Tomasz Rendalen/XVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tomasz Rendalen |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1924 |
Druk | Poznańska Drukarnia i Zakład Nakładowy T. A. |
Miejsce wyd. | Lwów; Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | Det flager i byen og på havnen |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pewnego majowego dnia po południu ćwiczyły w hali gimnastycznej dwie najwyższe klasy; czyniły to leniwo, bo pogoda była cudna, przez otwarte od strony góry okno, płynęła woń kwiatów i drzew. Właśnie weszła panna Hall i, przerywając ćwiczenia, przydzielała poszczególnym dziewczętom pewne poruszenia. Skutkiem tego pewna liczba uczennic, podszedłszy do okna, zaczęła patrzeć na wysokie drzewa, stojące w wielkiej grupie, nakryte, jakby jedną koroną. Ale widok przysłaniały po części wychylające się powyż okna młode, wścibskie pędy, bardzo w tym roku bujne. Przytem przywabione kwieciem drzew natrętne pszczoły, fruwające wokoło, odstraszały patrzące. Nagle powiał od strony lądu wiatr, pochylił korony, podniósł tuman piasku i suchych strączków, oraz wstrząsnął tak drzewami, że miljony kwiatów uleciały w powietrze.
Dziewczęta zaczęły śmiać się radośnie, klaskać i pokrzykiwać, co zwabiło resztę, a potem cała czereda rzuciła się ku półotwartemu wejściu, w ślad za ulatającem, połyskliwem kwieciem drzew owocowych. Zapomniały, że są w kostjumach ćwiczebnych, co zresztą tutaj, poza domami, nic nie znaczyło i biegły z okrzykiem, gdy nagle rozwarto drzwi główne.
Na górnym stopniu schodów stał młody człowiek w białych spodniach i uniformie oficera marynarki. Śmiał się i kłaniał,... kłaniał i śmiał się.
Był to Nils Fürst.
Za nim widać było Kaję Gröndal w kapuziastym kapeluszu, z fiołkową parasolką. Wyglądała prześlicznie. Śmiała się również.
— Czy jest tu Eliza? — spytał.
Nie było żadnej Elizy w obu najwyższych klasach, a także i w całej szkole.
— Niema Elizy? — powtórzył — Więc jest może Olawa?
Nie było Olawy! Nikt nie znał Olawy, wszystkie dziewczęta rozumiały, że jest to jeno żart, ale nic sobie z tego nie robiły. Nils oglądał jedną po drugiej, dziewczynę w kostjumie gimnastycznym. Miał w rękach kwiaty i, kłaniając się, musiał je lewą ręką przyciskać do piersi. I pani Gröndal miała również kwiaty. Kupili je widocznie w ogrodzie, a słyszeć, że się odbywa gimnastyka, wstąpili zobaczyć.
— Przepraszam, — rzekł znowu Nils — więc chyba, jest Petra... a może i Petry niema tutaj.
Zdjął kapelusz, a jasne jego włosy, zda się, wybuchły śmiechem. Dziewczęta odpowiedziały tak głośnym wybuchem wesołości, że ściany sali zahuczały echem. Nils zszedł po schodach, a za nim pani Gröndal; skręcając za narożnik, skłonił się raz jeszcze.
Roześmiane dziewczęta ogarnęła dziwna gorączka. Biegały tu i tam, pytały, nie słuchając odpowiedzią kupiły się do siebie, to znów odbiegały ku śmiejącym się najgłośniej.
Naraz dwie zaczęły sprzeczkę, zbliżyło się do nich kilka, potem kilkanaście i spór wzrastał ciągle. Szło o zuchwalca, który otwarł drzwi sali.
Najsrożej oburzała się Tinka na bezczelność intruza, a jednocześnie szukała oczyma kogoś do pomocy. Spostrzegła siedzącą blisko drzwi bladą jak śmierć Torę, koło której krzątała się właśnie panna Hall.
Tinka przyskoczyła, pytając raz po raz:
— Co się stało? Co się stało?
Tora ćwiczyła oddzielnie, była zawołaną gimnastyczką i miała nawet własny system. Podczas ćwiczenia ujrzała przez pół otwarte drzwi ulatujące z krzaka ptaki. Czy kto był w krzaku? Czy miały tam gniazdo? Czy może bawiły się tylko? Potem krzak zakryła jej jasna suknia Kai Gröndal, a zamiast ptaków ujrzała wielki bukiet, parasolkę, oraz młodzieńca w uniformie marynarskim, z kwiatami w rękach. Nie znała go. Kaja zauważyła ją. Niewiadomo, czy Kaja powiedziała: — To ona! — czy tylko tak się wydało Torze, dość, że miała świadomość, iż dosięgło jej niepowołane spojrzenie.
Oficer marynarki patrzał teraz na nią bezustanku, a roześmiane oczy jego kłuły ją wprost. Kaja chciała go powstrzymać, on jednak szedł po schodach, nie spuszczając jej z oczu. Nie mogła się ruszyć. Jakby z wielkiej jeno oddali dochodził ją zgiełk u okna, jak przez mgłę widziała uderzenie wichru, który uniósł welon pani Gröndal i omal nie przewrócił jej parasolki naopak, oraz kołysanie się krzewów i drzew. Nie mogła tego jasno pojąć, objęło ją dziwne wyczerpanie, zachwiały jej się kolana i ugięły nogi.
Nagle zawrzasły dziewczęta i rzuciły się ku drzwiom, które za chwilę stanęły otworem. Uczuła rzeźwy powiew i miała wrażenie, ie ją coś podparło od dołu. Ale póki stał, nie mogła się ruszyć z miejsca.
Dopiero gdy odszedł, zaczęła myśleć, gdzie stoi ławka, a siadłszy na niej, doznała wrażenia, że mdleje. Walczyła z tem, starając się trzymać prosto. Potem nadbiegła panna Hall i Tinka. Gdy Tinka jęła gwałtownie pytać, przyszła do siebie i rozpłakała się.
Zbliżyły się i inne, ale ścichły na widok jej bladości, nie pytały nawet.
— Zbyt gwałtownie ćwiczyła! — szepnęła panna Hall.
— Tak czyni zawsze! — dodała łagodnie Nora, siadła obok niej i przytuliła głowę Tory do piersi.
Reszta cofnęła się na życzenie panny Hall, dziewczęta poszły do bocznej szatni zmienić suknie, poweselały znowu i grupami się rozeszły.
Zadzwoniono na południe, a Tora siedziała jeszcze na ławce pomiędzy Norą a Tinką, przed nią zaś stała panna Hall. Parę razy zapewniała, że się czuje dobrze. Wszystkie trzy sądziły, że jej zaszkodziła gimnastyka. Nagle jednak powiedziała bezwiednie.
— O Boże, cóż to za szkaradny człowiek!
Wszystkie trzy spojrzały po sobie.
— Czy masz na myśli Nilsa Fürsta?
Odpowiedziała po chwili dopiero:
— A więc to był Nils Fürst?
Zadrżała, jak od zimna, ale nie dodała ni słowa. Wiedziała, że przyczyną zasłabnięcia była gimnastyka, ale niemoc spotęgowało dziwnie ukazanie się jego. Wolała o tem nie mówić.
Panna Hall odeszła, zostały przyjaciółki. Czuła ogromną ulgę, mogąc je trzymać za ręce.