Tragedje Paryża/Tom II/XXXIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Tragedje Paryża
Podtytuł Romans w siedmiu tomach
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1903
Miejsce wyd. Gródek
Tytuł orygin. Tragédies de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXIII.

— Przyrzekłeś mi, baronie, być w dniu dzisiejszym u Fanny, mówił Tréjan odchodząc, niezapomnij o tem więc, proszę.
— Bądź spokojnym, niezapomina się, gdzie chodzi o wyświadczenie przysługi przyjaciołom, odrzekł Croix-Dieu. Każę natychmiast zaprzęgać i jadę. Być może, iż Fanny w domu nie zastanę. W takim razie powtórnie do niej pojadę i po mojem z nią widzeniu się, wyślę list do ciebie, mniej więcej przed wieczorem. Czekaj cierpliwie. Bądź odważnym i miej nadzieję.
Tréjan, wróciwszy do siebie, oczekiwał według poleceń barona.
Upłynęło popołudnie, wieczór się zbliżał. Artysta biegał zdenerwowany po swojej pracowni, potrącał Walentego, złorzeczył Fannie Lambert, przeklinał barona i sam siebie, snując najbardziej szalone pomysły. Przed dziewiątą godziną zadźwięknął dzwonek w przedpokoju. Jerzy zachwiał się i zadrżał. Uczuł, iż serce mu w piersiach nagle bić przestało.
— List do pana, rzekł, wchodząc Walenty.
Tréjan za pierwszym rzutem oka poznał adres, nakreślony ręką barona. Rozdarł kopertę, pochłaniając następujące wyrazy:
„Przesyłam ci, kochany przyjacielu, dziennik wieczorowy, w którym znajdziesz coś bardzo dla siebie interesującego. Nie łada szczęście ci sprzyja! Uzbrój się w odwagę przeciw radości, jak nią zbroiłeś się w zamku. Jutro przyjdę ci powinszować.
Fanny, z którą widziałem się dziś o szóstej godzinie i która pomimo całej swady mojej wymowy, trwała niezachwianie w swoim szalonym projekcie wyjazdu, nic jeszcze o tem nie wie, ponieważ teraz dopiero posyłam jej egzemplarz tego samego dziennika. Twój, całem sercem tobie oddany

Croix-Dieu.“

— Co to znaczy? zapytywał Jerzy sam siebie, objęty tak silnem nerwowem drżeniem, iż zaledwie nadesłany sobie dziennik w ręku utrzymać był w stanie. Co może tu być tak dalece ważnego i dotyczącego z bliska mnie i Fanny?
Odpowiedź nastąpiła jednocześnie z zapytaniem. Artykuł zakreślony w dzienniku czerwonym ołówkiem pod rubryką „Różnych wiadomości“ zwrócił uwagę artysty. Brzmiał on tak:
„Dochodzi nas smutna pogłoska o przedwczesnym zgonie jednej ze znakomitych osobistości, dobrze znanej w kołach tutejszego sportu i high-lifu, która tak elegancją, jako i sympatją dla Francji, zjednała sobie u nas wielu przyjaciół.
Książę Leon Aleosco przeżywszy niespełna lat czterdzieści, zginął śmiercią tragiczną, zamordowany przez własnego służącego, podczas pobytu swego na wsi, w rozległych swych dobrach.
Książę, jak mówią, miał opublikować właśnie swój związek morganatyczny, zawarty z pewną francuską. Powyższy wypadek okrywa żałobą wiele rodzin ze sfer arystokratycznych, z jakiemi zmarły był spokrewnionym.“
Podkreślenie tekstu w dwóch wierszach powyżej, objaśnia czytelnikom współudział barona de Croix-Dieu, w tem ogłoszeniu.
— Ona wdową! Ona jest wolną! wyszepnął Tréjan po przeczytaniu.
Dziennik wypuścił z ręki, a sam, blady jak śmierć, upadł pół zemdlony na fotel, stojący w pracowni, wzruszenia jednak, wywołane radością, rzadko bywają niebezpiecznemi, szczególniej w wieku Jerzego.
Szybko odzyskał przytomność. Podniósł dziennik, przeczytał powtórnie zakreślony ołówkiem artykuł, by się przekonać iż nie uległ jakiejś halucynacji.


∗             ∗

Nazajutrz, około południa, Croix-Dieu, wszedł do pracowni. Jerzy, rzucił się w jego objęcia.
— Pomyśleć, że bez ciebie nic bym nie miał, wołał z uczuciem gorącej wdzięczności, ach! baronie jesteś dla mnie opatrznością!
— Dobrze, już dobrze! mówił, śmiejąc się Filip. Teraz ubieraj się prędko i jedź ze mną.
— Dokąd?
— Do Fanny, ma się rozumieć.
— Nie mógłżebym widzieć się z nią sam na sam? wyszepnął Tréjan.
— Masz przed sobą całą przyszłość owych sam na sam, zawołał Croix-Dieu. Wypada, abym ci dziś towarzyszył. Zastąpię ci miejsce ojca i ponowię oświadczyny, gdyż ją zaślubisz, nieprawdaż?
— Czy ją zaślubię, pytasz mnie o to?
— Czarująca kobieta! Ona uwielbia ciebie, a trzyma w swych drobnych rączkach pałac jak cacko i dwa miljony gotówki! Piękne to nieprawdaż? no! ale godzien tego jesteś w każdym razie.
W pięć minut Jerzy już był gotowym, a chyży kłusak irlandzki barona przebiegł szybko na ulicę Le Sueur.
Fanny, uprzedzona o odwiedzinach, oczekiwała. Podała do pocałunku czoło panu de Croix-Dieu, a rękę, z uśmiechem Jerzemu.
Trudno sobie wyobrazić coś bardziej powabnego po nad tę mniemaną wdowę, przybraną w żałobę. Czarna krepa, ufałdowana w około szyi, podwyższała olśniewającą białość jej cery, a długa powłóczysta suknia żałobna uwydatniała wysmukłe kształty postaci.
— Któżby przewidział, mój przyjacielu, wyrzekła, zwracając się ku Jerzemu, że mówiłam o zmarłym, gdym przed trzema dniami, opowiadała ci moje życie.
— Bóg skruszył okowy sprawiedliwie! zawołał młodzieniec! Ów gbur bezrozumny, przez którego tyle cierpiałaś, zasłużył na śmierć podobną!
Fanny dotknęła dłonią ust Jerzego.
— Milcz, proszę! zawołała. Za życia być może, książę był mi nienawistnym, po zgonie, szanować go tylko należy!
— Niech będzie, jak żądasz, rzeki Tréjan. Tak w tem, jak i we wszystkiem, pragnę być ci posłusznym. Ów człowiek był zaporą mojemu szczęściu, zniknął, wieczny pokój jego duszy. Zapomnijmy o nim! Teraz możesz mnie kochać, być kochaną, szczęśliwą.
— Tak, wyszepnęła Fanny, ale zbyt wcześnie mówisz mi o tem. Widzisz, żem okryta żałobą.
— Moje dzieci, przerwał Croix-Dieu z powagą, błąkamy się po manowcach bezpotrzebnie; na co dyskutować w przedmiocie pośmiertnego szacunku, jakiego żaden z nas szczerze nie odczuwa? Mam do spełnienia misję, nader ważną, jaką chciałbym załatwić coprędzej. Pozwalasz mi na to?
Młoda kobieta skinęła głową potwierdzająco.
— A zatem, mam zaszczyt, kochana Fanny, prosić o twoją rękę dla mego przyjaciela, hrabiego Jerzego Tréjan, który na pewno umarłby z rozpaczy, gdybyś mu jej odmówiła, ponieważ kocha cię o tyle, o ile tylko kochać można!
— Wiem, że mnie kocha, odpowiedziała Fanny ze skromnym uśmiechem, i on zarówno wie, że go kocham. Oto moja ręka Jerzy.
Artysta z okrzykiem radości pochwycił podane sobie drobne różowe szpony i okrywał je pocałunkami.
— Lecz nasze małżeństwo nie może nastąpić w krótkim czasie, mówiła owa pseudo-księżna.
— Dla czego? pytał Jerzy.
— Od ośmiu dni zaledwie jestem wdową.
— Po mężu, który niepozwolił ci nosić swojego nazwiska, przerwał Tréjan.
— Pomimo to, był moim mężem w obec Boga. Winnam stosować się do przyjętych form towarzyskich i pozostawić jakiś przeciąg czasu pomiędzy nowym związkiem a dawnym, przez śmierć zerwanym. Jest to moim obowiązkiem. Taką jest moja wola!
Jerzy błagać zaczął. Fanny była niewzruszoną, stanowiono, iż zaślubiny nastąpią po upływie miesięcy, a Jerzemu wolno będzie bywać codziennie jako narzeczonemu, w pałacu przy ulicy Le Sueur.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.