Targowisko próżności/Tom I/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Targowisko próżności |
Tom | I |
Rozdział | Familijne portrety |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1914 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek Jagielloński |
Tłumacz | Brunon Dobrowolski |
Tytuł orygin. | Vanity Fair: A Novel without a Hero |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Sir Pitt Crawley był jednem z tych filozofów, którzy nie odrywają się nigdy od ziemi. Pierwsze jego ożenienie z córką szlachetnego lorda Binkie było wyłącznie dziełem jego rodziców. Sir Pitt nigdy nie przebierał w wyrazach, wyrzucając małżonce dumę i cierpki charakter, i nie przestawał jej powtarzać że jak mu Bóg pozwoli ją pogrzebać, to już szukać będzie żony po za obrębem tej kasty, do której przyszła nieboszczka należała. Jakoż dotrzymał słowa i owdowiawszy ożenił się z Różą Dawson, córką kupca, hurtownika z Mudbury. Róża była uszczęśliwiona że mogła się nazywać milady Crawley!
Ale filozofowie twierdzą nie bez słuszności że człowiekowi nie dano jest używać bezwzględnego szczęścia. Żeby zostać lady Crawley, Róża Dawson musiała zerwać ułożony już związek z Piotrem Butt, dobrym chłopcem i jednym z najstalszych konkurentów, który zatrudniał się potem przemycaniem towarów, łowieniem cudzej zwierzyny i innemi podejrzanemi rzemiosłami. Nowe przytem położenie Róży Dawson poróżniło ją z najlepszemi dawnemi przyjaciółkami, których milady Crawley nie mogła przyjmować w Crawley-la-Reine. W towarzystwie, do którego zajęte przez nią stanowisko dawało jej prawo należeć, nie chciano jej zupełnie
przyjmować. I mogłoż być inaczej? Sir Huddleston miał trzy córki a każda z nich żywiła nadzieję zostania lady Crawley. Cała rodzina pana Griles Wapshot była przejęta najżywszem oburzeniem że zaszczyt ten nie spotkał jednej z panien Wapshot; a wszyscy baroneci w całem hrabstwie nie mogli patrzeć bez zgrozy na tak krzyczący mezaljans człowieka, który pochodzeniem do ich kasty należał.
Sir Pitt miał zwyczaj mawiać że nie więcej dba o nich jak o złamanego ljarda. Bo i cóż to w samej rzeczy, mogło go obchodzić? Nigdy mu nic nie brakowało, mógł co wieczora wychylić do dna swój kubek srebrny, bił od czasu do czasu swoją nadobną Rózię, i zostawiał ją Hampshire wyjeżdżając na obrady parlamentu do Londynu, gdzie nie miał wprawdzie ani przyjaciół ani dobrych znajomych ale też zanimi nie tęsknił. Mistress Bute Crawley, żona pastora, nie chciała nigdy oddać wizyty swojej bratowej, nie mogła ubliżać sobie jak zwykle mawiała — i zniżyć się aż do córki kupca.
Widzieliśmy już że płeć atłasowa i wystające różowe jagody były jedynemi wdziękami, jakiemi natura obdarzała połowicę baroneta. Że zaś brakowało jej nie tylko ognistych namiętności lub niezłomnej energji, ale nawet charakteru i woli, łatwo więc się domyśleć że lady Crawley nie wywierała żadnego wpływu na męża. Żywe rumieńce zniknęły, świeżość młodociana zwiędła i lady Crawley została w domu baroneta sprzętem niepotrzebnym, nie więcej użytecznym jak stary klawikord pierwszej jego małżonki.
Ta spokojna niewiasta nosiła, jak wszystkie blondynki, jasne suknie; najwięcej jednak lubiła bladobłękitny albo brudno zielony kolor morskiej fali. Zajmowała się szydełkową robotą z taką wytrwałością, że po kilku latach wszystkie łóżka w Crawley la Reine były pokryte włóczkowemi kapami.
Lady Crawley miała nie wielki klomb w ogrodzie, który ją trochę, jak się zdawało, zajmował; zresztą nie czuła w sobie ani wstrętu, ani najmniejszej do niczego predylekcji. Ze zwykłą apatją słuchała kiedy ją mąż łajał, krzyczała kiedy ją bił.
O! bazarze próżnych mamideł! Bez ciebie może byłaby to najlepsza i najprzyjemniejsza istota w życiu rodzinnem. Peter Butt i Róża żyliby szczęśliwie w schludnej chatce, otoczeni gromadką ładnych dzieci, dzieląc wspólnie troski i uciechy, nadzieje i zawody. Cóż, kiedy tytuł lub czworokonny powóz jest bawidełkiem pożądanym więcej aniżeli szczęście!
Łatwo zrozumieć że apatyczny temperament i obojętność matki nie pociągała ku niej młodych dziewczynek i nie obudzała zbytecznej w nich czułości. Z największem upodobaniem przesiadywały one w kredensie, w kuchni lub w stajni. W takich więc warunkach wychowywały się te dzieci przed przyjazdem Rebeki.
O nauczycielce nie byłoby dotąd i mowy, gdyby nie przeważające zdanie pana Crawley (syna) jedynego przyjaciela i opiekuna lady Crawley. Potomek po kądzieli szlachetnej rodziny Binkie, był wzorem konwencjonalnej grzeczności. Skończywszy nauki, młody Crawley postanowił ująć w karby zwyczaje domowe i zaprowadzić przyzwoity ład, wielce nie miły ojcu, który się trochę syna obawiał. Był on tak surowym stróżem form, że wolałby niewątpliwie umrzeć z głodu, aniżeli usiąść do objadu bez białego krawata. A kiedy raz się zdarzyło że Horrocks, szafarz i kredencerz przyniósł list w ręku zamiast położyć na tacy, Crawley dał mu tak surowe napomnienie, że Horrocks drżał odtąd jak liść w obecności młodego pana. Wszyscy chodzili na palcach kiedy on był w domu. Lady Crawley odejmowała raniej niż zwykle swoje papiloty, Sir Pitt Crawley nie odważał się przychodzić w pantoflach do objadu. Jakkolwiek trudno mu było pozbyć się wszystkich narowów, to jednak wiele dokazał, bo nigdy nie pozwalał sobie upić się przy synie i miarkował swoje wyrażenia odzywając się do służących, którzy dziwili się nieraz że sir Pitt nie łaje nigdy żony w obecności syna.
Żadna burza polityczna, żadne wypadki domowe nie przeszkodziły młodemu Crawley prowadzić uroczyście pod rękę macochy swojej do stołu; uważał to sobie za najświętszy obowiązek. Mówił do niej rzadko, ale zawsze z najgłębszem uszanowaniem. Jeżeli widział że miała wychodzić, nie zaniedbał nigdy otworzyć drzwi z uroczystą powagą i kłaniać się według wszelkich prawideł etykiety.
W szkołach był to prawdziwy cherubinek: przez ośm lat nie zdarzyło mu się zasłużyć na karę. Wytrwałą pracowitością wynagradzał brak bystrego pojęcia. Również wzorowem było jego prowadzenie się w uniwersytecie, gdzie się przygotowywał do wystąpienia na widownię polityczną pod przewodnictwem dziada swego lorda Binkie. Kształcąc się długo na wzorach starożytnych i późniejszych mowców, nabył nie małej sprawy w mówieniu, i zalewał cierpliwych słuchaczy potokiem wyrazów i cytat łacińskich, głaszcząc uszy cienkim fletowym głosem. Chociaż mówił z powagą i widocznem zadowoleniem, zawsze jednak wygłaszał blade, oklepane sentencje, i rzecz dziwna, nie miał powodzenia, pomimo że mierność zwykle je na świecie zapewnia.
Po wyjściu z uniwersytetu został prywatnym sekretarzem lorda Binkie. Mianowany wkrótce trzecim sekretarzem przy legacji w Poupernikel, wywiązywał się sumiennie ze swoich obowiązków, które zależały po większej części na redagowaniu depeszy przy wysyłkach pasztetów strasburgskich pod adresem ówczesnego ministra spraw zagranicznych. Dziesięcioletnie piastowanie tej wysokiej godności wydało się za długie młodemu dyplomacie, którego awans od śmierci lorda Binkie stawał się coraz wątpliwszym. Ta ostatnia okoliczność tak go zniechęciła, że postanowił porzucić zawód niewdzięczny i osiąść stale na wsi.
Wróciwszy do Anglji chybiony dyplomata, zawsze chciwy znaczenia, próbował znaleść je na innem polu. Przyjął czynny udział w rozprawach wywołanych podówczas kwestją zniesienia niewolnictwa murzynów i wszedł w ścisłe stosunki z panem Wilberforce, którego politykę gorliwie popierał. Utrzymywał znaną korespondencję z wielebnym ojcem Lilas Hornblower, w przedmiocie missji w Indjach, i napisał oprócz tego broszurę o wyrabianiu piwa. Jeździł co roku do Londynu, jeżeli nie na obrady parlamentu, to przynajmniej na meetyngi, poruszające sprawy religijne. Niemniej pracował na prowincji nad szerzeniem i wzmocnieniem religji pomiędzy ludnością wiejską, nauczając publicznie z niezmordowaną gorliwością; w tym celu nawet dojeżdżał do Mudbury i do Squashmore, w poniedziałki i piątki każdego tygodnia. Mówiono przytem że bardzo był uprzedzający i pełen grzeczności dla trzeciej córki lorda de la Montonniere, lady de la Bergerie, której siostra lady Emily, była powszechnie znaną z pięknych powiastek, jak: Kompas marynarza, Przekupnie jabłek i inne.
Opowiadanie Rebeki o życiu i zwyczajach w Crawley-la Reine, nie było zupełnie przesadzone; młody Crawley zaczynając od ojca i schodząc po wszystkich szczeblach domowej hierarchji aż do najniższych służebnic, nie uwalniał nikogo od ćwiczeń pobożnych. Pomimo że pędził tak bogobojny żywot, ściągnął on na siebie nieubłagany gniew stryja parocha za protekcję udzielaną wiernym, którzy chcieli utrzymać się w zupełnej niezawisłości administracyjnej od parafij. Sir Pitt widząc gniew brata, zacierał sobie ręce z radości i jeździł nawet kilka razy na zebrania opornych parafjan, co dało powód do gwałtownych pocisków, wymierzonych z kazanicy wprost do ławki baroneta, który nie przestawał nigdy chrapać przez ciąg całego kazania.
Pan Crawley (syn) życzył sobie gorąco zająć krzesło ojcowskie w parlamencie dla dobra kościoła i dla szczęścia kraju; ale papa nie miał ochoty cokolwiekbądź ustąpić. Obadwa zaś byli za nadto oględni, żeby kupować drugie krzesło w Izbie deputowanych i wydawać na to znaczne sumy, wówczas kiedy dochody były znacznie uszczuplone, a to z powodu spłacanej corocznie kary pieniężnej, nałożonej na pierwszego baroneta, Walpole Crawley, za podrobienie pergaminów i pieczęci. Sir Walpole był niezmiernie towarzyski, ale nigdy nie miał dosyć pieniędzy. Pan Crawley powiedziałby dziś o nim z westchnieniem: Alieni appetens sui profusus, ale sąsiedzi, mniej biegli w łacinie, cenili jak się należy gościnność ówczesnego baroneta, a osobliwie jego piwnice dobrze zaopatrzone, siła psów gończych, chartów, wyżłów etc., dzielne wierzchowce i wspaniałe cugi powozowe. Dzisiaj już inaczej: stajenne rumaki zaprzęgano do pługa albo do omnibusa; sir Pitt używał ich do powozu tylko w dni wolne od pracy około roli, bo zawsze uważał że należy zachować pewne decorum. Wyjeżdżał rzadko, ale czterma końmi, jadł codzień baraninę tylko, ale trzech lokajów musiało usługiwać do stołu.
Gdyby skąpstwo wystarczało do zrobienia majątku, sirr Pitt Crawley zostałby bez wątpienia największym w świecie bogaczem. W stosunkach z dzierżawcami był tak przykry że chyba zupełnie zrujnowani wchodzili z nim w układy. Żeby się nie dać okradać rządzcy i nie zapłacić za drogo człowiekowi znanej już uczciwości, używał licznych podrzędnych ajentów, którzy wynosili się zwykle do Ameryki, unosząc z sobą co było grosza w kasie. Zbiory miewał zawsze nędzne, bo oszczędzał ziarna przy siejbie. Rzucał się na wszystkie przedsiębiorstwa i źle na tem wychodził; woda zalewała mu kopalnie węgla, a każdy wiedział że sir Pitt najwięcej koni traci na poczcie, bo je źle karmi i kupuje tylko takie, które zdychać mają.
Przyznać należy że sir Pitt miał humor przyjemny i że nie można go było pomawiać o dumę. Wolał nawet obcować z czynszownikami a nawet z parobkami aniżeli z wysoko urodzonym jak jego syn szlachcicem. Lubił wypić z każdym, a największe miał upodobanie klepać po ramieniu córki swoich dzierżawców. Słabość jego dla płci pięknej była tak widoczna, że nie mogło to ujść bacznego oka miss Rebeki Sharp. Zresztą nie widziano go nigdy dającego choćby grosz jałmużny, bo sir Pitt był wierny swoim zasadom i nie czuł najmniejszej skłonności do spełnienia dobrego czynu, choćby nawet bez własnej szkody, bez żadnej ofiary. Nie bez gorzkiego smutku przychodzi nam mówić o ujemnych przymiotach męża, którego imię zapisane jest na kartach złotej księgi panów, ale miłość prawdy nakazuje dodać że z wszystkich baronów, parów i deputowanych angielskich, sir Pitt Crawlej był najgłupszym i niskim egoistą.
Najsilniejszą przyczyną wpływów młodego Crawleja którym ojciec ulegać musiał, był interes pieniężny. Sir Pitt rozumiał dobrze że winien był wypłacić synowi znaczną sumę z posagu matki, ale sama myśl wypłaty sprowadzała już baronetowi nieznośną migrenę. Nie mógł więc nigdy zdobyć się na jakąkolwiekbądź wypłatę jeżeli nie był do tego zmuszony. Miss Rebeka Sharp, dobrze już wtajemniczona w sprawy familijne, (jak to wkrótce obaczymy) obliczała na kilka set funtów szterlingów rocznie koszta przymusowych wypłat, ale baronet nie umiał odmówić sobie tej przyjemności. Nie mógł ukrywać swojej radości jeżeli udało mu się w procesie uzyskać odroczenie terminu wypłaty; tem żywszej doznawał rozkoszy, im dłużej wierzyciele czekać musieli.
— Na cóżby się przydało — mawiał — zasiadać w parlamencie, jeżeliby potrzeba było przytem rzetelnie długi spłacać?
I w samej rzeczy baronet umiał korzystać z wysokiego jakie zajmował stanowiska.
Otoż widzimy że człowiek nieumiejący prawie czytać, nieokrzesany, podstępny, pojmujący tylko zwierzęce uczucia, ma władzę, zamuje zaszczytne stanowisko i zasiada pomiędzy dygnitarzami kraju, a ministrowie, wielcy mężowie stanu starają się o jego przyjaźń! W bazarze błyskotek i próżności ten człowiek zajmuje miejsce wyższe aniżeli genjusz znakomity lub cnota niepokalana.
Sir Pitt miał przyrodnią siostrę pannę, której matka zostawiła ogromny majątek. Baronet proponował jej nieraz żeby umieściła u niego swoje kapitały, ale miss Crawley wymówiła się zawsze od tej przysługi i wolała mieć w ziemi cały swój majątek obiecując rozdzielić kiedyś swoje posiadłości pomiędzy dzieci pastora i przypuścić do tego podziału młodszego syna pana Pitt, Rawdon’a. Parę razy nawet opłaciła już długi Rawdon’a, kiedy ten był w uniwersytecie a potem w wojsku. Miss Crawley była ma się rozumieć bardzo pożądanym gościem w Crawley-la-Reine. Nietylko że na pańskim stole widziano wówczas zwierzynę, rybę i wino stare; ale nawet słudzy pili piwo nierozcieńczone wodą, i mieli do herbaty cukier bez zwykłego obliczania kawałków, a to dzięki względom, jakich używał jej woźnica i panna służąca.