Serce (Amicis)/Ostatni egzamin

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund de Amicis
Tytuł Serce
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1938
Druk Drukarnia „Antiqua” St. Szulc i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Konopnicka
Tytuł orygin. Cuore
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Ostatni egzamin.
7. piątek.

Dziś rano odbyły się egzaminy ustne.
O ósmej byliśmy już wszyscy w klasie, a o kwadrans na dziewiątą zaczęli nas wywoływać po czterech do sali, gdzie stał duży stół, nakryty zielonym suknem, a przy stole siedział dyrektor i czterech nauczycieli, pomiędzy którymi był i nasz także.
Mnie wywołali prawie na samym początku.
Biedny nauczyciel. Dopiero dziś z rana przekonałem się jak ja go kocham. Kiedy tamci pytali, patrzył w nas, jakby nam duszę własną chciał oddać. Zachmurzał się, kiedy który palnął bąka, rozjaśniał, kiedy dobrze szło. Słuchał każdego słówka, a głową i rękami dawał nam znaki, jakby mówił:
— Dobrze... Źle! Uważaj... Wolniej. Nie bój się!
Pewno by i podpowiadał, żeby mu tylko wolno było mówić. Gdyby na jego miejscu znajdowali się, jeden po drugim, ojcowie wszystkich uczniów, nie mogliby zrobić nic więcej. I jeszcze by dziesięć razy głośno krzyczeli: „dziękuję!“, nawet przy dyrektorze. Więc kiedy mi tam u tego zielonego stołu powiedzieli:
— Dobrze. Możesz odejść. — To jemu aż oczy zaświeciły z radości.
Wróciłem zaraz do klasy i czekałem ojca. Wszyscy jeszcze prawie byli w ławkach. Siadłem przy Garronem, ale mi wcale nie było wesoło, bynajmniej, bo mi zaraz na myśl przyszło, że już ostatni raz siedzimy tak obok siebie. Garrone nie wie jeszcze o niczym. Jeszcze mu nie mówiłem, że IV klasy nie będziemy przechodzili razem i że opuszczamy Turyn razem z ojcem.
Siedział zgarbiony, prawie złożony we dwoje i pochyliwszy dużą swoją głowę nad ławką rysował jakieś ornamenty dokoła fotografii swojego ojca w mundurze maszynisty! Tęgi mężczyzna z tego ojca! Wysoki, barczysty, szyja jak u wołu, a twarz poważna i uczciwa. Zupełnie jak u syna. Więc kiedy tak siedział schylony, z rozwartą trochę koszulą, zobaczyłem na gołych jego piersiach ów złoty krzyżyk, który mu matka Nellego podarowała dowiedziawszy się, że taki dobry dla jej syna. Zdecydowałem się powiedzieć mu wszystko.
— Garrone — rzekłem — mój ojciec wyjeżdża z Turynu tej jesieni już na dobre.
— No, a ty?
— Ja też.
— To nie będziesz z nami razem w IV?
— Nie.
Rysował przez chwilę w milczeniu. Po czym nie podnosząc głowy zapytał:
— A będziesz pamiętał o kolegach z III?
— Będę. O wszystkich. Ale o tobie... więcej niż o wszystkich. Kto by cię mógł zapomnieć?
A on głowę podniósł i utkwił we mnie spojrzenie, które mówiło różne, różne rzeczy, sam jednak nie rzekł nic, tylko mi podał lewą rękę udając, że prawą rysuje dalej, a ja uścisnąłem serdecznie w obu dłoniach tę rękę silną i zacną.
W tejże jednak chwili wszedł śpiesznie nauczyciel z twarzą zaczerwienioną i cichym, wesołym głosem rzekł prędko:
— Dobrze idzie! Aż dotąd wszystko dobrze! Niech tyko ci, co zostali, równie dobrze się sprawią! Dzielne chłopaki! Nic się nie bójcie, nic! Bardzom z was kontent!
I żeby nas rozweselić i sam swoją wesołość nam pokazać, udał wychodząc, że się potknął i oparł się o mur, żeby się nie przewrócić niby. On, cośmy nigdy nie widzieli, żeby się roześmiał kiedy. Więc nam się to tak osobliwym zdało, że wszyscy zrazu osłupieli, potem uśmiechnęli się, ale śmiechu szczerego nie było. Nawet powiem, że sam nie wiem czemu, ale mnie zasmucił i rozrzewnił razem ten dziecinny figiel. Więc ta chwila wesołego żartu była całą nagrodą za dziewięć miesięcy cierpliwości, dobroci i różnych kłopotów z nami? — Więc dla takiej chwili pracował tyle czasu, przychodził do klasy i odbywał lekcje niezdrów... Biedny nauczyciel! Więc tylko tego, tego śmiechu wesołego chciał od nas, za tyle przywiązania, za tyle starań!
I zdawało mi się, że go tak już na zawsze w tym ruchu zachowam w pamięci, że go tak widzieć będę zawsze, gdy pomyślę o nim. A jak już będę mężczyzną, a on będzie żył jeszcze i spotkamy się, przypomnę mu ten żarcik, który mi wzruszył serce, i ucałuję głowę jego siwą.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edmondo De Amicis i tłumacza: Maria Konopnicka.