Sąd Rossyanina o Polsce i Rossyi
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Sąd Rossyanina o Polsce i Rossyi | |
Podtytuł | mowa miana w Paryżu na obchodzie rocznicy powstania z r. 1831 w dniu 29 Listopada 1847 roku | |
Data wyd. | 1848 | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Tłumacz | anonimowy | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Czytelnicy chcieliby wiedzieć zapewne, kto jest Michał Bakunin? kto jest ten śmiały szermierz wyzywający na rękę Cara i jego piekielny system? kto jest wreszcie ten Rossyanin, co sztandar swój zmieszał ze sztandarem Polski! Dzieje tego nowego Kurbskiego toczą się po zwykłéj drodze, którą przebiegają wszystkie duchy śmiałe i niepodległe, w starciu się z despotą — ta tylko różnica że Bakunin od lat najmłodszych gorejący zawsze dla wolności, pracujący w licznych spiskach, nie popadł w Sybir lub na Kaukaz, lecz wyjechawszy za granicę dopiero w Szwajcaryi uczuł długie ramie Carskie zmuszające go do powrotu gdzie sroga czekała nań kara. Bakunin uniknął szczęśliwie pajęczych zasadzek Policyi Vorortu, pojechał do Paryża i tam kilka lat bawił. Nieśmiało zrazu zbliżał się do Emigracyi z czasem jednak otworzyły się serca wygnańców, zawiązało się obopólne zaufanie, i odtąd widziano w nim brata. Pożycie to wtajemniczyło go niejako w dążności Polaków, obeznało z duchem narodu, wreszcie wykazało mu z któréj strony prawda i słuszność, a z któréj fałsz i niesprawiedliwość. Bakunin stając sercem na stronie ofiary, odważył się wystąpić publicznie na obchodzie 29 Listop. w Paryżu w roku zeszłym. Z entuzyazmem go przyjęto, co więcéj, krok ten szlachetny wstrząsł emigracyą, porwał umysły — oświecił niejako i napełnił miłością ku równie nieszczęśliwemu narodowi rossyjskiemu, który równie czuje się pod jarzmem, i równie czeka zbawienia jak Polska. Odtąd myśl braterstwa Polski z Rossyą, zawiązana pod godłem wspólnéj wolności, przestała być marzeniem. Tchnienie rewolucyjne nie przestaje wiać z zachodu — nie traćmy nadziei że w jego ogniu stopnieje lód północy. Wracając do osoby Bakunina, musimy dodać dla dopełnienia jego życiorysu, iż natychmiast po téj mowie został na rozkaz Prefekta Policyi paryzkiéj wydalony za granicę — w 24 godzinach musiał wyjechać do Bruxelli. Dzienniki liberalne ujęły się za nim — ujął się w izbie parów Alton Shée; energicznie interpellował Duchatela i Guizota Pan Vavin w izbie deputowanych, wszelako niewpłynęło nic na postanowienie ministra spraw wewnętrznych,
nawet list Bakunina ogłoszony w dziennikach paryzkich w którym potężnie wysiekł Pana Duchatel za jego nikczemne tłumaczenie się w izbie z obrazą osoby Bakunina.
Polacy zamieszkujący Bruxellę chcąc daléj działać w moc idei tak świetnie rzuconéj, postanowili obchodzić pamięć męczenników polskich i rossyjskich, aby tym sposobem otworzyć pole Bakuninowi do rozwoju dalszego swych pomysłów, do wzmocnienia nakoniec węzła mającego łączyć Polaków i Rossyan przeciw ich wspólnemu nieprzyjacielowi. Obchód ten odbył się z wielką wspaniałością wśród bardzo licznego zgromadzenia.
Lelewel zagaił i zamknął posiedzenie, a mowa Bakunina przyjętą została z uniesieniem i oklaskami. Rewolucya francuzka lubo przeszkodziła ogłosić ją drukiem, z tém wszystkiém nieżałujemy téj straty, bo otworzyła możność urzeczywistnienia w czynie tego, co się wyrobiło w dziedzinie myśli.
Panowie! Chwila to dla mnie uroczysta. Rossyanin staję w tém liczném kole zebraném na obchód rocznicy rewolucyi Polskiéj, a sama obecność moja pośród was jest już nie jako wyzwaniem, groźbą i prawie przekleństwem cisnioném na wszystkie głowy ciemiężców Polski. Staję tu Panowie pałający najgłębszą miłością i czcią niezmienną ku mojéj ojczyznie. Nie tajna mi powszechna w całéj Europie do Rossyi odraza. W niéj to może nie bez powodu upatrują Polacy jedną z najgłówniejszych przyczyn swoich nieszczęść; ludzie zaś niepodlegli w innych krajach widzą w gwałtownym wzroście potęgi rossyjskiéj wzrastające niebespieczeństwo dla wolności narodów. Wszędzie bowiem ta nazwa Moskal znaczy jedno, co ucisk bydlęcy i hańbiąca niewola. W opinii europejskiéj Rossyanin jest tylko nikczemném narzędziem zdobyczy w rękach najochydniejszego i najniebezpieczniejszego despotyzmu. Niesądzcie Panowie żebym wstępował na tę mównicę z zamiarem oczyszczenia Rossyi ze zbrodni ciążących na niéj, a mniéj jeszcze abym chciał prawdzie zaprzeczać. Nie kuszę się bynajmniéj o rzeczy niepodobne. Ojczyzna moja więcéj niż kiedykolwiek potrzebuje słów prawdy. Więc Bogiem a prawdą, niewolniczym jesteśmy ludem! U nas niema wolności, u nas godność człowieka zdeptana, tylko szkaradny despotyzm nieokiełznany w swych kaprysach, w działaniu nie ograniczony rządzi nami. Z resztą żadnych praw, żadnéj sprawiedliwości, żadnéj ucieczki przed samowolną władzą; zgoła nic takiego niemamy co inne narody w godność i dumę podnosi. Trudno wyobrazić sobie stan nieszczęśliwszy i bardziéj upadlający.
Równie opłakaném położenie nasze na zewnątrz. Bierni wykonawcy myśli dla nas obcéj, narzędzia woli wstecz przeciwnéj naszym potrzebom i honorowi naszemu, wzbudzamy postrach, nienawiść i nieledwo pogardę, albowiem wszędzie a wszędzie wytykają nas jako wrogów cywilizacyi i ludzkości. Carowie ramionami naszemi chcą ukuć kajdany dla świata, ludy rzucić sobie pod nogi; każdy więc tryumf ich jest tylko nową hańbą dodaną do sromotnéj naszéj karty dziejowéj.
Pominąwszy samą Polskę, gdzie od 1772 r. a mianowicie od r. 1831, dzień w dzień hańbimy się wylani na okrutne gwałty, na bezeceństwa, które niewiedzieć jak ochrzcić — cóż powiemy o nikczemnéj roli jaką nam odgrywać kazano w Niemczech, we Włoszech, Hiszpanii, a nawet we Francyi, zgoła wszędzie gdzie się przedrzéć potrafił nasz wpływ zabójczy?
Byłaż od r. 1815 aby jedna uczciwa sprawa przeciw któréj niepowstaliśmy, aby jedna haniebna, któréjbyśmy niepomagali, dopuszczonoż się jakiéj szkaradnéj zbrodni politycznéj bez naszego podżegania lub współdziałania? Opłakany to zaiste los, że Rossya padając sama pierwszą jego ofiarą, od chwili wstąpienia w poczet pierwszych mocarstw europejskich stała się zachętą każdéj zbrodni a groźbą wszystkiemu co święte dla ludzkości. Dzięki obrzydłéj polityce naszych panujących, Rossyanin w urzędowym charakterze tego słowa jedno jest, co niewolnik i kat.
Widzicie zatem Panowie, że znam dokładnie moje stanowisko i występuję jako Rossyanin, a występuję nie chociaż nim jestem, ale dla tego, że nim jestem; występuję głęboko przeświadczony o odpowiedzialności jaka ciąży na mnie i na wszystkich moich rodakach, bo honor indywidualny nie rozłączny jest od honoru narodowego, bo bez téj odpowiedzialności, bez tego związku tajemnego między narodami i ich rządami, między indywiduami i narodem, nie byłoby ani ojczyzny ani narodu (oklaski), a téj odpowiedzialności za zbrodnią, téj solidarności nigdy tak boleśnie nie uczułem jak dziś.
Dla was Panowie, którzy ten obchód święcicie jest on pamiątką wielką, pamiątką świętego powstania i bohatyrskiéj walki, pamiątką jednéj z najpiękniejszych epok waszego życia narodowego (oklaski rzęsiste). Kiedy naród cały podniósł się wspaniale, wyście tam byli, należeliście do tego boju jako żołnierze, jako bohatyrowie. W téj świętéj wojnie tyleście okazali zapału, poświęcenia, patryotyzmu, ile go ma szlachetne serce Polaka. Upadliście zgnieceni przemocą. Ale wiekuista pamięć téj epoki ognistemi literami wyryła się w waszych sercach; Wy zaś sami w téj wojnie odmłodnieliście, odrodzili się, zpotężnieli, zahartowali się i przeciw pokusom w nieszczęściu i przeciw boleściom wygnania, dumni z swojéj przeszłości, a ufni w przyszłości.
Obchód 29 Listopada nie tylko jest świętą dla Was Panowie moi pamiątką, ale i rękojmią rychłego oswobodzenia, powrotu do kraju (oklaski). Dla mnie zaś Rossyanina jest on rocznicą hańby — tak rocznicą wielkiéj hańby całego narodu. Mówię szczerze, wojna 1831 roku była z naszéj strony bezecną, zbrodniczą, bratobójczą, bo była nie tylko niesprawiedliwym napadem sąsiedniego narodu, ale potwornym zamachem na wolność brata; — gorzéj Panowie, z naszéj strony była ona samobójstwem polityczném (oklaski).
Wojna ta, była przedsięwziętą w sprawie despotyzmu a nie narodu Rossyjskiego, bo te dwa interesa całkiem są sobie przeciwne. Naszém zbawieniem było oswobodzenie Polski, z Waszą wolnością i naszaby zajaśniała, bo gruchocząc tron króla Polskiego, kruszyliście berło cesarza Rossyi (oklaski). Synowie jednego rodu, mamy jedno przeznaczenie nie rozłączne i sprawa nasza powinna być jedną (oklaski).
Pojęliście to dobrze na chorągwiach powstańczych pisząc te słowa rossyjskie „za Naszą i Waszą wolność“ (oklaski), pojęliście to dobrze gdy w najkrytyczniejszéj chwili Waszego boju, gardząc wściekłością Mikołaja, cała Warszawa natchniona wielką myślą braterstwa oddała cześć publiczną i uroczystą naszym bohatyrom, naszym męczennikom z r. 1825 jakiémi są: Pestel, Ryleef, Murawieff—Apostoł, Bestiużef—Rumin i Kochowski (oklaski); powieszonym w Petersburgu za to, iż śmieli być pierwszemi obywatelami Rossyi.
Dla przekonania o Waszéj sympatyi, dla wzruszenia serc naszych i wyleczenia nas z ślepoty, niczegoście Panowie nie oszczędzali, ale na próżno — daremne starania. Żołnierze Carscy, głusi, ślepi i bezrozumni, szliśmy przeciwko wam i — zbrodnia była dokonana.
Myśmy to ze wszystkich ciemiężców i wrogów Waszéj Ojczyzny najmocniéj zasłużyli na nienawiść i przekleństwo Wasze, a przecież staję tu jako Rossyanin, głosząc mą miłość i cześć dla Ojczyzny; co większa staję wzywając Was do przymierza z Rossyą.
Muszę się wytłumaczyć — rok temu zdaje mi się po rzezi Galicyjskiéj jeden szlachcic polski wystąpił z dziwną propozycyą w liście onym sławnym i nader wymownym do Meternicha. Uniesiony zemstą i nienawiścią ku Austryakom niezawodnie bardzo sprawiedliwą, namawiał Was nie do czego innego jak do poddania się carowi, bezwarunkowo duszą i ciałem; radził Wam abyście to: do czego Was dotąd zmuszano czynili nadal z własnéj woli, a zato obiecywał iż skoro tylko przestaniecie się uważać jako ofiary niewolnicze, Wasz tyran mimo chęci zostanie waszym bratem. Waszym bratem Panowie! — Cesarz Mikołaj waszym bratem! (nie! nie! nie! gwałtowne poruszenie) ciemięzca wróg najzajadliwszy, osobisty nieprzyjaciel Polski, kat i morderca tylu ofiar (brawo! brawo! brawo!), wydzierca Waszéj wolności, ścigający Was z wsciekłością piekielną, już to z nienawiści i instynktu już téż z polityki. — I Wy — przyjęliżbyścież go za brata (okrzyki ze wszystkich stron nie! nie! nie!) raczéj zginąć z Was każdemu (tak! tak! tak!) wiedziałem o tem, każdy z Was przystałby chętniéj na zagładę Polski, niż na związek tak potworny. (Kilkakrotne oklaski.) Ale na chwilę przypuśćcie to, co jest niemożliwém. Wiecież Panowie czembyście największą krzywdę wyrządzili Rossyi, oto poddaniem się carowi. W niém ujrzałby On potwierdzenie swéj polityki, a zarazem znalazłby siłę taką którejby już nic odtąd zmódz niepotrafiło. Boże uchowaj, aby ta piekielna polityka przełamać miała wszystkie przeszkody tamujące całkowite jéj urzeczywistnienie. A pierwszą najważniejszą przeszkodą jest niezaprzeczenie Polska, jest opór zacięty tego ludu bohatyrskiego który walcząc z nami nas samych ocala. (huczne oklaski). Tak jest, będąc wrogami cesarza Mikołaja, wrogami urzędowéj Rossyi, mimo woli stajecie się przyjaciołmi i zbawcami Rossyjskiego narodu (oklaski).
Wiem o tém, iż powszechne jest w Europie mniemanie jakobyśmy z rządem tworzyli jedną całość nierozdzielną, jakobyśmy pod panowaniem Mikołaja mieli być szczęśliwymi, jakoby On sam i jego system ciemięzki na wewnątrz a zaborczy na zewnątrz, był najlepszym wyobrazicielem naszego ducha Narodowego. Nie tak jest Panowie, naród Rossyjski nie jest szczęśliwym, mówię to z radością, z dumą, bo gdyby w takiém spodleniu w jakiém jest, mógł znajdować swoje szczęście byłby narodem najpodlejszym, najnikczemniejszym w świecie.
I my także jesteśmy pod rządem cudzoziemskim, mamy monarchę rodu niemieckiego, który nigdy nie pojmie potrzeb i ducha ludu Rossyjskiego, a którego rząd dziwna mieszanina mongolskiéj zwierzęcości i pedantyzmu pruskiego, zagładza żywioł narodowy. Nie dość że nas pozbawiono wszelkich praw politycznych, ale zabroniono nam cieszyć się nawet tą wolnością, jaką mają ludy najmniéj ucywilizowane, a która pozwala człowiekowi odpocząć na łonie rodzinném i pójść za popędem swojego plemienia. Tego wszystkiego nie mamy wcale; wstrzymano wszelki ruch wolny, wszelkie drgnienie żywotne, zabroniono nam żyć prawie albowiem żyć bez niepodległości niepodobna, a my jesteśmy bezduszném kołem téj potwornej machiny ucisku i grabieży, którą zowią mocarstwem rossyjskiém. A więc Panowie przypuśćcie, że tę machinę ożywił duch, a wtedy pojmiecie ogrom cierpienia naszego. Niemasz wstydu, niemasz męczarni, któreby nas nie gnębiły, znosimy to wszystko co Polska cierpi, a niemamy jéj czci.
Powiedziałem nie mamy jéj czci i potwierdzam te wyrazy, stósując je do wszystkiego co jest w Rossyi urzędowém, polityczném, officyalném. Naród słaby, zużyty, potrzebuje słow kłamliwych dla podtrzymania mizernych szczątków gasnącego żywota, ale dzięki Bogu Rossya tak nizko niestoi. Żywioł narodowy zepsuł się tylko w wierzchu, wewnątrz świéży, krzepki i dzielny, zwaliwszy przeszkody które mu narzucają, zajaśnieje pierwotnym blaskiem piękności, wyłoni z siebie skarby nieznane i przekona ludzkość całą, że zasada bytu Rossyi nie leży w sile zwierzęcéj, ale owszem w tém wszystkiém co jest najwznioślejszego, najświętszego w życiu narodowém, w braterstwie i wolności.
Nie dość Panowie że Rossya jest nieszczęśliwą, ale stan ten dręczy ją, braknie jéj już cierpliwości. Wiecież co myślą najprzywiązańsi Cesarza zausznicy, sami ministrowie: oto że rządy Mikołaja, to są rządy Ludwika XV. wszyscy przeczuwają bliską straszliwą burzę, przed którą trwoży się nie jeden, ale którą naród wywołuje z radością (huczne oklaski). Wewnętrzny zarząd kraju okropnie źle idzie, jest to najzupełniejsza anarchia z wszelkiemi pozorami porządku. Pod pokrywką niesłychanie ostréj formalności hierarchicznéj, kryją się szpetne wrzody, bo nasza administracya, nasze sądownictwo, nasza skarbowość to same kłamstwa, kłamstwa dla zwiedzenia opinii zagranicznéj, kłamstwa dla uśpienia sumienia panującego i wmówienia weń bezpieczeństwa, który im się oddaje tém chętniéj, im więcéj go obecne położenie kraju napełnia przestrachem. Jest to organizacya na wielki rozmiar systematyczna wyuczona, organizacya bezprawia, barbarzyństwa, łupieży; bowiem wszyscy słudzy carscy, począwszy od piastujących najwyższe godności aż do ostatnich urzędników powiatowych, kradną i łupią kraj, puszczają się na krzyczące bezprawia, gwałty najbezwstydniejsze, bez żadnéj obawy, publicznie, w jasny dzień, z bezczelnością i bezprzykładném grubiaństwem, nie starając się nawet ukrywać swych niegodziwości przed zgrozą całego świata, tak dalece są pewni, że im to bezkarnie ujdzie. Cesarz Mikołaj udaje czasem że chce wstrzymać postęp tego straszliwego zepsucia, lecz jakżeż wstrzymać to złe, którego sam jest przyczyną, a które wyrasta z zasady jego rządu. Otóż tajemnica jego niemocy w dobrém. Ów rząd co się wydaje tak imponującym na zewnątrz, wewnątrz jest bezsilnym, nic mu się nie udaje, wszystkie reformy jakie przedsięweźmie padają w niwecz. Opierając się na dwóch najpodlejszych serca ludzkiego namiętnościach, to jest przedajności i trwodze, działając sprzecznie z duchem narodu, jego potrzebami i dążnością żywotną, cóż dziwnego że rząd w Rossyi codzień słabnie i rozpada się straszliwym sposobem. Miota się, ciska, zmienia plany i pomysły, naraz chwyta się wszystkiego, wiele rzeczy przedsiębierze a nic nie dokonywa. Tylko potęgi złego nie braknie mu, działa téż nią całkowicie, jakby chciał chwilę swojéj ruiny przyspieszyć. Obcy krajowi i wróg jego, ma naznaczoną bliską chwilę upadku. Wszędzie ma nieprzyjaciół: ta ogromna massa włościan już na niego liczyć przestała, uwolnienia od niego nie czeka i niespodziewa się a pomnażające się wybuchy dowodzą, że dłużéj czekać nie myśli; ta klassa narodu pośrednia złożona z różnorodnych żywiołów, niespokojna, burzliwa, rzuci się z zapałem w pierwszy ruch rewolucyjny; ta nareszcie armia i to jeszcze armia kryjąca całą powierzchnią ogromnego państwa. Prawda że Mikołaj żołnierzy swych uważa za najlepszych przyjaciół, za najwierniejszą podporę tronu, ale jest to dziwne złudzenie, które kiedyś straszliwie go zawiedzie. Jakto! Oni podporą tronu, dzieci ludu tak męczonego okrutnie, z łona rodzinnego wyrwani, na których polują w lasach jak na dzikie zwierzęta, ci ludzie co aby uniknąć rekruta sami się dobrowolnie kaleczą, których w kajdanach prowadzą do pułku i tam więżą przez lat 20ścia, przyuczają do cierpień piekielnych, biją ich codziennie i morzą głodem bez litości.
Wielki Boże! i czémżeby to byli ci żołnierze rossyjscy, gdyby mimo takich męczarni mieli kochać tę rękę, która ich siecze. O wierzcie mi Panowie, żołnierze rossyjscy to najzaciętsi nieprzyjaciele istniejącego stanu rzeczy, szczególniéj gwardye, które widząc złe w samym zawiązku niemogą się łudzić względem głównéj swych mąk przyczyny. Nasi żołnierze to jest ten sam lud ale jeszcze bardziéj zniechęcony, kompletnie odczarowany, zbrojny, przywykły do karności i wspólnego działania. Chcecie dowodów, otóż we wszystkich ostatnich rozruchach pospólstwa, wysłużeni żołnierze głównymi byli podżegaczami.
Na zakończenie tego przeglądu nieprzyjaciół istniejącéj władzy rossyjskiéj, powiem wam Panowie, że w szlacheckiéj naszéj młodzieży znajduje się mnóstwo ludzi oświeconych pełnych poświęcenia patryotów, którzy rumienią się ze wstydu i oburzają, patrząc na obecny stan rzeczy i na własną niewolę; a wszyscy pałają nieprzebłaganą nienawiścią ku Cesarzowi i jego rządom. Pewna to panowie że w Rossyi nie braknie żywiołów rewolucyjnych. Naród się ocuca, jątrzy, siły swoje oblicza, wzajemnie się poznaje i organizuje — chwila już nie daleka, a zagrzmi straszliwa burza i nam zbawienie zajaśnieje. (oklaski powtórzone).
A teraz Panowie w imię tego nowego spółeczeństwa, w imie prawdziwego Narodu Rossyjskiego, ofiaruję wam przymierze. (oklaski).
Nie nowa to już myśl przymierza rewolucyjnego między Polską a Rossyą. Wiecie że konspiratowie obu Narodów, jeszcze wpadli na nią 1824 roku.
Wspomnienie to które przywodzę, napełnia duszę moją szlachetną dumą. Spiskowi rossyjscy zrobili pierwszy krok do przebycia téj przepaści. Słuchając głosu patryotyzmu pierwsi ośmielili się przełamać wasz wstręt słuszny i sprawiedliwy do wszystkiego, co nosiło imie rossyjskie. Oni pierwsi przyszli do was z zaufaniem i szczerością, wzywając was do związku przeciw wspólnemu, przeciw jedynemu naszemu wrogowi.
Przebaczcie mi Panowie to mimowolne uniesienie dumy. Rossyanin który Ojczyznę miłuje, nie może mówić ozięble o tych ludziach którzy są naszą najświętszą chwałą, dla tego wymawiam je z radością pośród tego wielkiego i świetnego, pośród tego polskiego zgromadzenia. (oklaski). To nasi święci, nasi bohaterowie, męczenniki naszej wolności, przyszłości naszéj wieszcze. (oklaski). Ze szczytu szubienic, z głębi lochów Sybiru, gdzie jeszcze dotychczas jęczą, byli oni nam zbawieniem, światłem, źródłem natchnienia, tarczą przeciw pokusom despotyzmu i świętym dowodem przed wami, i przed całym światem, że w Rossyi tkwią jeszcze zarody wolności i prawdziwéj wielkości. Ktoby tego nie uznał, hańba mu! hańba! (głośne oklaski). Pod godłem tych świętych imion, wsparty na téj uroczystéj powadze, staję między wami Panowie jako wasz brat — Wy mię nie odepchniecie? (ze wszystkich stron okrzyki, nie! nie!). Nie mam ja prawa odzywania się do was w ten sposób, ale wolen wszelkiéj próżności, czuję w tej chwili że cała Rossya mówi przezemnie (oklaski). Nie ja to sam Panowie w Rossyi, co Polskę tak miłuję, taką czcią tém ubóstwieniem dla niéj przejęty jestem, i tak głęboko przenikniony uczuciem żalu i nadziei, że go nigdy oddać niepotrafię. Liczni są znani i nieznani przyjaciele, których serce podobnie bije (oklaski), z łatwością mógłbym tego dowieść cytując wiele osób i faktów, gdybym na próżno mnóstwa ludzi nie bał się skompromitować.
W ich to imieniu Panowie, w imieniu tego wszystkiego co jest żywotném i szlachetném w moim narodzie, podaję wam rękę braterską (oklaski). Długi czas obadwa narody nienawidziły się wzajemnie, skrępowane jakiémś fatalném przeznaczeniem, rozdrażnione długą walką, któréj następstwa dzisiaj znosimy. Godzina pojednania wybiła — zatargi nasze niechaj się skończą; (oklaski) dopuściliśmy się wielkich zbrodni przeciwko wam, nie za jedno mamy was przepraszać, ale żal nasz nie mniejszy; ożywiła się w nas moc dobrego, którą naprawimy wszystkie błędy i każemy wam zapomnieć o przeszłości. A wtedy nienawiść nasza przemieni się w miłość, w miłość tém gorętszą, im zaciętszą była nienawiść (ogólne zadowolnienie). Rozdzieleni parażowaliśmy się wzajemnie, złączeni zpotężniejemy, wspólnym naszem działaniom nic się nie oprze. Dzieło to wielkie olbrzymie zgoda Rossyi z Polską, godne poświęcenia się wyłącznego. Dzieło uwolnienia 60ciu milionów, dzieło oswobodzenia wszystkich ludów Sławiańskich pod obcém jarzmem jęczących, a nakoniec dzieło ostatniéj ruiny despotyzmu w Europie (oklaski).
Zbliż się więc o wielki dniu pojednania! Dniu w którym Rossyanie témże co wy ogarnieni uczuciem walcząc za wspólną sprawę i przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi, będą mieli prawo zaśpiewać wraz z wami, waszą pieśń narodową, ów hymn wolności Słowiańskiéj: Jeszcze Polska nie zginęła! (Po tych słowach nastąpił grzmot oklasków i długie i żywe wzruszenie.)