Przygody Zosi/Pudełko do roboty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody Zosi |
Wydawca | „Nowe Wydawnictwo” |
Data wyd. | 1937 |
Druk | „Grafia“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jerzy Orwicz |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe Przygody Zosi |
Indeks stron |
Jeżeli tylko jakiś przedmiot podobał się Zosieńce, zaczynała wnet napierać się, by go jej dano. Nie zrażona odmową matki, prosiła wciąż aż do znudzenia. Najczęściej kończyło się tem, że mamusia kazała jej wyjść z pokoju. To nie przeszkadzało upartej dziewczynce przemyśliwać na osobności nad sposobem zdobycia upragnionej rzeczy. Spotykały ją nieraz kary, pomimo to była niepoprawną.
Pewnego dnia pani Irena zawołała córeczkę, żeby jej pokazać śliczne pudełko, a właściwie szkatułeczkę z przyborami do roboty, wyłożoną niebieskim aksamitem, zwierzchu misternie wyrobioną z szyldkretu i złota. Było to cacko prawdziwe. Naparstek i nożyczki, mały scyzoryczek wszystko było ze złota. Pudełeczko na igły, drugie na szpilki, różnokolorowe jedwabie, sznureczki, wstążki zachwycały Zosię.
— Ach, mamusiu, jakież to ładne!.. mówiła przyglądając się każdej rzeczy z osobna. Co za przyjemność mieć wszystko potrzebne do roboty! Dla kogo jest to pudełeczko?
Była prawie pewna, że mamusia odpowie: „To tatuś przysłał dla Zosieńki.“ Ale pani Irena rzekła:
— Tatuś przysłał dla mnie z Paryża.
— Szkoda! odparła Zosia. Chciałabym bardzo mieć taką szkatułeczkę do roboty.
— Dobra z ciebie córeczka, niema co mówić — rzekła mamusia. Zamiast cieszyć się, że dostałam taki ładny prezent, masz taką minę, jakbyś mi zazdrościła.
— Niech mamusia daruje mi tę szkatułeczkę, prosiła Zosia natarczywie.
— Nie umiesz jeszcze szyć tak dobrze, aby posiadać własny neseserek. A przytem nie potrafiłabyś utrzymać go w porządku i pogubiłabyś z pewnością te cenne rzeczy.
— O nie, będę się z niemi obchodziła jak najstaranniej! Ręczę mamusi, że nic nie zginie — przymilała się Zosieńka. Niech mamusia da mnie szkatułeczkę! Moja mamusieńko, moja złota!..
— Nie dziecinko, nawet nie myśl o tem. Jesteś jeszcze za mała — odpowiedziała matka.
— Zaczynam już szyć bardzo dobrze, mamusiu, i bardzo lubię robótki.
Pani Irena zaśmiała się słysząc te zapewnienia.
— Doprawdy? zapytała. A dlaczegoż jesteś zawsze tak nachmurzona, gdy cię napędzam do igły?
— Bo... bo.. niemam potrzebnego przyboru do roboty — mówiła Zosieńka, nie spuszczając oczu ze szkatułki, ale gdybym tylko miała, pracowałabym od rana do wieczora z wielką przyjemnością.
— Staraj się pracować pilnie, nie posiadając tak wytwornego przyboru do szycia, rzekła pani Irena — to będzie najlepszy sposób zdobycia takiego właśnie, jak mój, który tak się tobie podoba.
— Mamusiu, proszę cię daj mi tę szkatułeczkę, upierała się Zosia.
— Nie nudź mię! Nie myśl już o tem więcej i zajmij się czem innem — odpowiedziała matka zniecierpliwiona.
Zosia ze zwykłym sobie uporem jeszcze z dziesięć razy nalegała na oddanie jej pudełka do roboty, wreszcie mama kazała jej pójść do ogrodu. Tam zamiast bawić się jak zazwyczaj, Zosieńka usiadła na ławeczce, rozmyślając wciąż w jaki sposób dojść do posiadania upragnionego cacka.
— Gdybym umiała pisać, wysłałabym zaraz list do tatusia, prosząc aby mi przysłał zupełnie taką samą skrzyneczkę, jak mamusina — wzdychała Zosia — ale że nie umiem jeszcze stawić literek, musiałabym komuś list podyktować. Mama by napewno gniewała się na mnie za moją śmiałość i nie pozwoliłaby wysłać listu do tatusia. Mogłabym doczekać się przyjazdu tatusia, ale to może nastąpić nie prędko, a chciałabym mieć już zaraz tę prześliczną szkatułeczkę.
Po długiem zastanowieniu Zosia powzięła zamiar, który tak ją ucieszył, że wskoczyła na ławkę i poczęła klaskać w rączki z wielkiej uciechy. Natychmiast pobiegła do salonu. Pudełko do roboty stało na stole, ale mamy już nie było w pokoju. Zosia otworzyła wieko i poczęła wyciągać jedno po drugiem wszystkie drobiazgi ze szkatułki.
Serduszko Zosieńki biło mocno, miała zeznanie, że popełnia kradzież, rzecz za którą wsadzają do więzienia. Obawiała się, żeby kto nie nadszedł i nie zauważył przywłaszczania sobie cudzej własności, ale jakoś nikogo nie było w pobliżu i Zosi udało się ściągnąć wszystko, co tylko znajdowało się w wybitem aksamitem pudełku. Skończywszy z tem, Zosia zamknęła je ostrożnie, postawiła znowu na środku stołu, a sama pobiegła do kącika, w którym mieściły się jej zabawki, wysunęła szufladkę stoliczka i umieściła w niej wszystkie zagrabione skarby.
— Mając tylko puste pudełko, mamusia nie zechce go zatrzymać dla siebie i odda mi je z pewnością, a wówczas powkładam znowu wszystkie drobiazgi na swoje miejsce i będę miała upragnioną całość.
Zosia tak była zachwycona swym pomysłem, że nawet nie czyniła sobie wyrzutów, ani przyszło jej do głowy zastanowić się: co na to mama powie? Na kogo padnie podejrzenie, iż popełnił kradzież? Nic ją nie obchodziło w tej chwili oprócz tego, że jej gorącemu pragnieniu stało się zadość.
Cały ranek minął spokojnie. Nikt nie otwierał pudełka i nie zauważył braku mieszczących się w niem przedmiotów. Dopiero, gdy zbliżała się godzina obiadu i wszyscy zaproszeni przez panią Irenę goście zebrali się w salonie, powiedziała natenczas, że pokaże im otrzymany od męża prezent.
— Zobaczycie państwo — rzekła — jak tu o wszystkiem jest pomyślane, ile przedmiotów znajduje się w tem pięknem pudełku do roboty. A najprzód proszę obejrzeć je z wierzchu, jak wytwornie jest odrobione.
Wszyscy brali kolejno pudełko do ręki i zachwycali się misternem wykończeniem każdego szczegółu. Ale gdy pani Irena podniosła nakrywkę, otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
— Co to ma znaczyć? zawołała oburzona. Dziś rano wszystko tu było na miejscu, a teraz pudełko jest zupełnie puste!
— Czy zostawiła je pani w salonie? dopytywały panie ciekawie.
— Tak jest i nie przypuszczam, żeby ktokolwiek ze służby śmiał go dotknąć. Wszyscy są uczciwi i niezdolni popełnić tak bezecnej kradzieży.
Serduszko Zosi biło mocno, gdy słuchała tej rozmowy ukryta za gośćmi, drżąca na całem ciele. Pani Irena, mając już ją w podejrzeniu, poczęła Zosi szukać wzrokiem, a nie widząc przy sobie, zawołała zaniepokojona:
— Zosiu, gdzie jesteś Zosiu?
Dziewczynka nie odpowiadała, ale panie, za któremi była ukrytą, rozstąpiły się nagle i Zosia ukazała się czerwona jak burak, z minką zmieszaną, na pierwszy rzut oka można było domyśleć się, że ona jest winowajczynią.
— Zbliż się!.. zawołała pani Irena.
Zosieńka posuwała się powoli, nogi drżały pod nią, widziała, że mama jest mocno rozgniewaną.
— Gdzie położyłaś wszystkie przedmioty, wyjęte z mego pudełka? zapytała stanowczym tonem.
— Ja nic nie wyjmowałam — szepnęła Zosia ze łzami.
— Chodź za mną!
Zosia nie ruszała się z miejsca, jakgdyby nie słyszała wezwania. Natenczas pani Irena chwyciła ją za rączkę i pociągnęła za sobą do kącika z zabawkami. Tam otwierała kolejno szufladki w komodzie dla lalek, szukała w szafce z sukniami, nie znalazłszy nic, obawiała się już, że może podejrzewała córeczkę niesprawiedliwie, ale odsunęła szufladkę stolika i tu dopiero odnalazła całą zawartość swego nowego neseserka. Nie rzekłszy ani słowa, ściągnęła Zosię rózgą tak mocno, jak nigdy dotąd. Nic nie pomogły krzyki i prośby małej złodziejki. Matka zabrawszy wszystkie skradzione przedmioty, poszła do salonu, zostawiając Zosię samą płaczącą rzewnemi łzami. Nie śmiała pokazać się przy obiedzie i dobrze zrobiła, gdyż matka kazała odesłać jej jedną potrawę do dziecinnego pokoju i tam również miała Zosia spędzić cały wieczór. Bona, która zwykle dogadzała jak mogła Zosi, teraz patrzyła obojętnie na jej łzy i z oburzeniem nazywała ją złodziejką.
— Trzeba będzie zamykać klucze — mówiła — kto wie czy nie przyjdzie ci do głowy mnie okraść! Jeżeli cokolwiek w domu zginie, wszystkim będzie wiadomo, gdzie szukać winowajcę i zaraz przetrząsać zaczną twoje szufladki.
Nazajutrz pani Irena przywołała Zosię i odczytała jej list męża, dołączony do szkatułki. Brzmiał on jak następuje:
„Nabyłem, droga moja, elegancki neseserek do roboty, który ci posyłam. Przeznaczyłem go dla Zosi, ale tymczasem zachowaj to w tajemnicy, niech będzie nagrodą za wzorowe postępowanie w ciągu całego tygodnia. Pokaż Zosieńce to cacko, ale nie wspominaj o tem, że jest dla niej przeznaczone, nie chciałbym bowiem, żeby zachowywała się grzecznie jedynie w chęci zyskania ładnego prezentu, ale żeby obudziło się w niej pragnienie być zawsze grzeczną i dobrą.
— Widzisz teraz — rzekła pani Irena — że okradając mnie okradłaś sama siebie. Potem co uczyniłaś, choćbyś całemi miesiącami była grzeczna, nie otrzymasz szkatułki. Mam nadzieję, że ta nauczka nie pójdzie na marne, że już nigdy nie popełnisz tak ohydnego czynu.
Zosia płakała rzewnie, błagała o przebaczenie. Mama zgodziła się wreszcie na nie, ale nigdy nie oddała szkatułeczki do roboty.
Później darowała je Elżuni, która szyć już umiała bardzo dobrze i była ogromnie grzeczną od pamiętnej chwili podrapania Ludwiki i ukarania siebie samą za swą porywczość.
Pawełek, dowiedziawszy się o tem, co zrobiła Zosieńka, był tak oburzony, że w ciągu całego tygodnia nie przyjeżdżał do niej w odwiedziny. Dopiero gdy mu opowiedziano jak bardzo żałuje tego czynu, jak się wstydzi i cierpi nad tem, dobry chłopczyna ulitował się nad nią i przybył, by pocieszyć Zosieńkę.
— Wiesz, moja droga, jaki jest najlepszy sposób zatarcia w pamięci otaczających ciebie tego wstrętnego czynu? Oto należy być tak uczciwą i prawą, aby nikt nie mógł nawet podejrzewać ciebie o coś podobnego.