<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Leroux
Tytuł Upiór opery
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Leona Nowaka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le fantôme de l'Opéra
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIV
MISTRZOWSKA SZTUKA WŁADCY PODZIEMI I ZNIKNIĘCIE KRYSTYNY

Raul i Krystyna biegli dalej. Uciekali teraz od dachu, na którym zapłonęły nad nimi jarzące się oczy, widoczne tylko w głębokich ciemnościach. Zatrzymali się dopiero na jednem z niższych pięter. Tego wieczoru nie było przedstawienia i kuluary Opery świeciły pustkami.
Nagle niezwykła jakaś postać zagrodziła drogę młodej parze:
„Nie! nie tędy droga!“
I postać wskazała im drugi korytarz, którym przedostać się mieli za kulisy.
Raul chciał się zatrzymać i zażądać wyjaśnień.
„Idźcie, idźcie prędzej!“ — rozkazał nieznajomy, okryty szeroką ciemną opończą. Krystyna ciągnęła za sobą Raula, zmuszając do dalszego biegu.
„Ale kto to? Kto to jest?“ — zapytał młodzieniec.
„To Pers“ — odpowiedziała Krystyna.
„Co on tu robi?“
„Niewiadomo!... On zawsze jest w Operze“.
„To do czego mnie zmuszasz, jest niegodnem Krystyno, — rzekł Raul, silnie podniecony. — Każesz mi uciekać, a to mi się zdarza po raz pierwszy w życiu. Jeśli naprawdę; spotkaliśmy Eryka, powinienem był właśnie starać się go zatrzymać i zakończyć nareszcie to wszystko“...
Krystyna pośpiesznie schodziła na dół. Raul, idąc za nią, ciągnął dalej:
„Ponieważ zdecydowałaś się już na wyjazd, Krystyno, zapewniam cię, że znacznie lepiej będzie uciekać natychmiast. Poco czekać jutra? On może słyszał naszą dzisiejszą rozmowę.
„Ależ nie! nie! Powtarzam ci, że on pracuje teraz nad swoim „Don Juanem Zwycięskim“, i nie zajmuje się nami.“
„Nie jesteś tego tak bardzo pewna, bo oglądasz się ciągle poza siebie.“
„Chodźmy do naszej garderoby.“
„Lepiej wyjdźmy z Opery.“
„Nie, nie, aż do chwili naszej ucieczki! Niedotrzymanie słowa przyniosłoby nam nieszczęście. Przyrzekłam mu, że tylko tutaj będę się z tobą widywać.“
„To jeszcze widać szczęście, że ci choć na to zezwolił, — rzekł z goryczą Raul. — Wiesz, że z twojej strony było wielką śmiałością rozpoczęcie tej zabawy w narzeczonych.“
„Ależ mój drogi, on dobrze wie o tem. Powiedział mi jednak, że ma do mnie zaufanie.“
Doszli tymczasem do garderoby Krystyny.
„Dlaczego sądzisz, że jesteś bezpieczniejszą tutaj, niż gdzie indziej, — zapytał Raul. — Jeżeli ty słyszysz go poprzez ściany, on również może nas słyszeć.“
„Nie, on mi dał słowo, że nie będzie krążył koło mojego pokoju, a słowu jego wierzę. Garderoba moja i mój pokój w podziemnem mieszkaniu przy jeziorze są święte dla niego.“
„Krystyno, powtórz mi raz jeszcze, błagam cię, że chcesz uciec od niego naprawdę?“
„Tak, jutro.“
„A jabym tak chciał, żeby się to stało dzisiaj. Bo jutro, jutro, Krystyno, ty już będziesz bez woli, pod jego wpływem!“
„A więc, Raulu, zabierzesz mnie wbrew mojej woli. Zgadzasz się mój przyjacielu?“
„Jutro o północy będę w twojej garderobie, — odrzekł Rani stanowczo, — i cokolwiekby się stać mogło, przyrzeczenia dotrzymam. Mówiłaś, że spotkać się macie po przedstawieniu w sali nad jeziorem?“
„Tak.“
„Więc jakże się tam dostaniesz, Krystyno, skoro nie znasz innego wyjścia, jak przez twoją garderobę, przez lustro, a nie wiesz w jaki sposób stało się to wtedy?“
„Pójdę podziemiami“.
„Podziemiami? Przez schody i korytarze, którymi chodzą maszyniści i służba? W jaki sposób zdołałabyś utrzymać tę wyprawę w tajemnicy? Wszyscy poszliby za tobą i przybyłabyś na miejsce z całym orszakiem.“
Krystyna otworzyła niewielką szkatułkę i pokazała Raulowi klucz w niej ukryty.
„Co to jest?“ zapytał.
„To klucz od furtki, wychodzącej na ulicę Scribe.
„Rozumiem. Krystyno, daj mi ten klucz.“
„Nigdy! — odparła z mocą. — To by była zdrada!“
Nagle Raul zauważył zmianę na twarzy młodej dziewczyny, policzki jej pobladły, a usta zadrżały nerwowo.
„Och! Boże, — jęknęła. — O! Boże!... Eryku! miej litość nade mną!“
„Krystyno, co to znaczy? — zawołał zaniepokojony Raul. — Mówiłaś mi, że cię usłyszeć może w każdej chwili! Zamilknij, proszę cię!“
Krystyna patrzała przed siebie nieprzytomnym wzrokiem.
„Oh! Boże!... Raulu! jesteśmy zgubieni!
„Ależ cóż się stało? powiedz!“
„Obrączka! Obrączka!...“
„Krystyno, oprzytomnij! Co ci jest?“
„Obrączka, którą dał mi Eryk, zginęła...“
„A więc to Eryk dał ci tę obrączkę?“
„Wiesz o tem dobrze, Raulu! Ale nie wiesz co powiedział, wsuwając mi ją na palec: Zwracam ci wolność Krystyno, ale pod warunkiem, że z obrączką tą nie rozłączysz się nigdy. Dokąd ją nosić będziesz, nie grozi ci nic złego i Eryk pozostanie twoim przyjacielem. Lecz jeżeli zdejmiesz ją — zemszczę się!“ Oh! Raulu! Raulu! nie mam obrączki! zgubiłam ją!... To tam, na górze, gdy połączyliśmy się pierwszym uściskiem, stało się nieszczęście! Obrączka ześlizgnęła się z palca i potoczyła się po dachach. Raulu! uciekajmy!“
„Oh! tak, tak! — nalegał młody człowiek! — Uciekajmy! Dziś! zaraz!
Ale niespodzianie oczy Krystyny mgłą zaszły.
„Nie! nie! to niemożliwe, nie dziś“.
Potrząsnęła głową przecząco i, zanim Raul mógł oprzytomnieć, wybiegła z pokoju, machinalnym ruchem przesuwając ciągle rękę po palcu, z którego zsunęła się obrączka.
Raul powrócił do siebie zrozpaczony.
„Muszę ją uwolnić z rąk tego szarlatana, — rzekł głośno, gdy znalazł się w swoim pokoju. — Muszę ją uwolnić, bo inaczej zginiemy oboje!“
Rozebrał się i położył do łóżka.
Lecz nagle uniósł się na łokciu i zimny po wystąpił mu na czoło.
Dwoje oczu, żarzących się fosforycznym blaskiem, zabłysło nagle w nogach łóżka.
Raul nie był tchórzem, jednakże drżenie wstrząsnęło jego ciałem. Niepewnym ruchem wyciągnął rękę ku stolikowi nocnemu, szukając zapałek. Zaświecił... utkwione w niego uporczywie błyszczące oczy znikły.
Raul wstał i przetrząsnął cały pokój, — spojrzał pod łóżko, ale nie było nikogo.
„Śmieszny, dziecinny jestem, szepnął. Ale umysł mój przestaje już być trzeźwym i normanym i nie wiem, gdzie zaczyna się sen, a kończy rzeczywistość. Czy ja naprawdę widziałem te straszne, ogniste oczy? Czy tylko moja podniecona wyobraźnia oszukuje mnie w ten sposób?...“
Zgasił świecę i położył się. Oczy zjawiły się znowu. Raul usiadł na łóżku.
„Czy to ty, Eryku?“ — zapytał odważnie. — Jeżeli to on, to kryje się na balkonie.“
Wyskoczył z łóżka, pochwycił rewolwer leżący obok na stoliku i pobiegł do szklanych drzwi.
Otworzył je ostrożnie. Prąd świeżego powietrza orzeźwił go. Na balkonie również nie było nikogo.
Raul roześmiał się głośno, powrócił do łóżka i zgasił świecę. Ogniste źrenice zajaśniały silniejszym jeszcze blaskiem pomiędzy łóżkiem a szybą drzwi, a może na balkonie?
Powoli, zimno Raul ujął raz jeszcze rewolwer, wymierzył spokojnie i strzelił!...
Mierzył powyżej trochę tych dwóch krwawo — złotych gwiazd, nieruchomie wiszących w powietrzu. Jeżeli gwiazdy te były oczami, kula rewolwerowa powinna była trafić w czoło.
W ciszy, panującej w domu, rozległ się ponuro głuchy łoskot strzała.
Na korytarzu zatętniły kroki, zabłysło światło.
Do pokoju, razem ze służbą, wpadł hrabia Filip.
„Co się stało, Raulu?“
„Zdaje mi się, że śniłem. Strzeliłem do dwóch gwiazd, które mi spać nie dawały..“
„Ależ ty nieprzytomny jesteś, Raulu! Błagam cię, uspokój się, powiedz, co się stało?“
„Nic, nic, jestem zupełnie trzeźwy, zresztą zaraz zobaczymy“, — odparł Raul.
Powstał, ubrał się, wziął z ręki lokaja lampę i wyszedł na balkon.
Hrabia Filip ujrzał, że okna, na wysokości człowieka, przestrzelone były kulą...
Raul z lampą w ręce stał pochylony nad balustradą.
„Oh! — wykrzyknął nagle. — Krewi... Krewi... Tul Tu! Tem lepiej!... Duch z krwi i ciała nie jest niebezpieczny...“
„Raulu!... Raulu!... — uspokajał go brat. — Co się z tobą dzieje?...
„To był Eryk, — szeptał dalej Raul gorączkowo, — to były jego szatańskie oczy!... A myślałem, że śnie!...“
„Raulu, ty chyba oszalałeś!... Obudź się!“
„Panie hrabio, pan Raul ma słuszność, — odezwał się służący. — Ślady krwi są na balkonie...“
Hrabia Filip zaniepokojony udał się na wskazane miejsce.
„Strzeliłeś do kota, mój drogi“, — wyrzekł po chwili hrabia Filip, chcąc uspokoić Raula.
„Być może! Może to był kot, może Eryk! A może duch!... Kto wie
! Z takim człowiekiem, jak Eryk, nigdy niczego pewnym być nie można...“ „Któż jest ten Eryk? — zapytał hrabia Filip, kładąc rękę na ramieniu brata.
„To mój rywal...“
Energicznym ruchem oddalił służbę.
W pokoju pozostał tylko hrabia Filip z bratem.
Jednakże do uszu oddalającego się lokaja doszły te słowa, wypowiedziane z siłą i uporem przez młodego wice-hrabiego:
„Dziś wieczorem uprowadzę Krystynę Daaé!“
Słowa te powtórzone zostały później sędziemu, lecz rozmowa obu braci pozostała tajemnicą. Wiadomem tylko było, że do późnej nocy rozlegały się gniewne, podniesione głosy w pokoju Raula i że hrabia Filip udał się do siebie silnie podrażniony.
Na progu, wychodząc, odezwał się głośno:
„A więc to postanowione? Wyjeżdżasz dziś jeszcze z nią? Myślę, że nie zrobisz podobnego głupstwa? Pamiętaj, że zdołam ci w tem przeszkodzić!...“
Scena ta opowiedziana została sędziemu śledczemu przez samego hr. Filipa, który dnia tego jeszcze widział swojego brata w Operze na kilka chwil przed zniknięciem Krystyny.
Raul cały dzień strawił na przygotowaniach.
O godzinie dziewiątej kareta z szczelnie zasuniętemi firankami zjawiła się od strony Rotondy. Dwa silne, rosłe konie do niej zaprzągnięte, kierowane były przez stangreta, którego twarz zakrywał szczelnie kaptur ciemnego płaszcza. Przed tą karetą stały jeszcze trzy inne.
Śledztwo wykazało później, że były to pojazdy Carlotty, Sorelli i hr. Filipa de Chagny.
Z ostatniej karety nikt nie wysiadł.
Po pewnym czasie cień jakiś, w miękkim czarnym kapeluszu, otulony w szeroki ciemny płaszcz, przesunął się koło powozów, zwracając większą uwagę na ostatnią karetę o zapuszczonych firankach. Cień podszedł do koni, obejrzał je, przyjrzał się uważnie siedzącemu nieruchomo stangretowi i odszedł bez słowa. Sądzono później ogólnie, że był to Raul de Chagny, jednakże nic nie potwierdziło tego przypuszczenia. Hrabia Raul miał dnia tego na głowie cylinder, który później został znaleziony. Wydaje się raczej prawdopodobnem, że był to cień Upiora, który o wszystkiem doskonale wiedział, jak się z dalszego ciągu opowiadania okaże.
W teatrze grano „Fausta“! Sala była przepełniona doborową publicznością.
Ponieważ w porannym dodatku „Epoki“ znalazła się wzmianka, umieszczona przez jakiegoś tajemniczego korespondenta, o projektowanem porwaniu śpiewaczki Krystyny Daaé przez młodego wicehrabiego de Chagny, — przedstawicielki wytwornego i arystokratycznego Paryża spoglądały z nieukrywanem współczuciem i ciekawością do loży, w której siedział samotnie hr. Filip.
Krystyna Daaé została tego wieczora przyjęta przez publiczność zimno i obojętnie.
Zaraz przy pierwszem wyjściu zauważyła niechęć, wiejącą od sali i natychmiast utraciła pewność siebie i zimną krew.
Drżenie nerwowe wstrząsało nią... Katastrofa zdawała się nieunikniona...
Carolus Fonta, śpiewający z nią partję Fausta, zapytał ją po cichu, czy nie jest cierpiąca i czy zdoła wytrzymać do końca aktu.
W tej chwili, do jednej z parterowych lóż, weszła hałaśliwie obsypana brylantami Carlotta. Krystyna ujrzała ją. Widok rywalki oprzytomnił ją i uratował. Zapomniała o wszystkiem, byleby odnieść zwycięstwo!
Zaczęła śpiewać. Śpiewała całą duszą, z takiem przejęciem i uczuciem, iż w ostatnim akcie, w chwili, gdy wzywając nadziemskich sił, powoli unosi się nad ziemię, cała sala, wzruszona i porwana, rozbrzmiała zgodnym, długotrwałym, frenetycznym oklaskiem.
Ze środka amfiteatru rozległ się wówczas radosny, triumfujący okrzyk. Wydarł się on z piersi hr. Raula, który, wpatrzony na scenę, stał z ramionami wyciągniętemi, z twarzą promieniejącą dumą i szczęściem.
Nagle ciemność zaległa teatr.
Stało się to tak szybko, iż oszołomiona publiczność nie zdołała jeszcze oprzytomnieć, a już sala napowrót, rozgorzała światłem, ale Krystyny Daaé na scenie nie było!... Co się z nią stało? Co znaczyło to nieprzewidziane zniknięcie? Wszyscy spoglądali po sobie zdumieni i wzruszeni.
Niemniejsze wzruszenie i niepokój zapanowały za kulisami. Artyści i służba cisnęli się na scenę, do miejsca, gdzie przed kilkoma sekundami stała śpiewaczka.
Krystyny nie było. Ale gdzie i jakim spososobem zniknąć mogła z przed oczu rozentuzjazmowanych widzów, z ramion kolegi Carolusa Fonty.
Na okrzyk trwogi Raula, hr. Filip powstał w loży blady i zaniepokojony. Publiczność, nie rozumiejąca nic z całego zajścia, spoglądała zdumiona raz po raz na młodego wicehrabiego i hr. Filipa. Raul szybko wyszedł z sali, a hrabia znikł z loży. Kurtynę opuszczono wśród okrzyków niezadowolenia i przestrachu. Czyniono głośno przeróżne przypuszczenia. Sądzono, że śpiewaczka spadła do zapadni pod sceną, domyślano się jakiegoś podstępu ze stony dawnej ulubienicy Carlotty, posądzano dyrekcję o złośliwy figiel.
Nareszcie, po kilku minutach, kurtyna uniosła się w górę. Na scenę wystąpił pierwszy tenor Carolus Fonta.
„Szanowni państwo! — wyrzekł smutnym i poważnym głosem. — Zdarzył się wypadek niesłychany, który pogrąża nas w wielkim niepokoju. Ko leżanka nasza, Krystyna Daać znikła w naszych oczach w sposób dla wszystkich niezrozumniały.“


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Leroux i tłumacza: anonimowy.