Rajski ptak (Bandrowski)/XV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rajski ptak |
Wydawca | Księgarnia św. Wojciecha |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia św. Wojciecha |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Gdy tak raz wieczorem rozmawiali w mrocznej i zimnej szynkowni, zajechał przed oberżę samochód, na schodach dał się słyszeć głos kobiecy i męski, a w chwilę później weszła do lokalu —
Dama!
Tak, dama. Ale ona nie weszła, tylko jakgdyby się zjawiła.
W jednej chwili wszystko od niej pojaśniało, zabłysnęło, zagrało barwami, zapachniało. Ona sama była kłębkiem czarownych barw, blasków, śpiewnego uśmiechu i jasności. Oczy miała ta zjawa jak klejnoty, drogie kamienie patrzyły z pierścionków jak oczy, rączki były ni to kwiaty, ni to motyle, drogie futro łasiło się do niej, niesłychana jakaś czapeczka siedziała na jej ciepłych miedzianych włosach lekko, jak ptak.
— Lala! — wykrzyknął Polata.
— Przyjechałam cię zobaczyć, warjacie! — zaświegoliło zjawisko — Widzę, że żyjesz! No, to chwała Bogu, wszystko dobrze! To grunt. Nie znacie się? Reżyser Robisz... Prowadźże nas do swych apartamentów! Jakże się masz? Wyglądasz doskonale.
— Zdaje ci się tylko! — obraził się poeta — Proszę, muszę iść pierwszy. Chodźcie, państwo.
W kuchni Kryńka stanęła na widok damy jak wryta, a mała Stasia rozpłakała się z wrażenia.
— Powinnam ci nagadać co najmniej pięć arkuszy roli! — szczebiotała Lala — Zimno tu! Jak możesz tak mieszkać, sensu niema a właściwie powiedz mi, co to wszystko znaczy, jak można być takim warjatem, żeby się strzelać, pod pierzyną śpisz? — to obrzydliwe, ale przebaczam ci, bo się dla mnie strzelałeś, pierwsze moje samobójstwo, to znaczy, pierwszy zamach samobójczy dla mnie w mojem życiu, no, uściskaj mnie, dzieciaku!
Lala była cudowna, rozkoszna, zachwycająca, piękna nie do uwierzenia. „Wielki“ Robisz reprezentował wytworny i piękny świat „Dziesiątej Muzy“ i „Srebrnego Ekranu“. Był dostojny, ale ludzki, i lakoniczny, jak napisy filmowe.
— Dowiedziałam się o twoim adresie z pieczątki na kopercie. Ładnie! — paplała Lala — Więc właściwie co myślisz robić? Tu nie zostaniesz, oczywiście — zabieramy cię. Potrzebuję kilku nowych piosenek i Robisz cię potrzebuje.
Reżyser Robisz „odrzucił“ — naprawdę! — głowę wtył, „orle“ spojrzenie zatopił w oczach Polaty, a potem naraz wyszczerzył białe zęby. Miał to być „the genial smile“ amerykańskich „gwiazdorów“.
— Groteski, komiczne jednoaktówki filmowe, „humour“ — rzekł.
— No, widzisz! — klasnęła Lala w dłonie po dziecinnemu — Ubieraj się! Jedziemy!
— Wybacz, Lalu, ja tak nie mogę.
Wykręcał się, wymawiał, improwizował trudności, przeszkody, równocześnie zaś wpatrywał się w Lalę.
Czy to, co tu przed nim siedziało, było rzeczywistem? Czy mógł rzeczywistością nazwać ten pstry kłębek różnobarwnych nitek, tę kompilację najbardziej lśniących i błyszczących, tak! lecz najnietrwalszych i najbardziej powierzchownych pomysłów świata, w którym nie było nic i który z tego powodu wciąż ścigał jakieś świetne „nic“, aby, trzasnąwszy jak ognista rakieta, natychmiast przepaść w czarnej i zimnej nicości? Przecież ta tu, naprawdę czarująca, piękna, młoda kobieta była cal po calu, we wszystkich szczegółach, począwszy od nitek w pończochach a skończywszy na myślach, na fleksji i intonacji głosu, wymyślona i stworzona przez całe mnóstwo, olbrzymie konsorcjum najrozmaitszych producentów, myślących tylko o tem, aby za pośrednictwem tego manekina rzucić w świat jaknajwiększą ilość swego towaru, począwszy od kombinacyj jedwabnych a skończywszy na kombinacjach „artystycznych” — na tańcach fantastycznych, piosenkach, „przebojach“.
— Kombinacje! Kombinacje! — przeleciało Polacie przez głowę — Lecz czy jest coś więcej?
— A ten wiatr za oknami — to nic? I ta noc czarna — to nic? A wicher w polu nocą czarną, zdala od światełek wioski, i tego wichru zimnego „barbitos“ surowy, bezlitosny, to też nic? I lasu szum? I basowe, gromkie Lota — wilka wiernego — „hu-hu-hu!“ w zimnej i pustej sali szynkownianej?
Skądże nagle ten trel słowiczy?
To Lala, słuchając wywodów Polaty, zanuciła machinalnie refreniczek jakiegoś „przeboju“ a głosik miała — jak srebrny dzwoneczek.
Nagłe zniechęcony Polata umilkł.
— Mój śliczny, cudowny Rajski Ptaku! — rzekł — Rajskie ptaki, te latające bukiety, są istotami wyjątkowemi. Żywią się małemi, czerwonemi jak wisienki owocami z jednego jedynego gatunku niebosiężnych drzew, a pokazują się tylko o świcie. Aby je ujrzeć w całej ich wspaniałości, aby takiego ptaka złowić, myśliwy musi już wieczorem usadowić się na drzewie i cierpliwie wytrwać na niem całą noc, aby doczekać świtu i pojawienia się w pierwszych promieniach słońca swego upragnionego biało-złotego cudu.
Lala z Robiszem zamienili znaczące spojrzenia.
— To można zrobić! — mruknął Robisz.
Nie zwróciwszy na to uwagi, Polata mówił dalej:
— Mam swą wizję Rajskiego Ptaka i pragnę go posiąść. Pożądam go szalenie, żyć bez niego nie mogę. Ale patrz, teraz czarna noc... Muszę w niej wytrwać, póki nie przyjdzie świt.
Lala spojrzała na mistrza zachwycona.
— Widzę, że to utkwiło głębiej, niż myślałam. Dobrze. Daję ci tę noc. Odpocznij, nabierz sił, tęsknij — tylko nie przejmuj się zanadto jakiemiś głupstwami. Ja cię bardzo kocham, ale co innego miłość, a co innego życie! — obwieściła głosem stanowczym, niedopuszczającym najmniejszej wątpliwości — A piosenki mi napisz.
— I niech pan myśli o filmach! — silnie zaznaczył Robisz — Ars longa, vita brevis!
Lala zostawiła mu duże i piękne pudło przepysznych czekoladek.
— Raz będzie miała Kryńka przyjemność! — pomyślał.
— Na nas czas! — mówiła, całując go uróżowionemi i pachnącemi ustami — Musimy jechać. Wpadliśmy tylko zobaczyć cię i dodać ci odwagi. Stara się o mnie jeden hrabia i jeden Amerykanin. No, pa! Myśl o swym Rajskim Ptaku!
— Czy ona myślała o sobie, czy o tytule filmu? — pytał się Polata, wyprowadzając swych gości.
— Dowidzenia! Nie wychodź, bo się zaziębisz! Zimno.
Trzasnęły drzwi, zahuczał motor, auto ruszyło.
Polata stał chwilę u drzwi gościńca, a naraz pociągnął nosem i rzekł:
— Tylko ta smuga perfum...
— Bardzo miłe i piękne wspomnienie! — rzekł pan Piekarski, który jeszcze nie wyszedł — I nie takie nietrwałe, jakby się zdawało... Zapach zostaje w duszy nieraz na całe życie...