Targowisko próżności/Tom I/X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Targowisko próżności |
Tom | I |
Rozdział | Miss Sharp robi sobie przyjaciół |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1914 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek Jagielloński |
Tłumacz | Brunon Dobrowolski |
Tytuł orygin. | Vanity Fair: A Novel without a Hero |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Wszystkie usiłowania Rebeki skierowane były obecnie do jednego celu: pozyskać sobie względy i sympatje członków rodziny, do której weszła niedawno, było głównem jej zadaniem.
— Sama jedna, bez przyjaciół — mówiła do siebie — wszystko sobie tylko muszę być winna, wówczas kiedy Amelja z mniejszemi daleko zdolnościami jak moje, ma z dziesięć tysięcy funtów sterlingów i nadto, wszelką pewność że wyjdzie za mąż. Biedna Rebeka, dziesięć razy ładniejsza od niej, musi liczyć tylko na swój własny rozum. Zobaczymy czy nie potrafię zdobyć sobie o własnych siłach przyzwoitego stanowiska i czy taż sama miss Amelja nie będzie zmuszona kiedyś uznać niezaprzeczoną wyższość mojego umysłu. Nie dla tego żebym czuła do niej jakąś niechęć, bo któżby mógł uskarżać się na taką potulną istotę? ale to pewna że dzień w którym zajmę wyższe od niej stanowisko, będzie najpiękniejszą chwilą mego życia. Zresztą jestże w tem co niepodobnego?
Widząc w swoich uroczych marzeniach najświetniejszą przyszłość, Rebeka nie przestała myśleć o zapewnieniu sobie wygodnej i przyjemnej teraźniejszości. W zabiegach o zjednanie sobie tych, którzy mogliby się jej na co przydać najmniej zwracała uwagi na lady Crawley będącą zerem w domu. Mówiąc ze swojemi uczenicami wyrażała się o niej: „Biedna mama“ i ograniczała się względem biednej mamy na oznakach zimnego uszanowania. Cały zaś zasób swoich słodyczy i dyplomatycznych wybiegów postanowiła użyć dla pozyskania sobie reszty rodziny Crawlejów.
Z dziewczynkami łatwo jej poszło: nie obciążała ich młodego umysłu zbyteczną pracą i zostawiała im wszelką swobodę, żeby nie tamować samoistnego rozwoju. Ta prosta metoda zapewniła młodej nauczycielce serca uczennic. Bo w rzeczy samej czy może być gruntowniejsza nauka nad tę, którą się samemu nabywa? Starsza z dziewczynek największe miała upodobanie w czytaniu i znalazła wszelką łatwość dogodzenia tej skłonności. Bibljoteka w Crawley-la-Reine posiadała znaczną ilość dzieł francuzkich i angielskich z ośmnastego stulecia, zebranych przez kanclerza gdy ten dygnitarz miał nieszczęście zostawać w niełasce. Dział lekkiej literatury wypełniał przeważnie zbiór tych książek pyłem pokrytych i oddawna już nie tykanych.
Rebeka cieszyła się że jej uczenica robiła postępy tak łatwym i przyjemnym sposobem. Obiedwie czytały razem zajmujące dzieła doktora Smoletta, Henryka Fieldinga i nieśmiertelnego Woltera.
Pan Crawley zapytał razu jednego Rebeki jakie dzieło wybrała do czytania z panienkami:
— Czytamy teraz dzieła Smolett’a odpowiedziała młoda nauczycielka.
— Ha? Smolett’a? — powtórzył Crawley z zadowoleniem — jego historja jest więcej suchym opowiedziana sposobem, ale mniej jest niebezpieczna do czytania jak historja Huma. Ho, ho! to więc historją panie się zajmują?
— Tak — odrzekła miss Róża — nie dodając wcale że to była historja przygód Faublas’a.
Innego dnia pan Crawley był bardzo zgorszony zobaczywszy w ręku siostry jakieś komedyjki francuskie. Rebeka usprawiedliwia ten wybór potrzebą przyswojenia sobie idjotyzmów francuzkich. Uwaga wydała się słuszną byłemu dyplomacie, mającemu wielkie pretensje do głębokiej znajomości języka. Rebeka wiedziała to dobrze i nie szczędziła komplementów panu Crawley, który je mile przyjmował.
Miss Violetta miała upodobania więcej męskie i burzliwe, zupełnie różne od usposobienia jej siostry: Łazić po drzewach, wydzierać gniazda wróble, zabierać jaja ptasze, zabijać małe kurczęta, było najmilszem jej zajęciem. Nikt lepiej od niej nie znał ukrytych kątów, gdzie kury jaja znosiły; nikt zręczniej nie umiał się dobierać do słoików z konfiturami i wynajdywać co tylko było dobrego do zjedzenia. Miss Violetta była nietylko ukochanem dzieckiem papy, ale w kuchni, w stajni i na folwarku była powszechnie lubioną. Schwytana przez Rebekę na gorącym uczynku, Violetta nigdy nie była ukaraną; musiała jednak przyrzec że będzie grzeczną dziewczynką, i że przedewszystkiem będzie kochać swoją nauczycielkę. Miss Sharp ukrywała starannie wszystkie jej psoty przed matką, która wymówiłaby się z tem przed mężem, a co gorzej jeszcze, przed młodym panem Crawley. Wszystko szło dobrze, byle nie było guzuw bardzo widocznych, co niezmiernie łatwo zdarzyć się mogło, bo obie siostry prowadziły z sobą bój nieustający.
Przejęta głębokiem uszanowaniem dla pana Crawley (syna), Rebeka często prosiła go o wytłumaczenie ciemnych, niezrozumiałych dla niej ustępów w literaturze francuskiej. Lubo urodzona z matki Francuski, miss Sharp wyznawała że nie zna nikogo, kto by umiał tak jasno i przystępnie jak pan Crawley najtrudniejszy przedmiot wyłożyć. Prosiła go również o radę w wyborze książek i o wskazanie jej dzieł poważnych których czytanie uważał za stosowne dla młodej osoby. Była zachwycona broszurą o wyrobie piwa, a nie umiała już znaleść słów uwielbienia dla wymowy pana Crawley, kiedy prezydował na posiedzeniach Stowarzyszenia pomocy „głodomorów“. Przy naukach wieczornych była nieraz tak wzruszoną, że nie miała dosyć mocy żeby łzy powstrzymać.
— Oh! dzięki panie, dzięki — mówiła często wznosząc oczy do nieba.
To gorące podziękowanie wywołało czasem uściśnienie ręki pana Crawley i nasuwało mu następujące uwagi:
— Nic dziwnego że moje słowa obojętnie słuchane przez wszystkie tu osoby, robią na miss Sharp tak głębokie wrażenie: dobra rasa zawsze się odezwie. Jej matka pochodziła zapewne z rodziny Montmorency: oto dla czego ona jedna mnie tu rozumie. Muszę nadać moim naukom formę prostszą i używać pospolitszych zwrotów języka. Te grube organizmy nie mogą znosić delikatnego pokarmu.
Rebeka miała już czas obeznać wszystkich w domu z wysokiem pochodzeniem swej matki. O deskach teatralnych nie wspominała zupełnie, chociaż każdemu wiadomo ile ofiar ta straszna rewolucja pogrążyła w największym niedostatku. Któż nie wie że te klęski dotknęły po większej części ludzi najlepiej urodzonych?
Crawley znalazł nawet kilka imion wspomnianych przez Rebekę w dykcjonarzu Hozier’a, co więcej jeszcze utwierdziło w nim wiarę w arystokratyczne pochodzenie Rebeki. Mamyż z poszukiwań w dykcjonarzu wnosić że tam było coś więcej jak prosta ciekawość i że miss Sharp natchnęła pana Crawley jakiemś tkliwszem uczuciem? Nie, zaiste. Była to prosta przyjaźń. Wspomnieliśmy już zresztą, że pan Crawley zamyślał o lady de la Bergerie.
Młody Crawley nieraz Rebece robił uwagi że traci parę chwil czasem na takie rozrywki światowe jak gra w trictrac z panem Pitt zamiast czytać jaką poważną i nauczającą książkę. Miss Sharp odpowiadała na to że jej mama nieodżałowanej pamięci często grywała z hrabią X. albo z przewielebnym ojcem Cornetem, co według niej jest niejako wypoczynkiem dla umysłu prawie koniecznym.
Młoda nauczycielka nie tylko grą trictrac skarbiła sobie łaskę pana domu, miała do tego wiele innych skuteczniejszych sposobów: Czytywała mu głośno foljały sądowych dokumentów, przepisywała mu listy i poprawiała zręcznie pisownię pod pozorem przyjętych od niedawnego czasu zmian w piśmiennictwie. Wszystko co choćby zdaleka dotykało posiadłości, lasów, łąk, ogrodów i stajni baroneta, tak żywo obchodziło Rebekę, że sir Pitt bardzo polubił jej towarzystwo i nie zaniedbywał nigdy zabrać ją i panienki z sobą na codzienną przechadzkę, po śniadaniu. Miss Sharp zawsze znalazła jakąś myśl szczęśliwą i nieraz dobrą udzieliła radę: tu potrzeba było obciąć suche gałęzie, tam wzruszyć ziemię na grządce, ten koń zdawał się jej dobry do wożenia wody a tamten do pługa.
W przeciągu roku niespełna Rebeka posiadała już nieograniczone zaufanie baroneta. W jego nieobecności miss Sharp była wyłącznie panią domu, ale umiała tak dobrze oszczędzać osobistości wpływowe w kuchni i na folwarku że wszyscy nie mogli się wydziwić jej skromnej pokorze i uprzejmej grzeczności.
Synów baroneta moglibyśmy porównać do słoty i pogody, bo nigdy nie widziano ich jednocześnie w Crawley-la Reine. Obadwa czuli nienawiść do siebie. Młodszy z nich, Rawdon Crawley, miał dom ojcowski w największej pogardzie i pokazywał się tylko podczas dorocznej wizyty swojej ciotki.
Mówiliśmy już o zaletach tej szanownej damy: Miała ona siedmdziesiąt tysięcy funtów szterlingów i naznaczyła w większej części Rawdona swoim spadkobiercą. Nieprzezwyciężoną czuła nienawiść do starszego ze swoich bratanków, który dawno już wiedział że duszyczka cioci będzie się smażyć w piekielnych płomieniach. Według niego nic lepszego nie można było rokować o życiu przyszłem braciszka.
— To jest kobieta światowa i bez najmniejszej wiary — mówił do siebie pan Crawley — utrzymuje stosunki z ateuszami i z Francuzami. Drżę na samą myśl o jej przyszłem życiu. Stoi prawie nad grobem, a tyle ma próżnych słabości, tyle występnych, światowych popędów!
W samej rzeczy staruszka nie lubiła nauk wieczornych i tak była upartą, że musiano zawsze ćwiczenia duchowne zawiesić na czas jej bytności w Crawley-la Reine.
— Schowaj swoją książkę z kazaniami — mówił sir Pitt do syna — bo miss Crawley ma dziś przyjechać. Pisała sama do mnie że nie może słuchać kazań.
— Czy dlatego nie mamy myśleć o zbawieniu sług i domowników?
— A niech ich tam licho weźmie! — zawołał sir Pitt przerywając synowi, który nie wątpił że duszyczki pozbawione jego nauk duchownych, muszą wpaść w moc szatana. — Cóż u djabła — mówił dalej ojciec — sądzę że nie będziesz tyle zaślepionym żeby wypuścić z naszej rodziny trzy tysiące funtów szterlingów rocznego dochodu?
— I cóż znaczą pieniądze w porównaniu ze zbawieniem naszej duszy? — odpowiedział młody Crawley.
Stara miss Crawley nosiła już oddawna piętno potępienia; przepędzając zimę w Londynie, jadła i piła za wiele, musiała przez lato szukać ulgi i naprawiać zrujnowane siły w Harrowgate, albo w Cheltenham. Miała prześliczną rezydencję w Park-Lane i uchodziła za najgościnniejszą z wszystkich westalek swojego czasu. W młodości, jak to zwykła mawiać, była znakomitą pięknością. Wiadomo każdemu że wszystkie stare kobiety były kiedyś mniej więcej piękne.
Humor miała wesoły, tendencje liberalne i wiele pretensji do rozumu. W czasie swego pobytu we Francji rozpaliła, jak mówią, ogień miłości w sercu Saint Just’a. Nic zatem dziwnego że lubiła romanse, ciasta i wina francuzkie. Czytywała z upodobaniem Woltera, a wszystkie prawie dzieła Jakóba Rousseau umiała na pamięć. Rozprawiała z całą swobodą o prawach kobiety i dotykała nieraz drażliwej kwestji rozwodu. W każdym pokoju miała pozawieszane portrety Fox’a. Popierała silnie tego męża stanu, walczącego w szeregach opozycji, a kiedy tenże doszedł do władzy, miss Crawley używała niepospolitego wpływu w zamian za usługę, oddaną mu przyciągnięciem do jego stronnictwa baroneta, który i bez wszelkich starań miał zwyczaj stawać po stronie silniejszego.
Ta zacna niewiasta kochała bardzo Rawdon’a Crawley. Posłała go do uniwersytetu w Cambrigde dla tej prostej przyczyny że brat jego był w Oxfordzie, a kiedy po dwóch latach władza uniwersytecka wydaliła młodzieńca, kupiła mu stopień oficera w armji.
Rawdon należał do najpierwszych dandysów w mieście. Znany był w zakulisowym świecie, boksował się doskonale i powoził czterma końmi w lejc. Był więc wykształcony jak przystoi arystokracie czystej krwi. Chociaż należał do świty książęcej i nie miał nigdy sposobności okazać swego męstwa na polu bitwy, Rawdon Crawley stając trzy razy do pojedynku w sprawach karcianych, dał niezbite dowody że życiem pogardza i śmierci się nie lęka.
— A nawet tego, co ma nastąpić po śmierci — dodawał starszy brat — wlepiając w sufit swoje czerwone oczy.
Nieoceniona ciocia Crawley płaciła długi swego Benjamina i nie pozwalała nigdy powiedzieć cokolwiek na niego.
— Wolę ja go tysiąc razy — mawiała często — niżeli jego braciszka płaczliwego i układnego hipokrytę.