U Chińczyków/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | U Chińczyków |
Podtytuł | Powiastka dla dzieci |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, Sp. Akc. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Aleksander Arct |
Tytuł orygin. | V nebeské říši |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pan Brown używał do posług młodego Chińczyka imieniem Hi-fung.
Był to chłopiec bardzo cichy, porządny, pilny i ściśle wykonywający wszystkie zlecenia. Państwo Brown byli z niego bardzo zadowoleni, a William, polubiwszy Hi-funga, zaczął go uczyć czytać i pisać po angielsku.
Pewnego razu wziął go z sobą na zwykłą przechadzkę po mieście. Skromny Hi-fung postępował ztyłu za Williamem, wreszcie na usilne nalegania swego pana zrównał się z nim i zaczął mu opowiadać wiele szczegółów z życia Chińczyków.
Przechadzali się po mieście, wreszcie wyszli na brzeg rzeki.
Hi-fung, chcąc się lepiej przypatrzeć tysiącom małych rybek, żerujących przy brzegach rzeki, stanął na stromym w tem miejscu brzegu.
Wtem obsunęła mu się noga: krzyknął i zaczął się staczać do rzeki. Napróżno chwytał się wystających kamieni i korzeni nadbrzeżnych krzaków, które się łamały pod palcami jego dłoni. Jeszcze raz wydał rozpaczny krzyk i wpadł do wody.
Fale się rozprysnęły i zawarły nad głową ofiary.
William zdrętwiał z przerażenia, a przechodnie, świadkowie wypadku poszli dalej obojętni, nie myśląc wcale o ratowaniu biedaka. W zabobonności swej sądzą, że gdy człowiek tonie, jego zły duch unosi nad powierzchnią wody i czyha na tych, co ratują tonącego, chwyta ich za włosy i wciąga w głębiny rzeki.
Nieszczęśliwym trafem wpobliżu nie było żadnego czółna.
Po chwili Hi-fung wynurzył się z głębin, wyciągnął ręce do góry i borykał się ze śmiercią.
William, ochłonąwszy z przerażenia, postanowił ratować biednego Chińczyka.
Szybko zdjął z siebie ubranie i buty i skoczył do wody.
W tej samej chwili Hi-fung znów się ukazał na powierzchni rzeki.
Dzielny William, dopłynąwszy do tonącego, schwycił go za warkocz i zaczął płynąć do brzegu.
Ponieważ w tem miejscu brzeg był skalisty i stromy, William popłynął dalej i dostał się szczęśliwie na ląd, wlokąc za sobą nieprzytomnego Hi-funga.
Otoczyła ich ciekawa gawiedź i głośno wychwalała śmiały czyn dzielnego cudzoziemca. Lecz William, nie zwracając na nich żadnej uwagi, zajął się ratowaniem towarzysza. Położył go na brzegu, twarzą do ziemi, żeby ułatwić wycieknięcie wody z płuc; potem zaczął rozcierać jego ciało w celu przywrócenia prawidłowego krążenia krwi.
Po kwadransie Hi-fung odzyskał przytomność, otworzył oczy i rzekł:
— Gdzie jestem? Co się ze mną stało?
— Wpadłeś do wody, — odparł William — leż spokojnie.
— Kto mię wyratował? — zapytał Hi-fung.
William nie odpowiedział.
Lecz Hi-fung, ujrzawszy, że William jest rozebrany i bielizna jego ocieka wodą, zrozumiał wszystko. Uklęknąwszy przed swym wybawcą, ucałował jego ręce i rzekł:
— Hi-fung dziękuje szlachetnemu panu za jego dobroć. Szlachetny pan z narażeniem życia uratował go od śmierci, Hi-fung będzie błagał bogów, żeby mu pozwolili dożyć tej chwili, w której spłaci dług wdzięczności.
— Powstań, przyjacielu! — odparł William — i nie dziękuj mi za taką drobnostkę.
Podźwignął z ziemi Hi-funga i, przekonawszy się, że młody Chińczyk może już iść o własnych siłach, ruszył do tego miejsca, gdzie zostawił swą odzież.
Ubrawszy się, poszedł z Hi-fungiem do domu. Otoczeni tłumem ciekawych, doszli wreszcie do mieszkania pana Browna.
— Co się wam przytrafiło? — zawołał zdziwiony Brown. — Na Boga! Jesteście zupełnie przemoczeni!
— Hi-fung wpadł do rzeki! — odparł William.
— A szlachetny pan uratował mię od śmierci — dodał Chińczyk, patrząc z wdzięcznością na Williama.
— Udaj się do swej izby! — rzekł pan Brown. — Połóż się do łóżka i okryj się kołdrą. — Każę ci przysłać gorącej herbaty. Wam zaś — zwrócił się do Williama — radziłbym to samo uczynić.
Lecz William nie chciał się zgodzić na propozycję przyjaciela.
— Nic mi się nie stanie! — odparł wesoło. — Letnia kąpiel nie jest wcale szkodliwa. Zmienię bieliznę, włożę inny garnitur i skorzystam z grzeczności pani Brown, która mię poczęstuje filiżanką gorącej aromatycznej herbaty.
— Pośpieszę ją o wszystkiem zawiadomić — rzekł pan Brown. — Czekamy więc na pana.
Po półgodzinie William już siedział w jadalnym pokoju państwa Brown i ze smakiem popijał herbatę; Hi-fung zaś, rozgrzawszy się gorącym napojem, usnął twardo i wstał nazajutrz jak najzdrowszy.