Starzy i Młodzi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Starzy i Młodzi |
Pochodzenie | Górskie powietrze i inne opowieści |
Wydawca | M. Arct |
Data wyd. | 1907 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józefa Klemensiewiczowa |
Źródło | Skan na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Spytałem raz pewnego starca:
— Czego nauczyło cię życie?
Spojrzał na mnie wzrokiem, nawykłym do patrzenia w dal i odparł:
— Młody byłem i wiedziałem wszystko. I nie skąpiłem swojej wiedzy innym: dzieliłem się tym, com wiedział i czego nie wiedziałem i dziwiło mnie, że moje wielkie słowa nie zdobyły świata.
Żal mi było starych ludzi, którzy już nie mają na co czekać. Ale gdy mówili o życiu i chcieli mnie pouczyć, czym ono jest, śmiałem się. Mrugałem oczyma do swoich rówieśników, mówiąc: biedaki, ci starcy, co oni wiedzą o życiu, którego zapomnieli?
Dojrzewałem z czasem, przechodziłem dobrą szkołę.
A była to szkoła, o której istnieniu nie wie, kto jej sam nie przechodził.
Nauczycielem w niej był ogień pożądania, a nauką rozczarowanie. A szkoła trwa długo, bo złud jest dużo i coraz to nowych w miarę nowych pragnień. Nie dostanie ci się to, czegoś pragnął; albo otrzymasz ale właśnie nie to, czego chciałeś lub wreszcie uzyskasz, czegoś pożądał na to tylko, aby je utracić natychmiast. Prace twoje mało ci przyniosły pociechy. To, na czym najbardziej polegałeś, stało się twoim upadkiem i zgubą. Ci, od których spodziewałeś się pomocy, byli kamieniem na drodze twojej i siwym włosem na twojej głowie.
Do tej to szkoły chodziłem. I uczyłem się a uczyłem. A im więcej się uczyłem, tym mniej umiałem.
Dziwne cię ogarnia uczucie, gdy znajdziesz się po drugiej stronie widnokręgu: widzisz, że wszystko jest inne, tak zupełnie odmienne; wtedy powtarzasz raz wraz: życie jest kłamstwem.
I bardziej, coraz bardziej przerażony stajesz i wpatrujesz się w ten świat niebieski, wyglądający tak uczciwie — zdaje się wkońcu, że nic nie rozumiesz. I pytasz sam siebie: będęż jak głupiec chodził po tym świecie?
Ale to jeszcze nie wszystko. Nie skończyłeś nauki, jeżeli poprzez fałsz i kłamstwo nie dojrzałeś prawdy.
A do tego daleko.
Pewnego razu stanąłem bezradny i upadły na duchu i spojrzałem w przeszłość — wtedy to zapewne posiwiałem. Gdyż strach mnie zdjął i trzymał mnie długo. Poznałem i głośno przyznałem się do tego: — zaprawdę, teraz jesteś stary. A życie twoje skończyło się, przepadło marnie. Powiedz mi, mój poczciwcze, coś z nim uczynił?
Niema odpowiedzi.
Jąłem tedy uspokajać się, jak umiałem najlepiej — i pocieszyłem się, jak zwykle bywa.
A mężowi, który żył w błędzie, a potym wejrzał w siebie i ocknął się pełen lęku i męki, pociechą są słowa: będę świadectwem dla innych, dla młodszych mych braci, aby nie popadli w tę samą nędzę. Wtedy powie sobie: przynajmniej nie żyłem napróżno. Przeznaczeniem życia mego było, aby gorące moje pragnienia uczyniły mnie nauczycielem i kierownikiem innych.
I braciom swoim młodszym, tym, którzy jeszcze mieli swobodę i mogli pójść drogą, którą sami obiorą, dowodziłem:
— Bądźcie rozumni! Nie wierzcie życiu! Ono wydaje się tym, czym nie jest. Wszystko, za czym my szaleńcy ubiegamy się, to mrzonka, to głupstwo, to błędny ognik, który wabi nas na manowce, a gdy znalazszy się na nich, nie możemy znaleźć wyjścia — on zabłyśnie i zniknie nam z przed oczu.
Wtedy śmiali się młodzi. Mrugali do siebie oczyma i mówili: biedni ci starzy, co oni wiedzą o życiu, o którym zapomnieli!
To była także lekcja.
I mnie ona wystarczyła.
Młodzi nie mogą nauczyć się od starych, inaczej byliby sami starzy i nie posiadaliby odwagi życia. A tylko ten może coś zyskać, kto ma odwagę. Dlatego istnieje rozdział między starym a młodym i nie mogą się zrozumieć. Każdy z nich, stojąc po swojej stronie ulicy, przemawia swoim językiem. — Każdy musi sam poznać niebezpieczeństwa życia i jego niedolę.
— I nie ty, lecz ja — powiada ogień pożądania — jestem przeznaczony, aby stać się nauczycielem młodych. Ty bądź zadowolony, gdyś przyszedł do przekonania, że możesz być sam sobie nauczycielem.
Umilkłem.
Ogarnęło mnie wielkie zwątpienie, ale był i spokoj w tym zwątpieniu.
I przyszły mi nowe myśli, spokojniejsze, niż dawne — może to jest rzecz najważniejsza dojść do tego, aby sobie samemu być nauczycielem?
Zbudziła się we mnie wielka pobłażliwość i z uśmiechem patrzyłem na gorączkowe usiłowania młodych, aby świat zawojować.
Właściwie żal mi ich — tak daleko mają, a czeka ich tak dużo przejść!
Kiedy mówią mi o życiu i chcą mnie pouczyć, czym ono jest, śmieję się, mrugam okiem na swoich rówieśników i powiadam: biedni ci młodzi, co oni wiedzą o życiu, którego nie poznali!
I z głębi serca wyrażam życzenie: aby posiadali w sobie jak najwięcej tej młodości! bo tylko przez prawdziwą młodość wiedzie droga do mądrości.