Róża i Blanka/Część druga/LIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Róża i Blanka
Podtytuł Powieść
Data wyd. 1896
Druk S. Orgelbranda Synowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LIV.

Duplat, zazwyczaj pokorny, gdy czuł się słabszym, ukląkł przed oficerem i prosił o przebaczenie, ale ten, nie rzekłszy mu ani słowa, kazał go uwięzić i następnego dnia pod strażą żandarmów odesłał do Numei.
Po upływie miesiąca sąd wojenny skazał Duplata na dziesięć lat ciężkich robót, to jest na karę najniższą, według kodeksu wojskowego.
Przestępca polityczny Serwacy Duplat spadł do sfery pospolitych przestępców kryminalnych i wysłany został na wyspę Nau, do robót przy budowie szosy.
W trzy tata później w roku 1881-ym telegraf przyniósł tak długo i z takiem upragnieniem oczekiwaną wiadomość o ogłoszeniu amnestyi zesłanym komunistom.
Wtedy dopiero Duplat zrozumiał cały ogrom swej głupoty.
Gdyby był oparł się pokusie, opuściłby wraz z innymi wyspę i powróciłby do Paryża, gdzie mógłby się pysznić wobec gruzów nie odbudowanych jeszcze domów.
Tymczasem musiał, pozostać w Nowej-Kaledonii aż do ukończenia długich, okrągłych dziesięciu lat robót przymusowych.
Owładnięty wtedy gorączką odzyskania wolności, zaczął rozmyślać o ucieczce, ale pozbawiony środków pieniężnych, co mógł uczynić?
Z rezygnacyą podał się losowi i oczekiwał już tylko cudu.
W trzy lata po ogłoszeniu amnestyi opuścił nareszcie wyspę Nou.
Przez sześć lat od skazania go do robót starał się być wzorem uległości i dzięki takiemu postępowaniu uzyskał pewne ulgi w swem położeniu.
Po przeniesieniu do Numei użyty został przez inżynieryę wojskową do robót w porcie jako nadzorca nad partyą robotników i powierzone mu obowiązki spełniał sumiennie.
Nie potrzebujemy dodawać, że smutny nasz bohater przez trzynaście lat pobytu w kolonii zestarzał się wielce.
Głębokie zmarszczki zarysowały się na jego czole i policzkach, włosy zbielały, silny dawniej organizm zeszczuplał i zwiądł.
Duplat zaczął tracić nadzieję.
W r. 1888-ym t. j. w epoce swego wyzwolenia, miał by wprawdzie dopiero czterdzieści osiem lat, ale ciężka praca i nędza zużyły go tak dalece, iż życie zaczęło dlań tracić urok.
— Kto wie, czy nie lepiej — myślał z goryczą — umrzeć w Kaledonii, niż wracać do Francyi. Co ja tam będę robił? Rozciągną nademną nadzór policyjny i na mieszkanie wyznaczą miejsce, gdzie nie znając nikogo, nie znajdę nawet pracy. Mam wprawdzie pieniądze zakopane w ogrodzie Palmiry, ale ażeby je dostać potrzeba uciec z wyznaczonego mi miejsca zamieszkania i nadzoru policyjnego.
A chociażbym je i odnalazł, to czternaście tysięcy franków wystarczą nie na długo; bo upomnieć się u Gilberta Rollina o sto pięćdziesiąt tysięcy franków nie wiem czy byłoby bezpiecznie. Zresztą, kto mi zaręczy, że pieniądze te są dotychczas na miejscu, czy nawet domek Palmiry istnieje? Mogli go zburzyć i wystawić na tem miejscu kamienicę, a w takim razie majątek mój, mogący zapewnić mi byt wygodny, nazawsze pozostanie pod ziemią.
Duplat czynił sobie na przemiany te niewesołe uwagi, lub wściekał się na Merlina, w którym upatrywał sprawcę swej niedoli.
— Ach! gdybym go zastał jeszcze przy życiu. Niema cierpienia któregobym mu nie zadał! Z lichwą zapłaciłby mi za moją nędzę!
I po chwilowem oburzeniu wpadł znowu w rozpacz i zniechęcenie.
Do wyznaczonego wyrokiem terminu robót pozostawało mu już tylko trzynaście miesięcy.
Niewiele brakło, by śmierć uwolniła go i od tej reszty kary.
Rusztowanie, wzniesione przy latarni morskiej w celu naprawienia jej, runęło i przywaliło go deskami.
Dającego słabe oznaki życia, z rozbitą głową i złamaną ręką odniesionego do szpitala w Numei i oddano pod opiekę sióstr miłosierdzia i infirmerów przestępców kryminalnych, których kara nie przekraczała pięciu lat wygnania.
Rana była poważną i chirurg przebąkiwał o amputacyi ręki, ale niechcąc narazić Duplata na kalectwo, wstrzymał się z operacyą, zaleciwszy tymczasem troskliwość nad rannnym.
Klimat Nowej-Kaledonii jest zdrowym i gorączki epidemiczne zdarzają się tam rzadko, ale wysoka temperatura utrudnia wielce leczenie ran.
Duplat wiedział o tem i gdy odzyskał przytomność, oraz możność myślenia, doszedł do wniosku, że jest zgubionym i wpadł w rozpacz.
Dozorująca go siostra Łucya usiłowała uspokoić go, tłómaczyła mu, że lękał się niepotrzebnie, gdyż stan jego nie jest tak groźny i zdołała natchnąć go nadzieją.
Pomiędzy infirmerami, dodanymi siostrze Łucyi do pomocy, znajdował się przystojny dwudziesto-trzyletni chłopak, niejaki Gaston Duprety.
Skazany za fałszerstwo na pięć lat ciężkich robót, miał w aktach swych notę, zalecającą go względności dyrektora kolonii poprawczej. Z tego powodu pomieszczono go w służbie sanitarnej, przeznaczonej zazwyczaj dla przestępców zasługujących swem postępowaniem na względy administracyi.
Pochodząc z rodziny uczciwej, osiadłej w departamencie Sekwany i Marny, gdzie ojciec jego, dymisyonowany kapitan jazdy, żył ze szczupłej emerytury, Gaston Duprety tylko dzięki wpływowi uzyskał w wyroku okoliczności łagodzące i skazany został na najmniejszą karę pięciu lat robót.
Ale osoby bliżej znające Gastona wiedziały, że nie zasługiwał on na to pobłażanie sądu.
Ukończył studya prawne w Paryżu, lecz jednocześnie uległ gorączce życia wielkiego miasta, tak niebezpiecznej dla charakterów słabych, gotowych do ustępstw w rozrachunku z sumieniem.
Uzyskawszy stopień licencyata, powrócił do rodzinnego miasta i zaczął pracować przy adwokacie, przyjacielu swego ojca.
Obdarzony inteligencyą wyjątkową i ogromną lojalnością, sumiennie spełniał dzienną pracę swoją, ale większą część nocy spędzał na uciechach, nie odpowiadajcych jego szczupłym dochodom.
Nie mając szczęścia w grze, lecz wielkie powodzenie u kobiet z półświatka, nie zawahał się dla zaspokojenia namiętności dopuścić się kilku fałszerstw na sumy dość znaczne.
Osobiście nie zasługiwał więc wcale na współczucie, ale osoby wpływowe, przyjaciele ojca, pragnąc oszczędzić wstydu szanowanemu powszechnie staremu wojakowi, czynili wszystko, by złagodzić los syna, co udało im się tylko w połowie.
Po ogłoszeniu wyroku kapitan wyrzekł się syna, a matka umarła z rozpaczy.
Gaston Duprety nie odczuł najmniejszego wyrzutu sumienia, chyba ten tylko, że działał niezręcznie i dał się ująć.
— Pięć lat wygnania — mówił sobie cynicznie — będzie kuracją dla mego zdrowia mocno nadszarpniętego nocną grą w karty i zabawą z kobietami. W chwili uwolnienia będę miał dwadzieścia osiem lat... Ależ to wiosna życia! Odbiję sobie za te lata wstrzemięźliwości, a mając już doświadczenie, nie dam się złapać po raz drugi!...
Postanowił osiąść w Paryżu, a chociaż nie posiał środków żadnych, był jednak o nie spokojnym, nie próżno bowiem prawie cztery lata przebywał pomiędzy zbrodniarzami i z opowiadań ich czerpał dla siebie naukę.
— Społeczeństwo, mówił sobie, składa się z wyzyskiwaczów i wyzyskiwanych. Tylko głupcy i bogaci są wyzyskiwanymi, a ponieważ nie jestem ani pierwszym ani drugim, więc będę wyzyskiwał.
Od takiego osobnika można spodziewać się wszystkiego i wszystkiego obawiać się.
Ze zdumiewającą jednak hypokryzyą ukrywał to usposobienia, był najuleglejszym ze wszystkich infirmerów i dawał dowody bezgranicznej łagodności i współczucia dla powierzonych mu chorych.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.