<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Starościna Bełzka
Data wyd. 1879
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXVII.

Tymczasem i Komorowski także, choć ze słabą nadzieją skutku, gdyż arcybiskup Sierakowski cały był Potockim oddany, udał się także do niego, szukając opieki, prosząc ratunku, wołając sprawiedliwości. Nie wiem, czy w téj chwili, czy późniéj może, Potoccy właśnie wzięli pod swoją protekcyę (ujmując sobie tém arcybiskupa) synowca jego, księdza Romana Sierakowskiego suffragana przemyskiego, któremu dali probostwo w Umaniu i zaopiekowali się dalszym jego losem, choć zresztą niczém na to nie zasługiwał. Ten stosunek z synowcem dowodzi jak byli ze stryjem.
Komorowski choć może wiedział, że tu niewiele wyjedna, udał się wszakże do arcybiskupa, nie chcąc pominąć nikogo, i zaraz po wypadku taki do niego list napisał:
„List jwp. Komorowskiego, sędziego ziemskiego buskiego, starosty nowosielskiego i podliskiego, do jw. arcybiskupa lwowskiego, (ze Lwowa dnia... marca 1771 r.):
„Nie można żeby to nie doszło jwpd. na co się jw. wojewoda kijowski odważył, i jak wielka publicznemu bezpieczeństwu domów szlacheckich, przez gwałtowne ludzi zbrojnych nasłanie i porwanie córki naszéj, stała się krzywda. Być to jednak może, że i tak złą sprawę strona przeciwna wymyślnemi kształcić będzie pozorami, i starać się będzie jwpd. inaczéj informować, przeto darujesz jwpd., że go przyłączonym téj okropnéj sceny zatrudnić przedsiębiorę wyrazem...
„Gwałt powszechnemu bezpieczeństwu uczyniony rodzi drugą w sądzie duchownym chełmskiego konsystorza gwałtowność. Sądzić się tam każą córce mojéj w sprawie do rozwodu intentowanéj, nietylko bez jéj przytomności, bo wcale nie wiem gdzie schowana, i dopytać się nie mogę, ale podobno i bez dania patrona, którego nawet kryminalistom wszelkie dodają jurysdykcye, może ten interes pójść do sądu jwpd. Mocno ufam, że nad sprawiedliwość nic nie zyska.
Kościół, ojczyzna, wiele winni gorliwości jwpd., ja zaś nic nie mając większego nad własne życie, to za protekcyonalne téj sprawy wsparcie chętnie ofiaruję, na wszystkie usługi, w oczekiwaniu wszelkich rozkazów, miło mi będzie tém się zawsze chlubić, żem z głębokiém uszanowaniem i t. d.“
Arcybiskup — mamy na to dowody — list ten natychmiast przesłał w kopii Potockim. Komorowski, choćby istotnie życie swe dał jak życie córki, mogłaż ta ofiara przeważyć dary Potockich, którzy za sprawę jednego z członków rodziny, musieli ująć się wszyscy, choć dobrze jéj szpetność rozeznawali? Chodziło o rodzinę i imię, które bądź co bądź ocalić się starano, oczyścić...
Jakie już w marcu sprawa ta rodziła hałasy po całéj Polsce, mamy dowód w liście księżny Lubomirskiéj do Mniszcha, marszałka koronnego, którego tu wyjątek dosłownie przywiedziemy:
(D. 10 marca) — „Awantura krystynopolska zadziwia tu wszystkich; zaprawdę cierpię, słysząc wszystkie o niéj sądy i rozumowania, jakie o tém czynią, już też i w romansach trudno się doczytać tak szpetnéj historyi, i co to jeszcze za koniec z tego będzie! Rossya urażona, że się to stało pod jéj imieniem. Wołkoński pisał do komendanta lwowskiego, aby koniecznie tych ludzi szukać i odsyłać do Warszawy, daj Boże, aby się na Śniatyńskim skończyło. Posłano już kuryerem z tą nowina do Petersburga. W Krystynopolu piekło nie dzieje, dziwuję się imp. generałowéj (Brühlowéj?), że tak długo może tam dosiadywać. W téj chwili więcéj o téj historyi gadania niż o polityce; reszt nowin opowie ks. gwardyan (z Rzeszowa) etc...“





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.