Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom II/Pycha/Rozdział II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


II.

Panna de Beaumesnil pisała dalej jak następuje:
„W kilka dni później udało się pannie Helenie, jak mi mówiła, poznać nazwisko młodzieńca, któregośmy codziennie spotykali w kościele.
„Nazywa on się Celestyn de Macreuse; panna Helena posiada o nim jak najdokładniejsze wiadomości; z początku mówiła mi o nim bardzo często, później zaś prawie nieustannie. Pan de Macreuse, jak powiada, należy przez swoje stosunki do najlepszego i najwyższego towarzystwa; i jego pobożność ma być wzorową, litość anielską; jest on podobno założycielem jakiejś filantropijnej instytucji, a chociaż jeszcze młody, jego nazwisko wspominane jest wszędzie z miłością i szacunkiem.
„Pani de La Rochaigue, ze swej strony, nie mogła się dosyć nachwalić pana de Senneterre; gdy tymczasem mój opiekun korzystał z każdej sposobności, ażeby z największym zapałem mówić o panu de Mormand.
„Z początku nie zauważyłam w tem nic nadzwyczajnego, że w mojej obecności chwalono osoby, które zdawały się zasługiwać na podobne pochwały; dostrzegłam przecież, że nazwiska panów de Macreuse, Senneterre lub Mormand, wspomniane były przez mego opiekuna, jego żonę lub siostrę w tych tylko rozmowach, przy których znajdowałam się z temi osobami sam na sam.
„Nareszcie nadszedł ów dzień, w którym mi pan de Maillefort tak złośliwie, albo raczej niestety! tak prawdziwie wytłumaczył przyczynę, dla której obsypywano mnie tylu grzecznościami, tylu pochlebstwy.
„Uwiadomieni od panny Heleny, obawiali się zapewne mój opiekun i jego żona dalszych skutków tego objaśnienia, którem aż nadto zostałam zdziwiona; tegoż samego dnia wieczorem i nazajutrz, objawili mi wszyscy troje, ale każde z osobna, plany, które już zapewne oddawna powzięli, tłumacząc mi każde, stosownie do swego charakteru, oraz charakteru kandydata do mej ręki, którego popierało, (gdyż wyraźnie już o nich była mowa), że szczęście mego życia i najpomyślniejszą przyszłość, we własnem trzymałam ręku, jeżelibym: pana de Macreuse, zdaniem panny Heleny, pana de Senneterre, według widoków pani de La Rochaigue, pana de Mormand, stosownie do życzeń mego opiekuna, zaślubiła.
„Wskutek tych niespodziewanych propozycyj, moje zdziwienie i niepokój były tak wielkie, że ledwie byłam w stanie słowo powiedzieć; moje niepewne odpowiedzi wzięte były z początku za pewien rodzaj milczącego potwierdzenia; później zaś, zastanowiwszy się nad mojem położeniem, pozostawiłam protektorów trzech wspomnianych wyżej kandydatów w ich błędzie.
„Później dopiero ich poufne zwierzenia stawiały się coraz zupełniejszemi — Mój brat i jego żona, mówiła panna Helena, są wyborni ludzie, lecz ich sposób myślenia jest zbyt światowy, lekkomyślny, zarozumiały, oboje nie są w stanie ocenić rzadkiej dziewiczości charakteru pana de Macreuse, ani poznać jego chrześcijańskich cnót, jego anielskiej pobożności; musisz przeto zachować tajemnicę, kochana Ernestyno, aż do czasu, w którym się zdecydujesz na wybór, jaki zalecam ci uczynić; gdyż wybór ten jest godny potwierdzenia i pochwał całego świata; dosyć ci będzie jedno tylko słowo powiedzieć memu bratu, twemu opiekunowi, a on go potwierdzi, nie wątpię o tem jeżeli tylko stanowczo wystąpisz. Gdyby się miał, przeciw wszelkiemu prawdopodobieństwu opierać, wtedy inne obmyślimy środki, ażeby go zmusić do zapewnienia twego szczęścia. — Moja biedna siostra Helena, mówił ze swej strony pan de La Rochaigue, jest to poczciwe stworzenie, w Bogu tylko żyje, to prawda; ale nie zna się wcale na rzeczach ziemskich; gdyby pani przyszło na myśl wspomnieć jej cośkolwiek o panu de Mormand, otworzyłaby wtedy oczy ze zdziwieniem i powiedziałaby, że to jest człowiek przywiązany jedynie do próżności tego świata, pragnący władzy i zaszczytów. Moja żona znowu, to wcale co innego; lecz odsuń ją pani od jej toalety, od jej balów, od jej zabaw światowych, oddal od niej tych próżnych, eleganckich paniczów, którzy niczego więcej nie potrafią, tylko gustownie zawiązać swą krawatkę, i zawsze w świeżych pokazywać się rękawiczkach wtedy wyprowadzisz ją zupełnie z jej sfery, gdyż nie ma najmniejszego wyobrażenia o rzeczach naturalnych i poważnych; dla niej pan de Mormand byłby surowym, myślącym człowiekiem, słowem politykiem, a ze sposobu, w jaki objawiła swoje zdanie o posiedzeniach izby parów, możesz pani osądzić, jakby ona przyjęła nasze zamiary... Lecz to wszystko powinno pozostać między nami, kochana pupilko, a skoro pani poweźmiesz stałe postanowienie, wtedy wola pani żadnych nie napotka trudności, ponieważ ja jestem twoim opiekunem, i od mojego zezwolenia zamęście twoje najwięcej zależy.
„Pojmujesz to, moje piękne dziecię, mówiła do mnie nakoniec pani de La Rochaigue, że wszystko, com ci powiedziała o panu de Senneterre koniecznie winno pozostać tajemnicą... Co się tyczy małżeństwa, moja siostra Helena ma jakieś przesadzone wyobrażenie niewinności; nie zna ona innego związku, jak z niebem; a co się tyczy mojego męża, temu polityka i duma zupełnie zawróciły głowę... nie marzy on o niczem innem, tylko o izbie parów; wszystkiemu, co wchodzi w zakres mody, elegancji i przyjemności życia, jest on tak obcy, jak dziki amerykanin; a jednak człowiek żyje tylko elegancją i dla elegancji, modą i dla mody, przyjemnością i dla przyjemności, mianowicie też, jeżeli idzie o podzielenie tego uroczego życia z młodym i tak przyjemnym księciem, człowiekiem najpowabniejszym i najszlachetniejszym z naszej młodzieży; dochowajmy przeto naszej tajemnicy, moje piękne dziecię, a skoro nadejdzie chwila objawienia naszego zamiaru twemu opiekunowi... ja wykonanie tego na siebie przyjmuję. Pan de La Rochaigue ma ten piękny zwyczaj, że jest najniższym sługą wszystkich moich życzeń; oddawna już przyzwyczaiłam go do tego podrzędnego położenia; uczyni więc, co tylko zechcemy. Zresztą, przyszła mi jeszcze jedna wyborna myśl, dodała pani de La Rochaigue, prosiłam jednę z moich przyjaciółek, znaną ci już, panią de Mirecourt, ażeby za tydzień wydała wielki bal; zatem w przyszły czwartek, moje piękne dziecię, w publicznym kontredansie będziesz mogła sama ocenić szczerość uczuć dla ciebie, jakiemi pan de Senneterre jest przejęty.
„Nazajutrz po tej rozmowie z panią de La Rochaigue, mój opiekun rzekł do mnie z zaufaniem: — Moja żona powzięła szczęśliwą myśl zaprowadzenia pani na bal, który daje pani de Mirecourt; ujrzysz tam pani naszego Mormanda, i dzięki Bogu, nie zbędzie mu na sposobności przekonania pani o tem nagłem i niezatartem wrażeniu, jakieś na nim uczyniła, kiedyśmy mu winszowali jego zwycięstwa na posiedzeniu izby parów.
„Nareszcie w dwa dni potem, kiedy mój opiekun i jego żona przedstawili mi swoje plany, panna Helena mówiła do mnie: — Kochana Ernestyno, moja bratowa zaprowadzi cię w przyszły czwartek na bal do pani de Mirecourt; uznałam okoliczność tę za nader stosowną, ażeby zawiązać pewne stosunki pomiędzy tobą a panem de Macteuse, chociaż młodzieniec ten, będąc przytłoczony swoim smutkiem, nie posiada żadnego z tych próżnych przymiotów, przy których pomocy można na podobnych zabawach błyszczeć nad innych; prosi on pewną życzliwą sobie damę, siostrę biskupa Ratopolitańskiego, która zajmuje w świecie znakomite położenie, ażeby mu wyrobiła u pani de Mirecourt zaproszenie, jakoż przysłano mu je z największą skwapliwością; usłyszysz go zatem sama w przyszły czwartek, i jestem przekonana, iż potrafisz oprzeć się szczerości jego mowy, gdyż, jak mi to sam mówił, od chwili, kiedy cię widział w kościele, twój zachwycający obraz towarzyszy mu w każdym kroku, a nawet w modłach myśli jego plącze.
„W przyszły czwartek więc, kochana matko, mam się spotkać z panami de Macreuse, de Senneterre i de Mormand.
„Gdybym nawet nie złośliwości pana de Maillefort winną była to smutne odkrycie, które wskazuje mi prawdziwe powody uczuć uwielbienia i przywiązania, któremi mnie powszechnie obsypywano, to i tak byłaby się nareszcie zbudziła moja obawa i podejrzenia, widząc te zabiegi i fałszywość otaczających mnie osób; gdyż każda zosobna knuła oddzielne zamiary wydania mnie za mąż, ukrywając się przed innymi, obmawiając się i oszukując wzajemnie, ażeby pojedynczo osiągnąć pomyślny skutek swoich zabiegów. Ale, niestety! wyobraź sobie mą trwogę, dobra i kochana matko, teraz, kiedy te szybko następujące po sobie wyjaśnienia, otrzymały same przez się tak bolesne znaczenie.
„Ażeby te wyznania uzupełnić, kochana matko, powinnam ci wyjaśnić, jakie były moje pierwotne uczucia dla osób, za które mnie chciano wydać.
„Aż dotąd nigdy jeszcze nie pomyślałam o małżeństwie; epoka, w którejbym o podobnem postanowieniu myśleć powinna, zdawała mi się tak daleką, postanowienie to wydawało mi się zresztą tak ważnem, że jeżelim czasem przelotnie tylko o niem pomyślała, to dlatego jedynie, ażeby się cieszyć z mojego szczęścia, że daleką jeszcze była chwila, w której zająć się tem miałam, albo raczej w której ktoś inny podejmie się za mnie tej pracy.
„Więc bez najmniejszej myśli ubocznej byłam wzruszona — bólem pana de Macreuise, który, podobnie jak ja, opłakiwał stratę swej matki, gdyż pochwały, któremi go ustawicznie obsypywała przede mną panna Helena, jego twarz łagodna, na której mailował się bolesny smutek, dobroć jego serca, o której świadczyły jego hojne jałmużny: wszystko to przyczyniło się niemało, że oprócz politowania, czułam jeszcze dla niego prawdziwy szacunek.
„Pan de Senneterre podobał mi się bardzo, z powodu otwartości i szlachetności swego charakteru, jak równie ze swojej wesołości i miłego, ujmującego ułożenia; zdaje mi się, że byłby obudził we mnie wielkie zaufanie, we mnie, która w tej mierze jestem tak wstrzemięźliwą!
„Co się tyczy pana de Mormand, ten pozyskał mój prawdziwy szacunek, tak przez wzniosłość swego charakteru i talentu, jak równie przez znakomity wpływ, jaki zdawał się posiadać; zmieszałam się bardzo, alem także czuła pewną dumę, że przemówił do mnie kilka uprzejmych wyrazów, kiedyśmy spotkali się z nim w ogrodzie Luksemburgskim.
„Powtarzam, żem to wszystko czuła, kochana matko, albowiem teraz, kiedy jestem uwiadomiona o zamiarach, jakie tym trzem osobom przypisują, teraz, kiedy przestroga pana de Maillefort każę mi o wszystkiem, o wszystkich, i o sobie samej powątpiewać, teraz, nie umiem już czytać we własnem sercu.
„Do najwyższego stopnia niedowierzająca, pytam siebie, dlaczegoby ci trzej kandydaci do mej ręki nie mogli być powodowani tąż samą niecną myślą, której podszeptów słuchają może wszystkie otaczające mnie osoby?
„Wszystko, co mi się w nich podobało, wszystko, com w nich podziwiała, niepokoi mnie na tę myśl i trwoży.
„A jeżeli też pod tą rzewną i pobożną powierzchownością pana de Macreuse, pod przyjemną i otwartą powierzchownością pana de Senneterire, pod szanowną i szlachetną powierzchownością pana de Mormand, kryją się podłe i nikczemne dusze? O, droga matko, gdybyś wiedziała, jak straszną jest ta wątpliwość, która, rozpoczęta przestrogą pana de Maillefort, uzupełnia dzieło nieufności!
„O matko, matko droga! jakże to jest okropnie! boć ja nie mogę zawsze pozostać z moim opiekunem i jego rodziną, a od chwili, w której się przekonam, że oni oszukiwali mnie i pochlebiali mi dla nikczemnego wyrachowania, tylko zimną wzgardę czuć dla nich będę mogła.
„Lecz kiedy sobie muszę powtarzać, że dlatego tylko, iż jestem niezmiernie bogata, ręka moja dla moich pieniędzy będzie poszukiwaną!
„Lecz kiedy muszę myśleć, że mnie czeka ten nieszczęsny los znoszenia kiedyś bolesnych skutków takiego związku, że narażona będę na wszystkie męczarnie obojętności, pogardy, opuszczenia, może nienawiści... bo takie muszą być zczasem uczucia człowieka, który jest dosyć nikczemnym, ażeby z chciwości zaślubić kobietę.
„O! powtarzam ci jeszcze, droga matko, ta myśl jest okropna... ściga mnie ona wszędzie, przeraża w każdej chwili, i dlatego też próbowałam uniknąć jej za jakąbądź cenę.
„Tak jest, nawet za cenę niebezpiecznego, może nawet w skutkach swoich zgubnego postępku.
„Posłuchaj, droga matko, jak powstało w mej głowie postanowienie, o którem ci wspominam.
„Ażeby się pozbyć tej okropnej wątpliwości, która budzi moją nieufność ku innym i ku mnie samej, muszę dowiedzieć się: czem jestem, czem się być wydaję, jaka jest moja wartość wtedy, kiedy mój majątek nie jest brany pod uwagę.
„Lecz, żeby się dowiedzieć czem jestem, i jaka moja rzeczywista wartość... do kogoż mam, się udać? któż będzie tak otwartym, ażeby w ocenie swej odróżnić młodą panienkę od bogatej dziedziczki.
„Wyrok stronny, chociażby on był najsurowszy, albo nawet najżyczliwszy, ani mnie przekonać, ani uspokoić nie potrafi.
„Nie, nie, czuję to; potrzeba mi wyroku, ocenienia kilku zupełnie bezstronnych osób.
„Ale gdzież ja znajdę sprawiedliwych sędziów?
„Długie zastanowienie i rozwaga w tej mierze, kochana matko, podały mi następującą myśl:
„Pani Lainé mówiła mi przed tygodniem o małych zabawach, dawanych co niedzielę przez jednę z jej przyjaciółek. Dziś wieczorem wynalazłam sposób wejścia na jednę z tych zabaw pod opieką mojej ochmistrzyni, która mnie przedstawi jako swą krewną, młodą sierotę bez żadnego majątku, żyjącą ze swej pracy, jak wszystkie inne osoby, zbierające się na tych wieczorkach. Nikt mnie tam nie zna, wyrok zatem, który na mnie wydadzą, będzie miarodajny; wszystkie doskonałości, któremi, zdaniem otaczających mnie ludzi, jestem obdarzona, wywierały dotąd na nich wpływ tak nagły, tak mimowolny, słowem, w towarzystwie, które zwiedzam, czynię tak powszechne wrażenie, że niemniejszy wpływ powinnabym wywrzeć i na te osoby, które tworzą towarzystwo pani Herbaut.
„Jeśli tak nie będzie, to mnie tylko oszukiwano, to czyniono sobie ze mnie bolesną igraszkę; nie wahano się bynajmniej przyszłość moją uczynić najnieszczęśliwszą, starając się wybór mój skierować na ludzi, zwabionych jedynie przez podłą chciwość.
„Potem muszę powziąć ostateczne postanowienie, ażeby ujść zasadzek, jakiemi mnie dokoła obstawiono. Jakiego rodzaju będzie to postanowienie? Nie wiem jeszcze; ah! wszakże ja jestem sama, opuszczana, komuż mam w przyszłości zaufać?
„Komu? Ah! mój Boże! Tobie, matko droga. Tobie, jak zawsze; posłuszna będę myślom, któremi ty mnie natchniesz, jakeś mnie może i obecną natchnęła; gdyż jakkolwiek ona dziwną wydawać się będzie, i może nawet jest nią rzeczywiście, usprawiedliwia ją moje sieroctwo; powstała ona przecież ze sprawiedliwego i prawego uczucia: z potrzeby poznania prawdy, chociażby nawet była najboleśniejszą.
„Postanowiłam tedy jutro udać się na wieczór do pani Herbaut“.

Rzeczywiście, nazajutrz panna de Beaumesnil udała słabość, jak to ułożyła z panią Lainé, a wzbraniając się usilnie, uszła troskliwej usłużności rodziny La Rochaigue. Z nadejściem nocy oddaliła się ze swoją ochmistrzynią skrytemi schodami, wychodzącemu z jej mieszkania, a w pewnej odległości od pałacu wsiadły obie do dorożki, która je zawiozła na przedmieście Batignolles, do pani Herbaut.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.