W sieci spisku/XVII
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | W sieci spisku |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Księgarnia Dra Maksymiliana Bodeka |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia Bednarskiego |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Uncle Bernac |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Generał Savary pojechał do Tour-de-Briques, aby złożyć cesarzowi sprawozdanie o tych wypadkach, ja zaś i Gérard udaliśmy się do Boulogne, aby pokrzepić się butelką wina. Spodziewałem się, że zastanę tu kuzynkę Sybillę. Nie było jej tu jednak, a co mnie jeszcze bardziej dziwiło, nie zostawiła żadnej wiadomości, gdzie ją można zastać.
Nazajutrz rano o świcie zbudził mnie ze snu wysłaniec Napoleona.
— Cesarz wzywa pana do siebie, panie de Laval.
— Dokąd mam się udać?
— Do Tour-de-Briques.
Wiedziałem, że Napoleon żądaj od swych podwładnych przedewszystkiem szybkiego wypełniania swoich rozkazów. Za dziesięć minut siedziałem tedy na koniu, a w pół godziny później przybyłem do zamku. Wprowadzono mnie po schodach do pokoju, gdzie się znajdowali cesarz i jego małżonka. Józefina w blado-różowym uroczym szlafroczku, wyszywanym koronkami, leżała wygodnie na szezlongu, Napoleon zaś, wedle swego zwyczaju, przechadzał się po pokoju dużemi krokami. Miał na sobie dziwny kostjum, który zwykł był nosić w godzinach porannych, zanim rozpoczynał swoje czynności urzędowe; biały szlafrok, czerwone pantofle tureckie i białą chustkę jedwabną, owiniętą dokoła głowy. Cały ten strój nadawał mu wygląd plantatora w Indjach Zachodnich.
Silny zapach lawendy i wody kolońskiej zdradzał, że cesarz co tylko wyszedł z kąpieli. Był w wybornym humorze, a twarz Józefiny była, jak zwykle, odzwierciedleniem nastroju jej dostojnego małżonka. Oboje powitali mnie uprzejmym uśmiechem.
— Doskonale się pan spisałeś, panie de Laval — rzekł cesarz. — Savary opowiedział mi wszystko, co się zdarzyło i nie sądzę, aby można była zręczniej zabrać się do rzeczy. Ja sam nie mam dużo czasu myśleć o tem wszystkiem, ale moja żona będzie teraz spokojniej spała, skoro wie, że Toussac nie żyje.
— W samej rzeczy — zawołała cesarzowa. — To był człowiek okropny. Tak samo straszny, jak Cadoudal. Pomyśl tylko, gdyby mu się udało dostać do ciebie.
— Mnie nie opuści moja gwiazda, Józefino — rzekł Napoleon, głaszcząc ją pieszczotliwie po głowie. — Jestem fatalistą, jak Arab. Droga moja jest przedemną zakreślona, przyszłość leży przedemną, jak otwarta księga. Nic złego nie może mnie spotkać, zanim nie spełnię mego przeznaczenia. Wierzę w przeznaczenie moja droga.
— Dlaczegoż więc układasz naprzód plany, Napoleonie, skoro przeznaczenie panuje nad wszystkiem?
— Bo i to jest właśnie mojem przeznaczeniem, że mam układać plany, ty mały głuptasku. Czyż nie jest to bowiem dziełem przeznaczenia, że mój mózg jest zdolny ogarnąć tak wielkie myśli? Wznoszę, jak gdyby poza ścianą, gmach moich planów na przyszłość, a nikt nie widzi co buduję, zanim nie ukończyłem mego dzieła. Nie myślę nigdy dalej naprzód, jak na dwa lata, panie de Laval; cały dzisiejszy poranek spędziłem na tem, aby ułożyć stanowcze plany na jesień i zimę roku 1807... Ale, ale, panie de Laval chciałem panu jeszcze coś powiedzieć... Kuzynka pańska okazała w sprawie Toussaca wiele sprytu i energji. Byłaby zaiste wielka szkoda, gdyby taka dzielna dziewczyna miała poślubić takiego nędznego tchórza jak ten Łucjan Lesage, który już od tygodnia jęczy i płacze o łaskę. Czy nie jesteś pan tego samego zdania, co i ja?
Musiałem przyznać, że tak.
— Jest to zawsze los takich kobiet rozmarzonych i idealnie nastrojonych, że dają kierować sobą swej wyobraźni i kaprysom. Wydają mi się, jak owi ludzie na Wschodzie, którzy sądzą, że dobry żołnierz musi być koniecznie olbrzymem. To też nie chcieli wierzyć, abym ja mógł być lepszym wodzem od Klebera, ponieważ mój zewnętrzny wygląd mniej ich olśniewał, aniżeli jego głowa fryzjerska i postawa parobka. Tak samo kobiety robią bohatera z tego Łucjana Lesage’a tylko dlatego, ponieważ ma oczy cielęce i twarz foremną. Jego zewnętrzne zalety ujęły Sybillę a resztę sama dodaje mocą swej wyobraźni. Czy sądzi pan, że nie wyleczyłaby się ze swego zaślepienia, gdyby ujrzała jego charakter w świetle prawdziwem?
— O tem jestem przekonany, najjaśniejszy panie. O ile znam moją kuzynkę, wiem, że nie gardzi nikim więcej, aniżeli tchórzami.
— Pan mówisz o niej z takim zapałem, panie de Laval. Czy może ona przypadkiem także się wkradła w pańskie serce?
— Najjaśniejszy panie, wszak już powiedziałem, że kocham jedynie pannę de Choiseul.
— Tak, lecz ona daleko, za morzem; tymczasem rzeczy się zmieniły...
Constant wszedł do pokoju i rzekł:
— Najjaśniejszy panie, wezwana osoba jest jut tutaj.
— Dobrze, pójdziemy do przyległego pokoju, chodź ze mną, Józefino, ta sprawa zajmuje ciebie więcej, aniżeli mnie.
Weszliśmy do długiej, wąskiej sali, która miała z boku dwa duże okna; były one jednak tak szczelnie zasłonięte, że w sali panował tajemniczy mrok. Obok drugich drzwi naprzeciwko stał na straży mameluk Rustan, koło niego zaś Łucjan Lesage, z rękoma na piersiach skrzyżowanemi i z głową pochyloną na dół, obraz pokory i skruchy.
Gdyśmy weszli do sali, drgnął. Cesarz zbliżył się do niego o parę kroków, potem stanął przed nim, z rękoma w tył założonemi i spojrzał surowo na strwożonego więźnia.
— No i cóż — rzekł w końcu — przysmaliłeś pan sobie palce, będziesz odtąd prawdopodobnie ostrożniejszy z ogniem. Czy też może masz zamiar dalej jeszcze bawić się polityką?
— Gdy mi najjaśniejszy pan tylko tym razem raczy łaskawie wybaczyć — jąkał się Lesage — to złożę najuroczystsze przyrzeczenie, że aż do śmierci będę twoim najwierniejszym sługą.
Napoleon wziął w dwa palce szczyptę tabaki i jak zwykle, rozsypał ją na swoim białym szlafroku.
— Dobrze — rzekł — byłbym może gotów dać wiarę pańskim słowom. Najwierniejsi słudzy są właśnie ci, których bojaźń wiąże do ich pana. Wymagam jednak we wszystkiem ślepego posłuszeństwa.
— Chcę się podjąć wszelkiej pracy, jakiej najjaśniejszy pan odemnie zażąda... chcę wszystko posłusznie wypełnić, byleby mi najjaśniejszy pan wybaczył?
— Będziemy zaraz widzieli — odpowiedział cesarz. Jest to już taki mój kaprys, że każdy młody człowiek, który wstępuje do mnie na służbę, bądźto jako adjutant, bądź też jako sekretarz, musi się żenić z kobietą, którą ja mu wskażę. Czy zgadza się pan ze mną?
Lesage pobladł. Nerwowe ruchy rąk i drganie kurczowe na twarzy zdradzały, że toczy z sobą ciężką walkę wewnętrzną.
— Czy mogę zapytać, najjaśniejszy panie?
— Nie masz pan prawa stawiać żadnych pytań.
— Są przecież takie wypadki...
— Dość tego — krzyknął Napoleon ostro. — Ja się nie pytam, ja wydaję rozkazy i żądam, aby mnie słuchano... Rozumiesz pan?... Szukam męża dla panny de Bergerot. Albo się pan z nią ożenisz, albo wrócisz napowrót do więzienia.
Znów można było poznać na twarzy strwożonego młodzieńca walkę wewnętrzną. Stał zmieszany, lecz milczał.
— Dość tego — krzyknął cesarz. — Rustan, zawołaj straż.
— Na miłość boską, najjaśniejszy panie, nie posyłaj mnie napowrót do więzienia.
— Rustan, zawołaj straż.
— Uczynię wszystko, co najjaśniejszy pan każesz, ożenię się z kobietą, którą mi najjaśniejszy pan przeznaczył.
— Nędzniku! — wykrzyknął z gniewem jakiś głos kobiecy.
Zasłony przed jednem oknem rozsunęły się, a za niemi ukazała się, jak gdyby w ramach, wysoka smukła postać Sybilli. Trzęsła się z gniewu, twarz jej była blada, oczy ciskały błyskawice. Zapomniała o wszystkiem, o obecności cesarza i cesarzowej, miotana burzą uczuć, ogarnięta wstrętem i obrzydzeniem do tego nikczemnego tchórza, którego tak gorąco kochała.
— Mówiono mi, jakim ty jesteś nędznikiem — krzyczała — a ja nie chciałam temu wierzyć; nie mogłam temu wierzyć, gdyż nie uważałam za możliwe, aby tak podłe istoty istniały na tym świecie. Przyrzeczono mi dowody, a ja jeszcze zawsze nie wierzyłam. A!e teraz już wiem, co mam o tobie sądzić. Bogu dzięki, że się o tem jeszcze dowiedziałam dość wcześnie. l dla ciebie poświęciłam na śmierć człowieka, który był tysiąc razy więcej wart od ciebie. Teraz jednak ponoszą za mój niekobiecy uczynek zasłużoną karę. Zaiste, Toussac jest pomszczony.
— Dość tego — przerwał jej cesarz surowo. — Constant, odprowadź pannę Bernac do przyległego pokoju. Co się zaś pana tyczy, panie Lesage, nie mogę od żadnej damy na moim dworze wymagać, aby poślubiła takiego jak pan, człowieka. Wystarcza mi, że panna Bernac poznała prawdziwy pański charakter i że się wyleczyła ze swej nieszczęśliwej miłości. Rustan, wyprowadź więźnia.
— Z tym byłaby sprawa załatwiona — rzekł cesarz, zacierając ręce z zadowoleniem, gdy nieszczęsny Lesage opuścił pokój. — To twój pomysł, Józefino i wyrażam ci z tego powodu moje uznanie. A teraz chcę z panem skończyć, panie de Laval. Należy się panu nagroda za to, że swoim powrotem do Francji dałeś innym młodym szlachcicom dobry przykład, a powtóre za twój udział w schwytaniu Toussaca. Spisałeś się pan dzielnie.
Ogarnął mnie niepokój, gdyż przeczuwałem, co teraz nastąpi.
— Nie żądam żadnej nagrody, najjaśniejszy panie — odpowiedziałem.
— Jesteś pan zanadto skromny. Powziąłem już jednak postanowienie co do tego, jaką powinieneś otrzymać nagrodę. Wyznaczę panu rentę roczną, aby pan mógł, jako mój adjutant, żyć na odpowiedniej stopie, a oprócz tego otrzyma pan, jako małżonkę, damę dworu cesarzowej.
Uczułem ból w sercu, jak gdyby od ukłucia sztyletem.
— Nie mogę, najjaśniejszy panie — wyjąknąłem. — To w istocie niepodobieństwo.
— Tu niema się co zastanawiać. Ta panna pochodzi ze znakomitej rodziny i odznacza się niezwykłą urodą. Jednem słowem, rzecz jest ułożona; ślub wasz odbędzie się w najbliższy czwartek.
— To rzecz niemożliwa, najjaśniejszy panie, bezwarunkowo niemożliwa.
— Dla mnie, panie de Laval, nie istnieją rzeczy niemożliwe. Sprawa załatwiona i koniec.
— Najjaśniejszy panie, kocham inną pannę, dałem słowo i nigdy go nie złamię.
— Trwasz pan dalej przy swoim uporze? — zapytał Napoleon ozięble. — A więc dobrze, opuścisz pan moją służbę.
A zatem wszystkie moje marzenia o przyszłości rozwiewały się bezpowrotnie... Ale cóż robić?... Ulec?... Za nic w świecie.
— Jest to najboleśniejsza chwila w mojem życiu, najjaśniejszy panie — odpowiedziałem a jednak nie mogę pod żadnym warunkiem opuścić mej Eugenji. l chociażbym miał żebrać na drogach, chociażbym miał spełniać najniższe roboty, żadna inna panna nie zostanie moją żoną, jak tylko panna Eugenja de Choiseul.
Cesarzowa podniosła się z miejsca i przystąpiła do okna.
— Zanim pan wypowiesz ostatnie słowo, panie de Laval — rzekła — powinien pan przynajmniej zobaczyć tę damę dworu, którą panu przeznaczyliśmy.
I rozsunęła szybko zasłonę drugiego okna. W niszy stała młoda dziewczyna o pięknej postawie i uroczym profilu.
— Pokaż się, kochane dziecko — przemówiła łagodnie dobrotliwa monarchini.
Młoda panna wyszła z ukrycia, a ja wydałem okrzyk radości i przyskoczywszy do niej, porwałem ją w objęcia. Zdawało mi się, że to sen rozkoszny i nie mogłem uwierzyć, że spoglądam mej najdroższej Eugenji w jej cudne oczęta, promieniejące szczęściem. I całowałem wciąż jej usta, twarz i włosy, aż wkońcu uwierzyłem, że to rzeczywiście ona, moja ukochana dziewczyna.
— Zostawmy ich samych — rzekła cesarzowa swoim łagodnym głosem.
— Chodź, Napoleonie, budzą się we mnie wspomnienia dawno minionych dni w naszym domku przy ulicy Chautereine i ogarnia mnie smutek.
Tak tedy moje skromne opowiadanie zbliża się ku swemu końcowi.
Plan cesarza, jak zwykle, spełnił się ze ścisłą punktualnością i ślub nasz odbył się rzeczywiście, tak jak on rozkazał w najbliższy czwartek. Swem wszechmocnem, daleko sięgającem ramieniem sprowadził Eugenję z małego miasteczka w Kent, aby zapewnić się co do tego, że zostanę we Francji i aby ozdobić dwór swój jednem z najpiękniejszych nazwisk starej arystokracji francuskiej, de Choiseul.
O losach mojej kuzynki Sybilli opowiem innym razem dokładniej. Dziś jednak chcę już nadmienić to jeszcze, że wiele lat później poślubiła Stefana Gérarda, gdy już był szefem brygady i jednym z najsławniejszych wodzów kawalerji w całej wielkiej armji. Innym razem opowiem wam także, moi mili czytelnicy, jak odzyskałem napowrót zamek przodków moich, Grobois, z którym się łączą tak okropne wspomnienia, że dziś jeszcze zakłócają moją radość z posiadania jego. A tetaj dość o mojej osobie. I tak już za wiele o tem mówiłem.
Opowiadania moje o Napoleonie mogą mieć to jedno znaczenie, że dadzą potomności słabe wyobrażenie o osobistych przymiotach tego niezwykłego człowieka. O jego czynach i losach i tak wiecie wszystko z dziejów.
Zwinął obóz w Boulogne, przekonawszy się, że nie może pokonać swego groźnego sąsiada na morzu i że nie może z wojskiem wylądować w Anglji. Angielska flota odcięłaby go inaczej od jego głównych sił. Tą ogromną armją, którą chciał zalać Anglję, pobił Rosję i Austrję, a w następnym roku rozgromił Prusy. Począwszy od chwili, kiedy wstąpiłem do niego na służbę, aż do owego dnia, w którym jechał na wygnanie do dalekiej wyspy, skąd już nie miał nigdy powrócić, stałem wiernie u jego boku. Wraz z jego gwiazdą, wznosiła się także i opadała moja gwiazda.
Dziś jednak, gdy cofam się myślą wstecz w owe czasy, które z nim razem przeżyłem, pełne doniosłych wydarzeń, nie mogę orzec stanowczo, czy był złym, czy dobrym człowiekiem. To jedno wiem tylko, że był to człowiek wielki, niezwykły, którego nie można mierzyć tą samą miarą, co innych ludzi pospolitych.
Dlatego niechaj śpi spokojnie w swoim dumnym grobowcu, pod wspaniałą kopułą tumu Inwalidów. Spełnił swoje dzieło, a ta potężna ręka, która podniosła Francję na szczyt wielkości i zmieniała dowolnie granice państw europejskich, która obalała trony, rozpadła się w proch. Fatum potrzebowało go, fatum zmiotło go z powierzchni ziemi; a jednak żyje dalej w naszej pamięci, duch jego panuje nad światem, imię rozbrzmiewa w dziejach.
Pisano tomy o tym wielkim cesarzu, jedni wynosili go pod niebiosa, inni obsypywali błotem potwarzy. Ja nie uczyniłem ani jednego, ani drugiego. Chciałem tylko opisać wrażenie, jakie na mnie wywarł wtedy, w obozie w Boulogne, gdy stał na szczycie potęgi i gdy ja, po długich latach wygnania, wróciłem do ojczyzny i znów ujrzałem po raz pierwszy zamek przodków moich, Grobois.