Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom II/Pycha/Rozdział III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siedem grzechów głównych |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Sept pêchés capitaux |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Pani Herbaut zajmowała na trzeciem piętrze tegoż samego domu, w którym mieszkał komendant Bernard, dosyć obszerne mieszkanie; pokoje, zajmowane przez zwykłe grono niedzielne, składały się z izby jadalnej, w której tańczono przy muzyce fortepianu, z salonu, gdzie dla osób nietańczących stały dwa stoliki do gry, i nareszcie z pokoju sypialnego pani Herbaut, do którego można się było usunąć na gawędkę, nie chcąc być popychanym przez tańczących, lub nie chcąc przeszkadzać grającym.
To też proste mieszkanie wskazywało skromną zamożność pani Herbaut; była ona wdową i żyła z małego mająteczku, uczciwie zarobionego w handlu, którym się dawniej zajmowała, obie córki tej zacnej kobiety trudniły się użyteczną pracą, jedna malarstwem na porcelanie, druga sztychowaniem nut, które to zatrudnienie zawiązało pewne stosunki pomiędzy nią a Herminją, gdyż księżna zajmowała się także sztychowaniem, kiedy, jakeśmy już wyżej powiedzieli, zbywało jej na lekcjach.
Trudno zobaczyć coś milszego, rzeźwiejszego, i młodzieńczo-weselszego, jak większa część osób, zebranych tego wieczora u pani Herbaut; było tam około piętnastu panienek, z których najstarsza nie miała jeszcze lat dwudziestu, a wszystkie z silnem postanowieniem spędzenia niedzieli jak najweselej; był to dla nich bowiem dzień zabawy i wypoczynku, na który całotygodniową pracą i przymusem sumiennie zarobiły, siedząc po kilkanaście godzin dziennie nad biurkiem, stojąc w jakim ciemnym sklepie na ul. św. Dyonizego, lub nareszcie pracując gorliwie w jakim pensjonacie.
Wiele z pomiędzy tych dziewcząt było pięknych, a prawie wszystkie ubrane z gustem, jaki pewnie tylko w Paryżu w tej skromnej i pracowitej klasie spotkać można; wszystkie ubiory były nadzwyczajnie świeże. Ponieważ biedne panienki tylko raz na tydzień stroiły się staranniej, to też wszystkie swoje drobne środki zalotności odkładały na ten dzień świąteczny, którego w sobotę tak niecierpliwie oczekiwano, a w poniedziałek żałowano tak szczerze!
Znajdujący się w tem towarzystwie mężczyźni, przedstawiali, jak przytrafia to się we wszystkich towarzystwach, widok mniej wykwintny i mniej uderzający, aniżeli kobiety; gdyż z wyjątkiem kilku prawie nic nie znaczących odcieni, większa część dziewcząt jaśniała takim wdziękiem, taką przyzwoitością obejścia, jakgdyby należały do najwyższej sfery. Lecz zapomniano o tej różnicy przemawiającej na korzyść panienek, widząc przyzwoitą swobodę i wesołość młodzieży męskiej, miarkowane obecnością rodziców, obudzających w niej pewne poszanowanie.
Zamiast, jak na balach wielkiego świata, które dopiero o pierwszej w nocy objawiają się w całej świetności, wieczór u pani Herbaut już o godzinie dziewiątej dosięgnął najwyższego szczytu życia i wesołości, gdyż gospodyni domu zwykle jeszcze przed północą nielitościwie wypraszała tę szaloną młodzież; chłopcy bowiem musieli nazajutrz zrana znajdować się w swoich biurach, lub magazynach, dziewczęta w sklepach, na pensjach, lub w klasach swoich uczennic.
Ah! pierwsza godzina poniedziałku jest straszną chwilą, ponieważ w jednem uchu brzmi jeszcze świąteczna zabawa niedzieli, gdy tymczasem w głowie snują się smutne myśli długiej sześciodniowej przyszłości pracy, przymusu i uległości. Ale jak też za to wzrasta niecierpliwość im więcej zbliża się ów upragniony dzień! Ile to uciechy już naprzód. Nareszcie nadchodzi ten dzień najszczęśliwszy ze wszystkich, jaka rozkosz, jakie zachwycenie!
Rzadkie i skromne uciechy! wy przynajmniej nigdy nie zostaniecie przytępione przesyłam... Pracą, której ceną można was pozyskać, nada je wam szczególny wdzięk, nieznany próżniakom. Lecz goście pani Herbaut niewiele zajmowali się tego wieczoru filozofją, odłożyli ją oni na poniedziałek.
Porywająca polka uniosła niezmordowaną młodzież w szalonym wirze tańca, a urok tej muzyki tak był wielki, że nawet osoby grające, pomimo wieku swego i uwagi, wyłącznie prawie zatopionej w loteryjce (była to jedyna igra mająca prawo obywatelstwa w domu pani Herbaut) mimo wiedzy swojej odbywały lekkie taktowe poruszenia na krzesłach, i tańczyły, że tak powiem pewien rodzaj poważnej siedzącej polki, co zwiększało potęgę artystki, grającej w tej chwili na fortepianie.
Artystką była właśnie Herminja.
Już prawie miesiąc upłynął od chwili pierwszego spotkania się dziewicy z Geraldem.
Czy po tem pierwszem spotkaniu, które rozpoczęło się pod wrażeniem nieprzyjemnego zajścia, a skończyło ujmującem przebaczeniem, Gerald i Herminja widzieli się już powtórnie?
Dowiemy się o tem później.
Na wieczorze u pani Herbaut, księżna w blado niebieskiej muślinowej sukni (po dwadzieścia soldów łokieć) z wielką różową kokardą na piersiach i podobnąż w pięknych jasnych włosach, wyglądała nadzwyczajnie pięknie; jej lica były lekko zarumienione, duże niebieskie oczy jaśniały blaskiem rzadkiej pogody duszy, uśmiechające się w połowie różane usta, w kącikach ledwie widzialnym jasnym puszkiem ocienione, odsłaniały dwa rzędy lśniącej białości zębów; jej piękna dziewicza pierś wznosiła się i opadała spokojnie pod lekką, pokrywającą ją osłoną, gdy tymczasem mała nóżka, obuta w zgrabny atłasowy bucik, szybko wybijała takt tańczonej polki.
Dnia tego Herminja była tak szczęśliwa! Nie uważając się wcale za opuszczoną przy wesołości swoich towarzyszek, cieszyła się serdecznie tą przyjemnością, jaką im sprawiała, i której one oddawały się z taką swobodą; ale może nie samo tylko to rzadkie i szlachetne uczucie byk powodem tego życia, szczęścia i młodzieńczej wesołości, które dzisiaj nadawały niezwykły wyraz powabnym rysom księżnej; widoczne było, że ta piękna istota wiedziała od niedawnego czasu, ile uroku, ile delikatności i wzniosłości było w jej osobie; nie była ona jednak z tego dumną, ale szczęśliwą, o! bardzo szczęśliwą, jak ci wspaniałomyślni bogacze, którzy są zachwyceni posiadaniem ogromnych skarbów, ażeby dawać wiele drugim, i przez to zasłużyć sobie na miłość i przywiązanie bliźniego.
Lubo księżna zajęta była wyłącznie swą polką i tańczącymi, jednak kilka razy obejrzała się prawie mimowolnie kiedy otworzono drzwi przedpokoju; lecz, ujrzawszy wchodzące osoby, dziewica zdawała się za każdym razem, może już za późno, żałować swego roztargnienia.
Drzwi otworzyły się jeszcze raz i Herminja ciekawie, może nawet niecierpliwie, znowu spojrzała w tę stronę.
Przybywającym był Oliwier, siostrzeniec komendanta Bernarda.
Herminja spostrzegłszy, że młody wojskowy zostawił za sobą drzwi otwarte, jakgdyby jeszcze ktoś szedł za nim, zarumieniła się lekko i odważyła się jeszcze raz spojrzeć ku drzwiom; ale niestety! drzwiami temi, które się wkrótce napowrót zamknęły, wszedł jakiś poczciwy gruby osiemnastoletni chłopak, z twarzą otwartą i spokojną w papuzich rękawiczkach.
Trudno byłoby nam powiedzieć, dlaczego Herminja, na widok tego młodzieńca, zdawała się być zawiedzioną w swejem oczekiwaniu; objawiło się to małem nieznacznem prawie klaśnięciem języka, i przyśpieszoną grą, której takt drobną swoją nóżką coraz szybciej wybijała.
Skoro polka skończyła się, otoczono dokoła Herminję, która już od samego początku grała, dziękowano jej jak najszczerzej, i zamawiano do następnych kontredansów, lecz Herminja zasmuciła wszystkich proszących ją tancerzy, usprawiedliwiając się, że cały wieczór nie może tańczyć z powodu bólu nogi.
Jakoż z żalem przypatrywano się jej kuleniu, które tylko zmyśliła, (a zmyśliła je w chwili, kiedy ujrzała samego tylko Oliwiera, wchodzącego do salonu). Nie! nigdy zraniona gołębica nie powłóczyła swojej nóżki z naturalniejszem cierpieniem.
Zasmuceni wypadkiem, który ich pozbawił miłej przyjemności tańczenia z księżną kandydaci do kontredansów skwapliwie podali jej swe ręce, w nadziei, że przynajmniej tym sposobem wynagrodzą sobie zawód; lecz Herminja była tak nielitościwa, że przeniosła pomoc starszej córki pani Herbaut, udając się z nią do sypialnego pokoju, dla wypoczęcia, i jak mówiła, dla odetchnienia świeżem powietrzem; okna tego pokoju wychodziły na ogródek komendanta Bernarda.
Zaledwie Herminja w towarzystwie Hortensji Herbaut opuściła grono tańczących, weszła do sali panna de Beaumesnil poprzedzona przez swą ochmistrzynię.
Najbogatsza dziedziczka Francji była w białej, bardzo prostej sukni muślinowej, z małą jedwabną niebieską przepaską; gładkie włosy otaczały jej łagodne i smutne lica.
Wejście panny de Beaumesnil nie zwróciło niczyjej uwagi, chociaż nastąpiło podczas pauzy między dwoma kontredansami.
Ernestyna nie była ładną, ale i nie brzydką: dlatego też nie zważano na nią wcale.
Młoda dziewica, która tu przybyła w celu czynienia swoich spostrzeżeń i zdania sobie rachunku z próby, przez jaką miała przejść, porównywała najprzód to przyjęcie z ową zgiełkliwą usłużnością, jaką już nie raz otaczano jej przybycie do innych towarzystw.
Pomimo swej odwagi, biedne dziecię czuło jak jej serce ściśnięte było; słowa pana de Maillefort zaczynały się już potwierdzać tym wypadkiem.
— W domach, do których przybywam, znano moje nazwisko, myślała w duchu Ernestyna — i zauważano mnie, otaczano, tłoczono się do mnie, tylko jako do bogatej panny.
Pani Lainé przyprowadziła właśnie Ernestynę do pani Herbaut, kiedy jej starsza córka powiedziała do Herminji, którą odprowadziła do sypialnego pokoju:
— Moja kochana księżno, muszę cię opuścić, spostrzegłam właśnie wchodzącą jednę z naszych przyjaciółek która dziś rano pisała do mej matki z prośbą o pozwolenie przedstawienia nam dzisiejszego wieczoru jakiejś młodej osoby, swej krewnej. Właśnie teraz przyszły, pojmujesz zatem...
— To rzecz bardzo naturalna; idź prędko kochana Hortensjo, przecież powinnaś je przyjąć — odpowiedziała Herminja, może z zadowoleniem, iż przez chwilę przynajmniej pozostanie sama.
Panna Hortensja pobiegła do swej matki, która przedstawioną sobie przez panią Lainé Ernestynę, prosto, ale bardzo szczerze przyjęła.
— Ja panią prędko oswoję z naszemi zwyczajami — rzekła pani Herbaut do Ernestyny — panny znajdują się z młodzieżą w sali, gdzie tańczą; matki i starsi w salonie, gdzie grają; każde zaś bawi się stosownie do swego wieku i upodobania. — Poczem zwróciła się do swej starszej córki, mówiąc: Hortensjo, wprowadź panią do sali jadalnej, a pani, moja kochana przyjaciółko — dodała gospodyni domu do ochmistrzyni — siadaj do stolika, przy którym grają w loteryjkę; ja znam twój gust.
Pani Lainé wahała się chwilkę, czy może opuścić pannę de Beaumesnil; ale, posłuszna jednemu jej spojrzeniu, pozostawiła ją troskliwości panny Herbaut, a sama usiadła do stolika gry.
Przedstawienie to odbyło się, jakeśmy już wyżej powiedzieli, pomiędzy dwoma tańcami; pewien młody malarz, bardzo dobry pianista, zastąpił księżnę przy fortepianie i wezwał tancerzy do zajęcia swych miejsc.
Panny Herbaut, jako córki gospodyni domu i nadto, jako osoby bardzo miłe i piękne, nie mogły ma się rozumieć, pominąć żadnego tańca; Oliwier, który z wdziękiem nosił swój piękny mundur (a ten byłby sam jeden wystarczył, ażeby go odznaczyć wśród wszystkich innych mężczyzn, nawet gdyby młody podoficer posiadał nie tak ujmującą powierzchowność) Oliwier zbliżył się do panny Hortensji, która dopiero co weszła z Ernestyną do sali jadalnej.
— Panno Hortensjo — rzekł do niej — spodziewam się, że pani nie zapomniała, iż ten kontredans do mnie należy? zdaje mi się, że powinnibyśmy już zająć nasze miejsce.
— Natychmiast panu służę — odpowiedziała Hortensja, i odprowadziła pannę de Beaumesnil do sofy, na której siedziało już kilka innych panienek.
— Przebacz mi, pani, że ją tak prędko opuszczam — rzekła do Ernestyny — ale jestem zamówiona do tego kontredansa; racz pani usiąść chwilkę, a spodziewam się, że nie zbędzie ci na tancerzach.
— Proszę panią bardzo — odpowiedziała Ernestyna — nie zajmować się mną wcale.
Dźwięki fortepianu stawały się coraz natarczywsze, Hortensja pośpieszyła do swego tancerza, a panna de Beaumesnil usiadła na sofie.
Od tej chwili zaczęła się właściwie próba, którą Ernestyna tak odważnie postanowiła znieść; przy niej siedziało pięć czy sześć panienek, które rzeczywiście były najmniej piękne i najmniej powabne z całego grona, i które, nie będąc naprzód zamówionemi, jak królowe balu, oczekiwały skromnie, podobnie jak i panna de Beaumesnil, chwili w której jeszcze pośród samego tańca zechce je kto zaprosić.
Czy panienki te były ładniejszemi od Ernestyny, czy powierzchowność ich więcej ujmująca, dosyć że widziała, jak wszystkie, jedna po drugiej wezwane zostały do kontredansu, gdy tymczasem o niej nikt nawet nie pomyślał.
Jedna tylko dosyć brzydka panienka podzielała samotność panny de Beaumesnil, gdy nagle rozległy się następujące słowa:
— Brakuje nam jeszcze jednego vis-a-vis; trzeba je zapełnić, trzeba je zapełnić!
Pokornym tancerzem, który miał się zająć zapełnieniem brakującej pary, był młody człowiek w papuzich rękawiczkach.
Poczciwy, tłusty chłopak, z powierzchownością i zachowaniem się pospolitem, spostrzegł zdaleka, że jeszcze dwie panny były do zajęcia, i pośpieszył ku nim, ażeby jednę z nich wezwać do tańca; lecz zamiast wybór swój wykonać bez żadnego wahania, ażeby przynajmniej tej, którą po uskutecznionym wyborze pozostawi na miejscu, oszczędzić pewnego upokorzenia, ten dobroduszny Parys, którego wątpliwość rzeczywiście trwała tylko kilka sekund, zdecydował się nareszcie zaprosić sąsiadkę panny de Beaumesnil...
zwycięstwo, którego Ernestyna ze względu na papuzie rękawiczki i śmieszną nieco tuszę wybierającego nie powinna żałować.
Jednakże, trudno byłoby opisać tę niespokojną trwogę panny de Beaumesnil, jaką czuło jej serce, podczas szybkiego i niespodziewanego rozwiązania tego wypadku.
Widząc, że inne panienki jednę po drugiej zapraszane do grona tańczących, kiedy tymczasem na nią nikt nic zwrócił uwagi, panna de Beaumesnil przy wrodzonej swojej skromności, usprawiedliwiała poczęści taki wybór tancerzy: lecz im bardziej zmniejszała się liczba pozostałych dziewcząt, tem więcej wzrastała jej boleść i smutek. A kiedy pozostała sama z tą brzydką panienką, której szpetność nie była nawet złagodzona najmniejszym wdziękiem ułożenia, panna de Beaumesnil widziała się jakby upokorzona, że ją z taką sąsiadką można było porównać, i to boleśnie ją dotknęło.
— Niestety! — rzekło do siebie biedne dziecię z nieopisanym smutkiem — ponieważ nie mogłam wytrzymać porównania z żadną z siedzących obok mnie panien, ani nawet z tą ostatnią, którą również wezwano do tańca, więc ja nikomu już podobać się nie mogę? Jeżeliby mnie kto przeciwnie chciał przekonać, to wtedy, nie mogę już wątpić, tylko nikczemna, chciwa myśl będzie nim powodować. Przynajmniej wszystkie te panienki, które nade mnie przeniesiono, mają niezmienne przekonanie, że ten wybór jest szczery; żadna bolesna wątpliwość nie upokarza ich niewinnego triumfu! Ah! więc ja nie mam nigdy poznać nawet tego skromnego szczęścia!
Myśli te wzruszyły tak boleśnie pannę de Beaumesnil, że dołożyć musiała starania, ażeby przytłumić swoje łzy.
Lecz chociaż łzy nie płynęły z jej oczu, jednak blade i łagodne oblicze Ernestyny zdradzało uczucie tak bolesne, że dwie osoby, dwa szlachetne serca, spostrzegły to ze zdziwieniem.
Podczas, kiedy panna de Beaumesnil zatopiona była w swoich smutnych spostrzeżeniach, taniec postępował ciągle w rozmaitych swoich przemianach; Oliwier tańczył z panną Hortensją Herbaut; młoda para znajdowała się właśnie naprzeciw Ernestyny.
Gdy Oliwier w czasie krótkiej pauzy przypadkiem zwrócił oczy na pustą sofę, spostrzegł tem łatwiej, najprzód pokorną samotność panny de Beaumesnil, która jedna tylko nie tańczyła, a potem bolesny wyraz jej twarzy. Wzruszyło to Oliwiera i rzekł do swojej tancerki.
— Panno Hortensjo, któż to jest ta młoda osoba, która tam siedzi sama na sofie i tak smutno wygląda. Zdaje mi, się, żem jej tu nigdy jeszcze nie widział?
— Rzeczywiście, panie Oliwierze, nie widziałeś jej pan nigdy u nas; jest to młoda panienka, którą jedna z naszych przyjaciółek dopiero dzisiaj przedstawiła mej matce.
— Dlatego to; nie jest ładna, nie zna tu nikogo, więc też nikt z nią nie tańczy. Biedne dziewczę! jak ona się musi nudzić!
— Gdybyś mnie pan nie był już zamówił, panie Oliwierze, i gdyby moja siostra nie była podobnie jak ja, następne przyjęła kontredansów, byłabym pozostała przy tej panience.
— Jest to rzeczą bardzo naturalną, panno Hortensjo; na paniach, jako na córkach gospodyni domu, polegają obowiązki gościnności; ale ja zaproszę niezawodnie tę biedną panienkę do najpierwszego kontredansa; przykro mi jest, widzieć ją tak opuszczoną.
— Ah! dziękuję panu w mojem i matki mojej imieniu, jest to prawdziwie, czyn szlachetny — rzekła Hortensja — uczynek niewątpliwie litościwy.
Wkrótce potem, kiedy Oliwier zwrócił uwagę na samotność panny de Beaumesnil, Herminja, która pozostała sama z myślami swojemi w sypialnym pokoju, wróciła do salonu. Oparłszy się na poręczy krzesła rozmawiała z panią Herbaut. Lecz nagle przerwała dalszą rozmowę i patrząc przez drzwi otwarte do sali tańczących, rzekła do gospodyni.
— Ah! mój Boże! patrz pani, jak ta młoda panienka, która tam na sofie siedzi, wydaje się smutną!
Pani Herbaut, spojrzawszy w stronę, którą jej wskazała Herminja, odpowiedziała:
— Jest to młoda osoba, którą mi moja przyjaciółka, ta, co tam gra w loteryjkę, dzisiaj przedstawiła. Rzeczywiście, moja kochana Herminjo, cóż chcesz? Ona dopiero pierwszy raz jest u nas, nie zna tu nikogo, a między nami mówiąc, nie bardzo też jest ładna; cóż więc dziwnego, że nie znalazła żadnego tancerza?
— Ależ to nieszczęśliwe dziecię nie może tak cały wieczór siedzieć samotnie — dodała Herminja — i ponieważ na szczęście jestem dzisiaj kulawa, pójdę do tej biednej nieznajomej i postaram się rozerwać ją trochę.
— Tylko ty, moja piękna i szlachetna księżno — rzekła pani Herbaut z uśmiechem — zdolna jesteś o wszystkiem pamiętać i mieć tak szczęśliwe natchnienia. Dziękuję ci za to serdecznie, gdyż Hortensja i Klara muszą, jak uważam, tańczyć wszystkie kontredanse, a ta biedna panienka zapewne cały wieczór będzie siedziała.
— O! niech pani będzie spokojna — odpowiedziała Herminja — będę się starała oszczędzić jej tej nieprzyjemności.
— Jakże sobie w tem poradzisz, moja piękna księżno?
— O pani, to moja tajemnica — powiedziała Herminja.
I poszła kulejąc w stronę, gdzie panna de Beaumesnil siedziała zupełnie samotnie.