Tajemnice Paryża/Tom I/Rozdział X

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Tajemnice Paryża
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.
FOLWARK.

Przez jakiś czas Gualeza nie śmiała przerywać milczenia.
— O czemże myślisz? Zasmuciło cię spotkanie z Szurynerem? — rzekł Rudolf z uśmiechem.
— Nie wiem... nie znam go prawie.
— Precz ze smutkiem, moje dziecię! mieliśmy wesoło ten dzień przepędzić.
— O! jam tak szczęśliwa! Już dawno nie wyjeżdżałam z Paryża! Co za piękne słońce!... Liście jeszcze na drzewach w listopadzie... to szczególne... w Paryżu tak prędko opadają... A tam gołębie... siadają na młynie...
W miarę jak miłe sielskie obrazy rozwijały się przed dziewczyną, twarz jej się rozjaśniała. — Gdybym była mężczyzną, chciałabym być rolnikiem... Na cichej równinie iść za pługiem... patrzeć na dalekie lasy... zaśpiewać jaką smutną piosenkę, naprzykład o Genowefie Brabanckiej.
— Zaśpiewasz mi ją na folwarku.
— Czy dostaniemy tam mleka?
— Co?!... najlepszej śmietanki i świeżych jaj.
— Obejrzymy krowy w oborze... Nieprawdaż?
— Pójdziemy wszędzie.
— Ach, panie Rudolfie, nie mogę sobie jeszcze wierzyć. Co za dzień! — zawołała dziewczyna z radością.Potem, przypomniawszy sobie, że będzie musiała wrócić do brudnej izby, zalała się rzewnemi łzami.
— Co ci jest? czego płaczesz?
— Nic, nic. — Otarła łzy i dodała: — Nie zważaj pan na mój smutek...
— Założyłbym się, że myślałaś o twoich różach?
Powóz zbliżał się do Saint-Denis.
— Co za piękna dzwonnica!
— To dzwonnica pięknego kościoła Świętego Djonizego. Może chcesz go zobaczyć? każę stanąć.
— Od czasu, jak jestem u teraźniejszej mojej gospodyni, nie śmiałam wejść do kościoła.
— Bóg jest litościwy! Dlaczego boisz się modlić?
— O! nie... dosyć już obrażam Pana Boga.
Po chwili milczenia Rudolf zapytał Gualezę:
— Czy kochałaś już kiedy?
— Nigdy! Żeby kochać, trzeba być uczciwą... Ale nie, nie mówmy o tem.
— Dobrze, mówmy o czem innem... Czy ci jaką przykrość zrobiłem?
— Pan jesteś tak dobry dla mnie, że mi się chce płakać... Wziąłeś mnie na wieś, dla mojej przyjemności... Nie rychło zapomnę tak wielkie szczęście.
— Szczęście rzadko się zdarza! Ja, jeżeli nie jestem szczęśliwy, przynajmniej często marzę o szczęściu. Chciałbym być bardzo bogaty; mieć powozy... żyć w wielkim świecie, codzień chodzić do teatru. A ty?
— Ja nie żądam tak wiele. Bylebym miała czem zapłacić mojej gospodyni... trochę pieniędzy, schludny pokoik.
— I dużo kwiatów w oknie?
— O, koniecznie!...
— Lecz kiedy żądać, to można sobie coś więcej pozwolić... pięknych sukien?...
— Niekoniecznie.. Chcę tylko być wolną, mieszkać ma wsi, a nadewszystko.. umierać nie w szpitalu... To okropna myśl!... My biedni ludzie... Moja znajoma umarła w szpitalu... a ciało jej... oddano chirurgom!... — szepnęła ze strachem Gualeza.
— Ach! to okropne!...
— Daruj pan... Wieziesz mnie na wieś dla mojej przyjemności, a ja ciągle mówię o rzeczach tak smutnych, mój Boże, mimo mej woli. Nigdy nie byłam tak szczęśliwą jak dzisiaj, a jednak ciągle mam łzy w oczach... Ale się pewno za to gniewasz? Chcę być wesołą...
— Nie zmuszaj się dla mnie, bądź wesołą, bądź smutną, jak ci się podoba...
— I pan czasem jesteś smutny?
— Bezwątpienia! moja przyszłość także niepewna... Nie mam ojca ani matki... Co w dzień zarobię, to wydaję.
— Źle pan robisz, bardzo źle, — rzekła Gualeza z powagą — trzeba coś oszczędzać... Najczęściej nędza do złego przywodzi.
— Prawda, prawda!
— Trzeba zawsze pracować. Alboż to twoja praca tak ciężka, panie Rudolfie?... to rozrywka... malować wachlarze... Z trzech franków można bardzo porządnie żyć; oszczędzić więc dwa franki na dzień, sześćdziesiąt franków przez miesiąc... toć to ogromna suma!
— Lecz tak miło włóczyć się, nic nie robić!
— Fe! pan mówisz, jak dziecko!
— Dobrze, poprawię się, moja ty nauczycielko... dajesz mi dobre rady...
— Doprawdy? — zawołała dziewczyna, klaszcząc w ręce z radości. — Ale to nie wszystko... powiedziałabym panu... lecz nie śmiem.
— Nie bój się, wszystko możesz powiedzieć.
— Otóż... jak możesz chodzić do tak brudnych szynkowni?
— Gdybym tam nie wszedł, nie byłbym dziś wyjechał z tobą za miasto. Jakkolwiek bądź, dobrze na tem wyszedłem, boś mi tak pożyteczne dała rady!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.