Rozmaryn (Jezierski, 1911)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund Jezierski
Tytuł Rozmaryn
Pochodzenie Ze świata czarów. Zbiór baśni, podań i legend różnych narodów.
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1911
Druk M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozmaryn.
(Włoskie).

Nie było chyba napozór szczęśliwszej istoty nad królowę Marję. Bo była i piękna, i bogata, i dobra, tak że jej tylko ptasiego mleka lub gwiazdki z nieba brakowało. Mimo to jednak nie czuła się szczęśliwą. Płakiwała często w ukryciu przed mężem, i czuła brak czegoś, co mogłoby stanowić całą treść jej żywota. Wszystkoby chętnie oddała, i bogactwa swoje, i urodę, i królestwo, byleby tylko mieć dzieciątko, któreby życiem swojem wypełnić mogło otaczającą ją pustkę.
Próżnemi jednak były jej westchnienia i tęsknota, — Bóg jakoś nie zsyłał tak gorąco upragnionego dziecięcia.
Razu pewnego chodziła z orszakiem swych dam po ogrodzie. Naraz zobaczyła wspaniały krzak rozmarynu, licznemi okryty pąkami. Żal ścisnął jej serce i rzekła:
— Ach, jakiż ten krzak szczęśliwy. I on nawet cieszyć się może licznem potomstwem, i on ma nawet dbać o coś i pielęgnować. Jakżeż mu zazdroszczę tego szczęścia i jakbym chciała być w jego miejscu!
I ze łzami w oczach wróciła do pałacu.
Po upływie pewnego czasu stała się rzecz niesłychana. Królowej urodziło się nie dzieciątko, lecz… krzak rozmarynowy. Biedaczka jeszcze bardziej się tem zmartwiła. Tak pragnęła mieć żywą dziecinę, którą mogłaby się zająć, której serce i umysł sama mogłaby kształcić, a tymczasem… ma krzew bezduszny, do którego ani przemówić, ani pobawić się z nim nie można.
Ale trudna rada. Z poddaniem przyjęła to, co Bóg jej zesłał, poleciła krzak posadzić w doniczce wspaniałej, postawiła go w swojej komnacie na oknie i cztery razy na dzień podlewała łzami rzewnemi.
Minęło tak lat kilkanaście. Kwiat rozmarynowy rozrósł się wspaniale i stał się tak pięknym, że wszyscy nim się zachwycali.
Pewnego razu przyjechał do króla w odwiedziny siostrzeniec jego, król hiszpański… Oprowadzał go król po komnatach pałacowych, pokazując zawarte w nich bogactwa, aż wreszcie zaszli do komnaty królowej, gdzie stał krzew rozmarynowy. Zachwycił się pięknością jego król i w duszy jego zbudziła się chęć posiadania go.
Tymczasem rozpoczął się na dworze królewskim szereg uroczystości na cześć gościa, lecz ten przez cały czas był jakiś chmurny: przemyśliwał ciągle nad sposobem zdobycia owego krzewu.
Aż pewnego wieczoru, przed samym odjazdem, w czasie wspaniałego balu dworskiego, polecił dworzanom swoim unieść ukradkiem krzew rozmarynowy i zanieść go na okręt, sam zaś wnet pożegnał się z królewską parą i śpiesznie podążył na statek.
Udał się plan jego, i krzew, starannie strzeżony, umieszczony został w najpiękniejszej kajucie statku. Podniesiono wnet kotwicę, rozwinięto wszystkie żagle i okręt, pchany całą siłą wiatru, śpiesznie wypłynął na pełne morze.
Wkrótce przybyli do stolicy. Król rozkazał zaraz przygotować piękną komnatę, przybrać ją wspaniale i tam umieścił krzew skradziony.
Całemi godzinami zamykał się w tej komnacie, rozmyślając o różnych rzeczach. Wreszcie pewnego razu wziął z sobą flet i począł z niego dobywać rzewne, pełne niewysłowionego żalu melodje.
Naraz… krzew rozmarynowy rozchylił swe gałęzie i wyszła z niego przecudnej urody dziewica.
Oczarowany stał król przed nią, nie mogąc wymówić ani słowa. Wreszcie, gdy odzyskał przytomność i chciał do niej przemówić, dziewica z oczu mu zniknęła.
Od tego czasu coraz częściej i dłużej przesiadywał w ustronnej komnacie, grą na flecie wywołując przecudne zjawisko. Miłość jego ku dziewicy z każdym dniem wzrastała, tak że wszystko gotów był uczynić na jej skinienie, zwłaszcza że i ona wkrótce odpłacać mu zaczęła wzajemnością.
Niedługiem jednak było ich szczęście. W granice państwa wkroczył wróg okrutny, pragnąc w posiadanie swe zagarnąć państwo młodego króla. Powinność bronienia życia i mienia poddanych powołała go na granice kraju.
Rozdzierającem serce było pożegnanie jego z ukochaną dziewicą. Długi czas trwali w uścisku, jakby już nigdy zobaczyć się nie mieli, wreszcie surmy bojowe odgłosem swym oderwały króla od serca najdroższej istoty.
Skryła się ona w krzewie rozmarynu, on zaś, przed wyruszeniem na boje, przywołał do siebie starszego ogrodnika i surowo mu nakazał strzedz jak oka w głowie, krzewu, stojącego w odosobnionej komnacie, grożąc w przeciwnym razie karą śmierci.
Upłynęło od tego czasu parę tygodni.
Siostry królewskie już dawno były zaciekawione tem, co brat ich robi tak często w ustronnej komnacie. Kilka razy próbowały się tam dostać, lecz napróżno, aż wreszcie, gdy wyjechał, zakradły się do komnaty pocichu. Ze zdumieniem oglądały wspaniałe urządzenie i przecudny krzew rozmarynowy. Wreszcie jedna z nich spostrzegła leżący na stole flet, pochwyciła go i poczęła z figlów grać na nim.
Zaledwie wydobyła pierwsze tony, gałęzie krzewu rozchyliły się i wyszła z nich owa przecudnej piękności dziewica.
Zdumione stały siostry królewskie, gdy dziewica wśród nich stanęła. Lecz gdy spostrzegły, że jest stokroć od nich piękniejszą, uniosły się srogim gniewem i zazdrością. Nie namyślając się długo, rzuciły się na biedne dziewczę i poczęły je bić. W jednej chwili dziewczę skryło się w krzewie, zaś siostry królewskie wybiegły z komnaty.
Lecz od tej pory krzew począł tracić całą swą piękność, świeżość, marniał i schnął coraz więcej.
Przerażony tem ogrodnik, w obawie królewskiego gniewu i kary, czynił co mógł by złe naprawić, lecz gdy spostrzegł, że cała jego znajomość sztuki nie pomaga i krzew marnieje coraz bardziej, potajemnie spakował swe manatki i wprzeddzień powrotu króla uciekł do boru.
Głęboko zaszedł w dal lasu i tam ukrył się w gęstwinie, postanawiając przenocować, za dnia zaś podążyć dalej.
O północy rozbudził go głośny szum. Podniósł głowę, patrzy, a tu na polance spotkał się straszny smok z olbrzymią jaszczurką i rozmawiają z sobą.
Nadstawił ogrodnik uszu, by posłyszeć, o czem one rozmawiać mogą, aż zrozumiał, że mówią o krzewie rozmarynowym.
— Tak, — mówił smok — niema dla królewny ratunku; musi siedzieć uwięziona w krzewie.
— Więc stanowczo niema dla niej pomocy? — pytała jaszczurka.
— Jest jeden sposób, żeby ją ocalić, ale o nim nikt nie wie; no, i nikt nie odważyłby się go wykonać.
— Jakiż to sposób?..
— Podlać krzew krwią smoczą i jaszczurczą, to jest moją i twoją.
Zaledwie ogrodnik to posłyszał, wydobył pocichu miecz z pochwy i wyskoczywszy z ukrycia, jednem cięciem zarąbał smoka, przebijając jednocześnie jaszczurkę.
Nabrał potem w czapkę posoki smoczej i uradowany, przedzierając się przez zarośla, pędem pobiegł do pałacu królewskiego.
A zdążył w sam czas, gdyż na zakręcie drogi ukazał się już królewicz, powracający na czele zwycięzkich wojsk z wyprawy.
Roztrącając zebranych tłumnie na powitanie króla dworzan, wpadł ogrodnik do komnaty i podlał krzew krwią smoczą. W jednej chwili liście jego nabrały świetnej barwy, pochylone gałęzie wyprostowały się, rozchyliły się i wyszła z nich przecudna dziewica — królewna.
Jednocześnie wbiegł do komnaty stęskniony królewicz. Padli sobie kochankowie w objęcia, długim a serdecznym uściskiem wynagradzając wzajemnie tak długie rozstanie. Że zaś po podlaniu krwią smoczą, czar więżący królewnę w krzewie rozmarynowym został zdjęty, zawiódł więc królewicz królewnę Rozę Marinę do sali tronowej, przedstawił ją tam matce i zebranym dworzanom i ludowi, jako swoją narzeczoną, a w przyszłości żonę.
Zabrzmiały radosne okrzyki zebranego ludu na cześć młodej a tak cudnie pięknej pani.
Chojnie wynagrodziwszy ogrodnika, posłał wnet król gońca do rodziców królewny z radosną wieścią o ich nieznanej im córce i wnet po ich przybyciu wyprawił wspaniałe gody weselne.
I żyli królewiczostwo z sobą długie lata, w szczęściu i radości, błogosławieni przez wszystkich poddanych.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edmund Krüger.