Stasia/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stasia |
Pochodzenie | Światełko. Książka dla dzieci |
Wydawca | Spółka Nakładowa Warszawska |
Data wyd. | 1885 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Pewnego wieczoru w Dębiańskim dworze wszczął się gwar i zamęt niemały. Na gwałt wynoszono i pakowano rzeczy, zamykano kufry, naradzano się cichym głosem. Domownicy płakali, pani Różycka, choć bardzo słaba, dźwignęła się z łóżka; ubrano dzieci ciepło, jak na daleką drogę, i nie tłumacząc im powodów, kazano pożegnać się z nauczycielami i ze służbą. O jedenastej w nocy pani Różycka zamiast udać się na spoczynek, poszła ze Stefanem, Wandą i Stasią nad brzeg Wisły, gdzie wszyscy wsiedli do łódki, która natychmiast odbiła od brzegu. W drugiej łódce płynęła z rzeczami Justyna. Przeprawiono się na przeciwny brzeg, gdzie była austryacka granica, a stamtąd dwie obdarte żydowskie bryczki zawiozły ich na stacyę kolei. Pani Różycka bardzo płakała, a wszyscy mieli czarne suknie, widocznie nieszczęście dotknęło rodzinę. Stefan nie śmiał się zapytać matki, co to się stało, ale gdy już umieścili się w wagonie, gadatliwa Justyna nie mogła wytrzymać, żeby mu nie szepnąć, iż nigdy już nie zobaczy ani ojca, ani Dębian, że zaszły takie interesa, iż cały majątek stracony i będą odtąd mieszkać nie w białym dworze wśród ogrodu i wonnych łąk, ale przy ciemnej, brudnej ulicy, w paru małych pokoikach, w mieście.
Tym razem Justyna prawdę powiedziała. Po długiej podróży, zatrzymano się nareszcie w stolicy obcego kraju — i po kilku dniach przykrego pobytu w hotelu, najęto wreszcie maleńkie mieszkanie, w niczem nie przypominające wygodnej i dostatniej siedziby w Dębiańskim dworze. Wieczorem, zamiast kolacyi dano dzieciom herbaty z bułką, a gdy Stefan zauważył, że tu smutno i brzydko, że stół nie nakryty i jedzenia nie dosyć, pani Różycka rzekła, zalewając się łzami:
— Moje dzieci, oby nam odtąd starczyło choć na takie mieszkanie i pożywienie... jesteśmy bowiem bardzo ubodzy...
Nazajutrz pani Różycka nie wstała z łóżka, chora po tylu przykrych wzruszeniach. Wezwano doktora, z którym rozmawiała tylko Stasia, dzięki umiejętności języka francuskiego, gdyż pani Różycka zbyt osłabioną była, by mówić mogła, a Justyna umiała tylko po polsku.
Od tej chwili piętnastoletnia dziewczynka odważnie podjęła rząd i opiekę nad całą rodziną. Posadziwszy narzekającą pannę Justynę przy chorej i przetłumaczywszy jej polecenia doktora, sama przypasała fartuszek, wzięła się do uporządkowania pokoi, potem zbiegła na dół do sklepu, przyniosła w koszyczku zapasów na obiad i zabrała się ochoczo do gotowania.
Około południa, ocknęła się chora, przyszły do jej łóżka zapłakane z nudów dzieci, a wszyscy czuli potrzebę posiłku. Już pani Różycka troszczyć się poczęła i chciała wysłać pannę Justynę do restauracyi, czemu ta sprzeciwiała się, mówiąc, że ona nie pokojówka, żeby z garnkami po ulicy chodziła; gdy drzwi się otworzyły, i Stasia, z rumieńcem na twarzy, przyniosła chorej talerz wybornego rosołu oraz zaprosiła dzieci i pannę Justynę do drugiego pokoju, gdzie skromny ale pożywny obiadek, jej rękami przyrządzony, nakarmił wszystkich dosyta.