Swaci
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Swaci |
Pochodzenie | cykl Sielanki ze zbioru Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów |
Wydawca | Nakładem Michała Dzikowskiego |
Data wyd. | 1857 |
Miejsce wyd. | Przemyśl |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
A wieszże co Stokłosie! że za krótką chwilę
Wrócą się do nas znowu miłe krotofile,
Gdy po letnich robotach i codziennych pracach
Wytchnąwszy użyjemy na smacznych kołacach,
Kiedy wszyscy dorocznie odprawiwszy żniwa
Pójdziemy po prażnikach do dobrego piwa.
Pójdziemy, lecz nie jutro; dopiero albowiem
Żyto kwitnąć poczyna.
O dalszych to mówiem
Czasiech, mówmyż o bliższych; po drugiej niedzieli
Będziemy u nadobnej Parasi weseli,
Powiedziem ją do ślubu, przyjdzie nam obchodzić
Swadźbę, do stołu służyć i w tańcu rej wodzić
Pieśni składać.
To prawda, zawczasu na chwile
Zdobądźmy się na rymy, zwłaszcza przy Danile
Kobeżniku podolskim, który dobrze wiersze
Rozumie; ty zaczynaj, twoje miejsce pierwsze.
Pięknie kwitnie czeremcha, pięknie kwitną trześnie,
Dlatego ich, co żywo, szarpa w pierwszej wieśnie.
Kwiat zwiędnie smakowity, nie dojdzie jagody;
Każdy pragnie kwiateczki rwać z młodej urody,
Co się wszystkim podoba, rzadko w cale bywa;
Smaku ten nie skosztuje, kto pierwszy kwiat zrywa.
Już drugi marzec mija, jako w sadzie moim
Szczepek pomarańczowy pociesza mię swoim
Podrostem, jam go szczepił, a po mojej głowie
Pożytek zbierać będą potomni wnukowie.
Kto czeka, doczeka się; a kto zaś się sili
Przed czasem, częstokroć go nadzieja omyli.
Na łące rozłożystej u krynicznej wody
Pasła się łani stara i jelonek młody;
Obaczył to myśliwiec, łanię wzdy opuścił,
Ale się za jelonkiem prędkim biegiem puścił —
Lecz mu go chybka młodość uniosła w las rączo;
Tak się trafia tym, którzy miłują gorąco.
Trzecia to zima idzie, kiedy moje sady
Zniszczyły częścią mrozy tęgie, częścią grady:
Wymarzły rajskie jabłka, japurty, jesionki,
Ranne marelle, tylko leśnice i płonki
Zostały; takci i świat opak wszystko robi:
Godnych ludzi omija, a niegodnych zdobi.
Piękny ogródek jeszcze piękniejszą urodził
Liliją, ani jej wiatr, ani deszcz zaszkodził,
Bujno rosła, jasnością śniegi zawstydzała —
Cóż potem? Rozyna ją swawolna urwała
Do wieńca; mało się co wieńcem nacieszyła,
Uwiądł, i tego piękność piękności zbawiła.
Indyan perły zbiera przy morzu głębokiem,
Arabczyk się bogaci balsamowym sokiem,
Tagus piasek złocisty na brzegi wybija,
Assyryjczyk jedwabną przędzę z lasów zwija —
Łakomstwo rzecz uroda — i te rzeczy tracą
Ludzie dla niej, a czasem i zdrowiem ją płacą.
Syn Wenery, różane uszczypując kwiatki,
Zakłół cierniem paluszek i szedłszy do matki
Rzekł: Ach, ach matko moja! przy twym ślicznym kwiecie
C::iernie mię uraniło. — Ona zaś: Me dziecię!
Wiesz, że przy róży ostre ciernie tuż się rodzi,
Dla róży zaś roskosznej i ranić się godzi.
Nadobna Melpomene w mirtowej krzewinie
Grała na lutni, przed nią Nimfy i boginie
Tańczyły; byłoby się tam przypatrzyć czemu,
Gdyby nie zabraniano oku śmiertelnemu
Widzieć; tylko udają, próżne jest staranie
O tem, czego, jako żyw, człowiek nie dostanie.
Gdy mrok wieczorny padał, jam owce z ugory
I koźlęta latosie zganiał do obory;
Z trefunku w dół pojźrawszy ujrzałem w dolinie
Kwiateczki zrywajace trzy wespół boginie —
Z niemi też Amarantę. Amaranto moja!
Jeśli upodobanie, jeśli wola twoja,
Pójdź do mnie, jać pokażę, kędy konwalija,
Kędy rumiana kwitnie i biała lilija —
Abo nie chodź, bo jeśli tak palisz z daleka,
Jakoż z bliska nie będziesz podżegać człowieka!
Zajźrę wam o Najady! że każdy kwiat polny
Zrywać na wieńce zawsze macie przystęp wolny.
Tylko ty mój narcysie, kwiateczku kochany!
Żadną ręką śmiertelną nie będziesz urwany,
Ty stoisz w czystem polu nad strumieniem bliskim,
Któryć nogi polewa swym potokiem śliskim;
Poranek czystą rosą kropi twoje wargi,
Słowik, nie zapomniawszy starodawnej skargi,
Kwiląc pieśni całą noc ptastwo drobne głuszy,
Którą twe melodyą uwesela uszy.
Dosyć na młodość waszę, będą wam młodzi
Powinni za te pieśni, także nowożeńcy —
Jeszcze ja jednę przydam; chociem starszy laty,
Przecie się nie powstydzę wyskoczyć przed swaty.
Jak tylko Amaranta poszła z tej dziedziny,
Płaczą po niej i góry i niskie doliny,
Płaczą z pastuszętami rzewliwe sielanki,
Tyrimon zawiesiwszy na dębie multanki
Z płaczem rzekł: Bóg was żegnaj mieszkańcowie leśni!
Jednej bez Amaranty nie zagram wam pieśni.
W tąż Najady, w przezornym wychowane Niestrze,
Wzdychają po niej jako po rodzonej siestrze;
Dla niej i ogródeczek, który ręką własną
Sadziła, odmienił się: już w nim różne gasną,
Już gwoździki blednieją, już lilije śliczne
Potruchlawszy łzy po niej toczą z siebie mleczne;
Rozmaryn upieszczony, król wonnego ziela,
Gałązeczki opuścił lubego wesela —
Zgoła najmniejszy kwiatek po niej teskniąc mdleje,
Już też od Akwilonu wiatr ostrzejszy wieje.
Przyjdź do nas Amaranto! znowu wiosna wstanie,
Znowu słowiczek przez noc śpiewać nie przestanie.
Wrócą się z tobą do nas ulubione czasy,
Pola w kwiatki, w młody list odzieją się lasy.
Daniłku! nie owcami twój padwanek pachnie,
Podoba się i owej, mniemam, pannie Kachnie,
Co stępa jako pawa, a natrzmiwszy rogi
Ogon za sobą włóczy. Nasz taniec ubogi;
Przedtem plęsy wyprawiał z Podolską Połonką,
Teraz skoczy Wekiery z Pasią nowożonką.