W dzień konsekracyi Książęcia Michała Jerzego Poniatowskiego, Biskupa Płockiego etc. etc.


Do Karoliny Dziekońskiéj, Strażnikowéj Polnéj W. Ks. Lit. W dzień konsekracyi Książęcia Michała Jerzego Poniatowskiego, Biskupa Płockiego etc. etc. • Wybór poezyj • Liryków księga druga • Adam Naruszewicz Przedsięwzięcie miłości
Do Karoliny Dziekońskiéj, Strażnikowéj Polnéj W. Ks. Lit. W dzień konsekracyi Książęcia Michała Jerzego Poniatowskiego, Biskupa Płockiego etc. etc.
Wybór poezyj
Liryków księga druga
Adam Naruszewicz
Przedsięwzięcie miłości

XXV. W dzień konsekracyi Książęcia Michała Jerzego Poniatowskiego, Biskupa Płockiego etc. etc.




W płodny wiek dziwów, gdy losem niechętnym
Czystych lat kruszec w rdzawą stal przechodzi,
A świat zawrotem sprzeczny ginie mętnym,
Wchodzisz, pasterzu, do Piotrowéj łodzi.

Kierujesz na tę pański krok stolicę,
Gdzie ci ukazał Ferdynand[1] przed laty,
Kładąc na czoło mitrę téj świątnice,
Któréj blask dają królów majestaty.

Niesiesz przymioty szacowne przed światem:
Rozum, powagę i ludzkość przyjemną,
Z któremi, choćbyś nie był króla bratem,
Kochałbym pewnie, i każdy cię ze mną.

Tak kosztownemi ozdobiony dary,
Wiem, że piastując te oba urzędy,
Nie będziesz próżno blask nosił tyary,
Ni zastępował senatorskie rzędy.

Oboje dzieło trudnéj nader prace,
Rządzić ojczyzną razem i kościołem:
Ktośkolwiek, co te zastępujesz place,
Bądź w jednym mężem, a w drugim aniołem.

Obszerne-ć pole trudów czas podaje,
Lecz twój bark ciężar że dźwignie włożony;
Precz próżne wróżki rymo-bajnéj zgraje;
Dość na tym, że go bierzesz przymuszony.

Pełen honoru, że się łączysz z tronem
Bliższym nad wszystko węzłem przyrodzenia,
I bez infuły każdy ci z pokłonem
Niskim uprzejme składał oświadczenia.

W jasnych lat wdzięczne ozdobny promyki,
Jako w poranku wódz na niebie złoty,
Miałeś i w drobne zmieszczon pokoiki
Pochlebców, żeś pan, a chwalców dla cnoty.

Rozumny wybór biskupim posochem
Darząc, nie szukał wynieść ciebie daléj;
Lecz żeś człek mądry i z sercem niepłochem,
Nie mogąc przydać blasku, ciężar wali.

Patrząc na obce wzrosty bez zawiści,
Nie chciałeś szczęścia domowego użyć,
I kiedy tysiąc przed sobą korzyści
Mogłeś mieć z trafu, wolałeś zasłużyć.

Większy za pierwsze purpury podzięką,
Niż gdybyś one chciwie na się wkładał;
Jeśli braterską mogłeś władać ręką,
Od tyluś ją lat nie dla siebie władał.

Przykładny, grzeczny, a w skąpéj słów mierze
Wysokie kryjąc i rozum i zdanie,
Zwlekałeś honor, aż się wieku zbierze
I sił na jego godne piastowanie.

Tak mając zbieżéć długie Nil narody,
Nim z tysiąc złotych konch źrzódła wypuści,
Długo w libijskich tajniach zbiera wody
I płodnym nurtem swe pełni czeluści.

Lecz kiedy się już w drogę raz zawiedzie
I legowisko porzuci tajemne,
Jako król miedzy rzekami na przedzie,
Ledwo go tonie pojmą śrzodoziemne.

Więc i ogromnym bujność niosąc tokiem,
Żyzni lipcowym skwarne piaski duchem,
I czysty do dna, choć niezbadny okiem,
Dwoistym handlu łączy świat łańcuchem.

A butne z deszczów przechodnich tymczasem,
Chocia się rychło nadmą i poskoczą,
Uszedszy nieco strumyki z hałasem,
Ledwie za chwilę stopę ptaszą zmoczą.

Nie krwie wysokiéj, nie podłéj intrygi,
Sił zdolnych z pracy pragnie urząd żądzą:
Chcesz do honoru biegać na wyścigi,
Nadstaw przód ucha, jak tam ludzie sądzą.

Kto pierwszy światu mądre prawa tworzył
I w pewne szranki ród ludzki osadzał,
Komu prac więcéj z urzędem przysporzył;
Pierwszeństwem w kraju z powagą nadgradzał.

Nie na bałwany szła taka pozłota;
Znikały z swemi imiony ojczyce[2];
Często u pługa cześć nalazła cnota,
A światem władał ten, co żął pszenicę[3].

Lecz dumny umysł płonną postać chwyta
Wabnych ciężarów, ani patrzy na to,
Jaki stąd weźmie zysk rzeczpospolita;
Mniema, że Solon z krzesłem a z intratą.

Gdy chlubną wdzieję na ramiona togę,
A świetną bindą pyszny grzbiet przepaszę,
Pewnie tym dzielniéj ojczyznie pomogę
I płytkich kordów szeregi ustraszę?

Nie swoje noszę bez mocy zaszczyty,
Bym się zwał bożkiem, a w gwiazdy ubierał,
Bez głowy honor niewiele użyty:
Persa się stroił, a Macedo zdzierał.

Kraje się mącą, stękają narody,
Ledwie nie płaczu pełne wszytkie kąty;
Idzie w rum ziemia, tleją morskie wody,
Bo wóz słoneczny toczą Faetonty.

Gdy Rzym niesforny swéj domierzał mety,
A los północy wzywał rządzić światem,
Podłość rycerskie skaziła sygnety,
Zemsta najemnym władała senatem.

Chybiały celu bez rządu i głowy
Rozbiegłe serca wieczystym poswarem.
Każdy ojczyzny szukał sobie nowéj:
Ten ją z Pompejem, ów mniemał z Cezarem.

Więc i liczniejsze były konsulaty,
Błyskały w pękach niesilne topory,
Ciężyły krzesła odęte szkarłaty,
A kraj się mnożył w zgubę i honory.

W ścisłym ubóstwie, a z wysoką cnotą
Na trójne części ziemi jarzmo włożył:
Ubogi w radę, chociaż strojny w złoto,
Pożywszy drugich, i sam siebie pożył.

Bogdajbyś nigdy, zacny książę, raczéj
Jasnéj téj nędzy nie był ucześnikiem,
Niż miał być tylko w krajowéj rozpaczy
Praw i kościoła pozornym strażnikiem!

Czyń jako pasterz, by pod twym dozorem
Kwitnęły z wiarą obyczaje czyste;
A żeś pospołu wielkim senatorem,
Dobro poradą pomnażaj ojczyste.

Winnicę pańską głuszą dzikie krzaki;
Dworskich w niéj dosyć, a sług poczet mały.
Krzyknij-no na te bezczynne orszaki:
Po co tu próżno stoicie dzień cały?

Jest czym gorliwe ramiona zabawić:
Nie był kraj nigdy tak w pustki dostatni.
Coście mn winni, czas może objawić;
Z nieba wezwani, a na ziemi płatni.

Groźny możnego piorun Watykanu
Rozproszył synów po świecie Lojoli.
Użyj, płockiego gospodarzu łanu,
Jednych do szczepu, a drugich do roli.

Jeśli w gromadzie trudno daléj służyć,
Nie jest-to takiéj machina budowy,
By onéj cząstek żaden nie mógł użyć.
Kwitną gałązki, lubo pień niezdrowy.

Nie czynią zdolnym doktorskie kołnierze:
Wszędy się słabość znajduje ukryta.
Wszak i w odmiennym być mogę ubierze
Obywatelem, choć nie Jezuita.
1773, VIII, 240 — 251.







  1. Brat Władysława IV i Jana Kazimierza, królów polskich.
  2. Patricii.
  3. Serran konsul.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Naruszewicz.