<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Zieliński
Tytuł Samobójca
Podtytuł Poemat
Pochodzenie Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II
Wydawca Własność i wydanie rodziny
Data wyd. 1901
Druk S. Buszczyński
Miejsce wyd. Toruń
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst „Samobójcy“
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

III.



1.
Mrok — z poranku znikł uśmiechem,
Ogniem płoną krople rosy,
W tém — odbite setném echem
Psów i strzelców słychać głosy:
Hop, hop; hop, hop; hop, hop;
Na obszarach głuchéj ciszy
Zwierz się zbudził — i zadumiał,
Bo tej piosnki którą słyszy,
Ani słyszał, ni rozumiał.
Szum, trzask, wrzawa, psów szczekanie,
Huk wystrzałów, trąbek granie,
I śród zgiełku — zamięszane
Dzikiej pieśni dziksze tony,
I znów w jeden akord zlane,
W jeden obraz ożywiony,
W jeden okrzyk: „Polowanie!“ —

Héj myśliwcze! serce twoje
Nigdyż ciebie nie obwini?...
Że z uśmiechem śród pustyni
Z płochym zwierzem staczasz boje?...
Może dowieść chcesz rozumem,
Że ta wrzawa wnet zagłuszy
Inne czucia, które tłumem
Wówczas cisną się do duszy! —

Ej myśliwcze!... rzuć mozoły,
Chwile szczęścia krótko świecą;
Myśli młode — to sokoły,
Puść je — niechaj wolne lecą;
Kilka piórek im potrzeba,
By się unieść aż pod nieba; —
I oderwać od trosk ziemi;...
Bądź wesoły, z wesołemi;
Słyszysz!... trąbka szumi w lesie,
Grzmią wystrzały!... bój wydany,
I zwycięztwa okrzyk znany,
Echo wtórząc w stepy niesie;
Na ho ho; na ho ho; na ho ho;
Trąbka, strzały, strzelców krzyki,
Las, przepaście, nagie góry,
Odgłos dziki — obraz dziki —
I zabawy i natury. —

2.
Daléj, daléj, coraz daléj,
Huk i wrzawa w szmér się zmienia;

Psy i strzelcy w ślad jelenia
W las się głuchy rozsypali,
I już ucho ledwie słyszy,
Jak głos trąbki oddalonej
Słabnie — głuchnie — i śród ciszy
Swe ostatnie gubi tony.
Zmilkło, — tylko słychać czasem
Jak spłoszony z swej ustroni
Kruk, nad ciemnym krąży lasem,
I grobową pieśnią dzwoni;
Zmilkło; — i znów strome skały,
Las, przepaście, nagie góry
Na lat wiele zadrzemały
Nieprzespanym snem natury. —

3.
W miejscu odludném, na góry urwisku,
Które cud wspierał nad topielą wody,
Podobny nocy błędnemu zjawisku,
Na strzelbie wsparty dumał strzelec młody.
Sam — w swém uczuciu i natury ciszy,
Szukał ochrony od zgiełku i wrzawy;
Bo się oderwał z grona towarzyszy,
I nie chciał dzielić myśliwskiéj zabawy.
Przed nim kraj piękny, na którym spoczywa
Myśl jego tęskna i smętna źrenica;
Ach! bo czarowną była okolica,
Co mu się w prawo i w lewo odkrywa.


4.
Pod nogą, przepaść, na której brzeg stromy
Wzburzona rzeka mętne fale ciska;
A nad przepaścią — jak olbrzymów domy
W dziwacznych kształtach sterczą gór urwiska.
I na widnokrąg, półwieńcem rzucona
Nadbrzeżna ściana zniża się i ginie;
I widać rzekę — jak w biegu skręcona,
Nadaje życie spokojnéj dolinie.
W głębi doliny, którą wiosny tchnienie,
Śród pieszczot, stroi w różnobarwne szaty,
Widać gdzieniegdzie rozrzucone chaty —
Spokojnych ludzi — spokojne schronienie;
Daléj, las ciemny, nad nim góra spływa,
A czoło góry znowu las odziéwa.
Lasy i góry, mięszają się, bledną,
To się rozchodzą, to znów w oddaleniu
W nierozróżnioną jakąś całość jedną
Zléwają kształty, to nikną w mgły cieniu,
To znów na chwilę, jak błędne obłoki
Zmieniając światło, zmieniają widoki;
A tak daleką już jest ta kraina,
A tak wzrok słaby człowieka źrenicy,
Że dojść nie może tej wietrznej granicy,
Gdzie się las kończy, a niebo poczyna. —

5.
Dla czegóż człowiek w skarbach przyrodzenia
Nie szuka szczęścia, które mu tam świeci;
Dlaczegóż z chęcią niewstrzymaną leci
W nieistniejący, jakiś kraj złudzenia.

Z łona natury, jak zepsute dziecie,
Jako ofiara wyobrażeń mętnych,
Ślepo się rzuca, by błądzić po świecie
Nieznanych wrażeń i uczuć namiętnych;
I młody strzelec próżno w okolice
Puszcza myśl swoją i tęskną źrenicę;
On jej nie widzi, jej wdzięków nie czuje,
On się innemi obrazy zajmuje.
Bo jego myśli, w lepszych światach giną,
Bo jego oko, inną przestrzeń zmierza,
Bo dusza, goniąc za wspomnień krainą,
W uśpione struny przeszłości uderza. —

6.
Na łące — z pod trawki, z gniazdeczka,
Wyleciał skowronek do góry;
Zanucił — a w całej przestrzeni,
Od ziemi do niebios sklepieni,
Zabrzmiała ta czysta piosneczka,
Najrańsza w harmonii natury.
I długo się ptaszek chwiał nad ziemią wzbity,
Jak gdyby za piórka do niebios przybity,
I długo pieśń nucił — i tony srebrnemi
Śpiew wznosił i zniżał — to kwilił, to gruchał —
I umilkł — Bóg może go słuchał,
Bo któż go miał słuchać na ziemi? —

7.
Jeżeliś lubił, zająć się widokiem
Pogrążonego w dumaniach człowieka,

Jeżeliś kiedy badającym wzrokiem
Śledził twarz jego — gdy myślą ucieka
W labirynt życia — w przeszłości wspomnienia;
Jeżeliś badał te drobne odcienia
Szczęścia, rozkoszy, smutku i katuszy,
Na chwilę tylko z nieprzejrzanych ciemnic
Na jaw dobyte i znów pogrążone;
O! mógłbyś wtenczas w tem zwierciadle duszy
Kiedy są wszystkie czucia w grę wprawione,
Odgadnąć cząstkę najskrytszych tajemnic; —
I młodym strzelcem ileż wspomnień miota? —
Zamknięty w sobie — w swych uczuć głębinie,
Roztrząsa dzieje całego żywota,
I znów je przeżyć w jednej chce godzinie; —
A w twarzy jego ileż widać wrażeń
Szybkich i zmiennych — jak pasmo wydarzeń
Od chwili, w której myślą zaczął władać.
To lekki uśmiech przez lice przeleci,
To je ożywi pamiątką wesołą,
To mu się chmury zgromadzą na czoło,
Które się zdają burzę zapowiadać;
To śród nich, promień nadziei zaświeci,
To znów — twarz wyraz nieznany przybiera:
Znów się na czole nowa burza zbiera,
W oku się jakiś dziki zapał żarzy;
A z ust zaciętych i z muskułów drżenia
Z rysów okropnych mieniącej się twarzy,
Możesz wyczytać straszną myśl — zniszczenia. —
To spojrzy w przepaść — gorzko się zaśmieje,
Z dziką radością na jej dno pogląda,

To, potem widać, jak wspomnieć coś żąda,
Bo patrzy w niebo, a z oczu łza płynie;
Spojrzy, pociągnie okiem po dolinie,
A w oku jego znów widać nadzieję.
Lubym obrazem myśl wzburzoną koi,
A potém nagle zamyka się w sobie,
I w tej pozornej nieczułości — stoi
Nieporuszony — jak posąg na grobie.
Lecz gdybyś wówczas, gdy wszystko milczące,
Nie uwiedziony tym stanem spocznienia,
Zdołał rozjaśnić te uczucia wrzące,
Których moc żadna w człeku nie przygłuszy,
Widziałbyś — całą walkę jego duszy,
I tę okropną chwilę — przesilenia. —

8.
Cisza!.............
Tylko w łonie chmur
Słychać szumy piór,...
Może orła, co się pławi?
Nie!... to ciągnie pułk żurawi,
W błękitną dal omglonych gór.
Na niebie cicho — na ziemi jeszcze
Słychać jak wietrzyk po kwiatach muśnie;
Jak konik polny w trawce szeleszczę,
Jak srebrna rybka nad wodę pluśnie.
Cisza!.............
Głuchnie szmér i brzęk!...
Tak za dźwiękiem dźwięk
Utraca lutni struna pęknięta,

Tak niknie gwiazda z niebios zepchnięta.
W milionie iskier, bryzgów i wstęg.
I uroczysta nastała chwila,
I świat w tak głuchą utonął ciszę,
Że mógłbyś słyszeć szelest motyla
Co się na dzwonkach kwiatów kołysze.

9.
O! samotności! — śród twojego łona,
Człowiek nieszczęścia stawszy się zdobyczą,
Szuka pociechy — a ty, jak mamona,
W łudzące sidła zwabiwszy go zdradnie,
Stawiasz mu puchar zaprawny słodyczą,
W którym trucizna znajduje się na dnie. —
Twój nektar, żądze uśpione poduszcza,
Wskrzesza pamiątki — a człowiek tak słaby,
Że w nieskończoność myśli się zapuszcza,
I w najzgubniejszej, znajduje powaby.
Tak młody strzelec, w najrańsze swe lata
Już zwijał pasmo z samych nieszczęść snute,
Już czuł pogardę dla ludzi i świata.
Ale samotność, która go zwabiła
W ostatniej chwili — zgubniejszą dlań była,
Niż całe życie cierpieniem zatrute.
Miłe wspomnienia słodkich chwil dziecięcia,
Kiedy się z pączka w pełny kwiat rozwijał;
Rozkoszą tchnące miłosne zaklęcia,
Których dźwięk niegdyś w sercu się odbijał;
I te ustępy z młodzieńca żywota,
Pełne zapału i ognistych wrażeń

Gdzie piękność, sława, ojczyzna i cnota
Wznosiły w kraje nadzmysłowe, marzeń, —
Już się dla niego w jeden ton zmieniły,
W jedno pragnienie, spokojnej mogiły!...
I z tą się myślą pojednał, oswoił,
W niej nawet rozkosz znajdował tajemną —
Rozkosz! tak dziką, tak krwawą, tak ciemną
Jak ta fantazya, w której ją uroił. —

10.
Hop, hop; hop, hop; hop, hop;
Głos się rozległ po obszarach,
Głos się odbił w głuchym lesie,
I po skałach i po jarach,
Echo wtórząc — odezw niesie,
Hop, hop; hop, hop; hop, hop.
Słońce na dół głowę zniża,
I w drzemiącej fali — tonie;
Na zachodzie zorza płonie,
A od wschodu noc się zbliża,
Poprzedzana mgłą wieczoru.
Trąbka daje hasło zbioru —
Trąbki tony, w stepach giną...
A wesołe strzelców grono
Z bronią na dół opuszczoną,
Z tłumną psiarnią i zwierzyną,
Prawiąc dzienne swe przygody,
Śród okrzyku, śmiechu, drwinek,
Wraca zwolna do zagrody,
Na wzmocnienie i spoczynek. —


11.
Niedługo wrzawa ucichła wesoła,
Jednego Strzelca zabrakło do koła.
Musiał się zbłąkać!... trzeba dać sygnały!...
Padł strzał po strzale, trąbki się ozwały.
Noc taka cicha, głos leci daleko,
Choćby się został śród jarów nad rzeką
Przecież posłyszy! — Każdy pilnie śledzi,
Lecz z kniej i jarów żadnej odpowiedzi.
Znowu grzmią trąbki, strzał po strzale pada
Lecz tylko z puszczy echo odpowiada.
Młodzieńca nie ma!... każdy się zasmucił,
Wszyscy wrócili, on jeden nie wrócił. —






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gustaw Zieliński.