Przygody Zosi/Wózeczek
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody Zosi |
Wydawca | „Nowe Wydawnictwo” |
Data wyd. | 1937 |
Druk | „Grafia“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jerzy Orwicz |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe Przygody Zosi |
Indeks stron |
Mama nie pozwoliła Zosi jeździć na osiołku, więc dziewczynka umyśliła zaprządz go do wózeczka i pojechać z Pawełkiem na spacer.
— Czy tylko ciocia nic nie będzie miała przeciwko temu? zapytał Pawełek.
— Idź, mój drogi i poproś mamusię, bo ja nie mam odwagi — odrzekła Zosieńka.
Pawełek pobiegł do pani Ireny i przedstawił jej prośbę dzieci, na co dostał odpowiedź, że mogą jechać tylko w takim razie, jeżeli bona będzie im towarzyszyła.
Zosia nachmurzyła się usłyszawszy rozkaz mamusi.
— Co to za nuda mieć przy sobie kogoś, kto wciąż strofować będzie, obawia się wszystkiego i nie pozwoli jechać prędko — ubolewała Zosia.
— Nie mamy potrzeby galopować wiesz, że ciocia zabrania — mówił Pawełek.
Zosia milczała nadąsana, podczas gdy Pawełek pośpieszył zawiadomić bonę i kazał zaprządz osiołka do wózeczka. W pół godziny potem wózek stał już przed gankiem.
Zosia wsiadła, ale ciągle była chmurną, pomimo usiłowań Pawełka wprowadzenia siostrzyczki w dobry humor. Wreszcie te dąsy rozgniewały go i rzekł zniecierpliwiony:
— Nudzisz mnie temi swojemi minkami. Wolę pójść do domu, bo to nieznośna rzecz nie mieć na żadne moje słowo odpowiedzi, bawić się samemu i patrzeć na twoją twarz nachmurzoną.
To mówiąc, Pawełek skierował osiołka w stronę domu. Zosia milczała uparcie. Wsiadając z wózeczka, zaczepiła się nóżką o stopień i upadła.
Pawełek zeskoczył natychmiast i dopomógł jej podnieść się. Nie doznała żadnego bólu, ale dobroć Pawełka tak ją wzruszyła, że rozpłakała się rzewnie. Pawełek, sądząc, że się mocno uderzyła, począł ubolewać nad siostrzyczką:
— Biedna Zosieńko! Oprzej się mocno na mojem ręku. Nie obawiaj się. Ja cię podtrzymam.
— Nie, mój drogi, nic mi się nie stało, mówiła Zosia szlochając, płaczę dlatego, że byłam niedobrą dla ciebie, a ty zawsze jesteś dla mnie wyrozumiały.
— Nie warto płakać z tego powodu, Zosieńko kochana, nie jest to moja zasługa, że jestem dobry i wyrozumiały dla ciebie, gdyż kocham cię siostrzyczko i przyjemność mi robi, jeśli jesteś zadowolona.
Zosia rzuciła się Pawełkowi na szyję i ucałowała, płacząc jeszcze bardziej. Pawełek nie wiedział sam jak ją ma uspokoić. Wreszcie rzekł:
— Słuchaj, Zosiu, jeżeli będziesz ciągle płakała, to i ja się rozbeczę! Nie mogę patrzeć na twoje łzy i zmartwienie!
Zosieńka otarła oczki i przyrzekła nie płakać więcej, mimo to łezki spłynęły jej po policzkach. Rzekła więc:
— Pozwól mi się wypłakać, to mi dobrze zrobi. Czuję, że staję się lepszą.
Dostrzegłszy jednak że i Pawełkowi łzy się zakręciły w oczach, uspokoiła się roześmiała się nawet i oboje w wielkiej zgodzie poszli bawić się w dziecinnym pokoju. Czas im zeszedł niepostrzeżenie aż do obiadu.
Nazajutrz Zosia zaproponowała znowu spacer w wózeczku, wiezionym przez osiołka. Bona była zajętą praniem jakichś delikatnych koronek, panie Irena i Aurelja wybierały się w odwiedziny do sąsiadów.
— Jakże my pojedziemy? pytała Zosia zrozpaczona.
— Gdybym była pewną, że będziecie grzeczni oboje — rzekła pani Irena — pozwoliłabym wam jechać samym, ale Zosia ma zawsze dzikie pomysły, więc obawiam się, aby coś znowu nie przytrafiło.
— O nie, mamusiu, nie będę miała żadnych dzikich pomysłów — zawołała Zosieńka — niech mamusia pozwoli nam jechać samym. Osiołek jest taki łagodny, żadnej krzywdy nam nie zrobi.
— Osiołek jest łagodny, to prawda, o ile z nim się dobrze postępuje, ale bądźcie ostrożni, nie wyjeżdżajcie na gościniec i nie jedźcie zbyt szybko.
— Dziękujemy! dziękujemy! wołały dzieci uradowane i pobiegły zaraz do stajni, żeby zaprzęgać osiołka.
Gdy już wszystko było gotowe, dwóch chłopaczków jednego z fornali, powracających właśnie ze szkoły, stanęło obok wózeczka.
— Jadą sąsiedztwo na spacer? zapytał starszy z nich, Jędruś.
— Tak jest — odpowiedział Pawełek — czy miałbyś ochotę pojechać z nami.
— Nie mogę zostawić brata — odparł Jędruś z widocznym żalem.
— To niech też jedzie z nami — rzekła Zosia.
— Bardzo dziękuję panience — rzekł Jędruś.
— A kto siądzie na koźle i będzie powoził? zapytała Zosia.
— Jeżeli masz chęć powożenia, to siadaj sama na koźle — odpowiedział Pawełek — wiedząc, że jej to zrobi wielką przyjemność, ale Zosia nie chciała rozpoczynać.
— Wolę powozić później, gdy się już osiołek trochę zmęczy — odrzekła.
Czworo dzieci usiadło w wózeczku i używało spaceru w ciągu paru godzin. Powożono naprzemianę, aż wreszcie osiołek był już bardzo zmęczony i coraz bardziej zwalniał kroku.
— Panienko — zawołał Jędrek — jeżeli panienka chce popędzić osiołka, to zerwę zaraz gałąź tarniny, a bijąc nią zmusi się go do szybszego biegu.
— Doskonały pomysł! zawołała Zosia. Musimy zmusić tego leniucha do szybszego poruszenia się.
Zatrzymała wózek, Jędrek zeskoczył i po chwili powrócił niosąc długą gałąź.
— Ostrożnie, Zosiu, przestrzegał Pawełek, wiesz, że ciocia nie pozwala bić mocno osiołka.
— Może ta gałąź lepiej poskutkuje od batożka, bo jest dłuższa.
To mówiąc, Zosia uderzyła parę razy osiołka i ten począł pędzić cwałem. Ucieszona tem dziewczynka podwajała razy, śmiejąc się głośno, chłopacy wiejscy wtórowali jej, tylko Pawełek siedział zaniepokojony, obawiając się, żeby się jakie nieszczęście nie przytrafiło, wskutek którego Zosia byłaby znów strofowaną i karaną.
Nadjeżdżali właśnie do spadzistości dość stromej. Zosia poczęła bić osiołka z całych sił, wobec czego osiołek popędził galopem. Napróżno Zosia starała się go powstrzymać, leciał z górki nadół, jak nieprzytomny.
Wszystkie dzieci krzyczały jednogłośnie, co wystraszało go jeszcze bardziej. Wpadłszy na mały pagórek, wózek stracił równowagę. Dzieci pospadały na ziemię, osiołek zaś ciągnął za sobą opustoszały wózek, który wywrócił się i połamał na drobne części.
Dzieci szczęśliwym trafem wyszły cało, tylko miały twarze i ręce podrapane. Podniósłszy się i otrzepawszy z kurzu, miały wszystkie zafrasowane miny. Chłopaki fornala pośpieszyły na folwark, a Zosia z Pawełkiem powróciła do domu, zawstydzona była i niespokojna.
Pawełek posmutniał. Szli czas jakiś w milczeniu, wreszcie Zosia rzekła:
— Ach, Pawełku, jak ja się boję mamusi! Co ona na to powie?..
— Myślałem że źle się skończy ta historja, jak tylko zobaczyłem twoje wymachiwanie gałęzią nad osiołkiem — odpowiedział Pawełek — szkoda, że nie powiedziałem ci ostrzejszym tonem, możebyś mię była usłuchała.
— Nie, Pawełku, nie byłabym cię usłuchała — zawołała Zosia z całą szczerością. Nigdy nie przypuszczałam, żeby kolce mogły ranić osła przez sierść grubą. Ale co będzie teraz, jak się mamusia o wszystkiem dowie?..
— Bardzo to źle, moja droga, że jesteś nieposłuszną. Gdybyś zawsze słuchała cioci, nie byłabyś nigdy karaną — powiedział Pawełek poważnym głosem.
— Będę się starała być posłuszną, daję ci słowo, że będę się starała — zapewniała Zosia — ale kiedy to taka nudna rzecz słuchać!..
— Ale jeszcze gorzej być karaną. Zauważyłaś zapewne, że wszystko, czego nam zabraniają, jest niebezpieczne lub szkodliwe. Jeżeli uczynimy cokolwiek wbrew woli starszych, zawsze wychodzi na złe.
— Tak, to prawda! potwierdziła Zosia. Ale czy słyszysz, że powóz się zbliża? Mamusie już powracają. Biegnijmy prędko, żeby je wyprzedzić.
Pobiegli oboje ku domowi, ale nie udało się im wejść niezauważonymi, powóz bowiem podjeżdżał właśnie pod ganek w chwili, gdy zadyszani wpadli na schody.
Pani Irena i Aurelja dostrzegły odrazu podrapania na twarzach dzieci.
— A co? Oto znowu mieliście jakieś przygody! — zawołała pani Irena. Opowiedzcie, co się wydarzyło?
— To osiołek, mamusiu — szepnęła Zosia.
— Byłam pewną, że stanie się coś złego! Cały czas, będąc w gościnie, niepokoiłam się waszą jazdą wózeczkiem! Czy się wściekł ten osioł, żeby tak was ładnie urządzić!
— Wywrócił nas, mamusiu, wózek zdaje się jest trochę połamany, gdyż ten głupi osiołek pędził jeszcze długo po wyrzuceniu nas na drodze.
— Mam wrażenie, że musieliście mu dobrze dokuczyć — wtrąciła pani Aurelja — przyznajcie się jak to było?
Zosia spuściła oczki w milczeniu. Pawełek też nie odpowiedział ani słowa.
— Zosieńko, widzę po twojej minie, żeś coś nabroiła — mówiła pani Irena. Miej odwagę powiedzieć prawdę.
Zosia zawahała się chwilę, lecz potem opowiedziała szczerze całą niefortunną wyprawę.
— Od kiedy macie tego osiołka, zawsze jakieś bywają z nim przygody i Zosi przychodzą do głowy pomysły nieszczęśliwe. Każę więc sprzedać osła, zadecydowała pani Irena.
Zosia i Pawełek poczęli prosić usilnie, aby tego nie uczyniła.
— Nigdy już nic podobnego się nie wydarzy — zapewniała Zosieńka.
— Nie to, to co innego przyjdzie wam do głowy. Zosia zawsze potrafi wymyśleć coś bez sensu!.. odrzekła pani Irena, wzruszając ramionami.
— Nie, mamusiu, będę zawsze robiła tylko to co mamusia pozwoli, przyrzekam nic nie wymyślać bez sensu mówiła Zosieńka z przekonaniem.
— Poczekam jeszcze dni kilka, ale uprzedzam, że za pierwszym wybrykiem Zosi osiołek będzie sprzedany.
Dzieci podziękowały pani Irenie za obietnicę powstrzymania jeszcze na parę dni srogiego wyroku.
— Gdzież jest osiołek? zapytała Zosię mamusia.
Dzieci spojrzały po sobie. Przypomniały, że osiołek popędził wprost przed siebie, ciągnąc wózek wywrócony.
Pani Irena kazała przywołać ogrodnika i opowiedziawszy w krótkości co zaszło, posłała na poszukiwanie osiołka.
W godzinę niespełna powrócił. Dzieci oczekiwały go niecierpliwie. Zmartwiły się, gdy ogrodnik rzekł ze smutkiem.
— Zdarzyło się nieszczęście!.
— Jakie? Gdzie? pytały dzieci przerażone.