Wśród lodów polarnych/XXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wśród lodów polarnych |
Wydawca | Księgarnia J. Przeworskiego |
Data wyd. | 1932 |
Druk | „Floryda“ Warszawa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Désert de glace |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Spostrzegłszy brak kapitana, towarzysze jego wydali okrzyk przerażenia.
— Hatteras! Hatteras! wołał doktór.
— Zginął! rzekli Bell i Johnson.
Na wzburzonych falach morza nie było żadnego śladu po zaginionym.
— Bierz za ster Altamoncie, musimy uczynić wszystko dla ocalenia Hatterasa, rzekł doktór.
Altamont zajął miejsce przy sterze, zaś Bell i Johnson wzięli się do wioseł; napróżno jednak krążono przeszło godzinę po miejscu wypadku.
Hatteras zginął i śladu po nim nie było.
Zginął tak blizko celu, do którego dążył, tak blizko bieguna!
Doktór krzyczał, wołał i strzelał, Duk szczekał, lecz wszystko napróżno, nie usłyszano żadnego głosu.
Po godzinnem poszukiwaniu, puszczono się w kierunku północnym, walcząc w dalszym ciągu z huraganem.
O godzinie 5-ej rano morze uspokoiło się i wiatr ustał.
W odległości 3 mil, żeglarze spostrzegli wyłaniający się z morza ląd, a raczej wyspę, ze sterczącym pośrodku, jak latarnia morska, wulkanem.
Wulkan wyrzucał z siebie masę rozżarzonych kamieni, które wylatywały razem z popiołem i lawą wśród olbrzymich słupów płomieni i dymu.
Skała ta ziejąca ogniem i lawą miała około 1.000 sążni wysokości i prawie równała się wulkanowi Hekla.
Szalupa powoli zbliżała się do skały, która w miarę tego, przybierała w oczach żeglarzy coraz dziksze kształty. Była ona pozbawiona roślinności a nawet nie dało się dostrzec, odpowiedniego do wylądowania wybrzeża.
W odległości 500 kroków od skały, morze wrzało pod działaniem podziemnych ogni.
Wyspa, mogła mieć obwodu 8 do 10 mil i musiała znajdować się niedaleko bieguna, jeśli nawet nie przez nią samą przechodziła oś ziemi.
Gdy żeglarze zbliżyli się, zauważyli małą przystań, mogącą dać schronienie szalupie, wjechali tam pełni trwogi, aby nie napotkać zwłok kapitana, na ląd wyrzuconych.
Nagle Duk, gwałtownym skokiem, pierwszy znalazł się na lądzie i wdarł się na skałę.
— Duk, pójdź tu! wołał doktór.
Pies nie słyszał jednak rozkazu i znikł niebawem.
Clawbonny i trzej jego towarzysze umocowali szalupę i wysiedli.
Już Altamont miał zamiar wdrapać się na stos kamieni, gdy usłyszano zdala rozlegające się, głośne szczekanie Duka.
— Słuchajcie! słuchajcie! wołał doktór.
Wszyscy czterej pobiegli śladem psa i wkrótce dotarli do leżącej w głębi, małej zatoki, gdzie fale widocznie na sile utraciły.
Tu szczekał Duk obok zwłok owiniętych banderą angielską.
— Hatteras! Hatteras! zawołał doktór, rzucając się na ciało swego przyjaciela.
I jednocześnie prawie wydobył się z piersi jego okrzyk, gdyż uczuł pod swą dłonią tętno bijące w tym krwią zbroczonym ciele.
— Żyje! żyje! zawołał.
— Tak, słyszeć się dał głos słaby, tak, żyję na lądzie biegunowym, na który mnie burza wyrzuciła. Żyję na wyspie „Królowej!“
— Niech żyje Anglia! wykrzyknęło jednocześnie pięciu ludzi.
— Niech żyje Ameryka! dodał doktór, podając jedną dłoń Hatterasowi, a drugą Altamontowi.
Odważni ci ludzie byli tak uszczęśliwieni z odnalezienia swego kapitana, że oczy ich zaszły łzami.
Doktór zbadawszy stan kapitana, doszedł do wniosku że był on tylko silnie potłuczony, rany zaś jego nie były groźne.
Odważnemu żeglarzowi udało się dzięki swej energii uczepić się skały i wedrzeć się na nią. Tu, owinąwszy się banderą, stracił przytomność. Odzyskał ją dopiero wówczas gdy usłyszał szczekanie Duka.
Po udzieleniu pierwszej pomocy, Hatteras mógł powstać i, oparłszy się o doktora, powrócił do szalupy.
— Biegun! biegun północny! powtarzał wciąż przez drogę.
Hatteras był pod wpływem wielkiego wzburzenia, doktór starał się go uspokoić, ale mu się to nie udawało.
Widocznie potrzebował on wypoczynku, zaczęto więc szukać miejsca, gdzieby można urządzić schronienie.
Altamont wynalazł niebawem grotę wśród skał; Johnson i Bell znieśli tam zapasy żywności i puścili na wolność psy grenlandzkie.
Około godziny 11 jedzenie było przygotowane. Zanim jeszcze przystąpiono do posiłku Hatteras domagał się, aby zdjęto położenie wyspy, chciał bowiem dokładnie wiedzieć, gdzie się znajduje.
Po ścisłej obserwacji, doktór i Altamont, określili, że grota znajduje się pod 89° 59′ 15″ szerokości. Długość nie grała już tu żadnej roli, gdyż o kilkaset stóp wyżej wszystkie południki łączyły się ze sobą, punkt ten znajdował się na szczycie wulkanu.
Hatteras, dowiedziawszy się o wyniku tego wymiaru, prosił o spisanie protokółu, i to w dwóch egzemplarzach, z tych jeden złożony miał być w kairnie na wybrzeżu, umyślnie zbudowanej.
Doktór bezwłocznie zredagował następujący dokument w dwóch egzemplarzach, z których jeden znajduje się w archiwum Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie.
„Dnia 11 lipca 1881 roku, pod 89° 59′ 15″ północnej szerokości została odkryta „Wyspa Królowej“ na biegunie północnym przez kapitana Hatterasa, dowódcę brygu „Forward“ z Liwerpoolu, który podpisuje ten dokument wraz ze swoimi towarzyszami.
Kto znajdzie ten dokument, jest proszony o wręczenie go Admiralicji.“
Podpisano: — Jan Hatteras, dowódca „Forwarda“, doktór Clawbonny, lekarz, Altamont, dowódca „Porpoise“, Johnson sternik, Bell cieśla.
— A teraz do stołu! zawołał doktór.