Rozpruwacze/XIII
Brak odpowiedniego argumentu w szablonie!
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rozpruwacze |
Wydawca | Wydawnictwo M. Fruchtmana |
Data wyd. | 1938 |
Druk | P. Brzeziński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Gdy Aniela została po raz drugi zwolniona przez komisarza, pod warunkiem, że następnego dnia o godz. 9. rano stawi się w jego gabinecie, radości jej nie było granic. Ledwie opuściła urząd śledczy, postanowiła odszukać Janka, by go ostrzec i nakłonić do ucieczki z Polski, a conajmniej z Warszawy.
Była przekonana, że jeżeli nadal zostanie w Warszawie, wcześniej czy później wpadnie w ręce policji. Ale wnet zrezygnowała z pomysłu odszukania go. Przypomniała sobie, że często, gdy, policja chce wytropić kogoś umyślnie zwalnia zatrzymanego wspólnika, by go śledzić i w ten sposób natrafić na ślady zbiega.
Tak było też tym razem. Gdy tylko wyszła z Urzędu śledczego, komisarz polecił dwum agentom, by ją szpiegowali. Agenci nie spuszczali Anieli z oka, a następnego dnia o godz. 9. wrócili — wraz z nią — do urzędu z niczym...
Komisarz przyjął ją natychmiast.
— Jak widzę, pani wcale nie jest tak naiwna, jak się to na początku wydawało.
Aniela milczała.
Nagle zabrzęczał telefon. Komisarz podniósł słuchawkę i twarz jego rozpromieniła radość. Tryumfującym wzrokiem spojrzał na Anielę.
Rozmawiał przez dłuższą chwilę, ale nic takiego nie wypowiedział coby mogło Anieli wyjaśnić o co chodzi. Komisarz rzucał tylko do słuchawki słowa: „tak“ lub „nie“.
Po skończonej rozmowie komisarz kilkakrotnie przemierzył pokój, po czym stanął przed Anielą i odezwał się:
— Pani jest zupełnie wolna. Ale, jeżeli mi pani wpadnie w ręce po raz trzeci, będzie gorzej...
Aniela styała, jak przykuta. Serce jej mówiło, że rozmowa przez telefon ma coś wspólnego z nią.
Chwiejąc się na nogach, Aniela opuściła gabinet komisarza.
Na schodach, tuż przed samym wyjściem, stanęła, jak skamieniała.
Rozdzierający okrzyk bólu wydarł się z jej piersi.
Aniela na własne oczy ujrzała swego Janka, zakutego w kajdany... Kilku policjantów otoczyło go ze wszystkich stron, a dwóch popychało naprzód.
Na początku „Klawy“ starał się nie zdradzić tym, że zna Anielę, lecz gdy ta wybuchnęła płaczem, rzekł złamany:
— Bądź zdrowa. Anielo! Kocham cię!...
Wysoki policjant pchnął Anielę, zabraniając jej zbliżyć się do „Janka“.
Wołkow polecił zamknąć „Klawego Janka“ w celi a sam udał się do komisarza zameldować, jak mu się udało pochwycić „Klawego“...
Komisarz Żarski słuchał słów Wolkowa, po czym rzekł:
— Skąd pan wiedział, że „Klawy Janek“ znajduje się w tym hoteliku.
— Właściciel hoteliku jest byłym złodziejem, który zerwał ze światem podziemi. Obecnie jest naszym konfidentem. I on te mnie zawiadomił, że gości u siebie „Klawego“. A że znam szoferkę, postanowiłem sam go sprowadzić do Urzędu.
— Pan to zaaranżował bardzo sprytnie. Postawkę pana do awansu.
— Dziękuję, panie komisarzu! — skłonił się Wołkow.
W kilka minut później „Klawy Janek“ stał już przed obliczem komisarza.
— Niech pan siada, — rozkazał komisarz, spogladając na „Klawego“ badawczym wzrokiem. — Dawne jest pan w Polsce?
— Nie przypominam sobie.
— Jak widzę, jest pan takim samym spryciarzem, jak dawniej.
— Jeszcze większym — odpowiedział „Klawy“ cyniczni.
— Powiedz mi pan, kim jest ta dziewczyna, z którą pan był w hotelu?
— Dziewczyna, jak wszystkie dziewczęta...
— Niech pan nie będzie tak cyniczny i nie zmusza mnie do zmiany tonu.
— Może pan mówić jak pan chce, mnie to zupełnie obojętne.
— Wiele pan ma lat.
— Proszę zapytać mojego ojca.
— Niech się pan uspokoi, — zawołał komisarz gniewnie: — Proszę mnie odpowiadać do rzeczy, inaczej...
— Inaczej, co?... Będzie mnie pan bił?... Jestem już na to przygotowany od dawna...
— Ale podobasz mi się. Jesteś morowy. Mimo, że mamy cię w ręku nie zdradzasz strachu. Chcesz papierosa?
— Nie palę.
— A w karty grasz?
— Jak kiedy panie komisarzu. Najlepiej lubię się bawić z wami.
— A dużo kochanek osierociłeś na wolności? — zapytał komisarz, usiłując nadal nawiązać rozmowę.
— To moja rzecz panie komisarzu.
— Nie widzę w tym nic złego. Taki piękny mężczyzna, jak ty musiał mieć kolosalne powodzenie.
— To teraz nie ważne.
— Ale i ta dziewczyna jest piękna, z którą byłeś w hotelu.
— O, bardzo piękna, panie komisarzu... Tylko dlaczego mnie pan tyka? Wszak razem nie chodziliśmy na kradzieże.
— Nie wiedziałem że to pana urazi, panie „Klawy”. A od jak dawna jest ona pańską kochanką?
„Klawy Janek” zerwał się z miejsca i zawołał gniewnie:
— Panie komisarzu, zabraniam panu tak mówić o niej! Słyszy pan?! Jest za czysta, by ją pan kalał swymi ustami.
Komisarz stanął jak głupi. Nie spodziewał się takiej odprawy.
— Nie miałem na myśli nic złego, — tłumaczył się komisarz. — Bardzo mnie cieszy, że „Klawy Janek“ ma tak zacną kochankę, aczkolwiek jemu samemu brak wiele do uczciwości.
— Panie komisarzu, nie przyszedłem tu po to, by rozmawiać o miłości. Dziewczyna ta nigdy nie należała do mnie, ani do kogo innego. Jest czysta, jak łza.
— Nie rozumiem — wybełkotał komisarz. — Czym ona jest dla pana?
— Jak dotąd niczym. Serdeczną przyjaciółką i nic więcej. Czyż złodziej nie może się przyjaźnić z uczciwą dziewczyną?
Komisarz nic nie odpowiedział. Wszak sam miał okazję przekonać się, że to uczciwa dziewczyna.
Widząc że się niczego więcej w tej sprawie od „Klawego“ nie dowie, komisarz przystąpił do sprawy:
— Kto „obrobił“ kasę u hrabiny.
— Nie wiem.
— Kto zamordował policjanta?
— Nie wiem.
— Jakoś pan dziś nic nie wie. Może mam spróbować innego sposobu, by pan odpowiadał na moje pytania?
— Czyż nie odpowiadam?
— To żadna odpowiedź dla mnie.
— Jak pan uważa. Zresztą jest do tego sędzia śledczy, by mnie badał, a nie pan.
Komisarz Żarski zerwał się z miejsca i nacisnął guzik dzwonka. Po chwili zjawił się Wołkow.
— Rozwiąż mu pan język! — rozkazał komisarz.
Wołkow podskoczył do „Klawego“ chcąc go uderzyć w twarz. Ten zręcznie cofnął się w tył.
— Ty psia jucho, nie masz prawa mnie bić! Jesteś większym zbrodniarzem ode mnie! — zawołał „Klawy“ na cały głos.
Słowa te wywarły nadspodziewany efekt. Wołkow zbladł tak bardzo, że komisarz musiał go przytrzymać, by nie upadł.
Komisarz rozkazał Wołkowowi wyjść, a sam za pytał „Klawego“:
— Dlaczego pan zarzucił Wołkowowi, że jest większym zbrodniarzem od pana?
— Powiem, gdy nadejdzie odpowiedni moment, — odparł „Klawy Janek“ tajemniczo.
Komisarz zamyślił się. Różne myśli przesuwały się przez jego mózg. Od czasu kradzieży u hrabiny i zabójstwa policjanta Wołkow wydawał mu się dziwnie podniecony. Stale spotykał go w pierwszorzędnych restauracjach, przy suto nakrytym stole w towarzystwie podejrzanych kobiet. Zastanawiało go również, że Wołkow tak gorliwie zajął się sprawą odszukania zabójcy policjanta.
Wołkow, co prawda wspomniał kiedyś że czeka go wielki spadek po matce, i to mogłoby częściowo tłumaczyć, skąd bierze pieniądze na hulanki. Ale wrodzony sceptycyzm nie dawał mu spokoju.
— I jak to się mogło stać, że pan, kuty na wszystkie strony, dał się zawieźć taksówka wprost do Urzędu Śledczego?
— Poprostu. Znałem dobrze właściciela hoteliku i nigdybym nie uwierzył, że jest donosicielem. Ale nic, wyjdzie mu to bokiem...
Komisarz znów zadzwonił i polecił odwieźć „Klawego“ do Pawiaku.
— Tam będziemy go pewni — odezwał się komisarz Żarski do policjantów.
— Uważajcie tylko po drodze. Nie zapominajcie tylko z kim macie do czynienia. Jesteście odpowiedzialni za niego...
— Niech pan będzie spokojny, panie komisarzu, — przerwał mu ,,Klawy Janek“ uśmiechając się cynicznie. — Muszę nieco odpocząć. Nic mam dziś najmniejszej ochoty uciekać.
Popychany przez policjantów „Klawy Janek“ wsiadł do karetki więziennej. Czterej policjanci; dwaj tajni agenci otoczyli go ze wszystkich stron, nie zdejmując zeń oka.
Przez całą drogę „Klawy Janek“ nie zdradzał naj mniejszej obawy, ani przygnębienia. Przeciwnie, zacięty ironiczny uśmiech nic schodził z jego energicznej twarzy. Brakło tylko, by usta wypowiedziały słowa, które miał na języku:
— I tak ucieknę. Daremny wasz trud. HKlawy Janek“ nie tak prędko da się powiesić, jak się to wam wydaje, psie dusze...