Równouprawnienie kobiety polskiej

<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Szymański
Tytuł Równouprawnienie kobiety polskiej
Podtytuł Stan sprawy, przyczyny niepowodzeń i najbliższe zadania.
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
RÓWNOUPRAWNIENIE KOBIETY POLSKIEJ.
(STAN SPRAWY, PRZYCZYNY NIEPOWODZEŃ I NAJBLIŻSZE ZADANIA).


Ogólno-europejski prąd, równouprawnienie kobiet mający na celu, dotknąwszy naszego społeczeństwa, wywołał i u nas zjawiska do zachodnio-europejskich podobne: walkę starych pojęć z nowemi, krańcowe przejawy i postępowych, i wstecznych dążeń. Mieliśmy więc, i dziś mamy, nietylko potężny zastęp wsteczników, ale i kobiety „tak nawykłe do długo i cierpliwie noszonej obroży, że gotowe są kąsać rękę, co ją targa“. Wszystko to są zjawiska, jakkolwiek i nie zawsze naturalne, ale zbyt wspólne wszystkim narodom, abyśmy pogodzić się z niemi nie mieli.
Jeżeli jednak, ogólnikowo rzeczy biorąc, podlegamy w tym względzie prawom powszechnym, rozpatrując szczegółowiej nasze i świadome, i bezwiedne usiłowania emancypacyjne, zauważymy, że w ostatnich szczególniej czasach usiłowania owe nie wzmagają się, lecz słabną, t. j. w porównaniu z Zachodem przedstawiają zupełnie odwrotne zjawisko.
Rzeczywiście, wtedy gdy na Zachodzie ruch ów, wytykając sobie jasno i ściśle określone cele i skupiając się pod egidą coraz świadomiej obmyślanych haseł, rozszerza się też na coraz większe masy niewieście, u nas ogół niewieści i do dziś dnia hasłom owym jest obcy, i na ruch emancypacyjny zapatruje się, jako na kaprysy rozgoryczonych, a podstarzałych panien, lub wybryki entuzjastek, ekscentrycznie na mężów polujących.
Wtedy więc, gdy na zachodzie szerokie spopularyzowanie haseł emancypacyjnych sprawiło, że dziś, szczególniej w Ameryce i Anglji, kobieta, zdobywająca sobie wiedzę, nie potrzebuje już iść przebojem, liczne bowiem stowarzyszenia, nietylko ochronią ją od głodu i chłodu, ale, co ważniejsza, podtrzymają moralnie, u nas podawnemu całą wielką sprawę wyzwolenia kobiety niosą na swych barkach jednostki, obdarzone niezwykłemi zdolnościami, wyjątkową siłą.
Chlubić się możemy, że jednostek tych mamy tyle, iż wielka ta sprawa nie zamarła zupełnie i dotychczas wśród nas się kołacze; ale jakże upokarzającem jest dla nas zestawienie rozpaczliwych, niepewnych ju tra wysiłków naszych jednostek ze zbiorową, pewną swej przyszłości pracą innych społeczeństw! Oprócz kilku szkół rzemiosł, rzemiosł najnędzniejszych i kursów krakowskich z okruszynami wiedzy, nic, zdaje się, w tym względzie nie zrobiliśmy. Wytknięcie tedy najogólniejszych, wedle naszego rozumienia, przyczyn tak smutnego stanu rzeczy i wskazanie najbliższych zadań zbytecznem być nie powinno.

∗                    ∗

Wiedza wśród wszystkich zdrowych społeczeństw miała, ma i mieć będzie pewien wielki i naturalny urok. Urok, spadek czci boskiej, oddawanej pierwszym wielkim ludzkości dobroczyńcom, urok, którego rozwiać nie zdołały ani chwilowe przedstawicieli tej wiedzy zboczenia ani stosy inkwizycji. Urok ten, wyrobiony i pielęgnowany przez wieki, stał się w nas instynktem. Dziś już mimowoli, bezwiednie, uchylamy czoła przed wiedzą. Odarte chłopię, nędzny żydziak, rwący się do książki, wzbudzają ku sobie cześć i szacunek bezwiedny, jako istoty wyższe, niby urodzeni owego ognia świętego stróże i kapłani. W najczarniejszych epokach ów instynkt zbawiał ludzkość, on — zadatkiem ciągłości naszego postępu, on wykorzenionym i wyrwanym z człowieka być nie może, gdyż byłoby potrzeba na to tyle tysięcy lat, ile ich poszło na jego wyrobienie.
Nie może być wygubionym w całej ludzkości, może jednak być silnie spaczonym, prawie że zatraconym w pojedyńczych społeczeństwach. Społeczeństwom takim grozi ruina.
Kilkowiekowa, szeroka oświata, której wpływom podlegało nasze społeczeństwo, wyrobiła w nim ów instynkt do stopnia samowiedzy, ugruntowała go tak silnie, że późniejsza kilkowiekowa ciemnota, aby mogła działać na społeczeństwo, musiała przybrać na się pozory wiedzy i pod tą pokrywką siać chwasty i kąkol. Pomimo świetnych postępów czarni słudzy Lojoli nie odważali się nigdy na jaw ny pochód przeciwko oświacie i wiedzy, występowali przeciwko kierunkom i zasadom.
I oto teraz, w chwili, w której brak ludzi wykształconych uczuwamy w każdej sprawie, na każdym kroku, gdy ilość analfabetów wśród ludu dochodzi u nas jeszcze do 70%, a epoka, w której żyjemy, nawet chińskim mandarynom udowadnia, że wiedza wielka, wiedza szeroka i głęboka jest obecnie czynnikiem nie mniej potężnym, jak ziemia — w takiej oto chwili dotknęła nas hańba, której oszczędzili nam jezuici. Postawienie bowiem publiczne pytania o nadmiernej ilości ludzi wyżej wykształconych, postawienie i poważne omawianie w kołach szerokich jest hańbą, która nigdy nas nie dotykała. Wiedza, jako źródło doskonalenia się, jako droga do wyższego świadomego siebie istnienia, dla nas już nie istnieje. Szlachetny instynkt człowieczy w pewnych kołach naszej inteligencji paczy się i zanika. Jest to coś tak dzikiego i potwornego, że wobec udowodnionego naszego zwyrodnienia fizycznego, musimy fakt ów uznać za jaskrawy, jakkolwiek może mniej szeroki, objaw zwyrodnienia umysłowego znacznej części naszego wykształconego ogółu.
A jeżeli stoimy tak nizko, że możebną jest u nas rzeczą publiczne identyfikowanie egoistycznych, drobnych interesów jednostek z interesem publicznym, jeżeli my pozwalamy o swej męskiej wiedzy mówić, że jest zbyt szeroko rozlaną, „bo p. X., nie mogąc otrzymywać na miejscu 3.000 rubli nie może mrzeć z głodu na dziewięciuset lub sześciuset rublach, więc musi wyjechać z kraju“, — to cóż powiedzieć możemy o tem, jak nizkiem, jak mało rozwiniętem jest wśród nas poczucie potrzeby wiedzy dla kobiet.
Jest to pierwsza kardynalna przyczyna niepowodzenia naszych usiłowań emancypacyjnych.
Pomimo tej głównej ogólnie rozpowszechnione mniemanie, że kobieta nasza zawsze znajdowała się w stanie prawnej i ekonomicznej zależności i bywała jednakże i zacną matką, i dzielną obywatelką kraju, jest drugą przyczyną, tamującą u nas rozwój emancypacji.
Tymczasem rzecz się miała zupełnie odwrotnie. Była rzeczywiście niewiasta polska i zacną matką i dzielną obywatelką, jak bywa nią i teraz jeszcze, ale przygotowała ją do tego, nie niewola, ale wolność domowa, niezależność ekonomiczna, niezawisłość prawna.
Nasza nauka historyczna jest rozwinięta, ale tylko w porównaniu z innemi działami nauk, które są u nas w zupełnym zaniku lub kiełkują dopiero, w porównaniu zaś z rozwojem wiedzy historycznej na Zachodzie rozwój naszej wcale nie jest bujnym. Trudno uwierzyć, a jednakże jest faktem, że przeszłość naszych kobiet nie ma ani jednej książki, ani jednej pracy, któraby w sposób naukowy, krytyczny ją samą właśnie przedstawić się starała. Wykazywałem już raz („Tygodnik Powszechny“ 1877 r.) ów wielki brak w naszej literaturze historycznej, a rozpatrując statuty wiślickie Kazimierza Wielkiego i współczesne akta grodzkie i ziemskie, dowiodłem, że wbrew utartym mniemaniom o odwiecznej zależności kobiet w Polsce, kobieta nasza w XIV i XV wieku:
1) Była mocną przelać swe prawa na czemkolwiek posiadane na osobę drugą.
2) Sama i bez asystencji męża w sądach stawać nietylko mogła, ale była obowiązaną, i mówić tamże, i bronić się mogła osobiście.
3) Dziedzicząc własność ziemską, posiadała ją ze wszystkiemi prerogatywami do prawa własności podobnej w owym czasie przywiązanemi.
4) Będąc pełnoletnią, z pod wszelkiej opieki krewnych własnych i męża wyjęta była, rządziła sobą i swym majątkiem niezależnie.
5) Prawa dziedziczenia majątków ojczystych mogła być pozbawioną tylko na mocy osobnego przywileju osobiście przez panującego na rzecz linji męskiej wydanego.
Późniejsza więc zależność kobiety polskiej jest nabytkiem epoki upadku, gdy gwałtowne zniżenie się oświaty spółdziałało w sferze stosunków prawnych wpływom wytworów tak potężnych swą konsekwencją i skończonością, jak prawa: rzymskie i kanoniczne. Wiek XVII i XVIII pozbawiły kobietę najistotniejszych praw dawniejszych. Jeżeli więc dziś przeciwnicy równouprawnienia powołują się na przeszłość, to niechże wiedzą, że odwoływać się mogą tylko do tej przeszłości, która lepiej, aby nie istniała w życiu ojców naszych, bo to przeszłość naszej ciemnoty i zgnilizny społecznej. Jeżeli i wówczas, jak i dziś, spotykamy nierzadko kobietę człowieka, zawdzięczamy to sile opornej narodu, instynktowo przechowującego swe szlachetniejsze ideały.
Trzy stulecia praw nieprzychylnych kobiecie zrobiły jednak swoje: wykoszlawiły nasze pojęcia, wykorzeniły poczucie sprawiedliwości, i wolna niegdyś polka podziela dziś los swych siostrzyc zachodnich, z tą różnicą, że gdy dla tych ostatnich z poza chmur czarnych świeci już światłem wielkiem jutrznia lepszej doli, każda próba przychylenia tej doli i naszej niewieście wywołuje złowieszcze krzyki: „zawiele, zawiele światła“!

∗                    ∗

Jakże walczyć z tak smutnym stanem rzeczy, jak rozbudzić uśpione sumienie ogółu, jak zachęcić kobietę do upomnienia się o swe prawa?
Żywy przykład dzielnych jednostek uznajemy, naturalnie, za najsilniejszą podnietę, aby jednak pożądany skutek mógł uwieńczyć zacne usiłowania, aby siły owe nie wyczerpywały się w walce z apatją śpiącego ogółu i donkiszoterją wstecznictwa, winny one zespolić się w to, w co zespoliły się na Zachodzie: w stowarzyszenia. Tylko stowarzyszenia mogą dalej posunąć od tak dawna już u nas w ruch wprawioną emancypację.
Stowarzyszenia podobne pomimo wzajemnej pomocy materjalnej i moralnej: agitowania ideji emancypacyjnych, winny przedewszystkiem: 1) Raz nareszcie podnieść drażliwą kwestję zrównania cywilnych praw kobiety z prawami mężczyzn, a więc uwolnienia pełnoletniej od wszelkiej opieki męskiej, zrównania praw córek z prawami synów pod względem spadkobrania i t. d. 2) Ująć w swe ręce incjatywę w sprawie zreformowania szkolnictwa żeńskiego.
Ostatnie to zadanie, stosownie do warunków czasu i miejsca różnorodnie spełniane, wszędzie jest u nas nowiną, w której każda skiba, wspólnemi odwrócona siły, silne obiecuje plony. Potrzeb tu mnóstwo i sposobów ich zaspokojenia nie mniej zapewne, zastanowimy się więc choćby nad jedną, najważniejszą wedle naszego mniemania.
Otwarcie zreformowanej, wzorowej szkoły średniej uważamy za najpilniejszą bieżącą potrzebę naszego szkolnictwa żeńskiego.
Pod naciskiem prądów nowych bez wątpienia reformuje się potrosze i szkoła żeńska i postępów zrobiła nie mało; dotychczas jednak, zdaje się, nie mamy ani jednej szkoły żeńskiej średniej, której program odpowiadałby programowi szkół męskich. Nauka, udzielana kobiecie, udziela się jej w mierze, w jakiej żyd woźnica udziela karmi koniowi: „aby nie zdechł“. I my dajemy kobiecie nauki akurat tyle, „aby zbyt mądrą nie była“.
Tymczasem popyt na naukę, nieprzepuszczoną przez filtr haremowej prawomyślności, jest dziś tak wielki, że wątpić nie można, iż szkoła średnia zreformowana, t. j. szkoła nietylko całkowicie obejmująca program męskiej szkoły średniej, ale, dzięki pewnym modyfikacjom, rozszerzająca ów program, miałaby niewątpliwe powodzenie.
Szkoła taka, stosując się do wymagań współczesnych, musiałaby wprowadzić język łaciński; rozpoczęcie jednak wykładu tegoż od klasy IV i zupełne usunięcie języka greckiego, dałoby możność rozszerzenia programu historji nauk przyrodzonych i matematyki. Dążeniem szkoły byłoby nietylko przygotowanie uczennic do dalszej nauki uniwerstyteckiej, ale, i to byłoby jej głównem zadaniem, przygotowanie gruntownie, wszechstronnie i harmonijnie rozwiniętej inteligencji średniej.
Przy tak zreformowanej szkole w miarę potrzeby należałoby otwierać kursy praktyczne: jednoroczne, przedewszystkiem akuszeryjne, buchalteryjne, dwuletnie pedagogiczne i t. d. Nie mając możności, ze względu na brak miejsca, szerszego omówienia programu samej szkoły, zatrzymamy się chwilę nad owemi kursami.
Powiedzieliśmy: winny być otwarte „przedewszystkiem akuszeryjne“, sądzimy bowiem, że ze wszystkich zawodów, dziś kobiecie inteligentnej dostępnych, akuszerja jest najbardziej zaniedbanem, u nas zaś ze względów, o których niżej mówić będziemy, najszlachetniejszem polem.
Nieobcą wam zapewne niedawno ujawniona, smutna dla nas sprawa fizycznego zwyrodnienia naszego plemienia — sprawa jakkolwiek lękliwie przez nas zacierana, jednakże istniejąca i groźna. Przyczyn działających tu mnóstwo; nie wątpię jednak, że każdy kto się nad tem zastanowi, przyzna mi, że pomiędzy przyczynami temi niepoślednią rolę odgrywają i warunki, wśród których 910 naszych dzieci zjawia się u nas na świat boży. Spotykałem w Rosji kobiety-doktorki, które, służąc w „ziemstwach“, miały bardzo rozległą, i to wyłącznie chłopską, przeważnie niewieścią, praktykę. Cóż się tedy okazuje? Oto wbrew również powszechnym mniemaniom o zdrowiu ludu wiejskiego wśród kobiet zamężnych znajduje się ogromna ilość chorych, dzięki... domorosłej akuszerji.
Czyż u nas jest, czy może być inaczej, wobec niewątpliwie większej materjalnej nędzy wśród ludu? Może być inaczej, ale tylko gorzej. Ile dzieci najzdrowszych ginie, ile matek skazuje się na powolne konanie, o tem nikt zapewne nie wie i wiedzieć chyba nigdy nie będzie. Bydlę cenniejsze staramy się w tym względzie postawić w lepszych warunkach, bydlęciu wreszcie nikt nie narzuca przesądów głupoty i ciemnoty, nikt nie gwałci praw mądrej natury. Co się zaś dzieje wśród ludzi — opisać dziś niepodobna. Tu dolina łez i nędzy człowieczej, jakkolwiek ujęta w ciasne ramy ścian czterech, występuje w całej swej wstrząsającej grozie. Tu, w tej dolinie, cierpiących bez winy, posterunki, na których zwartą falangą oddawna stać powinien zastęp młodej dzielnej i szlachetnej inteligencji niewieściej. A któż tu dziś stoi?
W najlepszym razie proste rzemieślniczki fachu — po miastach; baby głupie, zabobonne — po wsiach.
Niechże stanie na tem poważnem i odpowiedzialnem stanowisku wykształcona i energiczna młodzież niewieścia: chleb twardy, co prawda, ale pewny, i wielkie serdeczne „Bóg zapłać“ całego narodu będzie jej nagrodą!
Wskazując tak skromne stanowiska do zajęcia, nie wykluczamy, broń, Boże! dążenia do oświaty wyższej; przeciwnie, niech te, co mogą i mają siły po temu, kształcą się najwyżej, ze względów jednak wielu pożądanem jest, aby nabywana przez kobiety nauka mogła być natychmiast wśród społeczeństwa stosowaną. Jak wiara bowiem bez uczynków martwą, martwą jest także i nauka. Czynem żywym niech udowadnia wykształcona kobieta, że chce i umie pracować, aby zaś tak było, niech po otrzymaniu, czy to gruntownego średniego wykształcenia, czy też i wyższej wiedzy, przechodzi do zawodów, choćby i przedewszystkiem tak niesłusznie i nierozumnie upośledzonych, jak wskazane. Niech, stojąc tu, wieje otuchę w brać swą męską, skruszy kult złotego cielca, nauczy, że prawdziwa oświata nie boi się chleba twardego. I bramini, i kuglarze naszej wiedzy przypom ną sobie wtedy, że, jak wielkie i szerokie dzieje ludzkości, we wszystkich niezliczonych księgach tych dziejów głoskami, krwią ludzką znaczonemi, błyszczy jedna wielka prawda: „błogosławieni szerzący wiedzę“. I ocknie się w nich zagłuszony instynkt człowieczy, otworzą się bramy wszechnic starych i plemię niewieście w tryumfie zasiędzie tam, nie do okrawków wiedzy, ale do stołów, gnących się pod ciężarem najgłębszych umysłu ludzkiego zdobyczy.


Petersburg.Adam Szymański.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Szymański.