Róża i Blanka/Część druga/XLII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Róża i Blanka
Podtytuł Powieść
Data wyd. 1896
Druk S. Orgelbranda Synowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XLII.

Magdalena przypasała nowy fartuszek, nałożyła na głowę świeży czepek, na ramiona narzuciła szal wełniany i udała się na ulicę Servan.
Gilbert, jak wiemy, po napisaniu depeszy do doktora Pertniset przygotował się do odniesienia jej do biura telegraficznego, gdy w tem u drzwi rozległ się dźwięk dzwonka.
Schował telegram do kieszeni i poszedł otworzyć. Spostrzegłszy służącą wikarego, nie zdziwił się będąc bowiem przekonany na podstawie słów zakrystyana, że księdzu d‘Areynes pozostawało zaledwie kilka chwil życia, spodziewał się wiadomości o jego śmierci.
Prawdopodobnie Magdalena przyszła go o niej powiadomić.
Będąc doskonałym komedyantem, zawsze gotowym do odgrywania wszelkiej roli, uważał za właściwe udać zdziwienie.
— Magdalena! Co cię sprowadza do mnie? Czy może ksiądz Raul powrócił z Wersalu do Paryża?
— Niestety — odrzekła do łez wzruszona — ksiądz już od pięciu dni powrócił na swoje nieszczęście.
— Dlaczego? Cóż się stało? Tylko proszę mówić ciszej, bo żona moja chora i przed chwilą zasnęła.
— Przyniosłam panu wiadomość o księdzu wikarym...
Gilbert nie spodziewał się takiego frazesu.
Słowa: „Przyniosłam panu wiadomość o księdzu wikarym“, w żadnym razie nie mogły oznaczać — „ksiądz wikary nie żyje“!
Ale nie dał poznać po sobie zawodu i zapytał:
— Jaką wiadomość? Nie dręcz mnie dłużej, mów prędzej. Czyżby ksiądz był chory?
— Stał już nad grobem!
— Nad grobem? — powtórzył Gilbert. — Wielki Boże! cóż się stało?
— Ksiądz wikary po powrocie z Wersalu został ranionym niebezpiecznie u progu swego mieszkania.
— Okropna rzecz!
— Tak jest proszę pana, i byłby umarł, gdyby go nie ocalił lokator tego samego domu, stary chirurg wojskowy.
— Ocalił go? — zapytał Gilbert ze drżeniem w głosie, które mogło być poczytane za wzruszenie.
— Tak, dzięki Bogu, doktór zapewnia, że niebezpieczeństwo już minęło i dla tego kazał mi powiadomić pana o tem co zaszło, by pan z swej strony przesłał wiadomość tę hrabiemu Emanuelowi d‘Areynes, rozumie się, z zachowaniem wszelkich ostrożności.
Gilbert nie słuchał dalszych słów Magdaleny.
Więc ksiądz d‘Areynes, którego uważał za zmarłego, żyje i nawet nie grozi mu już niebezpieczeństwo.
Zapytywał w przestrachu, co teraz uczyni, by uchylić od siebie podejrzenie o działanie z obmyślanym z góry zamiarem zadania śmiertelnego ciosu stryjowi swej żony.
Wprawdzie hr. Emanuel już nie żył, a to była rzecz najważniejsza, niemniej jednak należało zachować pozory.
Przedewszystkiem uważał za właściwe ukryć przed Magdaleną śmierć starca, o której ksiądz d’Areynes dowie się później; o tej kwestvi należy pomyśleć gruntownie.
Na razie należało zjednać sobie służącą.
— Moja dobra Magdaleno — rzekł głosem słodziutkim, — nie będę ci robił wyrzutów, ale powiem, że mogłaś przecież zawiadomić wcześniej o nieszczęściu mego kochanego kuzyna.
— Ma pan słuszność, powinnam była, ale byliśmy wszyscy tak stroskani, że nie przyszło nam to do głowy.
Pojmuję i nie gniewam się. Proszę cię tylko, odpowiedz mi otwarcie, jak to się stało?
— Było to w nocy z 27-go na 28-my maja. — Nie wiedzieliśmy o niczem i niespodziewanie znaleźliśmy księdza wikarego, leżącego bez życia na schodach domu, w chwili, gdy otwieraliśmy drzwi żołnierzom wersalskim.
— Któż strzelił, komuniści, czy wersalczycy?
— Niewiadomo; doktór sądząc z kuli, mówi, że Strzał musiał paść z karabinu Chassepot.
— A ksiądz d‘Areynes nie objaśnił, w jaki sposób został ranionym?
— Ksiądz przez cztery dni znajdował się między życiem i śmiercią, był nieprzytomnym.
— A dzisiaj?
— Do dzisiejszego dnia. nie wyrzekł jeszcze ani słowa.
— Lecz mówisz, że niebezpieczeństwo już minęło?
— Przynajmniej tak zapewnia doktór.
— Czy będę mógł zobaczyć go?
— Jeżeli pozwoli doktór, ale wątpię; w każdym razie, choćby nawet pozwolił, to ksiądz wikary nie pozna pana. Przy tem doktór zabrania mówić do niego i wydał rozkaz stanowczy, by nie wpuszczać nikogo.
— Więc trudno, zastosuję się do życzeń lekarza, ale proszę cię, Magdaleno, zrób mi jedną grzeczność...
— Jaką?
— Powiadamiaj mnie jak najczęściej o stanie zdrowia mego kuzyna.
— Bardzo dobrze i tem chętniej, że będę przynosiła wiadomości coraz lepsze.
— I ja mam nadzieję, ale proszę przynosić mi je wszelkie, choćby były złe.
— Zgoda, będzie pan je miał. Więc pan mówi, że pani miała córeczkę?
— Tak, przed sześcioma dniami. Daliśmy jej imię Blanka i będziemy czekać z chrztem, dopóki ksiądz wikary nie wyzdrowieje.
— To dobrze pan zrobi, bo ksiądz wikary będzie z tego zadowolony.
— Jak się ma pani?
— Chora... Naprzód wycieńczył ją niedostatek podczas oblężenia, następnie słabość odbyła ciężką.
— Ale teraz już niema niebezpieczeństwa?
— Niema prawie żadnego.
— Chwała, Bogu! A mała Blanka?
— Zdrowa jak ryba.
— Przyjął pan mamkę?
— Przyjąłem i do tego bardzo dobrą kobietę, Gilbert, wiedząc już wszystko co potrzebował wiedzieć, powstał i rzekł:
— Wracaj teraz do domu i nie zapominaj jak najczęściej zawiadamiać mnie o stanie zdrowia księdza wikarego. Doktorowi, który go pielęgnuje, oświadcz odemnie moją serdeczną wdzięczność. Później przyjdę sam podziękować mu.
Magdalena odeszła zachwycona życzliwem przyjęciem Gilberta.
— W parę minut po jej wyjściu Gillbert pobiegł do biura telegraficznego, gdzie napisał i wysłał natychmiast następującą depeszę, zaadresowaną do hr. Emanuela d‘Areynes, jak gdyby nie wiedział o jego śmierci i nie otrzymał telegramu d-ra Portuiset:
„Hrabia Emanuel d‘Areynes. Fenestranges. Lotaryngia.
Cud! Raul żyje, lekarz ręczy.

Gilbert Rollin.“

— Telegram ten będzie dowodem, że nie wiem o niczem — myślał — nikczemnik. — Za godzinę poślę telegram poprzedni. Tym sposobem powiedzą, że depeszę d-ra Pertuiset otrzymałem po wysłaniu depeszy mojej, naprawiającej niezręczność, którą popełniłem będąc mylnie poinformowanym.
Po wysłaniu depeszy Gilbert udał się do sąsiedniej kawiarni, przeczekał w niej godzinę, potem wyprawił telegram drugi, przygotowany w domu przed przybyciem Magdaleny.
O piątej powrócił do domu i napisał list, zapowiedziany w telegramie wysłanym do doktora Pertuiset.
Ten ostatni wskutek nieobecności rodziny zmarłego zajął się sam przygotowaniami do pogrzebu, odłożył go na jedną dobę, ażeby dać Gilbertowi czas do przyjazdu i możność uczestniczenia w smutnej ceremonii.
Nie wątpił, że Rollin ze względu na interesa majątkowe nie zaniedba pośpieszyć na wezwanie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.