Rok dziewięćdziesiąty trzeci/Część pierwsza/Księga druga/I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Rok dziewięćdziesiąty trzeci
Wydawca Bibljoteka Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1898
Druk Granowski i Sikorski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Quatrevingt-treize
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.
Anglia pospołu z Francyą.

Na wiosnę roku 1793, Francya napadnięta odrazu na wszystkich swoich granicach, miała patetyczną rozrywkę w upadku Żyrondystów[1] tymczasem w archipelagu La Manche działy się takie rzeczy:
Dnia 1 czerwca wieczorem, w Jersey, w małej pustej zatoce Bonnenuit, na godzinę przed zachodem słońca, wśród gęstej mgły, dogodnej dla ucieczki, bo niebezpiecznej dla żeglugi, jedna korweta rozwinęła żagle. Okręt ten miał osadę francuską, ale należał do flotylli angielskiej, stojącej jakby na straży przy wschodnim krańcu wyspy. Książę Latour d’Auvergne, z domu Bouillon, dowodził flotyllą angielską, i z jego to rozkazu wypłynęła korweta na służbę nadzwyczajną a pilną.
Korweta, zapisana w Trinity­‑House[2] pod imieniem „The Claymore,“ wyglądała na kupiecką, ale rzeczywiście była wojenną. Miała ciężkie i spokojne ruchy kupieckiego statku; nie należało jednak im ufać. Zbudowana była w dwóch celach, podstępu i walki; oszukiwała, gdy się dało, biła się, gdy musiała. Dla służby, jaką spełnić miała tej nocy, zamiast ładunku towarów, ustawiono między pomostami trzydzieści armat okrętowych wielkiego wagomiaru. Czy to w przewidywaniu burzy, czy też raczej dla dania dobroduszniejszej miny okrętowi, schowano je, to jest wewnątrz mocno związano potrójnemi łańcuchami, a szteinwagami oparto o zaszpuntowane w pomostach otwory. Nic nie widać było z zewnątrz; strzelnice w burcie także były zatkane, a drzwiczki u pomostów zamknięte; była to jakby maska włożona na korwetę. Zwykłe korwety wojenne mają działa tylko na pomoście; ta jednak korweta, zbudowana dla podstępu, zasadzki i niespodzianej napaści, miała pomost bezbronny, a tak była zbudowana, że, jakeśmy widzieli, mogła dźwigać bateryę między pomostami. „Claymore“ była budowy grubej i ciężkiej, co jej nie przeszkadzało szybko płynąć; kadłub jej był najmocniejszy w całej marynarce angielskiej, a w boju miała prawie wartość fregaty, chociaż tylny jej maszt był bardzo mały. Ster, kształtu rzadkiego i wymyślnego, miał rękojeść krzywą, niepraktykowaną w innych okrętach, za którą zapłacono pięćdziesiąt funtów sterlingów w warsztatach okrętowych Southamptonu.
Osada, cała francuska, składała się z oficerów i z majtków zbiegłych z marynarki francuskiej. Ludzie ci byli starannie wybrani; każdy z nich musiał być dobrym marynarzem, dobrym żołnierzem i dobrym rojalistą. Byli to potrójni fanatycy, rozmiłowani w okręcie, w pałaszu i w królu.
— Pół batalionu piechoty morskiej, która w potrzebie mogła być użyta i na lądzie, przyłączono do osady okrętowej.
Kapitanem korwety „Claymore“ był hrabia Boisberthelot, kawaler orderu św. Ludwika, jeden z najlepszych oficerów dawnej marynarki królewskiej, porucznikiem zaś był kawaler Vieuville, co niegdyś był dowódcą oddziału w gwardyi francuskiej, w którym Hoche[3] był sierżantem; sternikiem okrętu był Filip Gacquoil, z marynarzy jerseyskich najroztropniejszy.
Domyślano się, że ten okręt miał wykonać jakąś rzecz nadzwyczajną. Wistocie wsiadł na niego człowiek, z którego całej miny można było odgadnąć, że się wybiera na awanturę niepospolitą. Był to starzec wzrostu wysokiego, prosty jak świeca, krzepki, z twarzą surową, z której trudno było sądzić o wieku, bo zdawał się być zarazem i starym i młodym; jeden z tych ludzi, co są pełni i lat i siły, co mają siwe włosy nad czołem, a błyskawice w spojrzeniu; czterdzieści lat z ognia, a ośmdziesiąt z powagi. W chwili, gdy wchodził na korwetę, odwinął się jego płaszcz morski i można było pod nim zobaczyć szerokie spodnie, zwieszone na butach z wysokiemi cholewami, kaftan kozłowy z wierzchu gładki, u szyi oblamowany jedwabiem, a pod spodem kudłaty, słowem, zupełny ubiór bretońskiego wieśniaka. Te dawne kaftany bretońskie miały podwójne przeznaczenie: służyły na dnie powszednie i na dnie świąteczne i wywracały się dowolnie na wierzch włosiem lub też skórą lamowaną; były kożuchem prostym na dnie powszednie, a strojem wykwintnym w niedzielę. Ubranie wieśniacze, które miał ten starzec, było jakby rozmyślnie dla powiększenia podobieństwa, wytarte na łokciach i na kolanach, i zdawało się być już dobrze znoszone, a płaszcz morski z grubego sukna, podobny był do rybackiej opończy. Starzec ten miał na głowie kapelusz okrągły z szerokiemi skrzydłami, który przygnieciony z wierzchu wygląda po chłopsku, a podniesiony z jednej strony pętlicą i kokardą ma wygląd wojskowy. Starzec miał właśnie kapelusz przygnieciony z jednego boku, a z drugiego podtrzymany pętlicą do kokardy.
Lord Balcarras, gubernator wyspy, i książę Latour d’Auvergne osobiście przeprowadzili go do okrętu i zainstalowali na pokładzie. Gélambre, agent tajny książąt, były gwardzista przyboczny hrabiego d’Artois[4], sam czuwał nad wygodnem urządzeniem jego kajuty, i troskliwość o uszanowanie tak daleko posuwał, że chociaż sam szlachcic, niósł nawet za tym starcem jego tłomoczek. Wracając na ląd, pan de Gélambre nizko się ukłonił temu chłopu, lord Balcaras powiedział do niego na pożegnanie: „Generale, życzę powodzenia!“ a książę Latour d’Auvergne uściskał jego rękę, mówiąc: „Do widzenia, mój kuzynie.“
„Chłop“, była to wistocie nazwa, którą ludzie osady okrętowej w krótkich rozmowach z sobą dawali zrazu owemu pasażerowi, nie znając go jednak zrozumieli, że ten chłop był chłopem prawdziwym, jak korweta wojenna kupiecką.
Na morzu był wiatr dość silny. Korweta „Claymore“ opuściła Bonnenuit, minęła Bulay Bay i płynąc w zygzak, była przez pewien czas widzianą z brzegu, potem niknęła we wzrastających ciemnościach i w końcu znikła zupełnie.
W godzinę później Gélambre, powróciwszy do swojego mieszkania w Saint-Helier, wyprawił ekstrapocztą do hrabiego d’Artois w głównej kwaterze księcia Yorku depeszę tej osnowy:
„Zawiadamiam W. Królewską Wysokość, że odjazd już nastąpił. Powodzenie jest pewne. Za tydzień całe wybrzeże od Granville do Saint-Malo będzie w ogniu.“
Na cztery dni przedtem Prieur z Marny, reprezentant ludu, spełniający misyę przy armii wybrzeży szerburskich i czasowo przebywający w Granville, otrzymał od tajnego emisaryusza bilecik, pisany tą samą ręką, co depesza poprzedzająca, tej treści:
„Obywatelu reprezentancie! Dnia 1 czerwca, w porze przypływu morza, korweta wojenna „Claymore“, z bateryą ukrytą, odpłynie do brzegów Francyi i wysadzi na ląd człowieka, którego załączam rysopis: wzrostu wysokiego, stary, włosy siwe, ubranie chłopskie, ręce arystokratyczne. Jutro wyślę więcej szczegółów. Człowiek ten wysiądzie dnia 2-go czerwca zrana. Trzeba ostrzedz okręty krążące przy brzegach, schwytać korwetę, a człowieka zgilotynować.“





  1. Umiarkowanych republikanów Konwencyi.
  2. Jest to stowarzyszenie ustanowione w Anglii przez Henryka VIII r. 1515 dla rozwoju handlu i żeglugi. Ono zapisuje wszystkie okręty, daje sternikom patenty, stawia latarnie morskie i t. p
  3. Później generał, który uspokoił powstanie wandejskie.
  4. Drugi brat Ludwika XVI go, późniejszy król Francyi pod imieniem Karola X-go.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: anonimowy.