Resurrecturis (Niewiadomska)/Wojna japońska
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Resurrecturis |
Pochodzenie | Legendy, podania i obrazki historyczne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1921 |
Druk | F. Wyszyński i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
„O ty orle, ty orle nasz biały,
Na dalekie leć niwy i pola,
Mów tym sercom, co we łzach omdlały
Że się kończy wiekowa niedola!“
Wojna! wojna! — radośnie powtarzają usta Polaków, jeszcze cicho, ale z uśmiechem nadziei. Wojna oczekiwana, upragniona! Wszyscy wierzą, że ona zburzy tę pozorną potęgę białego cara, której się świat obawia. I wszyscy ujrzą, że ten groźny kolos z żelaza i złota ma gliniane nogi, na których się utrzymać nie może.
Więc radośnie biją wszystkie polskie serca — nie, niewszystkie: obok radości — rozpacz.
Rozpacz wzywa ratunku, bo zabierają rekruta. Nasi synowie, ojcowie i bracia pójdą ginąć za sprawę wroga na obczyźnie, na drugim końcu świata, z ran, nędzy, głodu, tęsknoty do kraju. Będą tam umierali tysiącami, na rzeź przeznaczeni, mięso ludzkie.
Straszne. Gorętsi chcą wybuchnąć i nie dać rekruta; kobiety rzucają się na szyny przed pociągiem, — ale cóż to pomoże? Rosja dość jeszcze silna, aby tu, tak blisko, przywrócić porządek i zmusić do spełnienia swojej woli. Jeszcze dość silna. Giną w nierównej walce jednostki i garstki, krople krwi naszej. Ha, wolą zginąć tu, na własnej ziemi.
Inni mówią: — Nie płaczcie: z krwi wyrośnie wolność, wybiła dla Rosji stanowcza godzina.
Polacy tego pragną, ale i wśród Rosjan wielu w to wierzy i gotuje się do czynu. Rosja zajęta wojną daleką i trudną (choć opowiada, że nieprzyjaciela zarzuci wielkiemi czapkami, w jakie swoje wojsko ubrała), nie będzie miała siły stłumić innej walki, która obali carat, da ludziom prawa i swobodę, uwolni pracujące klasy od wyzysku możnych bogaczy.
Do tego dążą rewolucjoniści, którzy przez rewolucję chcą zmienić porządek, jaki dotąd panował w społeczeństwach. Wierzą oni, że tylko gwałtowny, krwawy przewrót dokonać tego może.
W Rosji ucisk największy, car ma przecież władzę nieograniczoną nietylko nad ciałem, lecz i duszą ludzką, bo jest głową Kościoła. Car sam nie podołałby takiej władzy, która jest niedorzecznością, więc ma do pomocy wiernych urzędników, jak Iwan Groźny miał swych „opryczników“. I chociaż car nazywa siebie „samodzierżcą“, często nawet nie wie, co się w państwie dzieje, a rządzą urzędnicy, jak im się podoba, te krocie, które trzymają w ręku jego władzę, i dano im prawo robić z niej użytek.
Tym sposobem w Rosji od ostatnich czasów zamiast prawa rządziły krocie „carów“. Reszta ludzi — to niewolnicy.
Pośród tych niewolników wielu myśli, czuje i sądzi, nie chce znieść takiego stanu i musi dążyć do przewrotu. Dlatego Rosji ciągle grozi rewolucja. Żyje ona w pałacach i w ubogiej chacie, wszędzie, gdzie człowiek nie wyrzekł się duszy, gdzie czuje się człowiekiem i pragnie wolności i prawa.
I walka bezustanna. Rewolucja woła: — Daj nam prawo i konstytucję, bo zginiesz z całą zgrają sług twoich niegodnych. — Car otacza się rojem szpiegów, aby słuchali, skąd głos ten pochodzi, i rojem katów, aby mordować lud własny.
W roku 1881 car Aleksander II zabity został w Petersburgu na ulicy, ponieważ nie chciał wysłuchać tych głosów. Jedna bomba go oszczędziła, drugą rzucono mu prosto pod nogi. Niech ginie!
Rozumie się więzienia, śledztwa, szubienice, lecz umierają jedni, a rodzą się nowi; tej hydrze żaden car głowy nie zetnie.
A teraz wojska pójdą het, daleko — czyż nie najlepsza chwila?
Te same nadzieje mają i inne stronnictwa. Socjaliści dążą także do przewrotu, niekoniecznie jednak drogą rewolucji. Im chodzi przedewszystkiem o klasy pracujące, robotnicze, o ich dobrobyt, ich prawa, walkę z kapitałem, który wyzyskuje pracę. Ale można to wszystko zdobyć w inny sposób: w państwach konstytucyjnych walka się toczy w sejmie, tam ich przedstawiciele zdobywają potrzebne prawa.
W Rosji jednakże niema sejmu, konstytucji, więc bez rewolucji tu nic nie zdobędą, dlatego ich dążeniem jest też rewolucja. Przytem socjalizm jest międzynarodowy, bo przecież o to samo chodzi robotnikom wszystkich narodowości. Wygłaszają też hasło: „Robotnicy wszystkich krajów, łączcie się!“ Ten wspólny cel zbliżyć musi robotnika Polaka, Moskala i Niemca.
Ale jeśli chodzi o prawa narodu, czy to zbliżenie może być szczere i trwałe? Widzieliśmy je w Niemczech w 48-ym roku.
To też obecnie w Polsce większość narodowa nie chce mieć nic wspólnego z dążeniami rewolucjonistów rosyjskich. Niech tam u siebie zrobią rewolucję, życzymy powodzenia, ale nie chcemy mieszać się do tego. Przeciwnie, — rewolucja jest zniszczeniem kraju, więc pragniemy Polskę od tego uchronić. Tu u nas rewolucja niepotrzebna, bo konstytucję mieliśmy oddawna, a gdy będziemy wolni, ustanowimy sobie prawa sprawiedliwe bez krwawego przewrotu. Nam chodzi o cały naród, nie o jedną klasę. Chcemy dla wszystkich prawa i sprawiedliwości, oświaty i zupełnego zjednoczenia stanów. W jedności dla nas siła, nie w walce wewnętrznej.
Lecz i w Polsce są ludzie, którym przedewszystkiem chodzi o polepszenie bytu robotnika, o dobrobyt klas pracujących. Celów narodowych się nie wyrzekają, nie zgodziłby się na to ten sam robotnik polski, o którego dobro chcą walczyć, więc starają się łączyć obie sprawy. Od narodowców tem się głównie różnią, że na pierwszem miejscu stawiają byt robotnika, a na drugiem narodu.
Wyobrażają sobie, że to najprostsza droga. Dlatego też chcą działać zgodnie z rewolucją w Rosji, popierać ją, robiąc rewolucję w Polsce. Narodowcy zupełnie przeciwni są temu: — myśmy co innego, nasz cel inny i inne drogi.
Stąd zatargi i spory, niesprawiedliwe często oskarżenia.
A mamy już i takich, których obchodzi tylko rewolucja. Przeszłości własnego narodu nie znają, a przyszłość — to dobre zarobki dla wszystkich. Poczucie narodowe zatracili.
Na szczęście takich garstka, ale mogą być szkodliwi.
A wojna już się toczy, i jak wszyscy przewidywali — nieszczęśliwie. Brak amunicji, pomyłki i zdrady, brak żywności, mróz, brak odzieży, brak lekarstw i lekarzy, schronienia dla rannych. Straszliwe męki cierpi ta nieszczęsna armja, lecz o tem tylko z listów dowiedzieć się można. Jakąś tajemną drogą dochodzą te listy, pełne bólu, tęsknoty i rozpaczy. Jedyne odetchnienie w niewoli japońskiej.
W gazetach naturalnie co innego. Wprawdzie Japończycy oblegają Port-Artura, największy port i twierdzę niby niezdobytą, lecz o ich bohaterstwie, zwycięstwach — ni słowa. Dopiero przyjdzie Mukden i Cuszyma, największe klęski na lądzie i morzu, — wszyscy ich oczekują z nadzieją i bólem, bo ilu zginie tam naszych! a choć nie naszych, to ilu niewinnych!
W powietrzu groźby. Szepczą o wojnie z Austrją, o zamiarach Turcji, może w ogniu stanie cała Europa. W Warszawie popłoch, lud gromadzi się na ulicach, odbiera pieniądze z kas oszczędności rządowych, policja jest bezsilna.
Rozlepiają srogie przepisy, grożą użyciem broni, — strzelają.
Nie pomaga. Jedni giną, a drudzy stają, jedni się rozproszą, a zgromadzą inni. Trudno czekać spokojnie, kiedy wszyscy czują, że zbliżają się wielkie rzeczy — może jutro...
A tam, daleko, na mrozie, o głodzie — giną i umierają w nędzy bracia nasi.