Tajemnice Paryża/Tom I/Rozdział XLVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnice Paryża |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Mystères de Paris |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Ludwika, córka Morela, była dziewczyną uderzająco poważnej piękności; wysmukła i gibka, miała rysy regularne i szlachetne, jak Juno starożytna, a kibić wdzięczną i wyniosły wzrost Diany. Jeden tylko Rudolf zauważył, że Ludwika, pomimo oswobodzenia ojca, była ciągle nadzwyczaj blada i nieprzytomna. Aby zupełnie uspokoić Morelów co do — Wczoraj rano młoda pani do was zaszła?
przyszłości, a zarazem wytłumaczyć hojność, mogącą nadwyrężyć jego incognito, Rudolf wyprowadził szlifierza do sieni i powiedział mu:
— Tak, panie, i zdawała się przejęta litością nad naszym stanem.
— Po Bogu, jej winniście wdzięczność, nie mnie.
— Czy być może, panie? ta pani...
— Ona was ocaliła. Często nosiłem do niej towary, onegdaj, kiedym tu najmował pokój na czwartem piętrze, dowiedziałem się od odźwiernej o waszej ciężkiej sytuacji.
— Cnotliwa, dobra pani! słusznie powiedziałem.
— Powiedziałeś Magdalenie: Gdyby bogaci wiedzieli! nieprawda? Od dziś rana, od godziny szóstej byłem ukryty w komórce, stykającej się z waszem poddaszem. I wszystko słyszałem, poczciwy i godny człowieku.
— Mój Boże! ale skąd panu na myśl przyszło tam pójść?
— Chciałem wszystko widzieć, wszystko słyszeć bez twojej wiedzy. Odźwierny wspomniał mi o tej komórce, mówiąc, że mogę tam składać drwa. Dziś rano więc wszedłem, zostałem godzinę i przekonałem się, że jesteś człowiekiem najuczciwszym, znoszącym nieszczęście z mężną rezygnacją. Już miałem wyjść z komórki, żeby cię uwolnić od komorników, gdym usłyszał głos twojej córki. Chciałem jej zostawić przyjemność przyniesienia ci pomocy. Na nieszczęście, ogrom kosztów prawnych pozbawił Ludwikę tej słodkiej usługi; wtedy wyszedłem z ukrycia.
— Czy być może! Lecz przynajmniej, panie, niechaj wiem, jak się nazywa? jak się nazywa ten anioł dobroci?
— Powiem ci nazwisko tej pani pod jednym warunkiem, żebyś go nikomu nie powtórzył.
— Klnę się na wszystko, że nie powtórzę.
— Ta pani nazywa się markiza d’Harville.
— Nigdy nie zapomnę jej nazwiska. Ona to ocaliła moją żonę, moje dzieci! Nie wszystkie jednak. Biedna Adela! Już nigdy jej nie zobaczymy. — I Morel otarł łzy.
— Mam duży jasny pokój. — rzekł znowu Rudołf, — przeniesiecie się tam z całą rodziną, póki ciało Adeli stać będzie w waszej izbie. Poprosimy księdza. Wszystko to poruczę pani Pipelet.
— Ale na co zabierać panu pokój? Teraz, kiedy nie boję się już więzienia, poddasze moje wyda mi się pałacem, zwłaszcza kiedy Ludwika z nami zostanie.
Morel zamyślił się.
— O! jeżeli Jakób Ferrand... jeżeli Ludwika!...
— Bądź spokojny, — odpowiedział mu Rudolf, — gdyby twoja córka była uległa jego chęciom, nie kazałby cię brać do więzienia. Zresztą wiem dobrze, że to zły człowiek. Miej nadzieję, że będziesz pomszczony.
W tej chwili Rigolatta pokazała się we drzwiach izby Morela.
— Moja sąsiadko, — rzekł jej Rudolf — wszak prawda, że Morel dobrze zrobi, jeżeli się wprowadzi do mego pokoju, nim mu jego nieznana dobrodziejka nie upatrzy przyzwoitego mieszkania?
— Jakto!... pan byłbyś tyle dobry?
— Tak jest, ustąpię mu mieszkania, ale pod warunkiem, który zależy od mojej sąsiadki.
— Gotowam na wszystko.
— Muszę zaraz ukończyć rachunki dla mego pana. Dozwól mi zająć się tą pracą w twoim pokoju, nie będę ci wcale przeszkadzał. Jeżeli panna zezwolisz, Morel tymczasem przy pomocy państwa Pipelet może się przenieść do mego mieszkania.
— Dałeś pan dobry przykład i ja także winnam sąsiadom pomagać. Stół mój jest na pańskie usługi.
— Sąsiadko, proszę, nazywaj mnie poprostu sąsiadem.
— Bardzo dobrze, bo też w istocie pan jesteś moim sąsiadem.
Wtem jeden z chłopczyków zawołał Morela do żony. Szlifierz prędko wbiegł do izby.
— Teraz, moja sąsiadko, chcę jeszcze prosić o jednę rzecz. Musisz być dobrą gospodynią! czy nie możnaby zaraz kupić wszystkiego, czego będzie potrzebował Morel z rodziną?
— Można — odpowiedziała Rigoletta po chwili namysłu, — ale na to trzeba dużo pieniędzy. Pięćset alba sześćset franków.
— Tylko tyle? Ale pewno dużo czasu trzeba, aby zrobić zakupy?
— Wcale nie; Temple stąd tylko o dwa kroki; tam wszystkiego można dostać.
— Co to jest Temple?
— Nie wiesz, co to jest Temlie, sąsiedzie? A przecież tam ludzie niebogaci kupują wszystko, najlepsze rzeczy prawie za bezcen! Nigdzie nic lepszego nie znajdzie. O! co za szczęście! Będzie mi się zdawać, że za moje własne pieniądze kupuję wszystko dla biednego Morela. Poczekaj chwilkę, sąsiedzie, tylko włożę szal i czepek, i pójdziemy.
— A ja tymczasem wezmę się do swoich rachunków.
— Dobrze. Zobaczysz przytem mój pokoik, — rzekła z dumą Rigoletta — już sprzątnięty. — Lekko, jak ptaszek zbiegła po schodach, a Rudolf wszedł do swego mieszkania.
Przypominamy tutaj czytelnikowi, że tylko Rigoletta wiedziała, gdzie mieszka Franciszek Germain, syn pani George, a Rudolf koniecznie chciał wydobyć z niej tę tajemnicę.
Odbyciem wspólnej przechadzki do Temple, Rudolf zamierzał obudzić w niej większe zaufanie i lepiej się z nią zaznajomić. Przytem chciał się rozerwać, bo śmierć Adeli zasmuciła go, gdyż wspomniał, że i jego córka w tymże wieku miała umrzeć. W samej rzeczy Gualeza była w wieku Adeli, kiedy ją gospodyni Jakóba Ferrand oddała Puhaczce na wychowanie.