Rok dziewięćdziesiąty trzeci/Część trzecia/Księga druga/IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Rok dziewięćdziesiąty trzeci
Wydawca Bibljoteka Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1898
Druk Granowski i Sikorski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Quatrevingt-treize
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.
Zamek na moście.

Z wieżą tą, od strony przeciwnej wyłomowi, łączył się most kamienny na trzech arkadach niewiele uszkodzonych. Most służył za podstawę korpusowi gmachu, z którego pozostało trochę szczątków. Ten korpus, na którym widoczne były ślady pożaru, sterczał już tylko zgliszczami zczerniałemi, rodzajem szkieletu, stojącego obok wieży, jak kościotrup obok widma.
Zwaliska te dziś są zupełnie zburzone i nie pozostało po nich żadnego śladu. Na odrobienie tego, co wielu królów zrobiło przez wiele wieków, wystarcza jeden dzień i jeden chłop.
Nazwa Tourgue powstała ze skróconego przez wieśniaków wyrażenia Tour-Gauvain (wieża Gauvain’a). Wieża ta, już przed czterdziestu laty ruina, a dziś cień w r. 1793 była fortecą. Dawna to Bastylia Gauvain’éw, strzegąca od zachodu wejścia do lasu Fougères, który sam także dziś jest zaledwie gaikiem.
Zbudowano tę cytadelę na jednym z wielkich odłamów kamienia łupkowego, w które obfitują okolice między Mayenne i Dinan i któremi posiane są gęstwiny i zarośla, jak gdyby tytany rzucały sobie głazy na głowę.
Całą fortecę stanowiła wieża; pod wieżą opoka; u stóp opoki jeden z tych strumieni, które styczeń zamienia na potoki, a czerwiec wysusza.
Uproszczona w ten sposób forteca była w wiekach średnich prawie nie do wzięcia. Most osłania ją. Gauvain’owie gotyccy zbudowali ją bez mostu. Przystęp do niej stanowiła jedna z tych kładek chwiejnych, którą przerąbać można było jednem topora uderzeniem. Dopóki Gauvain’owie byli wice-hrabiami, kładka im wystarczała; ale kiedy zostali margrabiami, kiedy jaskinię opuścili dla dworu, przerzucili trzy arkady przez potok i stali się przystępnymi od strony równiny, tak samo jak dali do siebie przystęp ze strony króla. Margrabiom z wieku siedmnastego i margrabiom z ośmnastego stulecia nie szło o to, ażeby byli nie do wzięcia. Kopiowanie Wersalu zastąpiło tradycyę przodków.
Na wprost wieży, od strony zachodniej, wznosiło się płaskowzgórze dość wysokie, przylegające do równiny; płaskowzgórze prawie dotykało wieży i oddzielone było od niej tylko głębokim parowem, na dnie którego płynął strumień, wypadający do Ceuesnon. Most, łączący fortecę z płaskowzgórzem, wzniesiony był wysoko na filarach, a na tych filarach zbudowano, jak w Chenonceaux, budynek w stylu Mansarda[1], przydatniejszy do mieszkania niż wieża. Ale obyczaje były jeszcze bardzo surowe; panowie mieli zwyczaj mieszkać w komnatach wieży podobnej do więzienia. Co do budynku na moście, który był rodzajem zameczku, przeprowadzono w nim długi korytarz, przezwany salą straży; nad tą salą straży, stanowiącą rodzaj entresoli, urządzono bibliotekę, a nad biblioteką spichlerz. Długie okna z małemi szybami ze szkła czeskiego, pilastry między oknami, medaliony rzeźbione w murze; trzy piętra. Na dole halabardy i muszkiety, w środku księgi, na górze wory z owsem; wszystko to dzikie było potrochu, a bardzo szlacheckie.
Wieża, stojąca obok, była ponura. Posępna jej wysokość panowała nad zalotnością tamtej budowli. Z płaskowzgórza można było razić most strzałami.
Dwa gmachy, jeden urwisty, drugi gładki, drażniły się raczej nawzajem, aniżeli przystawały do siebie. Dwa style nie zgadzały się z sobą. Na pozór dwa półkola winnyby mieć cechy tożsamości; a przecież trudno o coś mniej podobnego do łuku romańskiego, jak archiwolta klasyczna. Wieża owa, godna lasów, dziwną była sąsiadką dla tego mostu, który godnym był Wersalu.
Ze stanowiska wojennego most, powtarzamy raz jeszcze, wydawał prawie nieprzyjacielowi wieżę. Upiększał ją i rozbrajał; pozyskawszy ozdobę, wieża traciła się. Most stawiał ją na jednym poziomie z płaskowzgórzem. Zawsze niezdobyta od strony lasu miała teraz słaby punkt od strony równiny. Dawniej panowała nad płaskowzgórzem, teraz płaskowzgórze nad nią panowało. Nieprzyjaciel, zająwszy na niem stanowisko, stawał się panem mostu. Biblioteka i spichlerz brały stronę oblegającego przeciw fortecy. Biblioteka i spichlerz w tem są do siebie podobne, że książki i słoma stanowią materyał palny. Dla oblegającego, który posługuje się pożarem, palić Homera, czy palić wiązkę siana, na jedno wychodzi, byle się paliło. Francuzi dowiedli tego Niemcom, paląc bibliotekę w Heidelbergu, a Niemcy dowiedli tego Francuzom, paląc bibliotekę w Strasburgu. Most więc dodany do wieży Tourgue, strategicznie biorąc, był błędem; ale w siedmnastym wieku, pod Colbertem i Louvois, książęta Gauvain, równie jak książęta Rohan lub książęta de la Tremouille, nie przypuszczali już, żeby ich oblegać miano. Budowniczowie mostu przedsięwzięli jednak niektóre środki ostrożności. Najprzód przewidzieli pożar; więc pod trzema oknami od strony parowu zawiesili poprzecznie na hakach, które można było widzieć przed pięćdziesięciu laty, silną drabinę ratunkową, tak długą, jak wysokie były dwa pierwsze piętra mostu, co przenosiło wysokość trzech pięter zwyczajnych; powtóre przewidzieli szturm: odosobnili zatem most od wieży za pomocą ciężkich i nizkich drzwi żelaznych; drzwi były łukowate, a zamykały się wielkim kluczem, który przechowywano w kryjówce znanej tylko samemu panu. Wrota zamknięte mogły stawić czoło taranowi i nieledwie z kul się natrząsać.
Chcąc dostać się do tych drzwi, trzeba było wejść przez most; chcąc dostać się do wieży, trzeba było wejść przez drzwi. Innego wejścia nie było.





  1. Budowniczy z XVII-go wieku; ubieganie się o wspaniałość i szlachetność stylu sprawiło, że wpadł w wadę ciężkości. Budował we Francyi wiele zamków; jemu też przypisują stawianie na wierzchu domów tak zwanych mansard.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: anonimowy.