i była bardzo grzeczna. Wcześniej położyła się do łóżeczka, nie robiąc żadnych grymasów. Nazajutrz rano Ludwika zauważyła plamy krwawe na posadzce Elżuni, a następnie jej rączkę najokropniej podrapaną. „Kto ciebie tak zranił, dziecinko kochana?“ zapytała Ludwika przerażona — „To ja sama siebie ukarałam, za to że Ludwikę wczoraj zakrwawiłam, odpowiedziała Elżunia z pokorną minką, położyłam się i myślałam, że powinnam znieść taki sam ból, jaki w uniesieniu zadałam“.
Ludwika ze wzruszeniem ucałowała Elżunię, która przyrzekła być już zawsze grzeczną i powstrzymywać się od złości. Teraz już wiesz, moja Zosieńko, dlaczego Elżunia zarumieniła się wspomniawszy o wymierzonej sobie karze.
— O tak, mamusiu, wiem już dobrze i podoba mi się bardzo postępek Elżuni — zawołała Zosia z zapałem. Jestem pewna, że nie będzie nigdy wpadać w gniew, bo zrozumiała jak to źle.
Pani Irena uśmiechnęła się i zapytała córuchnę:
— Czy ty nigdy nie robisz tego, o czem jesteś przekonaną, że źle jest tak robić.
— Ale ja jestem o rok młodsza od Elżuni... odrzekła Zosia, nie mogąc szczerze odpowiedzieć na zadane pytanie.
— Wiek tu niema wielkiego znaczenia, moje dziecko, przypomnij sobie, jak niedalej, niż przed tygodniem rozgniewałaś się na Pawełka, biłaś go i kopałaś nóżkami.
— To prawda, mamusiu, ale zdaje mi się, że się to już nigdy nie powtórzy.
— Mam nadzieję, Zosieńko, strzeż się jednak, uważać siebie za lepszą niż jesteś. Wadę tę nazywamy pychą.