Sztuka (Lemański 1906)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sztuka |
Pochodzenie | Nowenna |
Wydawca | Książnica Polska |
Data wyd. | 1906 |
Druk | Piotr Laskauer i Sp. |
Miejsce wyd. | Warszawa — Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
XLVI.
W sztuce znaczy wzór ogromnie.
Lecz być wzorem, jest nieskromnie,
I to nie przemawia do mnie.
Poco mam w bawełnę chować:
Jest wygodniej naśladować.
Zapamiętaj sobie to wać!
Tworzyć w sztukach jest mozolnie.
Praca!.. Czasem bieda kolnie.
Dużo lżej — kopjować zdolnie!
Mistrzów śladem, bez kłopotu
Daj wędrować pióru, dłótu
A myślami — gódź ku złotu!
Toć strój i na manekinie
Wabi damy ku witrynie
I zajmuje mód opinię.
Pozór oko widza pieści,
I nie bada widz niewieści,
Co się pod pozorem mieści.
XLVII.
Z monety żyć sobie worem
I piękna być protektorem,
Byłoby szczęściem (i sporem).
W cichem ustroniu niektórem
Dziewczęcą badać naturę...
Któż odda taki raj piórem?
Byłaby u mnie alkowa,
Pachnąca, miękka, puchowa,
Gdzie ars amandi się chowa.
Piękno! Śpiew, z winnych czar wtórem!
To raj w istnieniu ponurem.
Wiwat! — Kielichów szkło w górę!
Różana, śniada, blond, płowa...
Nad hymny wszelkie, nad słowa —
Cudna jest żeńska połowa!
Żądz Pani! Tyran‑królowa!
Darmo bunt przeciw niej knowa,
Ascez usilność jałowa!
XLVIII.
Ganić żeńskości rozkosze?
Knuć przeciwko nim rokosze? —
Nie mam zamiaru ni w trosze.
Ani mi w głowie to świta.
Dla mnie świat — model‑kobiéta,
Realność aktu i kwita.
Niechaj na wszystkie utopje
Mózg topią tam — w Europie.
Ja wolę model i kopje.
A więc, pójdź tu, mój modelu!
Siądź nieruchomy w fotelu,
Mam twoje ciało na celu!
Hm... Całkiem miła kukiełka
Z Nadwiślańskiego piekiełka.
Bierzmy się z werwą do dziełka!
Zużywam żywą naturę;
Fotografuję z niej skórę
W moją kamerę obskurę.
XLIX.
Sztukę pchać na nowe tory
Jest oznaką niepokory.
Ty do tego nie bądź skory.
Powolutku, skromniuteńko,
Klep, klep umiarkowanieńko
Pacierz za panią mateńką.
Znajdź wzór i kopjuj po trochu.
Nie burz nic, nie znajduj prochu:
Za to można siedzieć w lochu.
Wzorek zawsze ktoś ci poda.
Kopjuj zeń, jak każe moda.
Na tworzenie życia szkoda.
Mówię ci, bierz przykład ze mnie:
Kup fotograficzną ciemnię,
Pstrzykaj łatwo i przyjemnie.
Fotografuj gładkie maski,
Zyskasz sobie u dam łaski,
I wpadnie ci grosz do kaski.
L.
Zwabiam dziewczyny w pracownię,
Robię z ich ciałek widownię,
I rozpłomieniam, jak głownie.
Stworzyć chcę na wzór coś Ropsa,
Lecz mię dyabolik żądz kopsa
I twórczość niknie gdzieś do psa.
Układam grupy z dziewczynek;
Parzę się ogniem ich minek,
I spełza twórczy uczynek.
Zmieniam, kopjuję modele,
Lecz niema prawdy w mem dziele.
Snać, „żyję prawdą“ za wiele.
Możeby pośnić? Tak, żywo
Śnijmy! O śnie, tkaj przędziwo!
Hm... Spać samemu tak ckliwo.
E... niech tam Ropsy, Böckliny
Snów wymarzają krainy:
Ja wolę sen u... dziewczyny!
LI.
Panna zrodzona w Opocznie,
Gdy jej się nudzić tam pocznie,
Zjeżdża w gród wielotłomocznie.
Chce poznać mody dziewica,
Lecz głównie, tak jak ćmie świéca,
Sztuką jej świeci stolica.
(Nie będę tutaj dodawał,
Że ją warszawski karnawał
Nęci i uciech w nim nawał.)
Przyjazd. Pensyonat. (Wikt rocznie
Tyle a tyle)... Niezwłocznie
Poznała sztuki wyrocznię:
Jak świéca. Świécę udawał,
Palił się, lekcye sztuk dawał...
Rozwidnił życia jej kawał.
Spłonęła ćma‑omacznica.
(Byłaby żoną dziedzica,
Gdyby nie do „sztuk“ tęsknica.).
LII.
Debiut modelki. Póz próbka.
Nieśmiała trochę osóbka
Na podium tli się, jak hubka.
Zbir ojciec, macierz — przekupka;
Skusiła groszy ją kupka, —
Sprzedaje czystość kadłubka.
Malarz Świeżutką podnietę
Owija w tiul i sajetę,
Bawi się żyłek fioletem.
Drażni go wzrok jej Cherubka;
Dziwi maleńka jej stópka...
Wiem zadrżał od stóp do czubka.
Szczęście! Na blizką tak metę!
Ma‑li opuszczać tę fetę?
Nie — to jest życia sekretem!
Więc pędzel na bok, paletę...
— Pójdź! W zapomnienia pójdź Letę!
(Tu się zapuszcza roletę.)
LIII.
By lepiej szły interesa,
Praktyczna pani Teresa
Stołuje pana prezesa.
Prezesa gruba jest kiesa,
I prezes w ciele ma biesa
(Bo w starej kiesie bies wskrzesa).
Obiad: pięć dań z leguminą.
Dwie córki — chlubą maminą.
Prezes uśmiecha się ino.
Gdy przyjdzie z biura (sedesa),
Od prac swych (nie Herkulesa), —
Mówi o sztuce im... (C‘est ça).
Deserek... coś... maraschino...
Zmrok poobiednią godziną...
Pokazał sztukę dziewczynom.
Ta skrzypce ma, ta pianino.
Duety, sola łez płyną...
Biedna ty, sztuki dziedzino!
LIV.
Dziś do sztuki panna płonie.
Więc dla pana jest niepłonnie
Na tym sztucznym grać bardonie.
Mówiąc: geniusz ma panienka,
Pan podbijasz jej bębenka,
A potem? — stara piosenka.
Chwalisz pióro jej lub pędzel;
Puszczasz „bliki“ z pod rzęs frędzel,
Aż popuści sercu tręzel.
Miłość, jak przyroda każe,
W coraz gorętsze pejzaże
Odmalowuje wam twarze.
Wystawowy akt („Zachęta“);
„Martwa natura“ zaczęta...
Potem spłakane oczęta.
Raz, drugi, osuszasz z łez je;
Potem masz gdzieś pilną sesyę;
Potem urządzasz... „secesyę.“
LV.
Co tam sztuki arcydzieło,
Aby, aby się zepchnęło.
Sztuka życia — to mi dzieło!
Słuchaj żądz‑ukazów‑batut!
Zatwierdzony szanuj statut!
To jest ważny w życiu atut!
Czyż powstaje z drzewa zwierzę?
Czyż z zwierzęcia człek się bierze?
A z człowieka Duch?.. Nie wierzę.
Formy wolą nielitosną,
Wedle ukazów, niech rosną:
Dębem — dąb, a sosna — sosną.
Żyj więc! Rozkrzew się, jak drzewo!
Utkwij korzeń w ziemi trzewo!
Puść popędy w prawo, w lewo!
Wyssij z gruntu pożywienie
I kładź naokoło cienie:
To jest życia rozumienie!