Szkicownik poetycki/78
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Szkicownik poetycki |
Wydawca | J. Mortkowicz |
Data wyd. | 1939 |
Druk | Drukarnia Naukowa T-wa Wydawniczego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Przechadzając się po miłej helskiej zatoce, kilometrami w głąb płytkiego morza, które sięga mi po kolana w najgłębszych miejscach, bezpiecznie jak we śnie, wpatruję się w wodne sprawy i obyczaje.
Na dnie, pod seledynową wodą, komórkowa siatka, dziana w nieskończoność; układ piasku głaskanego falą.
Strzelistemi rzutami mkną w prawo i w lewo szare płotki o ciemnym cieniu. Jest i wiele meduz, które zdradza przedewszystkiem okrągła umbra koloru sepji, leniwie sunąca na piasku, podczas gdy mgliste zarysy mdławej upiorzycy wód słonych falują na powierzchni.
Jedna z nich zwraca moją uwagę żywością ruchów.
Przewraca się raz po raz, wyraźnie igra, rozweselona.
Kurczy dzwon swój przejrzysty, wygina macki skomponowane w kształt swastyki.
Motyw zdobniczy, kwiatowy, którym są zdaje się poprostu jej wnętrzności, różowym czteroliściem kołysze się na wodzie z wyraźną radością życia.
Twór czuje się może tak jak każdy z nas, gdy mu się zdarzy, że zacisnąwszy oczy drzemie jeszcze, ale już odczuwa pogodę przez powieki; gdy przeciąga się i nie patrząc jeszcze na świat, już go aprobuje całem sercem, w doskonałem porannem samopoczuciu.
To podobieństwo, to zadowolenie zrozumiałe dla każdego, wyrażone skurczami tej bladej galarety, jest sprawą, którą tylko dlatego tak łatwo przyjmuję, że uprościła mnie już ta woda, złocista i naiwna.
Samotność i bezmyślność, obie błogosławione, złagodziły mi duszę.
W kole magji naturalnej stojąc, ja, magiczny zarys ludzki — nie dziwię się już niczemu.
— Jeszcze tylko to szare, małostkowe pytanie: „poco to wszystko?” niech opadnie ze mnie jak kartka dnia wczorajszego, zerwana z kalendarza mojego życia.
Może ten prostolinijny, morski powiew zerwie te słówka i uniesie, daleko ode mnie.