W piekle na służbie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Udziela
Tytuł W piekle na służbie
Podtytuł Opowiadania ludowe ze Starego Sącza
Pochodzenie Czasopismo Wisła
1894, T.8, z.3, str. 435–439
Wydawca Michał Arct
Data wyd. 1894
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III. W piekle na służbie.

Daleko za miastem stała prochownia, której wartowali żołnierze dniem i nocą. Ale wielkie było nieszczęście, bo każdy żołnierz, który szedł na nocną wartę, nie wracał już z niej nigdy; coś go zawsze porywało. To też żołnierze żegnali się ze swojemi krewnemi i znajomemi, gdy przychodziła kolej na nich stać w nocy na warcie przy prochowni, polecali się Bogu i szli jak na śmierć pewną.
Jednego dnia przyszła kolej na żołnierza Kubę, co go wszyscy lubili, bo był dobry chłopak. Tak on pożegnał się ze wszystkiemi i kazał na drugi dzień napisać do swojej rodziny, skoro z warty nie wróci, a gdy nadszedł wieczór, poszedł wartować. Myślał sobie:
— Może ja się tu nie dam, mam przecie karabin, to będę strzelał, będę się bronił.
Do północy było cicho i spokojnie, ale gdy przyszła północ, spostrzegł, że coś czarnego zbliża się do niego. Więc pyta głośno:
— Kto tam?
Nikt się nie odzywa, ale coś czarnego ciągle się zbliża. Pyta się drugi raz i trzeci, wreszcie strzelił, ale przy blasku tym zobaczył przed sobą djabła. Żołnierz przestraszył się bardzo, rzucił karabin na ziemię i chciał uciekać. Djabeł przytrzymał go i powiedział, że mu nic nie zrobi, jeżeli pójdzie do piekła na służbę na rok i sześć niedziel. Kuba nie widział żadnej innej rady, więc się zgodził i poszli.
Na drugi dzień znaleźli żołnierze przy prochowni karabin i czapkę, ale Kuby nie było nigdzie, więc myśleli, że go coś porwało, jak innych, i napisali o tym do jego domu i żałowali go bardzo.
Tymczasem Kuba musiał w piekle ciężko pracować, bo musiał palić pod kotłami, w których się dusze w smole smażyły, albo też mieszać w tych kotłach. Że jednak był pracowity, spokojny i starszego słuchał, jakoś przecierpiał tę służbę w piekle, a nawet zyskał sobie przychylność tego djabła, któremu był do pomocy.
Gdy się już kończył rok i sześć niedziel, tak ten djabeł powiedział Kubie:
— Pamiętaj, jak cię będzie pytał Lucyper, czego chcesz za tę służbę, żebyś nic nie brał, tylko stary, ladacy płaszcz i starą torbę, co będzie tam wisieć w kącie. Jak to weźmiesz, to już będziesz miał wszystko.
Skoro się już Kubie skończyła służba w piekle, kazał go zawołać Lucyper do siebie i spytał, jakiej nagrody żąda za cały czas pracy. Wiedział on już, co ma powiedzieć, to też się odezwał:
— Iii! cóżbym ja tam miał chcieć? mnie nic nie potrzebne; jak wyjdę na świat, będę chodził jako dziad po żebrach, to mi dajcie ten stary płaszcz, co tam wisi w kącie, i tę torbę wytartą.
— Co ci po tym? — mówi Lucyper: — to stare i ladace, ja ci dam dziesięć nowych płaszczów, jak zechcesz, albo ci dam tyle pieniędzy, że sobie kupisz na świecie cokolwiek tylko zapragniesz.
— Nie pragnę ja niczego i nie mam co z pieniędzmi na świecie robić, bo mnie tam mają za umarłego, to prawie dla mnie taki płaszcz dziurawy i torba bylejaka.
I tak się przytym uparł, że dostał, czego chciał. Wtedy djabeł, jego pomocnik, powiedział mu przy pożegnaniu:
— Wiesz ty, co masz? Ten płaszcz jest taki, że jak się nim owiniesz, to cię ludzkie oko nie zobaczy, a jak go rozłożysz nad ramionami, niby skrzydła, to będziesz leciał powietrzem szybcej, niż ptak. A torba jest taka, że włożysz do niej cokolwiek zechcesz, a nie powiększy się, ani nie zacięży.
Wypuszczony Kuba z piekła poszedł w świat, dokąd go oczy poniosły. Idzie tak, idzie, aż zaszedł do jednego wielkiego miasta i wstąpił do karczmy. Było tam ludzi sporo i gadali to o tym, to o owym, a najwięcej o strapieniu swojego króla.
Miał ten król trzy córki bardzo ładne, ale cóż z tego, kiedy codziennie musiał im ojciec sprawiać po sześćdziesiąt par bucików, a co noc znikały gdzieś, pomimo silnej warty, i wracały dopiero nad ranem. Król ogłaszał wielką nagrodę dla tego, któryby przez noc jedną tylko córek upilnował, albo doniósł mu, gdzie się podziewają, ale nikt tego nie potrafił. Nareszcie obiecał król dać takiemu jedną córkę za żonę i pół królestwa, ale też zagroził, że ktoby się o to chciał pokusić, a nie da rady, przypłaci głową. Zgłosiło się kilku odważnych rycerzy, ale żaden nie upilnował córek królewskich i stracił głowę.
Jak tego wszystkiego Kuba wysłuchał, zebrał się zaraz, poszedł do królewskiego zamku i chciał, żeby go puścili do króla, bo on się dowie, gdzie panny wychodzą co noc. Ledwie że go do króla dopuścili, taki był niepokaźny, a nawet jeszcze nie umyty, jak z piekła wyszedł. Skoro powiedział, że się podejmuje dopilnować królewien, tak król kazał zawołać córki, żeby mu je pokazać, żeby wiedział kogo ma doglądać. Przyszły panny, a jedna była ładniejsza od drugiej, tylko bardzo z drwinkami patrzały na Kubę, gdy im ojciec powiedział, że tej nocy on ich będzie pilnował.
Na noc miał spać Kuba w przedpokoju sypialni królewien, a przede drzwiami i przed oknem stał żołnierz na warcie. Położył się Kuba i udawał, że śpi, a czekał, co to będzie. Około północy otwarły się drzwi sypialni, i wszystkie trzy królewny wyszły ładnie ubrane, zbliżyły się do Kuby i chciały się przekonać, czy śpi: to go szczypały, to kłuły szpilkami, ale on nie drgnął nawet, tak niby spał twardo. Wtedy każda królewna pokazała palcem po gardle, jak on to jutro będzie ścięty, i cichutko jedna po drugiej wyleciały dziurką od klucza przez drzwi.
Wtedy zerwał się Kuba, zarzucił na siebie torbę i płaszcz i skoczył za królewnami. Na polu zobaczył, że wzniosły się w powietrze i leciały górą jak ptaki. On też rozwinął płaszcz nad sobą i leciał powietrzem za niemi. Lecą i lecą, aż tu słyszy Kuba jakiś dziwny szum pod sobą. Patrzy, a to las miedziany tak szumi. Ułamał gałązkę z drzewa i włożył do torby. Lecieli dalej znowu ponad lasem srebrnym, z którego ułamał Kuba także gałązkę i schował do torby. Nareszcie lecieli ponad złotym lasem, a Kuba wziął też złotą gałązkę.
W środku tego lasu spuściły się królewny przed wielki dwór jasno oświecony, a Kuba za niemi. Przed tym dworem czekało na panny trzech młodych panów. Przywitali się ładnie i weszli do środka. Kuba zawinął się w płaszcz i wszedł także. Były tam bardzo piękne pokoje, a że muzyka grała, poszli we trzy pary tańczyć. Kuba zdziwił się bardzo, bo ten pokój, gdzie mieli tańczyć, był wyłożony brzytwami i nożami, to też skoro która panna raz w kółko zatańczyła, podeszwy u trzewików były posiekane, trzeba je było rzucić w kąt, a brać inne na nogi. W ten sposób zdarła każda w jeden wieczór po sześćdziesiąt par, i ojciec musiał sprawiać nowe. Ale co która rzuciła trzewiki w kąt, brał je Kuba i pchał do torby.
Po tańcach poszli jeść, a Kuba ukrył się niewidziany pod stołem. W czasie uczty wypadła jednej królewnie łyżka na ziemię, drugiej znowu nóż, a trzeciej widelec. Kuba pochował je do torby. Wreszcie umówili się, że przylecą tu znowu na drugi nów, że wtedy będzie wesele, i że nie powrócą już do do domu. Królewny przytym opowiadały, że ich jakiś głupi człowiek pilnuje, a tymczasem śpi dobrze, i jutro każe mu król ściąć głowę. Wszyscy śmieli się z tego, a nie wiedzieli, że Kuba znowu śmiał się z nich wszystkich, bo nie był taki głupi, jak się im zdawało. Gdy się już zabierali do powrotu, wyszedł Kuba naprzód, znowu tą samą drogą przyleciał do domu, położył się do łóżka i udawał, że śpi. Za chwilkę wleciały dziurką od klucza wszystkie trzy królewny, przeszły koło niego cicho na palcach, pokazując na migi, że jutro zetnie mu kat głowę.
Na drugi dzień rano zawołał król do siebie Kubę i córki i spytał się go, czy wie, gdzie były i co robiły. Królewny z drwinkami patrzały na niego i były ciekawe, co powie. Więc Kuba zaczął opowiadać, jak o północy wyszły królewny ze swojego pokoju wystrojone, jak chciały się przekonać, czy śpi, i szczypały i kłuły go szpilkami, jak potym wyleciały na pole dziurką od klucza i leciały powietrzem, a on za niemi. Opowiadał, jak leciały ponad miedziany las, srebrny i złoty, i na dowód wyjął z torby i podał królowi gałązkę miedzianą, srebrną i złotą, jak spuściły się przed dwór w lesie, gdzie ich wyczekiwali kawalery, jak tańczyli, i jak trzewiki darły, i wysypał przed królem wszystkie trzewiki jego córek z posiekanemi podeszwami. Mówił, że potym była uczta, i wyjął z torby srebrną łyżkę, nóż i widelec, a na każdym było wypisane imię królewny. Nakoniec powiedział i to, że na najbliższym nowiu ma być wesele, i panny nie miały już do domu powrócić. Opowiadanie swoje zakończył tym, że ci trzej kawalerowie to są djabli, którzy na nowiu chcą porwać królewny do piekła, dlatego ostrzega je przed tym, aby znajomości swoje pozrywały.
Z początku śmiały się królewny z Kuby, potym zaczęły się gniewać na niego i zaprzeczać wszystkiemu, wreszcie skoro całą historję opowiedział, rozpłakały się i przyrzekły ojcu, że skoro już wie o wszystkim, one nie mogą więcej odbywać tych nocnych wycieczek.
Król zdumiony słuchał tego opowiadania, a gdy Kuba skończył, zawołał:
— Dziękuję ci za to, żeś mi uratował córki, odtąd będziesz wspólnie ze mną rządził krajem i córkę jedną dam ci za żonę, powiedz tylko której chcesz.
Kuba wybrał najmłodszą, bo ta była jeszcze najlepszą. Wkrótce odbyło się wesele, na którym jedli i pili, aż po brodzie kapało, a w gębie nic nie pozostało.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Udziela.