Stasia/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stasia |
Pochodzenie | Światełko. Książka dla dzieci |
Wydawca | Spółka Nakładowa Warszawska |
Data wyd. | 1885 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
W rok potem, Stasia, poznajomiona z rodziną doktora, miała lekcyj tyle, że zarabiała niemi na utrzymanie całej rodziny. Jej też staraniem, Stefan, należycie przygotowany, chodził do szkoły i mała Wandzia uczyła się razem z córeczkami doktora. Przyjęto służącą, gdyż Stasia nie miała teraz czasu na sprzątanie i gotowanie, lecz nie mniej czuwała ona nad wszystkiem. Ktokolwiek ja poznał, lubił ją i szanował, jej pracowitość, dobroć, zjednywały serce każdego.
Raz panna Justyna, coraz złośliwsza, przydybała Stefana wracającego ze szkoły i rzekła mu:
— No, cóż tam, nie żal paniczowi Dębian?
— Pewnie, że żal — odparł chłopiec — tam był ojciec i tam było tak ładnie...
— Tak, zupełnie było co innego. Tam żyliście jak państwo, nie tak jak tu, z jałmużny.
— Alboż my tu żyjemy z jałmużny? — spytał czerwieniąc się chłopak.
— Ano, gdyby nie ta poczciwa panna Stanisława, która, zapracowana od świtu do nocy, z litości was żywi, tobyście chyba z głodu poumierali!
— To już teraz nie my trzymamy Stasię z litości? — zawołał Stefan.
— Och, jaki to niewdzięcznik — wołała panna Justyna. Ta biedna Stasia wypłaciła się już wam z czubem za wszystkie łaski, i to wy, twoja mama, ty, Wandzia, żyjecie na jej chlebie ciężko zapracowanym.
— Dlaczego mi panna Justyna mówi „ty“ — spytał Stefan zdziwiony.
— Widzicie go, a to mi panicz, na cudzym koszcie! — rzekła śmiejąc się służąca.
Chłopiec był dumny, dotknęły go też strasznie słowa Justyny. Jak szalony pobiegł do matki i od progu już wołał:
— Mamo, powiedz mi, powiedz, proszę cię...
— Co takiego? — rzekła pani Różycka zdziwiona.
— Czy to prawda, że wszystkie pieniądze w domu, za które się kupuje chleb, mięso, trzewiki dla nas, wszystko potrzebne, czy to prawda, że to są pieniądze Stasi?
— Prawda, mój synku.
— I gdyby jej nie było?... albo gdyby ona nie chciała nam dać nic, to cóż-by się z nami stało?
— Nie wiem, mój drogi — możebyśmy już z nędzy zginęli... Ja słaba, wyście jeszcze dzieciaki... Poczciwa Stasia, to nasz anioł opiekuńczy!
Stefan usunął się w kąt pokoju, zacisnął oczy dłonią i począł płakać. Matka nie zauważyła tego, lecz gdy wkrótce zabrzmiał dzwonek, i Stasia, z nutami w ręku, widocznie lekcyą zmęczona, stanęła na progu, Stefan podbiegł do niej, ukląkł i zawołał wśród łkania:
— Przebacz mi, Stasiu! ja byłem bardzo niedobry dla ciebie; teraz wiem już, że to ty nam robisz łaskę, że utrzymujesz nas z litości, że...
— Cicho, Stefanku — rzekła, podnosząc go i całując, Stasia. Pewnie znów ci coś nagadała ta niepoczciwa Justyna.
— Ja się poprawię — szlochał Stefan.
— Jużeś się poprawił; w szkole bardzo z ciebie radzi.
— Nie o to, ale dla ciebie Stasiu...
— Słuchaj, Stefanku drogi, i pomyśl nad tem: życie ci wcześnie dało naukę, jak to pogardzać nikim nie trzeba. Lecz ja ci jeszcze coś powiem: przed laty twoi rodzice uratowali mię od śmierci, teraz ja pożyteczną jestem twej rodzinie; kiedyś, może ty mnie na starość dasz przytułek... Jest to wymiana ciągła wzajemnych usług, na której się życie opiera...
Pani Różycka, dowiedziawszy się o całej sprawie, rzekła do syna:
— Zapamiętaj sobie dwie zasady najważniejsze i postępuj zawsze według nich mój synku:
Kochaj bliźniego twego, jak siebie samego i —
Nie czyń drugiemu, co tobie nie miło.