Troilus i Kressyda (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt drugi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Troilus i Kressyda |
Pochodzenie | Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom VII |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1895 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Leon Ulrich |
Tytuł orygin. | Troilus and Cressida |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ajax. Tersytes!
Tersytes. Agamemnon — a gdyby Agamemnon miał wrzodzianki dotrawione po całem ciele?
Ajax. Tersytes —
Tersytes. I gdyby wrzodzianki te ciec zaczęły? Przypuśćmy. Wtedy przynajmniej wyciekłoby co z naszego wodza.
Ajax. Psie —
Tersytes. Bo wyciekłoby choć trochę materyi, której dopatrzeć się teraz nie mogę.
Ajax. Ty synu wilczycy, gdy słyszeć nie możesz, czuj przynajmniej! (Bije go).
Tersytes. Bodaj grecka zaraza na ciebie spadła, ty mieszańcze z wolim mózgiem!
Ajax. Gadaj więc, ty spleśniały kisie, gadaj, lub będę bił, póki nie wyładniejesz.
Tersytes. Prędzej ja ci szyderstwami wbiję do głowy trochę dowcipu i pobożności; choć myślę, że prędzej koń twój oracyi się nauczy, niż ty modlitwy bez książki. Bić umiesz, nieprawda? Bodaj cię okryły parchy końskie za twoje końskie żarty.
Ajax. Ty zła bedłko, powiedz mi, co to za ogłoszenie?
Tersytes. Czy myślisz, że nie mam czucia, skoro mnie tak bijesz?
Ajax. Ogłoszenie —
Tersytes. Ogłoszono cię dudkiem, jak mi się zdaje.
Ajax. Strzeż się, jeżu, strzeż się, bo świerzbią mnie palce!
Tersytes. Chciałbym, żeby cię od głowy do stóp świerzbiało, a mnie drapać cię nakazano; zostałbyś z mojej łaski najobrzydliwszym w całej Grecyi parszywcem. Na placu jednak nie skorzej ci od innych do bicia.
Ajax. Powtarzam, ogłoszenie!
Tersytes. Mruczysz na Achillesa i szydzisz z niego bez ustanku; zazdrościsz jednak jego wielkości jak Cerber urodzie Prozerpiny, dlatego też szczekasz na niego.
Ajax. Kumie Tersytes —
Tersytes. Czemu jego bić nie spróbujesz?
Ajax. Ty zakalista bułko!
Tersytes. Skruszyłby cię swoją ręką jak majtek suchary.
Ajax. A psie, bękarcie! (Bije go).
Tersytes. Jeszcze! jeszcze!
Ajax. Ty stołku czarownicy!
Tersytes. Dobrze; jeszcze! jeszcze! wywarzonego dowcipu panie! tyle u ciebie w głowie mózgu, co u mnie w łokciu; dardański osieł mógłby twoim być mistrzem, ty parszywy, waleczny ośle! Jesteś tu tylko, żeby grzmocić Trojan, ale każdy, byle miał odrobinę dowcipu, kupuje cię i sprzedaje, jak barbarzyńskiego niewolnika. Jeśli chcesz bić mnie, zacznę od twojej pięty i powiem ci, czem jesteś, cal po calu, ty stworzenie bez wnętrzności.
Ajax. Ty psie!
Tersytes. Ty parszywy magnacie!
Ajax. Ty kundlu!
Tersytes. Nie żenuj się, głuptasie Marsa, nie żenuj się, grubijaństwo! Dalej, wielbłądzie, jeszcze! jeszcze!
Achilles. Cóż to, Ajaxie, czemu go tak bijesz?
Tersytes, powiedz, co to jest za sprawa?
Tersytes. Czy go tam widzisz?
Achilles. Widzę; i cóż stąd?
Tersytes. Patrz tylko na niego.
Achilles. Patrzę; i cóż stąd?
Tersytes. Ach, tylko dobrze mu się przypatrz.
Achilles. Już mu się dobrze przypatrzyłem.
Tersytes. Nie, nie przyglądaj mu się dobrze, bo za kogobądź go weźmiesz, zawsze to będzie Ajax.
Achilles. Wiem o tem, błaźnie.
Tersytes. Tylko że błazen sam się nie zna.
Ajax. I dlatego cię biję.
Tersytes. Słuchaj tylko, co za chude koncepta! Słowa jego długie mają uszy. Lepiej ja mu mózg wyhuśtałem, niż on mi połamał kości. Za grosz dostanę dziesięć wróbli, a jego pia mater nie warta dziewiątej części jednego wróbla. Ten pan, Achillesie, to Ajax, który nosi dowcip swój w brzuchu, a w głowie swoje kiszki. Powiem ci, co o nim myślę.
Achilles. Co?
Tersytes. Myślę, że ten Ajax —
Achilles. Nie, dobry Ajaxie.
Tersytes. Nie więcej ma dowcipu —
Achilles. Muszę cię zatrzymać.
Tersytes. Niż trzeba na zalepienie uszka igły Heleny, za którą bić się tu przyszedł.
Achilles. Cicho, błaźnie!
Tersytes. Z całego serca pragnąłbym siedzieć spokojnie i cicho, ale żadną miarą nie chce na to pozwolić ten sam błazen, tam, spójrz tylko, czy go tam widzisz?
Ajax. A ty przeklęty kundlu! Ja ci tu —
Achilles. Czy chcesz mierzyć się na dowcipy z błaznem?
Tersytes. O nie, zaręczam, zawstydziłby go dowcip błazna.
Patroklus. Mów tylko uczciwie, Tersytes.
Achilles. O co spór idzie?
Ajax. Żądałem od tego obrzydliwego puszczyka, żeby poszedł wywiedzieć się o treści ogłoszenia, a on tu sobie zaczął ze mnie żartować.
Tersytes. Nie jestem twoim sługą.
Ajax. Bardzo dobrze, a co potem?
Tersytes. Służę tu na ochotnika.
Achilles. Jednak ostatnia twoja ta służba była pańszczyzną, bo nikt się na ochotnika bić nie daje. Ajax był tu ochotnikiem, a ty przymuszonym rekrutem.
Tersytes. Tak właśnie. Dobra część twojego dowcipu leży także w twoich żyłach, albo kłamią ludzie. Nie lada zdobycz odniesie Hektor, rozwalając jednemu z was czaszkę; właśnie jakby zgryzł zbutwiały orzech bez jądra.
Achilles. Co, i ze mną także zadzierasz?
Tersytes. Gadaj mi o Ulissesie i starym Nestorze! Ich dowcip był już spleśniały, nim wasi dziadowie mieli paznokcie na palcach; oni to was zaprzęgli do pługa, jak dwa ciężkie woły, i kazali wam orać pole wojny.
Achilles. Co? co?
Tersytes. Tak jest, możecie mi wierzyć. Nu! Achillesie, nu! Ajaxie, nu!
Ajax. Język ci utnę.
Tersytes. Mniejsza o to; będę i potem przynajmniej tak jak ty wymowny.
Patroklus. Dość już słów, Tersytes, cicho!
Tersytes. Co? Ja mam siedzieć cicho na rozkaz Achillesowego jamnika? Ja?
Achilles. Dostałeś i ty swoje, Patroklusie.
Tersytes. Wprzód was zobaczę na szubienicy wiszących jak gamonie, nim zajrzę do waszych namiotów. Pójdę, gdzie dowcip się rusza, usunę się od fakcyi głuptasów.
Patroklus. Szczęśliwy ubytek!
Achilles. W obozie całym ogłoszono, panie,
Że Hektor, jutro o godzinie piątej,
Przy trąb odgłosie, wyzwie do rozprawy
Na polach, wojska dwa nasze dzielących,
Każdego Greka mającego serce,
Z orężem w ręku, śmiało mu powiedzeć,
Że — co — nie pomnę, jakieś tam błazeństwo.
Żegnam cię.
Ajax. Żegnam. Kto przyjmie wyzwanie?
Achilles. Nie wiem; słyszałem, że los ma rozstrzygnąć;
Inaczej, wie on, z kim miałby się mierzyć.
Ajax. Chcesz mówić, z tobą. Idę się wywiedzieć. (Wychodzą).
Pryam. Po tylu godzin, słów i mężów stracie,
W imieniu Greków Nestor mówi znowu:
„Zwróćcie Helenę, a wszystkie ofiary
Honoru, czasu, pieniędzy, podróży,
Przyjaciół, tylu drogich nam przedmiotów,
Które kormoran wojna chciwie połknął,
Wszystko zapomnim“. Hektorze, co myślisz?
Hektor. Nikt mniej ode mnie Greków się nie lęka,
Nie znajdziesz jednak, potężny Pryamie,
Damy z wrażliwszem od mojego sercem,
W którąby łatwiej trwoga mogła wsiąkać,
Któraby chętniej ode mnie wyrzekła:
„Kto wie, co wypaść może“. Zbytnia pewność
I w sobie ufność jest zbójcą pokoju,
Kiedy nieufność skromna, zdaniem świata,
Jest mądrych lampą, jest tą ołowianką,
Która największych nieszczęść mierzy głębie.
Puśćmy Helenę. Odkąd po raz pierwszy
W sprawie tej mieczy dobyliśmy z pochew,
Każda dziesiąta dusza z dusz tysiąca,
Którąśmy wojnie w dziesięcinie dali,
Była nam równie jak Helena drogą.
Gdyśmy już tyle stracili dziesiątków,
Aby zatrzymać, co nie było nasze,
Co, gdyby nawet do nas należało,
Jednego naszych dziesiątka nie warto,
Nie wiem, dla jakich ważnych dziś powodów
Nie chcem jej oddać.
Troilus. Wstydź się, wstydź się, bracie!
Jakto, więc honor i monarszą godność
Tak potężnego, jak ojciec nasz, króla
Chcesz na kupieckiej ważyć teraz szali?
Chcesz liczmanami obrachować sumę,
Z której się składa jego nieskończoność?
Chcesz łokciem trwogi, rozumnych wywodów
Pas niezmierzony dzielnic jego mierzyć?
Wstydź się, przez Boga!
Helenus. Nie dziwię się wcale,
Że tak zjadliwym zębem kąsasz rozum,
Którego nie masz. Dlategoż nasz rodzic
Ziemie ma swoje bezrozumnie rządzić,
Że twoim radom zbywa na rozumie?
Troilus. Bracie kapłanie, wiem, że ci są drogie
Sny i marzenia; podszywasz rozumem
Twe rękawice, a oto twój rozum;
Wiesz, że na zgubę twą czyhają wrogi,
Wiesz, że dobyty miecz jest niebezpieczny,
A rozum każe wszelkie złe wymijać;
Kogóż więc zdziwi, że kiedy Helenus
Zobaczy Greka, jasną jego szablę,
Skrzydła rozumu do pięt swych przyczepia
I jak Merkury ucieka, gdy widzi
Na Jowiszowem czole gniewu błyski,
Lub jak z swej sfery wytrącona gwiazda?
Więc dobrze; skoro mowa o rozumie,
Śpijmy spokojnie, zatrzaśnijmy bramy,
Zajęcze serce dajmy honorowi
I męstwu, jeśli chcą tyć na rozumie.
Przy twym rozumie i twej roztropności
Dzielność upada i blednie wątroba.
Hektor. Wierzaj mi, bracie, nie warta Helena
Tego, co płacim, aby ją zatrzymać.
Troilus. Cenę klejnotom sąd nasz tylko daje.
Hektor. Nie sama wola cenę tę stanowi;
Klejnotu wartość tak w samym klejnocie
Jak w myślach jego nabywcy spoczywa.
Tylko szalonem jest to bałwochwalstwem
Więcej obrzędy, niźli bóstwo cenić;
Tylko dziecinny może kochać umysł
Przedmiot miłości, który nie posiada
I cienia nawet kochanych przymiotów.
Troilus. Biorę dziś żonę; ma wola kieruje
Moim wyborem, wola podpalona
Przez oczy moje i przez moje uszy,
Sterników między dwóch skał przepaściami —
Woli i sądu — czy będę miał prawo,
Jeśli mój wybór zbrzydzi sobie wola,
Odepchnąć żonę mojego wyboru?
Czy się potrafię z węzłów tych wywikłać,
A od honoru na krok nie odstąpić?
Nie odsyłamy kupcowi jedwabiu,
Któryśmy długiem noszeniem zużyli;
I resztek uczty na gnój nie rzucamy
Dlatego tylko, że jesteśmy syci.
Zemsta Parysa słuszną się wam zdała,
Tchem przyzwolenia wydęliście żagle
Jego okrętu, gdy się w drogę puszczał;
Fale i wiatry — dwa odwieczne wrogi —
Dla służby jego przymierze zawarły;
Do upragnionej zawinął przystani.
Za starą ciotkę przez Greków więzioną,[1]
Młodą królowę Greków porwał Parys,
Przy której wdziękach blednieje poranek,
A pomarszczonym starcem jest Apollo.
Jak Grecy ciotkę naszą, my Helenę
Trzymamy u nas; czy warta trzymania?
Toć ona perłą, perły tej kosztowność
Statków tysiące rzuciła na fale,
A królów Grecyi w kupców przemieniła.
Jeśli mądrością Parysa jest podróż —
Czemu z was żaden zaprzeczyć nie może,
Każdy z was bowiem „płyń! płyń!“ wówczas wołał —
Jeśli kosztowny łup do domu przyniósł,
A pamiętacie, że każdy z was, klaszcząc,
„Nieporównana!“ zachwycony wołał,
Czemu dziś własną potępiacie mądrość?
Czego fortuna nigdy nie zrobiła,
Skarb, niegdyś droższy nad lądy i morza,
Z taką pogardą dzisiaj odrzucacie?
Jakże nikczemną wyda się kradzieżą
Skraść, czego teraz zatrzymać się boim!
Skradzionych skarbów niegodni złodzieje,
Greków na greckiej skrzywdziliśmy ziemi,
A dziś, na własnej, drżymy na ich widok!
Kassandra (za sceną). Płaczcie, Trojanie, płaczcie!
Pryam. Skąd te krzyki!
Troilus. Znam głos, szalonej to siostry głos naszej.
Kassandra (za sceną). Płaczcie Trojanie!
Hektor. To jest krzyk Kassandry.
Kassandra. Płaczcie Trojanie! Miejcie ócz tysiące,
A mam dla wszystkich łez proroczych strugi.
Hektor. Cicho, o siostro!
Kassandra. Dziewice, młodzieńcy,
Męże i starcy wiekiem pochyleni,
I niemowlęta tylko płakać zdolne,
Przydajcie wasze, mym krzykom boleści,
Spłaćmy część jęków na nas czekających!
Płaczcie, Trojanie, płaczcie! Do łez gorzkich
Wdrażajcie oczy! Troja musi upaść,
I w gruzach legnie Ilion dziś potężny!
Pochodnia Parys, nasz brat, spali wszystko.
Płaczcie, wołajcie: Heleno, o biada!
Puśćcie Helenę lub Troja przepada! (Wychodzi).
Hektor. Młody mój bracie, czy te przepowiednie,
Z ust siostry naszej tak groźnie płynące,
W sercu twem żadnej zgryzoty nie budzą?
Czy zawsze krew twa szalenie gorąca,
Nigdy rozumnej nie posłucha rady,
Ni się złej doli w złej sprawie nie lęka?
Troilus. Bracie Hektorze, nie zawsze wypadek
Sprawiedliwości sprawy jest znamieniem.
Nie powinniśmy hartu duszy tracić,
Choć siostra nasza Kassandra szaleje.
Obłąkanego umysłu szał dziki
Nie nadweręży dobroci tej sprawy,
Za którą walczyć honor nam nakazał.
Co do mnie, większej w tem prywaty nie mam
Jak bracia inni, synowie Pryama;
I nie daj Boże, byśmy chcieli bronić
Sprawy, za którą walczyćby się wzdrygał
W rzeczach honoru najdraźliwszy umysł!
Parys. Światby inaczej skarżył lekkomyślność
Tak rady waszej jak moich przedsięwzięć,
Bo Bóg mi świadkiem, że moim skłonnościom
Dodało skrzydeł wasze przyzwolenie,
Odjęło bojaźń w groźnem przedsięwzięciu.
Bo cóż, niestety! dłoń ta jedna może!
W męstwie jednego jakaż jest obrona
Przeciw wściekłości tysiącznych zastępów,
Które w tym sporze do boju stanęły?
Przysięgam jednak, że choćby wypadło
Samemu wszystkie trudności wytrzymać,
Gdyby mej woli moc odpowiedziała,
Parysby czynu swego nie żałował,
I nigdy w jego obronie nie omdlał.
Pryam. Mówisz Parysie jak niemądry młodzik,
Słodkim rozkoszy swej pijany trunkiem.
Ty miód, gdy inni żółć piją dość długo,
Twoja waleczność nie jest też zasługą.
Parys. Nie sama rozkosz, którą taka piękność
Przynosi z sobą, na myśli mi teraz;
Rozmyślam teraz, jakby jej porwanie
Honorem pokryć, walcząc w jej obronie.
Jakążby zdradą dla królowej było,
Jaką na czystej chwale waszej plamą,
A hańbą dla mnie wydać ją nikczemnie,
Jakby na rozkaz zuchwałego wroga!
Myśl tak wyrodna mogłażby zawładnąć
W sercach, jak wasze, pełnych szlachetności?
Niema tak nizkiej między nami duszy,
By szabli dobyć nie miała odwagi,
Gdy walczyć trzeba w obronie Heleny,
Jak niema równie duszy tak szlachetnej,
Dla której umrzeć nie byłoby chwałą
W sprawie Heleny. Jeszcze więc powtarzam,
Że śmiało możem w obronie tej walczyć,
Z którą nic ziemia porównać nie zdoła.
Hektor. Bardzo wymownie prawiliście oba,
Lecz treści sprawy, która się tu toczy,
Zbyt powierzchownie tylko dotknęliście,
Jak młodzi, zdaniem Arystotelesa,
Słuchać moralnej nauk filozofii
Niezdolni jeszcze; wasze argumenta
Raczej wybuchów krwi gorącej bronią,
Niż pomagają wolny zrobić wybór
Spokojnej duszy między złem a dobrem.
Rozkosz i zemsta twardsze mają ucho
Od głuchej żmii na mądrości rady.
Natura każe, abyśmy każdemu
Oddali chętnie, co mu się należy,
A jestże świętszy dług w całej ludzkości,
Jak małżonkowi oddać jego żonę?
Jeśli namiętność chce to prawo gwałcić,
Gdy wielkie serce, przez stronnicze względy,
Dla ślepej chuci chce wojnę z niem toczyć,
Jest prawo ludów cywilizowanych,
Nakazujące w kluby ująć twarde,
Szalone żądze, co ten bunt podnoszą.
Jeśli więc żoną spartańskiego króla
Jest ta Helena — jak jest niewątpliwie —
Moralne prawo natury i ludów
Oddać mężowi żonę nakazuje;
Nie zmniejsza winy w winie się upierać,
Lecz większy ciężar wkłada na sumienie.
Tak sądzi Hektor, kiedy prawdy szuka;
A jednak, młodzi i namiętni bracia,
Z wami głosuję, aby ją zatrzymać,
Sprawa ta bowiem w ścisłym stoi związku
Z naszym honorem i naszą godnością.
Troilus. Teraz dotknąłeś żywotny punkt sprawy.
Gdyby nam więcej nie szło tu o chwalę,
Niż o spełnienie pragnień namiętności,
Nie chciałbym więcej jednej krwi kropelki
Lać w jej obronie; lecz, zacny Hektorze,
Ona honoru, chwały jest osnową,
Ostrogą czynów wielkich i walecznych,
Przez nią poskromić możem najezdników,
A imię nasze na wieki uświęcić.
Nie myślę przeto, aby wielki Hektor
Za świata skarby chciał z swych rąk wypuścić
Bogate żniwo obiecanej chwały,
Co się na czole sprawy tej uśmiecha.
Hektor. Dzielni synowie wielkiego Pryama,
Po waszej stronie całą duszą stoję.
Już wyprawiłem głośne me wyzwanie
Między swarliwą ciężkich Greków szlachtę,
Które rozbudzi dusze ich drzymiące.
Mówią, że zasnął wielki wódz Achiwów,
Zazdrość się wkradła do greckich namiotów:
Myślę, że głos mój śpiącego obudzi. (Wychodzą).
Tersytes. Jakto, Tersytecie, jakto? Zabłąkałeś się w labiryncie wściekłości? Więc słoń ten, Ajax, będzie stał górą? On mnie bije, a ja z niego szydzę; co za wspaniałe zadośćuczynienie! Wolałbym jednak, żeby się to działo odwrotnie; żebym ja go grzmocił, a on ze mnie szydził. Do kroćset beczek! Jeśli trzeba, nauczę się dyabłów wywoływać, ale muszę znaleźć upust mojemu obrzydzeniu i wstrętom. Mamy też i Achillesa — rzadki to inżynier. Jeśli Troja nie upadnie, póki on min nie podłoży, to będą stały jej mury, póki się same od starości nie rozwalą. O! ty wielki piorunogromco Olimpu, zapomnij, że jesteś Jowiszem, królem bogów, i ty, Merkury, strać całą wężową mądrość twojego kaduceja, jeśli we dwóch nie odbierzecie im tej drobnej odrobiny, tego mniej jak mało ich dowcipu! Lecz najograniczeńsza nieświadomość wie dobrze, iż go mają tak obficie mało, że nie potrafią uwolnić muchy od pająka, nie dobywając ciężkiego żelastwa na rozcięcie nitki pajęczyny. A potem ześlijcie na cały obóz pomstę, albo raczej próchnienie kości, bo jak mi się zdaje, to jest pomsta należna walczącym za spódnicę. Odmówiłem już modlitwę, a ty, dyable zazdrości, dołóż teraz twoje Amen. Hej! hola! mości Achillesie! (Wchodzi Patroklus).
Patroklus. Kto woła? Tersytes? Dobry Tersytesie, wejdź i lżyj, co wlezie.
Tersytes. Gdybym mógł o złoconej lalce pamiętać, nie uszedłbyś mojej baczności; ale wszystko da się jeszcze naprawić. Więc zostań samym sobą! Zwykłe przekleństwo ludzkości, szaleństwo i głupota, niech będą całą twoją intratą! Niech cię niebo uchowa od opiekuna, a dyscyplina niech się nigdy do ciebie nie zbliży! Niech krew będzie twoim przewodnikiem aż do śmierci! A jeśli potem ta, co cię włoży do trumny, powie, że piękny trup z ciebie, to ja przysięgnę, że całe życie samych tylko łazarzy owijała. Amen. Gdzie Achilles?
Patroklus. Co, czy zostałeś pobożnym? odmawiasz modlitwy?
Tersytes. Zgadłeś; a bodaj wysłuchało mnie niebo!
Achilles. Kto tu?
Patroklus. Tersytes, panie.
Achilles. Gdzie? gdzie? Przyszedłeś? Mój ty serze, moje trawidło, dlaczegóż to przez tyle obiadów nie zastawiłeś się na moim stole? Powiedz mi teraz, co to jest Agamemnon?
Tersytes. Twój wódz, Achillesie. A teraz, z kolei, powiedz mi Patroklu, co to jest Achilles?
Patroklus. Twój pan, Tersycie. A teraz, powiedz mi, jeśli łaska, co ty jesteś?
Tersytes. Twój znawca, Patroklu. A teraz, na zakończenie, powiedz, Patroklu, co ty jesteś?
Patroklus. Możesz sam na to odpowiedzieć, skoro jesteś moim znawcą.
Achilles. O, powiedz, powiedz!
Tersytes. Przedeklinuję całą kwestyę: Agamemnon rozkazuje Achillesowi; Achilles jest moim panem; ja jestem Patrokla znawcą, a Patroklus jest dudkiem.
Patroklus. A ty łotrze!
Tersytes. Cicho, dudku, jeszcze nie skończyłem.
Achilles. To człowiek uprzywilejowany; prowadź rzecz dalej, Tersycie.
Tersytes. Agamemnon jest dudkiem; Achilles jest dudkiem; Tersytes jest dudkiem, i, jak już powiedziałem, Patroklus jest dudkiem.
Achilles. Dowiedź nam tego, słuchamy.
Tersytes. Agamemnon jest dudkiem, bo chce rozkazywać Achillesowi; Achilles jest dudkiem, bo słucha rozkazów Agamemnona; Tersytes jest dudkiem, bo służy takiemu dudkowi; a Patroklus jest dudkiem bezwzględnym.
Patroklus. Dlaczego jestem dudkiem?
Tersytes. Pytaj o to twojego ojca; dla mnie jest dosyć, że nim jesteś. Ale patrz, kto się zbliża?
Achilles. Patroklu, nie chcę z nimi rozmawiać. Chodź ze mną, Tersycie! (Wychodzi).
Tersytes. Co za błazeństwo, co za kuglarstwo! co za łotrostwo! a wszystkiego tego przyczyną rogal i ladaszczyca! Wyborny powód, żeby tworzyć zazdrosne stronnictwa i krwi sobie aż na śmierć upuszczać! Bodaj toczące wrzody spadły na wszystkiego powód, a wojna i rozpusta wszystkich pożarły! (Wychodzi).
Agamemn. Gdzie Achilles?
Patroklus. W swoim namiocie, ale w złem usposobieniu, królu.
Agamemn. Idź mu powiedzieć, że tu nań czekamy.
Posłańców naszych z pogardą odepchnął,
Sami go przeto pragniemy odwiedzić,
Na prawa naszej godności niepomni.
Idź mu to powiedz, żeby nie przypuszczał,
Że bronić naszych praw nie mamy serca,
Że nam wybiegło z myśli, kim jesteśmy.
Patroklus. Wszystko mu to powtórzę (wychodzi).
Ulisses. Widzieliśmy go u wejścia namiotu, więc nie chory.
Ajax. I owszem, na lwią chorobę, na dumę serca. Możecie to nazwać melancholią, jeśli chcecie oszczędzać człowieka, ale mojem zdaniem, jest to pycha. A pycha ta skąd, skąd pochodzi? Kto nam powie jej przyczyny? Jedno słowo, królu.
Nestor. Dlaczego Ajax tak zajadle na niego szczeka?
Ulisses. Achilles chuchnął mu jego błazna.
Nestor. Kogo? Tersyta?
Ulisses. Właśnie.
Nestor. To wkrótce oniemieje Ajax, bo stracił jedyny swój argument.
Ulisses. Bynajmniej, bo jak widzisz, jego argumentem ten, co mu zabrał jego argument, Achilles.
Nestor. Tem lepiej; pożądańszą dla nas ich frakcya niż ich fakcya. Wielka to jednak musiała być przyjaźń, skoro potrafił ją zerwać błazen.
Ulisses. Przyjaźń, której nie kleiła mądrość, łatwo zrywa błazeństwo. Ale wraca już Patroklus. (Wchodzi Patroklus).
Nestor. Bez Achillesa.
Ulisses. Słoń nie ma stawów, aby się mógł kłaniać:
Nogi do chodu ma nie do zginania.
Patroklus. Wielkimby smutkiem było dla Achilla,
Gdyby ważniejszy powód niż rozrywka
Wielkiego króla z dostojnym orszakiem
Do tych odwiedzin skłonił niespodzianych;
Lecz się pociesza myślą, że to spacer
Tylko dla zdrowia i lepszej strawności
Po dobrej uczcie.
Agamemn. Słuchaj, Patroklusie,
Odpowiedź taką nie pierwszy raz słyszym,
Lecz te wybiegi, na skrzydłach pogardy,
Przenikliwości naszej nie uchodzą.
Mnogie przymioty posiada Achilles,
Mnogie powody wyznać nam to każą;
Lecz w oczach naszych wszystkie jego cnoty,
Do niecnotliwych używane celów,
Nieporównany blask zaczęły tracić,
Jak piękny owoc na tacy plugawej,
Zgnije zapewne nie pokosztowany.
Wróć więc i powiedz, że chcemy z nim mówić;
A i to możesz bez grzechu powiedzieć,
Że nam się teraz wydaje nad dumnym
A pod uczciwym; w zarozumiałości
Większym daleko niźli w sądach ludzi;
Mów, że mężowie godniejsi od niego,
Przez zbytnią względność na jego dziwactwa.
Na świętą siłę swej władzy niepomni,
Zdają się teraz swym własnym podpisem
Uznawać jego urojoną wyższość,
Humoru jego zmienne śledzić fale,
Jakby wyprawy tej skutek żeglował
Po morzu jego kapryśnych przywidzeń.
Idź mu to powtórz, i to jeszcze dodaj,
Że gdy się będzie zbyt wysoko cenił,
Zrzeczem się kupna, tu go zostawimy
Niby wojenną niezdarną machinę,
Której do boju użyć niepodobna,
Pójdziemy szukać lżejszej katapulty.
Ruchliwy karzeł lepszy dla nas będzie
Niż śpiący olbrzym. Powtórz mu te słowa.
Patroklus. Idę i śpieszną przyniosę odpowiedź. (Wychodzi).
Agamemn. Skorośmy przyszli z nim samym traktować,
Na pośrednikach nie możemy przestać.
Wejdź, Ulissesie. (Wychodzi Ulisses).
Ajax. Czemże on wyższy od innych?
Agamemn. Nie wyższy przynajmniej od swojej o sobie myśli.
Ajax. A czy jest i tak wysoki? Czy nie myślicie, iż mu się zdaje, że jest waleczniejszym ode mnie?
Agamemn. Bez wątpienia.
Ajax. Czy podpiszesz jego zdanie i powiesz, że to prawda?
Agamemn. Nie, szlachetny Ajaxie; jesteś jak on silny, jak on waleczny, jak on mądry, nie mniej szlachetny, daleko dworniejszy, a nieskończenie powolniejszy od niego.
Ajax. Boć i dlaczego miałby człowiek być dumnym? Jak się rodzi duma? Ani wiem, co jest duma.
Agamemn. Tem jaśniejszy twój rozum, Ajaxie, a piękniejsza twoja cnota. Dumny sam się pożera; duma jest jego własnem zwierciadłem, jego własną trąbą, jego własną kroniką; a kto się chwali inaczej jak czynami, pożera czyny w pochwale.
Ajax. Nienawidzę dumnych jak ropuszej ikry.
Nestor (na str.). A przecież sam się kocha; czy to nie dziwy?
Ulisses. Achilles jutro nie stanie do boju.
Agamemn. Jego powody?
Ulisses. Żadnych nam nie daje.
Idzie za nurtem swojego humoru,
Tylko przywidzeń swoich rady słucha,
Na ludzkie rady baczności nie daje.
Agamemn. Dlaczego głuchy na uprzejmą prośbę,
Wolnem odetchnąć nie chce tu powietrzem?
Ulisses. Lada drobnostkę, byleś o nią prosił,
Zmienia w olbrzyma, wielkością nadęty
Z taką do siebie sam przemawia dumą,
Że słów mu braknie; wymarzona wartość
Taki żar w jego roznieciła żyłach,
Że w swych królestwach myśli i działania,
Szalejąc, sam się własną razi myślą.
Co dodam? Tak jest zaraźliwie dumny,
Że wszystkie śmierci oznaki wołają:
Niema lekarstwa!
Agamemn. Niech Ajax doń idzie.
Drogi Ajaxie, pozdrów go w namiocie;
Mówią, że wielkie masz u niego wzięcie,
Może twą prośbą wybuch ten złagodzisz.
Ulisses. Agamemnonie, zmień postanowienie.
Święty nam będzie każdy krok Ajaxa,
Który oddali go od Achillesa.
Jakto, zuchwalec, który swoją dumę
Własnym polewa tłuszczem, do swej myśli
Nie wpuści sądu o zdarzeniach świata,
Jeśli go własnym nie przeżuł rozumem,
Ma cześć odbierać od wielkiego męża,
Który jest droższem niż on dla nas bóstwem?
Nie, nie, dostojny i waleczny rycerz
Palmy dzielnością nabytej nie skala,
Przynajmniej nigdy z mojem przyzwoleniem.
Zasług, zasługom Achillesa równych
Nie skrzywdzi, idąc w Achillesa namiot,
Tylkoby tuczył dumę, dość już tłustą,
Tylkoby węgli przyrzucił Rakowi,
Który już wszystko ogniem swoim pali.
On iść do niego? Uchowaj Jowiszu!
A grzmotem nakaż: „Ty idź doń, Achillu!“
Nestor (na str.). Jakże wybornie w słabiznę mu trafił!
Diomedes. (na str.). Jak chciwie, milcząc, pochwały te pije!
Ajax. Jeśli doń pójdę, zbrojną moją pięścią
Twarz mu pooram.
Agamemn. O nie, nie, nie pójdziesz!
Ajax. Gdy będzie dumny, wyczeszę mu dumę.
Puśćcie mnie tylko.
Ulisses. Nie, za skarby świata!
Ajax. Nędzny pyszałek!
Nestor (na str.). Jak się doskonale opisuje!
Ajax. Czy nie może być towarzyskim?
Ulisses (na str.). Kruk kracze na czarność.
Ajax. Jego humorom krwi upuszczę.
Agamemn. (na str.). Chory chce być doktorem.
Ajax. Ha! gdyby wszyscy byli mojej myśli!
Ulisses (na str.). Dowcip wyszedłby z mody.
Ajax. Nie tak skończyłaby się sprawa; niejedną połknąłby wprzód szablę. Jakto? Więc duma ma tryumfować?
Nestor (na str.). Gdyby tak było, miałbyś prawo do połowy
tryumfu.
Ulisses (na str.). Nawet do dziesięć dziesiątych.
Ajax. Już ja go ugniotę i gibkim zrobię.
Nestor (na str.). Jeszcze nie cały gorący; przyczyń mu jeszcze pochwał; lej, lej tylko! Ambicya jego spragniona.
Ulisses (do Agam.). Na drobną przykrość, królu, zbyt uważasz.
Nestor. Zapomnij o niej.
Diomedes. Przygotuj się raczej
Bez Achillesa walczyć z naszym wrogiem.
Ulisses. Samo to imię gniew jego rozbudza.
Tu męża mamy — ale jest przytomny,
Więc milczeć wolę.
Nestor. Dlaczego masz milczeć?
Achillesowej nie znajdziesz w nim dumy.
Ulisses. Lecz znajdziesz męstwo, niech to świat wie cały.
Ajax. Ten bękart, ten kundel, chce sobie z nas podrwiewać? Ach, czemuż nie jest Trojańczykiem!
Nestor. Jakąby krzywdą dla Ajaxa było —
Ulisses. Gdyby był dumny —
Diomedes. Albo chciwy pochwał —
Ulisses. Lub opryskliwy —
Diomedes. Albo samolubny.
Ulisses. Dziękuj też niebu za twoją powolność,
Ojcu i piersi, którą dzieckiem ssałeś!
Cześć twoim mistrzom! Lecz cześć przedewszystkiem
Twoim wrodzonym przymiotom, nad wszelką
Naukę wyższym! Temu, co twe ramię
Do boju wprawiał, niechaj Mars ustąpi
Nieśmiertelności swej jedną połowę!
Co do twej siły, miano Wołonosza
Milion ci musi z pokorą ustąpić.
O twej mądrości na teraz przemilczam,
Która jak skała, jak morskie wybrzeża,
Twoje przymioty swem otula łonem.
Widzisz Nestora? Latami ćwiczony.
Jest i być musi mądrym, być nie może
Jak tylko mądrym, lecz, ojcze Nestorze,
Przebacz, gdy powiem, że gdyby dni twoje
Dni Ajaxowych świeżość jeszcze miały,
I gdyby mózg twój hart jego posiadał,
Twojaby mądrość nie stanęła wyżej —
Byłbyś Ajaxem.
Ajax. Nazwęż cię mym ojcem?
Ulisses. Nazwij, mój synu.
Diomedes. Słuchaj jego rady,
Dzielny Ajaxie.
Ulisses. Rzecz zwłoki nie cierpi,
Skoro Achilles w gęstwinie się chowa,
Wojenną radę niechaj wódz nasz zwoła.
Nowi królowie do Troi przybyli;
Jutro wystąpić musim z całą siłą.
Niech wschód i zachód kwiat rycerzy zwoła,
Ajax dotrzyma najdzielniejszym czoła.
Agamemn. Niech śpi Achilles. Z wiatrem lecą łodzie,
Gdy cięższe nawy grzęzną w słonej wodzie.