Róża i Blanka/Część trzecia/XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Róża i Blanka |
Podtytuł | Powieść |
Data wyd. | 1896 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Po chwili milczenia Gilbert zapytał:
— Czy Janina Rivat po odzyskaniu zmysłów i przyjeździe do Paryża, starała się odszukać swe córki i Duplata?
— Duplat już nie żyje — odrzekła Henryka.
— Nie żyje?
— Zapewniano ją, że został rozstrzelany po stłumieniu komuny.
— A córki?
— Nie mogła odszukać ich. I jakim sposobem? Żadnego śladu, najmniejszej wkazówki!
Gilbert odetchnął swobodnie.
— Janina nic nie wie — pomyślał — więc i Henryka nie dowie się. Jestem spokojny!
Po śniadaniu Gilbert pożegnał Henrykę i Blankę i odszedł do swego gabinetu, gdzie zajął się odszukaniem kopii testamentu hr. Emanuela.
Henryka nie domyślała się nawet, jak ważnych informacyj dostarczyła swemu mężowi.
∗
∗ ∗ |
Był tak starannie ubrany, że Gilbert spostrzegłszy go, pomyślał:
— Szykowny! Byłoby dziwnem, gdyby nie poruszył serca takiej gąski jak Blanka.
Po przywitaniu się vice-hrabia odrazu przystąpił do interesu:
— Cóż znalazłeś pan testament?
— Znalazłem, — oto jest! siadaj pan i czytaj. Może zapalisz cygaro?
— Nie... później... Robiłoby mi to dystrakcyę. — A po chwili dodał:
— Co za bazgranina!
— Co chcesz, mój drogi, pismo księżowskie!
— Ach! więc to ksiądz kopiował ten testament?
— Nie tylko kopiował, lecz i dyktował, Jestto kuzyn mojej żony, ksiądz d‘Areynes, nieprzyjaciel mój.
— W takim razie należy czytać z uwagą podwójną.
Grancey zasiadł w fotelu wygodnie i zaczął czytać półgłosem, powtarzając każdy frazes dwa razy i zastanawiając się nad każdym wyrazem.
Początek aktu nie nastręczył mu sposobności do żadnych uwag, dopiero gdy doszedł do słów: „dający dochodu sto siedmdziesiąt tysięcy franków“, podniósł głowę i zapytał:
— Mówiłeś pan, że dochód wynosi dwieście tysięcy franków, tymczasem mowa tutaj tylko o stu siedmdziesięciu tysiącach?
— Notaryusz zarządzający majątkiem podwyższył opłaty dzierżawne, korzystniej polokował kapitały i tym sposobem powiększył dochody o trzydzieści tysięcy franków.
— Porządny człowiek! — odrzekł Grancey, śmiejąc się. — Chętnie powierzyłbym mu zarząd moich dóbr.
Poczem czytał dalej:
„Powyższy kapitał cztery miliony pięćset tysięcy franków zapisuję mającemu przyjść na świat dziecku mojej bratanicy Maryi Henryce Rollin z domu d‘Areynes.
„Jeżeli dziecko to będzie żyło, obejmie w użytkowanie kapitał z dniem dojścia do pełnoletności, lub małżeństwa, z warunkiem w tym drugim razie, iż kontrakt ślubny sporządzony będzie na podstawie separacyi majątkowej.
„Dziecko to po dojściu do pełnoletności obowiązane będzie wypłacać swej matce dwanaście tysięcy franków renty dożywotnej.
„W razie gdyby mające przyjść na świat dziecko Maryi Henryki Rollin zmarło przed objęciem kapitała w użytkowanie, kapitał ten nie może być ustąpiony lub cedowany osobie innej; Marya i Henryk Rollin ma pobierać i nadal aż do śmierci całkowitą od niego rentę.
„Gdyby zaś Henryka Rollin zmarła bezpotomnie, całkowity kapitał ma być podzielony na cztery części jak następuje“.
Były dependent pośpiesznie odczytał pozostałe wiersze i gdy skończył, gwałtownie uderzył pięścią w stół.
— Ten testament jest niedorzecznym! — zawołał.
— Wiem o tem oddawna — odrzekł Gilbert.
— Ale nie w tem znaczeniu, w jakiem pan rozumiesz! Kuzyn pańskiej żony może być człowiekiem bardzo inteligentnym i księdzem wielce uczonym, ale niema pojęcia o prawie i przepisach testamentowych. Ostatni pisarzyna adwokata lub notaryusza napisałby lepiej! Co za naiwność! Trzeba to czytać, aby uwierzyć!
— Cóż takiego? — zapytał Gilbert.
— Szereg nonsensów i sprzeczności! Przedewszystkiem potrzebuję jednego wyjaśnienia. Stosunki pańskie z hr. Emanuelem musiały, być nieosobliwe?
— Nawet bardzo złe!
— Jest to widoczne! Testator obawiał się, byś pan nie zagarnął całego lub części kapitału. Ztąd pochodzą oburzające niedorzeczności z poważnego punktu widzenia, a co za tem idzie, zupełna nieważność aktu. Bo proszę pana, weźmy tylko punkt pierwszy:
„Powyższy kapitał cztery miliony pięćset tysięcy franków zapisuję mającemu przyjść na świat dziecku mojej bratanicy Maryi Henryce Rollin z domu d‘Areynes. Jeżeli dziecko to będzie żyło, obejmie w użytkowanie kapitał“... No: a dalej?
— Jakto dalej?
— Tak, a dalej? zapis zatrzymuje się na dziecku. Jeżeli dojdzie do pełnoletności lub zawrze związki małżeński, będzie miało prawo jedynie użytkowania kapitału, bez prawa przekazania go. A jeżeli umrze pozostawiwszy dzieci, co im da? Nie może im dać użytkowania, które samo przez się może upaść po trzydziestu latach. Testator odmawia mu wszelkich praw, wiąże mu ręce...
— To być nie może!
— Właśnie, że tak jest! Dziecko niema prawa rozporządzać użytkowaniem, ponieważ testator przeznacza je na cele inne. W razie śmierci dziecka, o którem testator mówi, a którem jest panna Blanka, użytkowanie wraca do matki. Gdyby zmarła matka, majątkiem podzielą się lotaryńczycy, szpitale, zakłady dobroczynne i t. d. Przyznaj pan, że projekt pański, który bardzo mi się uśmiechał, wygląda trochę inaczej! Zaślubiam pańską córkę. Bardzo pięknie. Tymczasem żona moja umiera po kilku miesiącach, roku czy kilku latach... Wszak to rzecz możliwa, prawda? Cóż nam wtedy pozostanie, t. j. panu i mnie? — Nic, literalnie nic!..
— Chyba mylisz się pan — odrzekł Gilbert.
— Zastanów się pan dobrze nad tym stekiem niedorzeczności, przeczytaj z uwagą, a przekonasz się, że nie potrzeba być doktorem prawa, aby zrozumieć nieważność tego aktu.
Gilbert przestraszył się.
Jeżeli vice-hrabia mówił prawdę, wszystkie jego marzenia runęłyby, musiałby poprzestać na sytuacyi, narzuconej mu przez Henrykę i księdza d’Areynes.
Zastanowił go jednak wymówiony przez Granceya wyraz nieważność.
Wsparł głowę na dłoniach i pogrążył się w czytaniu testamentu.
Nagle były kryminalista zawołał uradowany:
— Nie czytaj pan dalej, nie szukaj! Znalazłem!
— Coś pan znalazł?
— Sposób objęcia czterech milionów pięciuset tysięcy franków, pozostawionych przez hr. d’Areynes!
Oczy Gilberta zaiskrzyły się.
— Znalazłem, i nie sto tysięcy franków zobowiązuje się wypłacać panu rocznie, jeżeli zaślubię pannę Blankę, ale dam dwa miliony dwieście pięćdziesiąt tysięcy franków jednorazowo, które będziesz mógł użyć jak ci się podoba.
— Wytłumacz pan jaśniej.
— Powiedziałem przed chwilą wyraz „nieważność“ i nie cofam go; to znaczy, że testament może być zwalony, gdyż jest nieważny.
— Ach gdyby tak było!
— Tak jest! Punkt, przyznający pannie Blance użytkowanie kapitału od dnia pełnoletności lub małżeństwa, ale nie mówiący nic, co ma nastąpić po jej śmierci w razie gdyby pozostawiła dzieci, czyni testament nieważnym. Mąż pańskiej córki, opierając się na fakcie, że testator działał na szkodę potomków jego żony, może wystąpić z procesem, zażądać unieważnienia testamentu i gardło dam, że wygra.
— Nie łudzisz się pan?
— Nie. Idę dalej: wyraźny warunek separacyi dóbr, stanowi drugi powód nieważności... Użytkowanie, upadające po trzydziestu latach, nie może być przekazywane, nawet bez zastrzeżenia... Kontrakt ślubny, podpisany dla uszanowania warunków narzuconych przez testatora, byłby punktem wyjścia procesu, wytoczonego przez męża, domagającego się dla swej żony majątku, do którego ma prawo. Powtarzam panu, że testament jest nieważnym i mocno dziwię się notaryuszowi rodziny d’Areynes, że milczy, skoro to tak wyraźne!
— Jest przyjacielem pani Rollin.
— Skoro tak, to nic dziwnego. Zresztą nie jest obowiązanym mówić, gdyż testament pisany był bez jego wiedzy.
— Jednem słowem, cóż nam pozostaje uczynić?
— Trzymać się ściśle planu pierwszego i usuwać z drogi przeszkody.
— Moją żonę... — mruknął Gilbert.
— Mówiłeś pan, że ona nie zgodzi się na mój związek z panną Blanką.
— To nie ulega wątpliwości.
— Ale dodałeś, że potrafisz usunąć tę trudność... Nie chcę wiedzieć za pomocą jakich środków... Użyj ich pan... Gdy droga będzie wolną, skorzystasz z swych praw ojcowskich.