Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom II/Pycha/Rozdział XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siedem grzechów głównych |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Sept pêchés capitaux |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Pan de Maillefort, oczekując powrotu Herminji, w rozmaitych błąkał się domysłach, pytając samego siebie, jaka nieodgadniona okoliczność mogła zbliżyć tę młodą dziewicę do panny de Beaumesnil.
Zresztą, wypadek ten odpowiadał zupełnie życzeniom margrabiego, jak to czytelnik wkrótce zobaczy; tylko że garbaty inne miał plany; bytność Ernestyny u Herminji, tajemnica, jaką musiała otoczyć się, chcąc się dostać do tego domu, milczenie, o które panna de Beaumesnil w takiej błagalnej prosiła go postawie, a które on stosownie do swej niemej obietnicy, sumiennie chciał i musiał dochować, wszystko to przyczyniło się do podniecenia do najwyższego stopnia ciekawości, zajęcia i prawie niepokoju margrabiego, zwłaszcza, że dla tylu powodów czuł dla panny de Beaumesnil ojcowskie niemal przywiązanie. Gdy jednak Herminja wróciła do pokoju i zaczęła się usprawiedliwiać, że go tak długo zostawiła samego, margrabia rzekł do niej głosem jak najnaturalniejszym.
— Byłoby mi bardzo boleśnie, moje kochane dziecię, gdybyś nie obchodziła się ze mną z tą poufałością, do której mają prawo prawdziwi przyjaciele; zresztą, niema nic prostszego nad to, żeś odprowadziła aż do drzwi, jednę ze swoich towarzyszek, gdyż ta młoda panienka, jak mi się zdaje, jest...
— Moją przyjaciółką, panie, albo raczej moją najlepszą przyjaciółką.
— O! o! — zawołał margrabia z uśmiechem — zapewne to jaka odwieczna przyjaźń?
— Przeciwnie,zupełnie jeszcze nowa; gdyż przyjaźń nasza powstała równie prędko, jak jest szczerą, i już doświadczoną.
— Zbyt dobrze znam twoje serce i stałość charakteru, moje kochane dziecię, ażebym nie miał być przekonany o trafności twego wyboru.
— Jedno zdarzenie tylko, które się dopiero przed godziną przytrafiło, poda panu wyobrażenie o odwadze i dobroci serca mojej przyjaciółki; oto ona, z narażeniem własnego życia, gdyż nawet została zranioną, ocaliła pewnego biednego starca od niezawodnej śmierci.
I dumna ze swej przyjaciółki, Herminja w krótkich słowach opowiedziała, margrabiemu, któremu jak najlepszą chciała dać o niej opinję, na jaką też rzeczywiście zasługiwał śmiały czyn Ernestyny względem komendanta Bernarda.
Łatwo wyobrazić sobie wzruszenie margrabiego przy tem opowiadaniu, które mu przedstawiło pannę de Beaumesnil w tak pięknem świetle, i dlatego też zawołał:
— Jakaż to godna podziwu odwaga, jaka szlachetność. — Poczem dodał — byłem już o tem przekonany, że przyjaźń swą temu tylko ofiarujesz, kto się okaże godnym, moje lube dziecię, ale któż to jest to dzielne dziewczę?
— Sierota, jak ja, panie, która jak ja, utrzymuje się z pracy; jest ona hafciarką.
— Ah! ona jest hafciarką? Ale ponieważ jest sierotą, więc ona żyje samotnie? — — Nie, panie, mieszka u krewnej swojej, która w niedzielę przedstawiła ją naszym znajomym na pewnym baliku, tam spotkałam się z nią po raz pierwszy.
Margrabiemu zdawało się, że to sen jakiś. Na chwilę powstało w nim podejrzenie, że ktoś z familji La Rochaigue miał udział w tej szczególnej tajemnicy. Ale ślepe zaufanie jakie słusznie pokładał w prawości Herminji, zniweczyło takie podejrzenie; jednak pytał w duchu samego siebie, jak panna de Beaumesnil zdołała na cały wieczór oddalić się i pójść na bal z domu swego opiekuna, bez wiedzy barona i jego rodziny; następnie zapytywał się znowu, ale z nmniejszem zdziwieniem, jakim sposobem Ernestyna mogła dzisiejszego rana przez kilka godzin pozostać wolną; obawiając się jednak wzniecić jakie podejrzenie w Herminji, gdyby zadawał jej dalsze pytania, powiedział:
— A więc, szczęśliwy jestem moje dziecię, żeś pozyskała tak zacną przyjaciółkę, i że ta, ile mi się zdaje — dodał garbaty ze współczuciem — nie mogła przybyć w stosowniejszej porze.
— Jakto, panie?
— Wiadomo ci, żeś mi pozostawiła prawo być otwartym z tobą.
— Tak jest, nieinaczej.
— Dobrze więc! Nie zdajesz się być dzisiaj w twoim zwykłym stanie. Znajduję cię zmienioną, widać, żeś niedawno jeszcze płakała, biedne, ukochane dziecię!
— Panie, upewniam pana...
— I jeżeli ci mam wyznać, tem więcej mnie to zdziwiło, że podczas drugich moich odwiedzin wydawałaś mi się bardzo szczęśliwą. Tak jest, zadowolenie malowało się we wszystkich twoich rysach. Nadawało to piękności twojej taki urok, taki blask, że ja, przypominasz to sobie zapewne, ze względu na samą osobliwość, winszowałem ci twej zachwycającej piękności. Uważaj tylko, ja, najniezręczniejszy pochlebca w świecie — dodał garbaty, starając się wywołać choćby najlżejszy uśmiech na usta Herminji.
Herminja przecież, nie mogąc pokonać swego smutku odpowiedziała:
— Wzruszenie jakie spowodowało niebezpieczeństwo, którego umknęła, dziś rano Ernestyna, zmieniło zapewne trochę moje oblicze.
Margrabia, będąc przekonanym, że jakieś zmartwienie dręczyło Herminję, i że chciała to ukryć przez samą delikatność nie nalegał już więcej i powiedział tylko:
— Rozumiem, moje dziecię, — zapewne to dzisiejsze wzruszenie zmieniło tak twoje rysy; na szczęście, niebezpieczeństwo to już minęło; ale posłuchaj, winienem ci nareszcie wyznać, że moja wizyta jest interesowna, bardzo interesowna.
— Obyś pan prawdę mówił.
— Dowiodę ci tego; wiadomo ci, moje kochane dziecię, żem sobie święcie postanowił nie nalegać już na ciebie w owym ważnymi przedmiocie, który mnie pierwszy raz do ciebie sprowadził.
— Tak, panie, i bardzo panu byłam wdzięczną, żeś tak przykrej dla mnie rozmowy nie wznawiał już nigdy.
— A jednak muszę rozmówić się jeszcze z tobą, lecz jeżeli już nie o pani de Beaumesnil, to przynajmniej o jej córce — rzekł margrabia wpatrując się badawczym i przenikliwym wzrokiem w Herminję, dla odkrycia, chociaż prawie nieomylnie innego był przekonania, czy też młoda artystka wiedziała, że jej nowa przyjaciółka była panną de Beaumesnil; lecz nie pozostała mu nawet najmniejsza wątpliwość o niewiadomości w tej mierze Herminji, skoro ta odpowiedziała mu z zupełną szczerością:
— Chce pan mówić ze mną o pannie de Beaumesnil?
— Tak, moje dziecię, nie taiłem ci ani przyjaźni, łączącej mnie z panią de Beaumesnil, ani też jej ostatniej woli, co do owej młodej sieroty, która mi dotąd jeszcze jest nieznana, i której, pomimo najtroskliwszych poszukiwań, wynaleźć nie mogłem; wyznałem ci również, jak silnie hrabina polecała mi swą córkę, Ernestynę. Rozmaite powody, które, wierzaj mi, ciebie bynajmniej obchodzić nie mogą, wzbudziły we mnie najgorętsze życzenie, ażebyś dla dobra panny de Beaumesnil, mogła się z nią zapoznać.
— Ja, panie? — zawołała Herminja skwapliwie, pomyślawszy o szczęściu poznania swej siostry — jakimże sposobem mogłabym się zbliżyć do panny de Beaumesnil, ja?
— Sposobem nader prostym, o którym, o ile mi się zdaje, mówiono ci już wtedy, kiedyś się okazała tak szlachetną względem pani de La Rochaigue.
— Rzeczywiście, panie, zrobiono mi nadzieję wezwania mnie do panny de Beaumesnil, ażebym jej dawała lekcje muzyki.
— Otóż, moje dziecię, rzecz ta już jest skończona.
— Czy doprawdy, panie?
— Wczoraj wieczorem mówiłem w tej sprawie z panią de La Rochaigue, dziś lub jutro poleci cię pannie de Beaumesnil jako nauczycielkę muzyki; nie wątpię bynajmniej, że Ernestyna przyjmie to chętnie. Co zaś ciebie dotyczy, moje dziecię, również nie przewiduję z twej strony odmownej odpowiedzi.
— O! bynajmniej, panie!
— A zresztą, oto, o co cię proszę dla córki — dodał garbaty z rozrzewnieniem — proszę cię w imieniu jej matki, do której byłaś tak przywiązaną.
— Nie może pan wątpić o współczuciu i przywiązaniu, jakie już dzisiaj czuję dla panny de Beaumesnil, lecz ponieważ stosunki w jakich z nią będę zostawać, ograniczać się będą jedynie na lekcjach muzyki...
— O! bynajmniej.
— Jakto, panie?
— Łatwo się możesz domyślić, moje dziecię, że nie byłbym sobie zadawał tyle pracy dla zawiązania stosunków pomiędzy tobą a panną de Beaumesnil, gdyby miały się one kończyć tylko na lekcjach muzyki.
— Ależ, panie...
— Idzie tu o rzecz daleko ważniejszą, która nie może w lepszych znajdować się rękach, jak w twoich.
— Racz się pan wytłumaczyć.
— Spodziewam się powiedzieć ci jeszcze więcej w tej sprawie — dodał margrabia z uśmiechem, myśląc o miłem zdziwieniu Herminji, jakiego doświadczy, poznając w tej biednej sierocie, w tej hafciarce, jej najszczerszej przyjaciółce, pannę de Beaumesnil — wytłumaczę ci się obszernie, skoro tylko poznasz swą nową uczennicę.
— W każdym razie niech pan będzie przekonany, że zawsze poczytywać sobie będę za obowiązek postępować wedle rad pańskich; gotowa jestem udać się bezzwłocznie do panny de Beaumesnil, jak tylko objawi życzenie swoje w tej mierze.
— Ja sam przedstawię cię pannie de Beaumesnil.
— O! tem lepiej, panie.
— I jeżeli ci to będzie dogodne, to w sobotę o tejże samej godzinie, przyjadę tu po ciebie.
— Będę czekała na pana, tymczasem zaś przyjmij najszczersze podziękowanie, że raczysz oszczędzić mi nieprzyjemności przedstawienia się samej.
— Zalecam ci tylko, moje dziecię, w interesie panny de Beaumesnil, ażeby nikt, rozumiesz mnie, ażeby nikt nie wiedział, że jej biedna matka w ostatnich chwilach wzywała mnie do siebie. Nikt nie może wiedzieć o przywiązaniu jakie czułem dla hrabiny. Zechcesz więc w tej mierze zachować najgłębsze milczenie, na wypadek, gdyby państwo de La Riochaigue zaczęli z tobą o mnie rozmawiać.
— Wykonam jak najściślej życzenie pańskie.
— A więc, moje dziecię, — rzekł garbaty podnosząc się — przystajesz na sobotę? Będzie dla mnie wielką przyjemnością przedstawić cię pannie de Beaumesnil, i jestem przekonany, że ta wizyta sprawi ci zadowolenie, jakiego wcale nie oczekujesz.
— Spodziewam się, panie — odpowiedziała Herminja niemal z roztargnieniem, gdyż widząc, że margrabia zamierza się oddalić, nie wiedziała jakimby sposobem zadać mu pytanie, które już od chwili jego przybycia ciągle ją w najwyższym stopniu niepokoiło; rzekła więc, udając, o ile tylko było w jej możności, zupełny spokój. — Czybyś pan nie raczył, jeszcze przed swojem oddaleniem, jeżeli to będzie w mocy pana, udzielić mi objaśnienia w przedmiocie, o którybym pragnęła go zapytać?
— Mów dziecię moje, — rzekł pan de Maillefort, siadając napowrót.
— Czy pan nie miał sposobności. — rzekła Herminja z trudnem do opisania pomieszaniem — poznania, w wielkim świecie, w którym pan żyjesz, księżnej de Senneterre?
— Byłem zaufanym przyjacielem jej męża, i lubię bardzo jej syna, dzisiejszego księcia de Senneterre, jednego z najzacniejszych ludzi pośród teraźniejszej młodzieży. Wczoraj jeszcze — dodał garbaty z wzruszeniem — miałem nowy dowód szlachetności jego charakteru.
Lekki, rumieniec okrył czoło Herminji, gdy usłyszała pochwały Geralda z ust takiego człowieka, jakim był pan de Maillefort, którego ona tak wysoko, ceniła.
Ten, dosyć zdziwiony, mówił dalej:
— Ale jakichże objaśnień żądasz, moje dziecię, co do pani de Senneteere? Czy nie uczyniono ci czasem propozycji dawania lekcyj muzyki jej córkom?
Te słowa garbatego wielką były dla Herminji pomocą w jej trudnem położeniu, gdyż podały jej przynajmniej jakiś pozór do dalszych pytań. Zatem, pomimo wstrętu, jaki czuła do wszelkiego kłamstwa, odpowiedziała:
— Tak jest, panie... mówiono mi iż może zostanę wezwaną... do dawania lekcyj w tym znakomitym domu... ale zanim przystanę na tę propozycję, bardzo jeszcze niepewną... chciałabym pierwej wiedzieć... czy mogę spodziewać się ze strony pani de Senneterre pewnych względów, które, przy mojej zbytecznej może drażliwości, są dla mnie koniecznym warunkiem.... Słowem, chciałabym dowiedzieć się, czy pani de Senneterre z natury jest łagodną i przystępną, lub też czy nie ma w sobie tej dumy, pychy, które tak często napotykamy w osobach wysokiego stanu?
— Rozumiem cię zupełnie, i cieszę się bardzo, żeś się do mnie udała; o ile ja cię znam, kochane i dumne dziecię; radzę ci szczerze: nie przyjmuj lekcji w tym domu; panny de Senneterre są to bardzo dobre, bardzo miłe osoby, są one tegoż samego charakteru co ich brat, ale księżna!
— Cóż dalej, panie? — zapytała Herminja z boleścią w sercu.
— Ah! moje dziecię! niema na świecie kobiety, któraby więcej była względem swego stanu uprzedzona jak księżna; jest to rzeczą szczególną, skoro sama pochodzi ze znakomitego rodu, ta śmieszna bowiem i niedorzeczna zarozumiałość co do stanu bywa zwykle właściwą tylko osobom, które się wyniosły, słowem, moje kochane dziecię, wołałbym cię widzieć w stosunkach z dwudziestu ludźmi podobnymi do pana Bouffard, jak z tą w nieznośny sposób zarozumiałą kobietą. Bouffardowie są tak głupi, tak nieokrzesani, że ich niedorzeczne obejście więcej śmieszy jak obraża, gdy tymczasem u księżnej de Senneterre znalazłabyś tyle zarozumiałości, tyle nieznośnej pychy, że ty, przy tak wysokiem poczuciu własnej godności, nie miałabyś nawet dziesięciu minut spokojnych, bez doznania jakiej bolesnej obrazy. Na cóżby ci się zdało wejście do tego domu?
— Dziękuję panu — odpowiedziała Herminja, zasmucona tą wiadomością, która zniweczyła nadzieję, jedyną i ostatnią nadzieję, jaka jej pozostawała, że pani de Senneterre, wzruszona miłością swego syna, przystanie może na krok, którego sprawiedliwa duma Herminji wymagała jako niezbędnego warunku połączenia się z Geraldem.
Margrabia dodał jeszcze:
— Nie, nie, moje kochane dziecię, ten dom nie jest wart ciebie, i zaprawdę tylko najtkliwsza miłość synowska, mogła tak dalece zaślepić Geralda do Senneterre, że dotąd jeszcze mimo tak niesłychanej próżności swej matki, nie stracił cierpliwości, i że nie spostrzegł jeszcze, iż serce tej zarozumiałej kobiety jest równie suche i zimne, ja jej umysł ograniczony, i że chciwość jej jest większa jeszcze od jej egoizmu. Najsłuszniejsze powody usprawiedliwiają takie moje o niej zdanie; i cieszy mnie to, że mogę jej wyrwać nową ofiarę, udzielając ci żądanej wiadomości Teraz, do zobaczenia, moje dziecię! Jestem bardzo zadowolony, żem radą moją oszczędził podobnej zgryzoty twojej miłości własnej, bo dla serc szlachetnych, jakiem jest twoje, niema boleśniejszej zgryzoty. Podawaj mi tylko często sposobność niesienia ci moich usług; a choćby one były najmniejsze, zawsze na nich poprzestanę, czekając czegoś ważniejszego. A więc do soboty.
— Do soboty, panie.
Pan de Maillefort oddalił się.
Herminja została sama, oddana swojej rozpaczy.