<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Ta trzecia
Pochodzenie Pisma Henryka Sienkiewicza tom XIX
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1905
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IX.

Przed trzema tygodniami mało kto o mnie wiedział, a teraz zaczynam odbierać dziesiątki listów, po większej części miłosnych. Na pięć, cztery o zakład poczynają się od słów: „Może, przeczytawszy ten list, pogardzisz kobietą, która etc.“ — Nie pogardzę kobietą, pod warunkiem, że kobieta odczepi się od duszy mojej.
Żeby nie Kazia, możebym, prawdę powiedziawszy, nie wzruszał tak ramionami nad tym potokiem uczuć.
To mnie głównie oburza, jak się może taka „nieznajoma“ spodziewać, że mężczyzna, który jej naprzód nie widział, odpowie na niewidzianego jej wezwaniu. Uchyl naprzód zasłony o piękna nieznana! a gdy cię zobaczę, wówczas dopiero ci powiem... Oj! nic nie powiem, bo Kazia!...
Odebrałem też anonim od jakiejś siwowłosej przyjaciółki, w którym ja jestem nazwany mistrzem, a Kazia gąską.
„Mistrzu, czy to żona dla ciebie? (pyta moja siwowłosa przyjaciółka). Czy to wybór godny tego, na którego oczy całego kraju są zwrócone? Jesteś ofiarą intrygi, etc.“.
Dziwne przypuszczenie, a dziwniejsze jeszcze wymaganie, żebym ja się miał żenić nie dla dogodzenia sercu, ale dla oczarowania opinii.
I ta biedna Kazia już im zawadza!
Są zapewne większe zbrodnie od anonimowych listów, ale niema większego... jakby tu ładnie powiedzieć?... Mniejsza o to!
Termin mego ślubu z Kazią jeszcze nieoznaczony, ale to niezadługo nastąpi.
Tymczasem każę się Kazikowi ślicznie ubrać i zaprowadzę ją na wystawę.
Niech nas widzą razem...
Nadeszły też z Paryża i dwa truposze Świateckiego.
Obraz zatytułowany jest: „Ostatnie spotkanie“, a przedstawia chłopca i dziewczynę leżących na prosekcyjnym stole. Na pierwszy rzut oka pomysł tłómaczy się doskonale. Widać, że tych dwoje zmarłych kochało się za życia, że ich rozłączyła nędza, a złączyła śmierć.
Studenci, pochyleni nad trupami wyszli w obrazie trochę twardo, w perspektywie prosektoryum są wady, ale „truposze“ malowane pysznie. Takie trupy, że aż lodem od nich wieje. W „Salonie“ obraz nie dostał nawet odznaczenia, może dlatego, że jest okropnie przykry, ale krytyka go chwaliła.
Między naszą „malaryą“ jest bez wątpienia dużo talentów. Oto obok truposzów Świateckiego wystawił Franek Cepkowski: „Śmierć Koreckiego“. Ogromna siła i ogromny indywidualizm!
Światecki nazywa Franka idyotą, raz dlatego, że Cepkowski nosi grzywkę i brodę w klin, po wtóre, że ubiera się wedle ostatniej mody, a potrzecie, że jest okropnie dobrze wychowany, ceremonialny i wspomina dość często o swoich wysoce urodzonych krewnych.
Ale Światecki się myli...
Talent — jestto taki ptak, który się gnieździ gdzie mu się podoba, raz w dzikiej puszczy, drugi raz w strzyżonym ogrodzie.
Widziałem w Monachium i Paryżu takich malarzy, co wyglądali na parobków od piwowara, albo odwrotnie: na fryzyerów, na gagacików; trzech groszyby człowiek za nich nie dał, a tymczasem miała bestya jedna i druga w duszy jakąś egzaltacyą, jakieś niezwykłe poczucie kształtów, kolorów i moc wyrzucania z siebie tego poczucia na płótno. Ostrzyński, który ma utarte wyrażenia na wszystko, napisałby, mówiąc o tem, w swoim „Latawcu“: „spiritus flat ubi vult!
Według zdania Świateckiego, malarstwo historyczne jest „obskurną barbaryą“. Nie maluję rzeczy historycznych i osobiście wszystko mi to jedno, ale słyszę ten pogląd niby postępowy na wszystkie strony. Zrobiono już z niego piłę i poczyna mnie to nudzić!
Nasi polaczkowie malarze mają jedną wadę. Oto żenią się zaraz z jakiemiś doktrynami o sztuce, a następnie żyją pod ich pantoflem, patrzą na wszystko ich oczyma, naciągają do nich sztukę i lepiej apostołują, niż malują. Odwrotnie do tego, com powiedział wyżej, znałem znów takich malarzy, którym się aż wargi wystrzępiały od gadania, co jest sztuka i jaką powinna być, a jak przyszło wziąć się do pendzla, to nie mogli nic...
Nieraz myślałem, że teoryą sztuki powinni tworzyć filozofowie — i jeśli stworzą głupią — niech za to odpowiadają, a malarze powinni malować, co któremu serce dyktuje — i umieć malować, bo to grunt...
Podług mnie, najmizerniejszy talent wart jest więcej niż najwspanialsza doktryna, a najwspanialsza doktryna nie warta jest swobodzie bótów czyścić.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.